Intermot 2016 - powiew nowego
Niemiecka Kolonia w tym tygodniu pełni funkcję światowej stolicy branży motocyklowej. Intermot 2016 zgodnie z zapowiedziami pokazał kilka ciekawych nowości, ale wbrew oczekiwaniom nie pokazał nam całego obrazu oferty producentów na sezon 2017. Do mocnych i słabych stron imprezy organizowanej w kraju związkowym Nadrenia Północna-Westfalia jeszcze wrócimy, bo naszą relację z tego wydarzenia zaczniemy od motocykli.
Dwa koła über alles
Możecie się z nami zgodzić lub nie, ale tegoroczny Intermot jak żaden wcześniejszy ilustruje prosty fakt, że motocykle są coraz bardziej do czerpania przyjemności z jazdy (tudzież wręcz lansu), a coraz mniej do jeżdżenia i nabijania kilometrów. Tym co najmocniej rzuca się w oczy na stoiskach poszczególnych producentów to maszyny do ekspresji własnej motocyklowej pasji i stylu życia. BMW, Triumph, czy Honda skupiły się na facetach w brodach, Yamaha stawia na tych, którzy nocą chodzą w przyciemnianych okularach, Suzuki mniej lub bardziej skutecznie próbuje na ulicy oddać emocje zarezerwowane do jazdy na torze. Pozostali producenci idą w ekstremalnie sportowe, albo ekstremalnie stylowe rozwiązania. Dopiero gdzieś tam z tyłu stoiska stoją sobie skromnie woły robocze o niższych cenach i pojemnościach. Czy to źle, czy dobrze? Nasze odczucia nie są tutaj jednoznaczne, ale także do tego wrócimy w podsumowaniu.
Europejscy producenci mają się bardzo dobrze. To nasz wniosek numer jeden. Zacznijmy od BMW, które pokazało cztery nowości. Zmodernizowany K1600GT teraz oferuje jeszcze więcej luksusu, nowy S1000R z wyższą mocą i niższą masą będzie jeszcze bardziej szalony, ale najważniejszym novum okazały się dwa sprzęty z kolekcji R nineT. Modele Pure i Racer wychodzą naprzeciw potrzebom miłośników stylu i klasycznego wzornictwa. Złośliwi przygadywali w trakcie prezentacji, że to żadne nowości, jedynie zmutowane wariacje R nineT Scramblera i pewnie jest w takich głosach nieco racji. Niezależnie od tego BMW świetnie wykorzystuje platformę R nineT przekuwając produkcję specyficznych motocykli dla specyficznych klientów w oczywisty sukces finansowy i Bawarczykom należą się słowa uznania. Wiemy, natomiast że Niemcy mają więcej ciekawych rzeczy do pokazania w zanadrzu. Terenowa wersją G310R? Cruiser na bazie K1600? To na razie domysły, ale BMW z pewnością myśli o tym jak dopiec Włochom w Mediolanie.
Triumph podobnie jak Niemcy drąży temat neoklasyków. Nowe Bonneville T100 i świetnie prezentujący się Street Cup są tego znakomitą ilustracją. Brytyjczykom brakuje nadal mniejszych pojemności i odejście od pomysłu 250-tki może dla okazać się nich strategicznie fatalną decyzją, bo na rynku jest klient rozglądający się za mniejszym i tańszym pojazdem z uznanym logiem na baku.
Zrozumieli to nawet Włosi. Co prawda obecny na konferencji Claudio Domenicali mówił dużo o sukcesach Ducati w mijającym sezonie, o nowych kolorach Mulitstrady i nowych algorytmach kontroli trakcji w 1299 Panigale, to dla wszystkich oczywiste było, że gwoździem programu jest model SuperSport oferowany w dwóch wersjach. Włosi zrozumieli, że ich oferta w średnim przedziale cenowym i pojemnościowym jeśli chodzi o motocykle sportowe (lub wyglądające na sportowe) jest praktycznie zerowa. Rodzina Panigale to rasowe konie wyścigowe ze wszystkimi tego konsekwencjami użytkowymi i cenowymi. A co jeśli chciałbym coś sportowego na ulicę w nieastronomicznej cenie? Ducati nareszcie ma czym walczyć tutaj o klienta i naszym zdaniem model SuperSport i SuperSportS ma wszystko co potrzeba do rynkowego sukcesu – zakładając rzecz jasna, że Włosi nie przesadzą z ceną. Wielki nieobecny? Oczywiście mała Multistrada. Obstawiamy, że zobaczymy ją w Mediolanie.
Tempa nie zwalnia także KTM. Austriacy zapowiedzieli, że sezon 2016 będą chcieli zamknąć liczbą 200 000 sprzedanych egzemplarzy. To naprawdę wynik godny uznania, szczególnie że jeszcze 10 lat temu KTM nie sprzedawał nawet połowy tego i ostatecznie musiał ratować się z finansowych tarapatów. Na imprezę w Kolonii pomarańczowi przygotowali nową kolekcję Adventure odchodząc od modelu 1190 i wprowadzając model 1090, czyli odblokowany model 1050. Austriackie motocykle dostępne będą w wersjach szosowych i terenowych. Także i ten producent ma swojego wielkiego nieobecnego i jest nim rzecz jasna Duke 890 z nowym dwucylindrowym silnikiem. Eicma w Mediolanie? Zapewne tak. Tuż obok rozstawiła się Husqvarna, na której stoisku najważniejszą nowością była zmodernizowana seria 701 z napędzanymi nowymi silnikami modelami Supermoto i Enduro.
Inni producenci z Europy nie zaszaleli. Grupa Piaggio przygotowała stoisko godne dużego dealera, a nie dużego koncernu motoryzacyjnego. Co prawda zobaczyliśmy na stoisku zmodernizowane model RSV4RR i RSV4RF, oraz nową Tuono 1100 Factory, ale sytuację ratowały głównie piękne dziewczyny i wyścigowy model RS-GP. MV Agusta nie pojawiła się w ogóle. Podobnie jak TM, Sherco, czy Beta. Wszystkim tym producentom mentalnie i geograficznie z pewnością jest bliżej do Mediolanu, ale jeśli rynek niemiecki jest największy w Europie, to siłą rzeczy trudno zrozumieć takie postępowanie.
Z amerykańskich firm tradycyjnie bogato wystawił się Harley-Davidson. Na tym stoisku wszystko kręci się wokół nowego silnika Milwaukee-Eight i modeli nim napędzanych. Jest stylowo i klimatycznie. Konkurenci nie pozostają jednak dłużni. Fajne stoisko przedstawił Indian, który pozycjonuje się jako bezpośrednia konkurencja dla H-D i Victory. Ten ostatni mniej dba o styl, chromy i szparunki, a bardziej koncentruje się na osiągach chcąc być synonimem power cruisera. Polaris, który jest wspólnym mianownikiem dla Indiana i Victory pokazał przy okazji obszerną kolekcję swoich terenowych wszędołazów.
A co na to wszystko Japonia? Japońscy producenci zaczynają rozumieć za co chce, a za co nie chce płacić syty zachodni konsument. Dotychczas w japońskich firmach panował pogląd, że jeśli coś nie jest niezbędne w motocyklu, nie ma potrzeby tego instalować. Po co amatorom wyczynowe zawieszenia i hamulce? Po co komu kontrola trakcji w wozie o mocy 70KM? Na cholerę sprzęgło antyhoppingowe w drogowej 600-tce? Japończycy zakładali, że dla 95% użytkowników którzy korzystają z motocykla na ulicy w zupełnie normalny sposób takie gadżety nie będą potrzebne, a motocykl w zakupie będzie tańszy. A pozostałe 5% po prostu zmodyfikuje sobie fury pod siebie, bo wybór akcesoriów wyścigowych, czy podróżniczych jak wiadomo jest szalony. Jak wiecie Japończycy mieli rację i jednocześnie zupełnie jej nie mieli. Dopiero teraz, po dwóch dekadach dryfowania na laurach i kilku ostatnich latach bezlitosnej konkurencji ze strony europejskich marek, producenci z Kraju Kwitnącej Wiśni zdali sobie sprawę, że ich racjonalne do bólu spojrzenie na motocykle nie ma wiele wspólnego ze sposobem myślenia klientów. Dlatego znów zaczęli budować odjechane motocykle w absurdalnie wysokich specyfikacjach, które po prostu przyprawiają o erekcję. Że tylko garstka będzie w stanie wykorzystać te hamulce, te zawieszenia i te silniki? Jak długo jak sprzedaż się zgadza, tak długo nie będzie to obchodziło. Jak to wygląda w praktyce?
Weźmy takie Kawasaki. Modele H2 i H2R w chwili prezentacji były taką petardą, że na własne oczy widzieliśmy jak na stoisku Zielonych ślinili się przy nich inżynierowie KTMa. W tym roku doładowane bestie dostępne będą także w wersji H2 Carbon, jak słusznie się domyślacie – jeszcze droższej. Kawasaki ZX-10R dostępne będzie w standardowej wersji i trzeba dużo złej woli, albo jeszcze więcej niewiedzy, aby nazwać ten sprzęt niekonkurencyjnym. Tymczasem Kawa poszła jeszcze dalej i w kolejnym sezonie dostępny będzie model ZX-10RR, który jest właściwie motocyklem gotowym do ścigania się na torze. Chcecie petardę? To macie petardę. Na szczęście producent z Akashi nie zapomniał także o zwykłych śmiertelnikach, przez co na Intermocie zadebiutowała nowa Ninja 650 oraz zmodernizowany Z1000SX. Na nowe Z650 i Z900 przyjdzie nam poczekać do imprezy w Mediolanie.
Podobny klimat zastaliśmy na stoisku Suzuki. Prawie jak nowy GSX-R1000 przybrał dwa wcielenia. Standardowa wersja dla Kowalskiego będzie miała wszystko czego potrzeba do stawienia czoła konkurencji w klasie jednego litra, ale dla tych, którzy chcą ścigać się producent z Hamamatsu przygotował model R, który kryje w sobie typowo torowe udogodnienia, począwszy od wyczynowego widelca BPF, przez wyścigowo zorientowaną elektronikę, skończywszy na takich dodatkach jak system szybkiej zmiany biegów do góry i do dołu. Niestety model GSX-R1000 i GSX-R1000R jest tak naprawdę nowością 2018, a nie 2017. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że wersja standardowa dostępna będzie w maju 2017 (czyli w czasie gdy wszyscy będą mieli zakupione ZX-10, R1, S1000RR, CBR1000RR, itd.), a model R ma trafić do salonów w czerwcu 2017, czyli w momencie, gdy w wielu krajach batalia w klasach Superbike i Superstock 1000 będzie trwała w najlepsze. Niecierpliwym pozostaje upalanie nowego GSX-R125, który wygląda na bardzo konkurencyjny pakiet w swojej klasie i który powinien był pojawić się w ofercie Suzuki przynajmniej jakieś 3 lata temu.
Nie samym sportem jednak człowiek żyje. Bardzo spodobała się nam modernizacja modelu, który kiedyś był GSRem, a teraz jest GSX-Sem 750. Bardzo dobre zmiany stylistyczne upodabniające ten model do litrowego GSX-Sa, więcej mocy, poprawione zawieszenia i hamulce, nowy pakiet elektroniki obejmujący kontrolę trakcji no i naprawdę świetne malowania. Dealerzy Suzuki mają powody do zadowolenia. Ten sam wniosek dotyczy zmian w rodzinie V-Stromów. Turystyczne 650-tki przeszły udaną kurację odmładzającą, która upodobniła je do większego brata. Model V-Strom 1000 zyskał tymczasem wersję XT, która powinna lepiej sprawdzić się dalej od asfaltowych dróg. Wszystkie V-Stromy mają teraz poprawioną elektronikę, w tym także kontrolę trakcji w mniejszych modelach. Mówiąc krótko Suzuki znów ma solidną ofertę i godnego przedstawiciela w praktycznie każdej klasie. Na Mediolan Suzuki zapowiada 4 nowości. Umieramy z ciekawości!
Yamaha to przykład ogromnego sukcesu, jaki można odnieść nawet po dłuższej chwili zastoju. Producent z Iwata rozjechał konkurencję swoją serią MT, a teraz na platformie tej dodaje coraz to nowe modele, które świetnie wpisują się w potrzeby zupełnie różnych grup odbiorców. W Kolonii zobaczyliśmy nowe wcielenie popularnej i przełomowej dla firmy Yamahy MT-09. Mały lifting nikomu jeszcze nie zaszkodził, natomiast sposób tablicy rejestracyjnej… pachnie w naszej ocenie lekkim nadużyciem Hawaiian Snow. Jeśli lubisz wyluzowane klimaty i szukasz motocykla który nie męczy osiągami, to model SCR900 powinien podpasować Ci idealnie. Pięknie wykonany Urban Scrambler, do wyluzowania, podziwiania i pojeżdżenia. Jeśli jednak nie chcesz, albo nie potrafisz wyluzować, to MT-10 SP powinna dać ci dreszcz emocji na ulicy i na torze. Yamaha ma długa tradycję budowania różnych modeli w wersji SP, czyli takich które mają topową specyfikację zawieszenia i historia uczy, że warto dołożyć trochę grosza, aby stać się posiadaczem takiego motocykla. Czekamy na nowy model R6, który poznamy na targach EICMA.
Z japońskich firm pozostaje nam Honda. Firma uważana za konserwatywną poniekąd potwierdziła swoje przywiązanie do klasyki wypuszczając na sezon 2017 model CB1100RS. Ta fura po prostu urywa głowę i nie daje spokojnie spać miłośnikom motocyklowej klasyki. Piękna, mistrzowsko wykonana, teraz w wyższej specyfikacji podwozia i na zwrotniejszym 17-calowym kole z przodu. No i wiadomo – Honda, to Honda. Ale największy na świecie producent motocykli nie zapomniał o tym, że wystawia topowy zespół w MotoGP i że wie jak produkować motocykle sportowe. Nowa CBR1000RR w dwóch wersjach SP i SP2 zapowiadała się jako lekkie rozczarowanie. Wszyscy doszukiwali się podobieństw do starego modelu, zakładając że mamy do czynienia bardziej ze zmodyfikowaną wersją poprzednika, niż z zupełnie nowym modelem. Tymczasem okazuje się, że nowy Fireblade to zupełnie nowy motocykl, który z miejsca powinien być konkurencyjny w swojej klasie i który w wersji SP2 przystosowany został do wyczynowego ścigania się na najwyższym poziomie. Jeśli chodzi o Hondę, to czekamy na model X-ADV, ale zapewne zobaczymy go dopiero w listopadzie w Mediolanie.
Hondowski X-ADV jest przypomnieniem, że rynek maksiskusterów w Europie zachodniej ma się nadal nieźle. Potwierdzeniem tego jest Kymco z modelem AK550, które rozwiązaniami technicznymi, osiągami i jakością wykonania w sposób bezceremonialny przypuszcza atak na takich graczy jak T-Max, czy C650 Sport. Obecny na naszym rynku SYM przypuszcza atak na wymagającego klienta ciekawym modelem CRUiSYM, który obok 300 centymetrowego silnika oferuje również nietuzinkową stylizację i bardzo dobrą jakość wykonania (plus takie bajery, jak możliwość zintegrowania telefonu z motocyklem i wyświetlaniem danych np. z Google Maps).
Nie samymi motocyklami człowiek żyje
Jak doskonale wiecie rynek motocyklowy to nie tylko motocykle. Na imprezie nie zabrakło większości najważniejszych graczy z branży odzieży i wyposażenia motocyklowego. Shoei pokazał swój nowy kask o nazwie RYD, Schuberth przygotował aż dwie nowości – zupełnie nowy i pozycjonowany niżej cenowo model R2 i nowe wcielenie hitu o nazwie C4. Nie zabrakło HJC, w tym także kasków, których malowania inspirowały postacie superbohaterów z komiksów Marvela. Wystawił się Arai, ale trochę zabrakło np. Sharka. Grupa Nolana wystawiła się skromnie przez swojego niemieckiego przedstawiciela, AGV zabrakło w ogóle.
Alpinestars wystawił się w naszej ocenie bez wodotrysków, podobnie zresztą jak Spidi, które z sobie tylko znanych powodów uznało że przygotuje stoisko w ostatniej hali, której nikt nie odwiedza. Ze znanych u nas marek warto zaznaczyć porządną obecność Rukki, Macny, Dane oraz Modeki. Dodajmy przy okazji że Modeka jest co prawda marką niemiecką, ale jej oferta kształtowana jest pod bardzo mocnym wpływem polskiego oddziału firmy. W pełni polskim akcentem była natomiast obecność marki Rebelhorn, która jest od stworzona od podstaw przez poznańską firmę Powerbike.
W halach Koln Messe znajdziecie rzecz jasna o wiele więcej. Firmy oponiarskie, producenci zawieszeń, elektroniki, środków smarnych, łańcuchów, klocków hamulcowych, akcesoriów – tą listę można by ciągnąć w nieskończoność. Ogólnie rzecz biorąc liczba wystawców, którzy zjechali się do Kolonii z dosłownie całego świata, w tym roku przekroczyła liczbę 1000. Organizator spodziewa się w tym roku 200 000 odwiedzających, których na miejscu zainteresować powinny także pokazy stuntu, testy motocykli, szkoły jazdy, ale również obszerne zaplecze gastronomiczne.
Mniej, ale więcej
Targi Intermot stają nieco w cieniu imprezy w Mediolanie. Włoskie firmy wolą wystawiać się z pełnym rozmachem u siebie, producenci motocykli zostawiają część nowości właśnie na imprezę w Lombardii. A zatem trudno zobaczyć na tej imprezie wszystko i wszystkich. Pomimo tego warto wybrać się do Niemiec. Objętościowo Intermot nieco się skurczył, ale merytorycznie jest w naszej ocenie lepiej niż w ostatnich latach. Impreza zajmuje mniej hal, ale dzieje się tak głównie z powodu znaczenie mniej widocznej obecności firm z Chin i Azji Południowo Wschodniej oferujących najtańsze akcesoria, na których europejski klient najwyraźniej sparzył się na tyle mocno, że nie chce ich już kupować.
Targi potrwają do najbliższej niedzieli. Ciągle macie czas, aby wsiąść w samochód i skoczyć ze znajomymi na miejsce, to zaledwie kilka godzin jazdy samochodem od polskiej granicy. Godziny otwarcia i ceny biletów możecie znaleźć na stronie organizatora.
|
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze