Setka dla kurażu - Polacy za kierownicą
Z lekkim zażenowaniem przyglądam się temu, co w ostatnich kilku dniach dzieje się w mediach i na portalach społecznościach w temacie pijanych kierowców. Wszystko zaczęło się od bandyckiego rodeo pewnego nastukanego kierowcy w Kamieniu Pomorskim. W tzw. międzyczasie ktoś w stanie wskazującym rozjechał 5-letnią dziewczynkę, jakiś podpity policjant uciekał przed kolegami, ktoś inny dachował pomimo tego, że lata temu zabrano mu za jazdę po pijaku prawo jazdy. Nie przymierzając – typowy obraz Polski po grubszym święcie. Zupełnie nie rozumiem w związku z tym skąd to ciśnienie na łączach i na siłę poważne miny reporterów nadających relacje bezpośrednio z miejsca zdarzeń.
Tak naprawdę wiem jednak skąd ten kabaret. Tutaj zadziałała magia liczb. W jednym wypadku zginęło 6 osób, a dwie inne zostały ranne. To tak jak z innymi tego typu sytuacjami. Gdy codziennie na naszych drogach jednego dnia ginie 12 osób (codziennie, to znaczy dzień w dzień!), nikt nie uważa tego za temat godny odnotowania. Gdy spada samolot, albo gdy rozbija się autobus z pielgrzymami i ginie inne 12 osób (tyle że jednocześnie), to już powód do napuszczania reporterów na rodziny ofiar, bezpośrednich transmisji z miejsca tragedii miejsce wypadku i ostatecznie do ogłaszania żałoby narodowej.
Śmiać mi się trochę chce, gdy w mediach widzę to politowania godne licytowanie się polityków w temacie zaostrzania kar. Specjalne spotkania rządu, pakiety rozwiązań i różne kreatywne sposoby uprzykrzania życia pijanym kierowcom przestępcom. Do tego krążące po sieci publikacje typu ''Morderca jest kimś innym, niż piszą media'' albo tabloidowe „Dożywocie dla pijanego kierowcy. Naród wydał wyrok”. To nie ma wiele wspólnego ze statystykami wypadków i szeroko rozumianą rzeczywistością, a mocno podgrzewa atmosferę dyskusji o pijanych kierowcach. Wygląda na to, że mnóstwo osób w tym kraju ma już gotowe pomysły jak definitywnie rozwiązać problem.
O tym jak bezsensowne i bezproduktywne są to dyskusje, oraz ja płonne są nadzieje na szybką poprawę sytuacji, pokazał pan Kazio z Łodzi. Pan Kazio (tak go sobie roboczo nazwałem) ma zapewne w domu telewizor, jakieś radio. Jako że posiada (a właściwie – posiadał) prawo jazdy jest też szansa, że potrafi czytać i rozumie to, co publikowane jest w gazetach. To wszystko daje mi podstawy do przypuszczeń że pan Kazio był świadom do czego prowadzić może kierowanie pojazdem na bani i jak negatywny jest odbiór takiego zachowania przez resztę społeczeństwa. No i ten właśnie pan Kazio, pomimo straszenia zaostrzeniem kar, wali na zajezdni albo gdzieś na pętli setę „dla kurażu”. Chwilę później dziarsko rusza swoim tramwajem na torowiska Łodzi pokazując tym samym swój środkowy, umazany smarem ze zwrotnicy, palec całej reszcie Łodzian i zwolennikom surowych kar dla pijanych kierowców. Resztę tej dykteryjki możecie doczytać w dzisiejszej prasie. No i co teraz? Zarekwirujecie mu tramwaj?
Gdzie jest problem? Ano problem jest w nas wszystkich. Takich panów Kaziów i dresiarzy z Kamienia Pomorskiego są w Polsce dziesiątki tysięcy, jeśli nie setki. Tyle tylko że ich wyczyny są najczęściej mniej spektakularne i rzadko trafiają na prasowe nagłówki. Problem tkwi w całym społeczeństwie i wcale nie chodzi tylko o to, że jeździmy samochodami na bani. Chodzi o państwo, które przecież składa się Polaków. Państwo które rozumiem jako polityków, ale nade przede wszystkim jako ludzi pracujących w policji, prokuraturze i sądach. Ludzi, którzy nie potrafią skutecznie egzekwować prawa które już mamy. Możemy mieć najlepsze przepisy, najsurowsze dopuszczalne kary, ale co po nich skoro najczęściej pijany kierowca karany jest w sposób iluzoryczny (np. wyrokiem w zawieszeniu)?
Chodzi o to, że generalnie jako społeczeństwo jesteśmy zbiorem osób o niskiej kulturze w każdym tego pojęcia znaczeniu. Nie chodzi o tylko o kulturę korzystania z alkoholu. Zobaczcie co dzieje się gdy zbierzemy w jednym miejscu większą grupę Polaków. Zwróćcie uwagę jak wygląda poziom debaty nas, Polaków gdy wypowiadamy się pod publikacjami w sieci, na forach, itd. Kto był na nartach w polskich górach, albo w szczycie sezonu w polskich kurortach nad morzem, czy na Mazurach, ten wie co mam na myśli. Do tego lata zaborów, okupacji i dyktatury zabiły w nas zdrowe społecznie postawy i wykształciły daleko idącą obojętność na to, co dzieje się wokół. Ktoś wsiada podpity do samochodu? Jeśli to nie mój samochód, to w czym problem? Myślicie, że to, że kolega z Kamienia Pomorskiego jedzie pijany owiane było tajemnicą? Przecież jechała z nim także pasażerka, która była świadkiem przestępstwa i nie reagowała.
Pozwólcie, że zilustruję to przykładem. Jeśli ktoś z Was był w Holandii, z pewnością rzuciły mu się w oczy ogromne okna, które zazwyczaj nie są zasłaniane i przechodnie mogą swobodnie zobaczyć co dzieje się w domu. W tym kraju, który od XVII wieku był pod silnym wpływem protestantyzmu znacząca część męskiej populacji przebywała na morzu (XVII i XVIII wiek to okres świetności holenderskiej Zjednoczonej Kompanii Wschodnioindyjskiej) i te wielkie okna były sposobem na pilnowanie przez lokalną społeczność tego, czy w domu nie dzieje się nic niemoralnego… Mówiąc krótko - cywilizowane społeczeństwa odrobiły pracę domową ze wzajemnej odpowiedzialności setki lat temu. To dlatego w Holandii legalnie można kupić marihuanę, a mimo to nie widać na ulicy upalonych Holendrów, bo tam ludzie potrafią odpowiedzialnie korzystać z wolności. My dopiero zaczynamy się tego uczyć i sytuacji szybko nie poprawią ani ostrzejsze kary, ani coraz bardziej dramatyczne relacje w ogólnopolskich stacjach telewizyjnych.
Obawiam się, że aby problem pijanych kierowców poprawił się w sposób znaczący musimy stać sie konsekwentni i poczekać. Przy czym nie mówimy tutaj o latach bycia konsekwentnym i czekania na poprawę, ale raczej o całych dekadach. Ostatnio pisaliśmy o tym, że motocykliści to najtrzeźwiejsza grupa kierowców w Polsce. To co prawda pocieszające, ale póki co musimy liczyć głównie na szczęście. Na to, że nie trafimy na pana Kazia kierującego na bani tramwajem. Nie dziwcie się więc gdy jakiś autobus wiozący dzieciaki spadnie z wiaduktu, tylko dlatego, że poprzedniego wieczoru kierujący nim pan Henio miał imieninową wizytę szwagra. Bo tu jest Polska i tu się pije.
Komentarze 13
Pokaż wszystkie komentarzePopieram autora, dokładnie tak samo myślę. W Polsce nie ma łatwo, cokolwiek politycy nie wymyślą i tak zostanie po staremu. Nie ma mocnych na "pana Kazia". Tu trzeba wymienić pokolenie, albo i dwa.
OdpowiedzP.S. W Łodzi nie ma "pętli" , są krańcówki :)
Odpowiedzautorze , stwierdzeniem ze jestesmy zbiorem ludzi o niskiej kulturze , popelniles blad , chyba ze mowisz to do swoich ziomkow z klatki , nie oceniaj jak nie znasz , zaś jesli masz zle doświadczenia...
Odpowiedzno jasne, ci debile to nie my, to oni.... ale społeczeństwo to MY i najlepiej je pokazujemy w wyborach i nie chodzi o liderów partii tylko posłów na których głosujemy w okręgach. a kogo wybieramy? bandy związkowców, wuefistów, pielęgniarek i innych pasożytów takich jak większość społeczeństwa! u nas w odróżnieniu do USA politykiem zostaje ambitne zero, a nie człowiek z sukcesem i własną kasą! BMW bierny, mierny ale wierny, reprezentujący idiotów chcących zasiłków! Prawo wyborcze powinno przysługiwać tylko ludziom realnie płacącym podatki, nie urzędnikom i nie bezrobotnym zasilanych z moich podatków, bo oni podatni są na kiełbasę! więc kolego ta ciemna masa w statystyce to ja i ty, a nie autor i jego klatka, to my ciemna masa, która kupuje show z Kamienia Pomorskiego....
Odpowiedz1) Prawko mam od 23 lat, różne kategorie A,B,B+E,C,C+E. W ciągu tego czasu 3 (trzy) razy byłem sprawdzany alkomatem (wynik0.00). Czyli 1 raz na 7 lat albo 1 raz na xxx.xxx kilometrów 2) W 2013 ...
Odpowiedzhttp://moto.onet.pl/pijany-kierowca-bez-prawa-jazdy-spowodowal-smiertelny-wypadek-na-mazurach/l1nhl . Kolejny dowód na to że nałogowi alkoholicy za kółkiem mają gdzieś to czy mają prawko czy już nie. Być może gdyby razem z zabraniem prawka sąd kazał mu się leczyć, nie zginąłby człowiek.
OdpowiedzKolego też mam kat AC. Ty chyba mało jeździsz albo mieszkasz na jakiejś dalekiej wiosce. Ja mieszkam w strefie nadgranicznej i kontrolowany jestem na zawartość alkoholu średnio raz na 1-2 tygodnie. Co do alkomatów też posiadam ale nie badziewie za 15zł tylko za 500zł. Nigdy mnie nie zawiódł a już wogóle nie pokazał zawartości jak nic nie piłem.
OdpowiedzNie wiem czy mało czy dużo. Przez jakiś czas jeździłem TIRem po Polsce. Trójmiasto to chyba nie jest daleka wioska i też leży w strefie nadgranicznej. Tylko się cieszyć że u Ciebie policmajstry spełniają swoje obowiązki jak należy. Gdyby tak było wszędzie to moglibyśmy mieć dopuszczalne 0,8 promila i żadnych wypadków. Alkomatu nie posiadam, ale jestem przeciwny obowiązkowi posiadania takowego. Rząd proponuje zakup badziewia za 15 PLN które nie działa, a poza tym jak wiem że jestem na....ny to nie musi mi tego alkomat pokazywać, a jak nie wiem czy rano coś wydmucham i chcę to sprawdzić to nawet wskazanie alkomatu za 500 albo 1500PLN nie gwarantuje mi tego że policyjny pokaże to samo. Tyle, że różnice między moim badziewiem i policyjnym to 10% tego co wydmuchują naprawdę niebezpieczni pijacy.
OdpowiedzPrawko mam od lat 16, od 8 robię ok. 40 tyś. km rocznie po i między największymi aglomeracjami tego kraju, sprawdzany alkomatem bylem 1 (słownie: jeden) raz. Tekstami o "dalekich wioskach" potwierdzaaz tylko tezy artykułu o kulturze Polaków. A co do Twojego alkomatu - skąd ta pewność?
OdpowiedzPrawko mam od lat 26, robię ok. 15 tyś. km rocznie autem i ok.12 tyś. km motocyklem. Poza jednym sprawdzaniem po stłuczce 12 lat temu nigdy nie byłem sprawdzany. Mieszkam Bielsko-Biała. Trasy po całej Polsce może z wyjątkiem północno-zachodniej części.
OdpowiedzNajważniejsze jest to, żeby łamanie jakichkolwiek przepisów było społecznie nieakceptowane. W PL jest tak, że kiedy ktoś np. gna 110 km/h przez wieś, to większość nie widzi w tym nic złego, bo to ...
OdpowiedzFakt - jest przyzwolenie społeczne na takie akcje. Ale odnoszę wrażenie, że (na szczęście) się to powoli (niestety) zmienia
OdpowiedzWlaśnie- oficjalnie!
OdpowiedzNo ja nie jestem fanem teorii spiskowych, ale moim zdaniem rządzący uwielbiaja takie nośne tematy. Skutecznie odwracaja one bowiem uwage od problemów na prawde ważnych. Byly dopalacze, byli kibole,...
OdpowiedzDokładnie ale to nie zmienia faktu że problem naprawdę istnieje.
OdpowiedzCoś mi tu śmierdzi. Pijacy od zawsze jeżdżą i zabijają ludzi na Polskich drogach. Bywały wypadki zbiorowe, wypadki autobusów pełnych dzieci i przypadki rozjechania przez pijaków przystanków ...
Odpowiedz