Supercross - Ryan Dungey wygrywa w Anaheim
Ryan Dungey w końcu wrzucił wyższy bieg i zdominował trzecią imprezę rozgrywaną w tym roku na stadionie w Anaheim. Czy to początek stopniowego dystansowania się w klasyfikacji punktowej?
Wbrew pozorom nikt inny nie potrzebował bardziej zwycięstwa niż aktualny lider klasyfikacji punktowej - Ryan Dungey. Zawodnik fabrycznego zespołu KTM-a nie może być wiecznie drugi i nawet jeśli prowadzi w generalce, to zdobywanie tytułów bez wygranych jest wizerunkowo niewygodne. Podczas piątej rundy AMA Supercrossu Dungey w końcu stanął na wysokości zadania, dominując wieczorny finał.
Piąta runda była trzecią i ostatnią w tym roku imprezą rozrywaną w kalifornijskiej miejscowości Anaheim na Angel Stadium. Tym razem ekipa z Dirt Wurx (firma podwykonawcza, która projektuje wszystkie tory w sezonie) przygotowała mocno techniczny tor z ogromnymi sekcjami whoopsów oraz ciekawie wyglądającym startem. Techniczny, pocięty koleinami tor wyraźnie sprzyjał Dungey’owi, który w głównym wyścigu wieczoru szybko wysunął się na prowadzenie i praktycznie niezagrożony prowadził do samej mety. Więcej, choć nie przesadnie dużo, działo się za jego plecami. O dziwo w walce o wysokie pozycje znalazł się Cole Seely, "numer dwa" w fabrycznej Hondzie. Seely na plecach czuł presję swojego zespołowego kolegi, Trey’a Canarda (zwycięzca poprzedniej rundy). Canard niestety popełnił nieduży błąd i tym samym przekreślił możliwość znalezienia się na podium.
To wyraźnie nie była noc Kena Roczena, któremu czegoś brakowało by walczyć o podium. Z jednej strony po zeszłotygodniowym wypadku to zrozumiałe. Z drugiej, pozwalanie Dungey’owi na budowanie przewagi jest bardzo niebezpieczne. Podczas zeszłorocznego sezonu AMA Motocrossu Roczen obronił się przed atakiem zespołowego kolegi (wtedy obydwaj jeździli w KTM-ie) tylko i wyłącznie przewagą punktową. Dungey jest zdeterminowany i zawsze, ale to zawsze niebezpieczny. Jeśli tylko The Dunge potrafiłby częściej pokazać "iskrę", to może nie musiałby teraz martwić się dużo mniej doświadczonymi i młodszymi zawodnikami jak Ken Roczen czy Eli Tomac.
To właśnie Tomac dopełnił podium, wyprzedzając na ostatnim okrążeniu Kena Roczena. Tomac cały czas ma problemy ze startami i sam utrudnia sobie życie. Z jego intensywnością i kondycją (widoczną zwłaszcza w drugiej połowie wyścigów, gdzie z okrążenia na okrążenia robi się szybszy) mógłby równie dobrze prowadzić w generalce. Póki co jest trzecim zawodnikiem Mistrzostw, wyprzedzając w klasyfikacji punktowej Trey’a Canarda. I Canard i Tomac po 5. rundach tracą co lidera po 23 punkty - a to całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że jesteśmy w 1/3 sezonu. Drugi w klasyfikacji punktowej nadal jest Roczen, a jego strata do Dungey’a urosła do 9. punktów.
Następna runda już w ten weekend, 7. lutego w San Diego. Będzie to ostatnia impreza na zachodnim wybrzeżu.
Foto: Cudby S. / KTM
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze