Rajd Dakar 2011 - gehenna przed sjestą
Piątkowy etap zawodnicy bardzo mile rozpoczęli, bo od eksploracji prawdziwych piaskowych gór pustyni Atacamy. Jazda po sięgających chmur wydmach, połączona z nawigowaniem jest tym dla rajdowców, czym miód dla Kubusia Puchatka. Później jednak piasek zastąpiły twarde, skaliste tereny wyschniętych jezior, które dla zawodników nie są już takie „fajne”.
Pierwszą część rajdu świetnie rozpoczął i tak samo zakończył Ruben Faria. Pomocnik Cyrila Despres, dojeżdżając do mety w Arica na pierwszym miejscu, ponownie okazał się lepszy od swojego pracodawcy. Ten wczoraj był trzeci, tuż przed swoim największym rywalem Marciem Comą. Drugą lokatę wywalczył Helder Rodrigues.
„To był bardzo trudny etap, bardzo długi i wyboisty. OS rozpocząłem jadąc swoim własnym tempem, do momentu tankowania. Chyba straciłem trochę czasu. Później przyśpieszyłem. 200 km przed metą wyprzedziłem Despresa, Comę, Rodriguesa i „Chaleco”. Pozostałem z nimi, więc sądzę, że powinienem wygrać. Jako pomocnik Cyrila zawsze staram się jechać rozsądnie, ale są chwile, kiedy mogę wykorzystać sytuację. Wystartowałem rano jako siódmy i to mi pomogło. Myślę, że Cyril będzie ze mnie zadowolony.” – podsumował Ruben Faria.
Polacy wciąż jadą bardzo równo i rozsądnie. Jacek Czachor, po przejechaniu liczącego 456 km odcinka specjalnego, został sklasyfikowany na 20. miejscu. Tuż za nim na metę wjechał Marek Dąbrowski. Wynik ten pozwolił im objąć odpowiednio 17. i 18. lokatę w tabeli klasyfikacji generalnej. Na jej czele wciąż stoi Marc Coma.
„Przed nami jeszcze siedem dni ścigania i dwa tak długie etapy, jak dzisiaj. Jutro mamy dzień odpoczynku, zdecydowanie się nam przyda. Początek etapu wiódł przez wydmy. Niestety jechałem w grupie i strasznie się kurzyło. Po tankowaniu zaczął się bardzo nieprzyjemny teren: fesz-fesz, spalona ziemia, kamienie, czyli całe spektrum różnych nawierzchni. Jadąc nie mam nawet czasu przyjrzeć się po czym jadę. Muszę się mocno koncentrować na trasie, gdyż tempo tego rajdu jest bardzo wysokie. Cały czas trzymam gaz do oporu. Na razie mam za sobą sześć etapów i siedemnastą lokatę. Jeśli podskoczę parę pozycji będę bardzo zadowolony.” – skomentował Jacek Czachor.
„Początek etapu był rewelacyjny. Miałem dużą frajdę jadąc po wydmach. Później przyszedł jednak bardzo trudny teren. Trochę nie wytrzymały mi ręce i zaczęły boleć, musiałem trochę zwolnić. Bardzo się zmęczyłem wybierając dziury. Mamy połowę rajdu, pozycja jest lepsza niż zakładałem, więc jest OK. Teraz trzeba będzie zregenerować organizm i od niedzieli znowu atakować.” – dodał Marek Dąbrowski.
Odcinek specjalny, zlokalizowany na trasie z Iquique do Aricy, jako bardzo ciężki ocenił również Krzysztof Hołowczyc. Jego BMW nie było odpowiednio przygotowane do warunków panujących na trasie. Nie podejmując nadmiernego ryzyka Hołek ukończył wczorajszy dzień na szóstej pozycji, ustępując miejsca wszystkim Volkswagenom ze stajni Motorsport z „El-Matadorem” na czele oraz koledze z teamu fabrycznego BMW – Peterhanselowi. Ten ostatni miał jednak wczoraj sporo przygód. Po świetnym początku, kiedy to przewodził stawce samochodowej, zaczęły się problemy z kołami. Dziewięciokrotny zwycięzca Dakaru złapał aż cztery kapcie.
„To nie był etap skonstruowany pod nasz samochód. Było bardzo ciężko. Musiałem w pewnym momencie odpuścić. W przeciwnym razie byłyby przebite koła i moglibyśmy zniszczyć rajdówkę. Moja pozycja w klasyfikacji jest dość klarowna, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że Mark Miller nadchodzi. Dzisiaj pojechał rewelacyjnie. Mój samochód woli twardsze trasy. Mamy bardzo twardo zestrojone zawieszenie i na miękkim fesz-feszu po prostu samochód pływał, nie byłem w stanie nim precyzyjnie skręcać. Bałem się, że przywalę w jakiś kamień i tam skończy się dla nas rajd. Jestem przekonany, że ten odcinek specjalny i tak zabierze wiele samochodów.” – powiedział Krzysztof Hołowczyc.
Z uśmiechem na twarzy i dumą w sercu zapewne odpoczywa dziś Łukasz Łaskawiec. Kierowca biało-czerwonej Yamahy z numerem 269 na mecie piątkowego odcinka specjalnego zajmuję najlepszą jak dotąd szóstą lokatę. Polak obecnie zamyka pierwszą dziesiątkę kierowców quadów. Bezprecedensowe zwycięstwo odniósł ponownie Alejandro Patronelli.
W chwili obecnej (4:30 nad ranem) nie ma wieści o wynikach Polaków jadących w ciężarówką MAN. Nie jest to jednak niepokojący znak. Załogi największych „potworów” jadących w Dakarze na trasę wyjeżdżają ostatnie w kolejności. Niemniej jednak trzymamy kciuki za naszych jedynych reprezentantów w tej klasie – Grzegorza Barana i pilotującego go Rafała Martona.
Na dzisiejszy dzień uczestnicy Rajdu Dakar 2011 czekali z wytęsknieniem. Po sześciu trudnych etapach w końcu mogą oni choć trochę wypocząć przed zmierzeniem się z kolejnymi wyzwaniami trasy Dakaru. W niedzielę, kiedy to zawodnicy staną na starcie siódmego etapu będą mieli do pokonania aż 631 km odcinka specjalnego. To najdłuższy OS tegorocznego Rajdu Dakar.
Fot. www.dakar.com
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarze"_Bezprecedensowe_ zwycięstwo odniósł _ponownie_ Alejandro Patronelli." Hmmm...
Odpowiedz