Przegląd używanych motocykli i skuterów do 3000 zł. Czy da się kupić nie-trupa?
Im niżej zejdziesz z ceną w portalach ogłoszeniowych przy szukaniu używanych jeżdżących rzeczy, tym bardziej oferta zaczyna przypominać menu w barze przy drodze E67 na wysokości Piotrkowa - nic, na co masz ochotę i co będzie dobre dla zdrowia. Mimo to, przy odpowiedniej odwadze, motywacji i kreatywności można kupić coś, co ma spore szanse na przejście przeglądu i posłuży jeszcze z dwa sezony. Trzy tysiące za używany skuter/motocykl to niewiele i będzie się trzeba nagłówkować, żeby kupić w tej kasie rower. Przejrzałem, co w tym temacie ma do powiedzenia internet i założenie było w miarę proste - ma być od 250cc w górę, do 3 tysiaków i musi odpalać. Nie spodziewaj się, że sprzęty będą a) ładne, b) zadbane, c) sprzedający będą znali podstawy ortografii. Oto wnioski.
Oczywiste i sensowne
Dużych skuterów w tej kasie jest więcej niż może się wydawać. W cenie poniżej 3K znalazłem kilka względnie niebrzydkich sztuk Yamahy Majesty 400 (mój typ), ale bez problemu wyhaczysz przedstawicieli maxiskuterów z Piaggio, Gilery, Aprilii i wcale nie jest tak, że wszystkie są wyłowione z jeziora. Jasne, 90% z nich tyrało po lesie z dżdżownicami i wędkami w schowku i ma lakier pokiereszowany bardziej niż twarz Popka, ale obstawiam, że po małym przeglądzie wariatora, paska i napojone nowym olejem obskoczą jeszcze wiele zawodów powiatowych kół wędkarskich. Co ciekawe, kategoria używanych skuterów 50cc to Eldorado i tam można wybierać jak na śniadaniu all-exclusive, zdecydowanie temat na osobny artykuł.
Yamaha Majesty 400
Dobrze, ale co jeśli masz gdzieś przekładnie bezstopniowe i chcesz mielić lewą stopą i uczyć się ruszać bez gaśnięcia silnika? Na dzień dobry należy powiedzieć, że do 3K znalezienie jakiejkolwiek sensownej Hondy jest praktycznie niemożliwe, chyba, że mówimy o zmotanych Magnach z lat 80-tych. Wielkie Skrzydło zawsze trzymało poziom cenowy w używkach, więc najlepiej od razu zaznaczyć Suzuki, Yamahę i Kawasaki. Zacznijmy od Kawasaki - moim zdaniem nr 1 poszukiwań to GPZ500. Do 3 tysięcy wyhaczysz akceptowalną sztukę, która być może nawet nie brała udziału w żadnej bójce. W swoim czasie ten sprzęt rywalizował z Suzuki GS500 i Hondą CB500, ale dominował nad obydwoma pod względem dynamiki. W tamtym czasie Kawasaki często padało ofiarą mitów o awaryjności, które powielali ci, którzy żadnym nie jeździli. GPZ pod tym względem nie odstawał od GS500 i CB500. Dziś różnica jest taka, że w cenie Hondy można kupić dwa używane Suzuki/Kawasaki.
Kawsaki GPZ 500
To powiedziawszy, ja bym kupił GS500. Jestem zdania, że ten motocykl jest kuloodpornym zombie niemożliwym do ubicia. Trzy tysiaki spokojnie pozwolą ci kupić sensowną sztukę, czasami nawet z kompletnym lakierem, ale ja bym się tym nie przejmował i brał wszystko, co odpala i jeździ, założył crash-pady i uczył się upalania na torze. GS500 w swoim czasie były używane w szkołach jazdy i gdyby nie lobby i ustawione przetargi, dalej by tam jeździły, zresztą sporo sztuk na rynku wtórnym to ex-szkolniaki, które nadal nie chcą umrzeć.
Fajnie, fajnie, ale te wszystkie powyższe japońce mają jeden wspólny mianownik - dwa garnki, a jak wiadomo, cztery garnki są lepsze, bo jest ich dwa razy więcej. Co wtedy? Wtedy musisz zrobić to, co zrobiłem ja, czyli kupić Yamahę XJ600 Diversion, której w okolicach 3K jest mnogość - w chwili pisania tych słów - 24 sztuki do 3000 zł i to tylko na jednym portalu, jedną znalazłem za 1500 zł z przebiegiem prawie 100 tys (dopiero się dotarła) i co ciekawe, wcale nie są to strucle sklejane z czterech innych motocykli. Jeśli sobie wymyślisz i zapragniesz turystyka, który nie zgaśnie zaraz jak odpali i będzie miał cztery cylindry, dalsze szukanie nie ma sensu. Chyba, że uda ci się znaleźć Suzuki GSX-F 750, tzw. "Jajko". Ma znacznie więcej mocy, lepszą moim zdaniem skrzynię biegów (większość Suzuki z tego okresu miało przekładnie dopracowane do perfekcji) i nieśmiertelnego olejaka w ramie, ale znalezienie sztuki, której diagnosta na stacji kontroli nie skropi wodą święconą może być trochę problematyczne.
Yamaha XJ600 Diversion
Nieoczywiste i trochę mniej sensowe
To zawsze najfajniejsza część takich poszukiwań. Dobrze wiem, jak to jest. Żyjesz sobie spokojnie w poukładany sposób i nagle uderza cię myśl i piszesz do ziomka: "Ej mordeczko, a jakby taki kupić...". Znam to, nadal okazyjnie mnie dopada raz na jakieś dwa lata. Potem wskakujesz w Internet i szukasz najgłupszej możliwej rzeczy w najmniejszym możliwym budżecie. I tym razem się nie zawiodłem, bo znalazłem Hondę CBR900RR SC33 z przodem od CRF450. Patrząc od tyłu, do końca baku wszystko jest spoko, ale zaraz potem wjeżdża widelec i 21-calowe koło od crossa. Dlaczego? Dlaczego nie? Wszystko za 2500 zł, nadal aktualne. To mi daje do myślenia, że rynek obfituje w różnego rodzaju zmoty w różnym stanie rozkładu. Siedź na necie wystarczająco długo, a znajdziesz kilka GSX-R 1100 przerobionych na streetfightery. Przetłumaczę: znajdziesz kilka GSX-R 1100 po dzwonie, z owiewką z Aliexpress. Znajdziesz kilka ładnych Banditów 600, kilka ładnych baz na odbudowanie youngtimera, a jeśli wydaje ci się, że do 3K znajdziesz Komara lub Ogara, bo trzydzieści lat temu upalałeś go u dziadka na wsi, to znajdziesz wyłącznie rozczarowanie.
Honda CBR900RR SC33
Wcale nie ma takiej tragedii jakiej można było się spodziewać. Da się wyrwać odpalający, jeżdżący motocykl, który przejdzie przegląd i ma jeszcze sporo przebiegu w zapasie. Moja rada , a w zasadzie dwie - przeglądając ogłoszenia do każdej ceny dolicz parę stówek na ogarnięcie niespodzianek po przyjechaniu do domu, bo te na bank się objawią. Druga - kup Suzuki GS500.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze