Koncern z Milwaukee zaprezentowawszy w 2001 zwykłego V-Roda sprawił, że wszystkim i entuzjastom marki i jej przeciwnikom, szczęki opadły w okolice obuwia. Po primo, wyglądał jak mokry sen niemieckiego perfekcjonisty. Był dopracowany w najdrobniejszych detalach, wręcz mikroskopijnych. To nie powinno dziwić, ponieważ przy budowie paluchy maczali ludzie z Porsche. Co prawda najwięcej majstrowali przy silniku, ale z pewnością dorwali więcej, niż jeden kawałek tortu. Później pojawiła się mroczna wersja Night Rod, w czarnym malowaniu, ze sportową mini-owiewką. Jednak dopiero V-Rod Muscle wstrząsnął światkiem motocyklowym. Nawet nasz redaktor naczelny, który za najlepszego cruisera uważa Hayabusę, stwierdził, że Muscle wygląda przepięknie. Przepięknie wygląda zachód słońca na plaży w Kołobrzegu. V-Rod Muscle to wyrzeźbiony za pomocą dłuta i skalpela drag bike, niski, przysadzisty, stylowy. Silników w V-Rodach używa się nieco inaczej, niż w pozostałych Harleyach. Oczywiście da się zapiąć najwyższy bieg i w stylu Denisa Hoppera połykać kolejne kilometry, moment obrotowy sprawia, że silnik jest wystarczająco elastyczny. Jednak obrotomierz wyskalowany do 10 tys. obrotów, a prędkościomierz wyskalowany do 240 km/h świadczą o zastosowaniu nieco odbiegającym od spokojnego pykania od krajobrazu do krajobrazu. Złośliwi twierdzą, że to wcale nie jest Harley Davidson, bo nie wibruje i nie telepie jak rosyjska pralka. Być może ten element HD-owskiej kultury zaniknął w Muscle, ale jego przeciwnicy powinni na wieki zamilknąć, jeżeli chodzi o styl, piękno i pożądanie. No i ta nazwa … To tak, jakby nazwać ZX9R „Kawasaki Pękająca Rama”.
|
|
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze