Samochód a motocykl - poszukując odpowiedników - strona 2
Suzuki DL650 V-Strom = Suzuki Jimny
Jimny nie jest może najbardziej męskim pojazdem 4x4, ale cholernie trudno znaleźć w nim coś złego. Małe, zwinne autko z napędem na wszystkie koła, idealnie sprawdzające się jako tzw. weekendówka, transport na zakupy, do pracy, na grzyby. Coś stworzonego do zasypanej śniegiem metropolii. V-Strom z tego samego koncernu jest motocyklem MacGyvera. Silnik z SV650 zapewnia nutkę ekscytacji, a praktyczne właściwości imponują. DL650 jest lekki, oszczędny, tani w zakupie i serwisie (mało się psuje), pojedzie w terenie, a w mieście nie ma takiej muldy, studzienki czy toru tramwajowego, który byłby go w stanie zdenerwować.
Kawasaki ZX10R 2011 = Nissan GT-R
Jakby to było połączyć laptopa z bombą atomową „Fat Man”? Wyszłoby Kawasaki ZX10R 2011, które jest nowatorskie pod bardzo wieloma względami, ale nadal silne i dzikie jak pies dingo. Elektroniczne systemy dbają, aby można było pojechać pełnym ogniem możliwie najbezpieczniej i możliwie najłatwiej. Nissan GT-R to czterokołowy klon Kawy, doładowany kalkulator, który z relatywnie małego silnika V6 o pojemności 3,8 litra uzyskuje niemal 500 KM przenoszonych na wszystkie koła. W obydwu tych sprzętach cyfrowe wnętrzności nie dbają o to, aby jechać bezpiecznie. Dbają, aby jechać bezpiecznie na maksa.
Aprilia RVS4 = Lancia Stratos
Stratos to samochód bezwzględnie piękny. Bertone się zadłużył, aby dokończyć proces projektowania i zaprezentować gotowy wóz. Silnik z Ferrari brzmiał jak szczytujący Axl Rose, a radykalnie filigranowe gabaryty sprawiały, że Stratos był na drodze jak trzmiel. Oczywiście będąc wyrobem włoskiego przemysłu motoryzacyjnego z lat 70-tych, Stratos był daleko od słów „niezawodny” i „praktyczny”. Aprilia RSV4 często opisywana jest jako litr w ciele sześćsetki. Fantastyczny silnik V4 generuje 180 KM, co przy takiej masie i takim rozmiarze motocykla zwiastuje tylko jedno – emocje.
Honda CBR600 F3 = Mazda MX5
Mazda MX5 mimo, że stale cierpiała z powodu klasyfikacji jako auto dla homoseksualistów, sprzedała się w rekordowych ilościach. Był to jeden z najtańszych sposobów, aby stać się właścicielem sportowego cabrio. Była lekka, zwinna, żwawa i po prostu fajna, a w dodatku jej zakup i eksploatacja nie rujnowały portfela. Honda CBR600 F3 to dokładnie te same cechy. Jest to motocykl hiperpopularny, z silnikiem będącym wzorem kuloodporności, tani i zapewniający sportowe wrażenia z jazdy, a przy tym fantastycznie spisujący się jako transporter z A do B na co dzień.
Britten V1000 = Ascari A10
John Britten był jednym z tych ludzi, którzy powstałe w głowie marzenie realizują. Stworzył motocykl w szopie i nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież wielu ludzi tak robi. Britten jednak zbudował w owej szopie motocykl, który zmiótł dużych chłopców z Japonii. V1000 to sprzęt absolutnie przepiękny nie tylko dlatego, że tak wygląda. Jest także ucieleśnieniem snów jednego człowieka, który zdecydował się nadać im fizyczną formę. Z Ascari jest podobnie, choć jego historia ma nieco snobistyczny posmak. Pewien miliarder postanowił stworzyć swoją manufakturę, a wraz z nią superato na tyle mocne, charakterne i radykalne, żeby konkurować z ustabilizowaną linią nad-wozów z Włoch i Niemiec. Udało się. A10 z silnikiem V8 od BMW dysponującym zabawną wręcz mocą w aucie o takiej masie (1280 kg) 625 KM, manualną skrzynią biegów i pierwszą setką osiąganą w 2,8 sekundy, jest drogowym rottweilerem ze szczęką wycelowaną w aorty konkurencji.
Vespa = Mini
Po prostu. Nie ma chyba wątpliwości co do faktu że Vespa jest odpowiednikiem Mini. Mały seksowny skuter wszędzie wygląda dobrze, nawet, jeśli zaparkujemy go w środku Bytomia, albo przetopimy na sztućce. To nieśmiertelna ikona stylu, elegancji i charyzmy. Mini Cooper rozsławiony przez Jasia Fasolę jest bardziej brytyjski, niż królowa albo ryba z frytkami (mowa o starym, prawdziwym Mini, nie nowym zgermanizowanym) Nie zdziwiłbym się, jeśli wizerunek Mini zaczął się pojawiać na funtach, podobnie jak nie zdziwiłbym się, jeśli wizerunek Vespy zaczął się pojawiać na butelkach z afrodyzjakiem.
Honda CBX1000 = Mercedes SL300 Gullwing
Jeśli ktoś jest na tyle szczęśliwy, że posiada CBX1000 lub Gullwinga, to z całą pewnością nie jeździ nimi po bułki czy na pocztę, ale raczej oszczędza je na idylliczne niedzielne przedpołudnia, kiedy można uprawiać głęboki disfrutar z każdego przejechanego metra. Obydwa te pojazdy są w jakiś sposób technicznie innowacyjne. Honda miała 24-zaworowy sześciocylindrowy silnik z rozrządem DOHC i całą litanią gaźników, Gullwing także miał sześć garów w rzędzie i w latach 50-tych osiągał 220 km/h, a to w tamtych czasach było prędkością rakietową. Mercedes wrócił do korzeni z SLS AMG. Teraz czekamy na Hondę.
Suzuki TL1000S = Dodge Viper
Długo zastanawiałem się, czy nie dać tutaj TVRa, np 350C, albo Tuscana. Viper (koniecznie niebieskie coupe z białymi pasami) to bohater plakatów w chłopięcych pokojach, także moim. Wóz zupełnie mentalny i głupi. 10 cylindrów, sto tysięcy niutonometrów, zbudowany przez amerykańską pogodynkę z południa, trudny. TL1000S to jedyny motocykl z zespołem Touretta. Podczas pozornie spokojnej jazdy, obroty lubią ni stąd ni z owąd zwiększyć się o 90000/min, a przednie koło podjąć decyzję, że już nie chce być w stałym kontakcie z jezdnią. Układ wtryskowy lubił podawać paliwo w znanej tylko sobie ilości, a tylne zawieszenie to konstrukcja organiczna. Z TLem trudno żyć, ale z pewnością nie można narzekać na nudę. Coś jak wiecznie pijany treser lwów jako mąż.
Kymco Dink = Daewoo Tico
Obydwa te pojazdy łączy jedno – brzydota. Obydwa godne są określenia kreatury. Obydwa przypominają wujka z wąsem i w śmiesznym swetrze. Obydwa mają niską (nie bez powodu) cenę i takie samo przeznaczenie – bycie bezdusznym, ubogim charakterowo jeździłem do załatwiania spraw. I żadnego z nich nie chcielibyśmy mieć.
Ural = Gaz 69
Ural i Gaz są dziećmi tego samego systemu, który nie znał takich pojęć jak assistance i obsługa posprzedażowa. Kuźnia talentów jeżeli chodzi o polowe naprawy. Oba wynalazki są równie rosyjskie, jak Kałasznikow (z tym, że Kałasznikow zawsze działa). Na każdym zlocie militarnych oldtimerów Gazik i Ural są celebrytami. Słowa „purystyczne” można użyć w przypadku Ducati Monstera. Tutaj bardziej odpowiednie będzie „surowe”.
KTM RC8R = Lamborghini Gallardo Superlaggera
RC8R niby jest litrem, ale nie można go stawiać obok japońskich techno-boyów. To coś o wiele bardziej ekskluzywnego o znacznie mniejszej skali sprzedaży. KTMa można używać cywilnie, na co dzień, ale to tak, jakby codziennie jeść karpia. Źle się to skończy. Odchudzone, wzmocnione i pobłogosławione metką z większą ceną Lambo Superlaggera głośno demonstruje swoją ekskluzywność i protestuje równie silnie, jak RC8R, kiedy chce się nim jeździć do kościoła.
Junak M10 = FSO Warszawa
Legendarna Warszawa to nasz odpowiednik rozbujałego, amerykańskiego krążownika. I tak samo, jak wszyscy w USA bezgranicznie pragnęli Chevy Bel-Aira, tak nasz proletariat i wszystkie inne klasy społecznościowe PRLu chciały mieć w swoich garażach Warszawę. Junak M10 często błędnie określany polskim Harleyem (to miano należy się Sokołowi 1000) był mokrym snem naszych bad-boyów. Oba te sprzęty na nowo zdefiniowały słowo „awaryjność” i przed podjęciem eksploatacji któregokolwiek z nich dobrze było ukończyć technikum samochodowe o profilu „naprawa pojazdów”.
Hyosung GT650R = Hyundai Copue
Mówiąc szczerze do bólu, Hyosung i Hyundai to perfidne kopie japońskich maszyn sportowych. GT650R niemal kalkowo naśladuje Suzuki SV650 i jako ówczesna nowa maszyna z salonu, wcale nie był taki bezsensowny. Hyundai Copue z kolei to koreańska Toyota Celica, sportowe coupe dla mas. Podobnie jak w przypadku Hyosunga, Hyundai Coupe mimo znacznie gorszej jakości wykonania i jazdy był ciekawym, budżetowym samochodem dla szerszego grona odbiorców.
MZ250 = Wartburg
Emzetka i Wartburg były dla ówczesnej ludności (k)rajów tzw. demokracji ludowej tym, czym dziś jest dla niej Honda Accord lub Suzuki Bandit 650. Były sprzętami znajdującymi się w sferze marzeń realnych do spełnienia. Odpowiednie traktowanie i serwisowanie skutkowało niezawodną praca, a osiągi były zadowalające. MZ do dziś można kupić jako bardzo sensowny pierwszy motocykl. Chwała Wartburga już przeminęła, ale odcisnął na historii piętno jako samochód trwały i relatywnie przystępny.
Być może nasze pomysły na motocyklowo-samochodową analogię są dobre. Być może są całkowicie idiotyczne i bezsensowne. Prawda jest taka, że tą kilkustronicową dywagację można by ciągnąć w nieskończoność. Pomysłów będzie tyle, ilu pomysłodawców. Jesteśmy bardzo ciekawi waszych propozycji na motocyklowe odpowiedniki aut, ponieważ doskonale wiemy, że temat ten tylko lekko połechtaliśmy, do tego z lekkim przymrużeniem oka. Czekamy na wasze komentarze i propozycje!
Komentarze 57
Pokaż wszystkie komentarzeZ tym Jimnym to nie za bardzo, bo auto raczej przypomina Defendera, a do miasta, nawet zimą się nie nadaje, choćby z powodu barku możliwości jazdy 4x4 po asfalcie i ramowej konstrukcji. Jimny ...
Odpowiedzmz i junaka dali ao simsonie zapomnieli ^^ ciekawe do czego był by porównany ^^
OdpowiedzZa to Super Duke 1290, jest niczym jak F-22 Raptor.
OdpowiedzKTM Duke niezależnie od pojemności przypomina Toyotę Supre. Zabawa, pewien kult którym są owiane, ich wspólne mianowniki. Suzuki Hayabusa jako odpowiednik SSC Ultimate Aero (i jego odmiany). ...
OdpowiedzSuzuki Gladius = Toyota Prius ;) Piękny tekst!!! Holden Monaro VXR = Suzuki Bandit 1200 cała prawdo o!
Odpowiedzr1=bmw e36
OdpowiedzCBR 900 RR SC33 = Golf III CBR 600 F4 = Audi A3
Odpowiedz