Samochód a motocykl - poszukując odpowiedników
Tyle mówi się, że coś jest jak Mustang, coś jak Maybach, coś jak Ferrari. Dlaczego motocykle miałyby nie zasługiwać na taką analogię?
W czasie zimy naturalną koleją rzeczy jest mentalny spadek i objawy depresji u wszystkich, którzy kochają motocykle. My kochamy, a niedawne śnieżyce, które media jednoznacznie określiły „trudnym do opisania kataklizmem” sprawiły, że niektórym z nas pokołatało się w głowach. Owszem, po świecie stąpają ludzie o supermocach, jak np. Lovtza, który w pierwsze dni bliblijnej śnieżycy, kiedy na ulicach były tylko szczątki zderzaków Daewoo Tico i 20 cm śniegu, poruszał się motocyklem o bardzo wysokim momencie obrotowym. Ale nawet on skapitulował i przesiadł się do swoich luksusowych koreańskich czterech kółek. To z kolei skłoniło mnie do zadania sobie pytania. Jakie są motocyklowe odpowiedniki samochodów? Tyle mówi się, że coś jest jak Mustang, coś jak Maybach, coś jak Ferrari. Dlaczego motocykle miałyby nie zasługiwać na taką analogię? Poniżej przedstawiamy to, co zrodziło się w naszych skalanych mrozem umysłach.
Ferrari Enzo = Ducati Desmosedici
To pierwotne skojarzenie, które przychodzi do głowy jako pierwsze. Enzo to technologiczny orgazm koncernu z Maranello, jeżdżący hiper-procesor i coś, co powoduje taką samą dumę, jak pokazanie komuś głowy upolowanego własnoręcznie rekina. I Enzo i Desmosedici powodują mrowienie, kiedy patrzy się na nie na ulicy. Rzecz jasna, nie widać ich na ulicy zbyt często, bo są warte tyle, ile Piotr Walter. Desmosedici to coś, co nawet ofrędzlowany chopperowiec chciałby mieć w swoim garażu. Podobno dźwięk V4 Ducati (i V12 Enzo) jest zarejestrowany jako faktyczna przyczyna śmierci.
1969 Dodge Charger = Yamaha MT-01
Mimo obecności w historii motocykli typu V-Max, Suzuki GSX1400, B-King, moim zdaniem to właśnie MT-01 zasługuje na bycie ekwiwalentem czystej krwi muscle cara jakim bez krzty wątpienia jest Dodge. Cechy wspólne: wręcz komiksowy, spektakularny wygląd, proste, trwałe, wielkie silniki o mega sile pociągowej i dźwięk, który przypomina wyburzany budynek. Charger i Yamaha spalają kabaretowe ilości paliwa, ale to bez znaczenia, bo obydwa te gulgoczące potwory pompują libido i ekscytację kierowców, niezależnie od ich płci.
Holden Monaro VXR = Suzuki Bandit 1200
Sprawa jest prosta. Duży Bandzior nie jest tak naprawdę produkcją japońską, ale skandynawską. Zbudowali go wikingowie. Z wielkiego kotła odlano silnik, który potem wsadzono do wyrzezanego toporem nadwozia i przetestowano holując Knarę na brzeg. Konstrukcja ta jest równie wysublimowana, jak twarz Nikolaia Valueva, ale ma jedną zaletę – nic nie oferuje takiej mocy za taką cenę. Australijski Monaro jest samochodem mało skomplikowanym, nawet mało urodziwym, ale ma kolosalny silnik V8 z Corvetty, jest ogromny, praktyczny i tani. I dokładnie takimi właściwościami Bandit 1200 zaskarbił sobie pozytywne opinie w motocyklowym świecie. Wiem to, bo mam jednego i codziennie potwierdzam swój własny wniosek, że takich motocykli już nie robią.
Yamaha FZR600 = VW Golf II
Cóż… O tym, jaką pozycję Golf Dwójka osiągnął w społeczeństwie chyba nie trzeba się rozpisywać. Zaprojektowany jako tanie wozidło dla rodzin z klasy średniej ewoluował do Buddy tuningu, choć warto nazwać rzeczy po imieniu – wzoru kabotyństwa. Mówi się, że 70% światowej produkcji plastiku trafiło na zderzaki i spojlery do Golfów. FZR600 alarmująco odpowiada tej charakterystyce. Sportowa sześćsetka Yamahy w dzisiejszych czasach jest tanim, relatywnie szybkim motocyklem, który bardzo często przyozdabiany jest domowej roboty wydechami, naklejkami mocy, diodami czy neonami. Szkoda, bo to całkiem przyzwoity motocykl, tak samo jak Golf jest przyzwoitym samochodem.
Suzuki Gladius = Toyota Prius
One nawet brzmią podobnie. Gladius, Prius, Gladius, Prius. Jestem w pełni świadom grupy odbiorców Gladiusa, ponieważ wiem, że jest na świecie mnóstwo kobiet i Robert Biedroń. Toyota Prius będąca ulubieńcem gwiazdek Hollywood, którym wydaje się, że chronią planetę, jest bardziej „femme”, niż korporacja „O.B”. Gladius (i proszę mi wierzyć, przebieram właśnie w tysiącach eufemizmów) jest SV650, które ubrało sukienkę i stanik. Podobnie jak Prius, mało pali, wygląda „przyjaźnie” i jest po porostu kobiecy.
Ducati Streetfigher = Ariel Atom
Wszyscy zapewne znają Atoma z „Top Gear”, który rozsławił tego kratownicowego dobermana jako pojazd masakrujący twarz hiperprzyspieszeniem. Pod względem bycia niemądrym, Streetfighter jest taki sam. Pomijając już fakt, że też widać w nim rury i jest agresywny stylistycznie. Jakim trzeba być lunatykiem, aby rozebrać najmocniejszego przecinaka w koncernie z owiewek, odelżyć go nieco i zacząć sprzedawać? Streetfighter jest nierealnie szybki i dziki, a wersja bez kontroli trakcji bezlitośnie karci każdy, nawet najmniejszy ruch kierowcy manetką gazu.
BMW K1600GTL/GT = Mercedes S-klasse AMG
Pod Merca S Klasy AMG można podpiąć wiele motocykli, ale K1600GTL pasuje najlepiej. Jest wielki, ma zapewniać najwyższy znany ludzkości poziom komfortu i ma silnik zdolny pociągnąć Sopot. Nad Goldwingiem ciąży piętno ludzi w kamizelkach z naszywkami i anten z dyndającą łasicą, podczas gdy GTL to super luksusowo-sportowy jacht. K1600GT ma być nieco bardziej sportowe niż okufrowana wersja i ma lepiej radzić sobie z krętymi drogami, dlatego właśnie jest idealnym odpowiednikiem potężnego Messerschmitta.
Yamaha V-Max = Bugatti Veyron
Dobrze, dobrze, V-Max nie osiąga żadnej magicznej bariery prędkości, jest zablokowany do 242 km/h (sprawdzone). Jest jednak podobny do Veyrona w inny sposób. Kiedy w 2009 roku Yamaha go wskrzesiła, na ustach wszystkich było tylko jedno: „200 koni mechanicznych”. Te dwa słowa są w motocyklowym świecie zaklęciem na zajebistość. Jeśli jakiś motocykl ma lub przekracza taką moc, automatycznie staje się celebrytą. Kiedy okazało się, że Veyron się pojawi, motoryzacyjni oszaleli. Wszystko, na czym opierała się kampania reklamowa tego auta, to dwie wartości – 1001 KM i 407 km/h. Taka sama matematyczna analogia jak w przypadku V-Maxa, więc to on zostaje uznany za odpowiednika Bugatti.
Triumph Bonnevile = Jaguar E-Type
Umówmy się, Triumph Bonnevile w uwodzeniu pięknych kobiet jest równie skuteczny, jak bycie Robertem Pattinsonem czy Johnym Deepem. To motocykl, który zamiast spalin wydziela do atmosfery feromony. Coś, czego przeznaczeniem jest patrol zalanego słońcem portowego miasta i zaparkowanie pod retro knajpką. Niezbyt szybki, niezbyt zaawansowany technicznie, pełen praktycznych wyrzeczeń, ale narkotycznie odurzający. E-Type to świadectwo lat 60/70, w których zwrot „gra wstępna” nie był jeszcze znany, a faceci nie wiedzieli, co to woskowanie klatki piersiowej. Jedyna różnica między Dżagiem na Triumphem polega na tym, że Bonnevila można mieć za niecałe 30 tys. zł, a chcąc stać się właścicielem Jaguara, twój ojciec musi być potentatem na rynku nieruchomości.
Ducati 1098 = Alfa Romeo 8C Competizione
Po jednej wielkiej Ducatowskiej klapie, która nazywała się 999, bolończycy potrzebowali czegoś, co nie tylko przywróci fanów, ale wszystkich innych powali na kolana. Udało się, bowiem 1098 to sztuka motocyklowa w ostatecznym stadium rozwoju. Jest piękna, głośna, szybka, włoska i wymaga pewnych poświęceń. 1098 to motocykl ze wszech miar niepraktyczny, niewygodny, trudny do serwisowania (przynajmniej w naszym kraju). „Boska Alfa” jak czasami nazywano 8C Competizione ma identyczne cechy. Obydwa te pojazdy mają typowo włoskie podejście do kompromisów, ale można przed nimi postawić ławeczkę, obok dać tabliczkę z informacjami i zatrudnić kustosza.
Honda Africa Twin = Land Rover Defender
Samochód, którym można dojechać do Mordoru? Zgadza się, stary, dobry Defender. Trwały, niezawodny, prosty, dobry przyjaciel kierowcy. Nie SUV dla żony piłkarza, ale prawdziwie testosteronowa terenówka. Czy Afrykę Twin trzeba w ogóle omawiać? Wygrywała Dakar, objeżdżała świat więcej razy, niż Wojciech Cejrowski, można ją naprawić za pomocą plastra, woreczka po ryżu i igły. Jak na motocykl z przełomu lat 80/90 całkiem nieźle wygląda. Oczywiście, nie jest tak zjawiskowa, jak wspomniane parę linijek wyżej Ducati 1098, ale prezentuje się dobrze, a legendarne „Africa Twin” na bocznej owiewce to pieczątka potwierdzająca nieśmiertelność.
Honda Goldwing = Maybach
Wiem, że mi się za to oberwie, ale zanim w ruch pójdą noże i rozbite butelki, muszę coś wyjaśnić. W kwestii „pierwsze skojarzenie, jeśli ktoś pyta o motocykl "wygodny i luksusowy” Goldwing nasuwa się natychmiast. Po pierwsze, jest drogi. W wypasionej wersji z air-bagiem kosztuje ponad 130 tysięcy, a to w świecie motocykli fabrycznych oznacza portfel Jana Kulczyka. Po drugie, jest tak wygodny i tak relaksujący, że po nim każdy inny motocykl będzie co najwyżej tak samo wygodny, a zazwyczaj gorszy. Po trzecie, jest dosyć ekskluzywny technicznie. Maybach ma mnóstwo elektroniki dbającej o komfort, Goldwing tak samo. Do tego największy i jedyny sześciocylindrowy bokser zastosowany w motocyklu. Maybach, mimo, że narodził się, aby dostarczać luksus i komfort, dzięki sześciu litrom z silnika Mercedesa krajobraz zmienia natychmiast. Goldwing, często kojarzony z siwiuteńkimi dziadkami i kanapą jest bardzo, bardzo szybkim motocyklem.
Komentarze 57
Pokaż wszystkie komentarzeZ tym Jimnym to nie za bardzo, bo auto raczej przypomina Defendera, a do miasta, nawet zimą się nie nadaje, choćby z powodu barku możliwości jazdy 4x4 po asfalcie i ramowej konstrukcji. Jimny ...
Odpowiedzmz i junaka dali ao simsonie zapomnieli ^^ ciekawe do czego był by porównany ^^
OdpowiedzZa to Super Duke 1290, jest niczym jak F-22 Raptor.
OdpowiedzKTM Duke niezależnie od pojemności przypomina Toyotę Supre. Zabawa, pewien kult którym są owiane, ich wspólne mianowniki. Suzuki Hayabusa jako odpowiednik SSC Ultimate Aero (i jego odmiany). ...
OdpowiedzSuzuki Gladius = Toyota Prius ;) Piękny tekst!!! Holden Monaro VXR = Suzuki Bandit 1200 cała prawdo o!
Odpowiedzr1=bmw e36
OdpowiedzCBR 900 RR SC33 = Golf III CBR 600 F4 = Audi A3
Odpowiedz