Noob Racing - No dobra, co teraz!?
Pierwszy w Polsce zespół wyścigowy, którego nazwa godna jest zawodników!
Do motocykli sportowych dojrzewaliśmy przez parę ładnych lat. Niegdysiejsza fascynacja chopperami, chromem i frędzlami powoli ustępowała miejsca chęci kontroli nad tym, co dzieje się z motocyklem i dosiadającym go motocyklistą. To dlatego po dziesiątkach tysięcy kilometrów spędzonych za sterami wszelkiej maści preclowozów przyszła kolej na sprzęty, które nie pozostawiają wątpliwości co do swojego charakteru.
Noob Racing to tak naprawdę dwójka przyjaciół, którym jeżdżenie po ulicy przestało już wystarczać. Hubert Czerpak i Mariusz Łowicki to w dwóch osobach jednocześnie zarząd, mechanicy, zawodnicy , pomocnicy, a także będąca zawsze w pogotowiu loża szyderców. Nasz zespół to twór zupełnie nieformalny, którego zadaniem jest ułatwienie radzenia sobie z logistyką, mechaniką, a przede wszystkim własną motywacją i psychiką.
Z uwagi na kombinację różnych czynników, wśród których istotnymi były posiadane motocykle oraz oferta promotora zdecydowaliśmy się na wspólny start w pucharze GSX-R Cup. Pomysł na ściganie się chodził nam po głowach już od dłuższego czasu, więc gdy padły konkrety nie zastanawialiśmy się specjalnie długo. Wysłaliśmy zgłoszenie, dostaliśmy potwierdzenie rejestracji i niemal jednocześnie zadaliśmy sobie nawzajem pytanie: „No dobra, co teraz!?"
Trochę o nas
Skoro już wcieliłem się w rolę narratora, to może pozwolę sobie na kilka słów o nas. Zacznę od Huberta, który na początku naszej znajomości działał mi trochę na nerwy. Poznaliśmy się przez forum Ścigacz.pl, a typ na tzw. „dzień dobry" czymś mi podpadł. Potem poznaliśmy się na żywo na jakiś targach i w sumie okazało się, że chłopak nie jest taki beznadziejny, jak go postrzegałem na forum. Od jednej dyskusji do drugiej i tak doszliśmy wspólnie do pomysłu wspólnego wyjazdu na trening na Tor Poznań. Tu szybko wyszło na jaw, że Hubert to totalna kaleka, jeśli chodzi o jazdę sportowym motocyklem. Już po kilku kółkach widziałem go kątem oka „okopanego" po dach w pułapce żwirowej przy wyjściu na prostą startową. Gdy kolejnych kilka kółek później zobaczyłem Hefrona wyszarpującego swojego Gixxera z opon przy barierze wokół dużej patelni, przez moją myśl przemknęło „Nie, z tej mąki chleba nie będzie...". Na koniec treningu spodziewałem się, że chłopak będzie miał doła, zrytą psychę i wstręt do sportów motorowych, a przede wszystkim do mnie. Tak naprawdę to trochę go namówiłem na ten wyjazd, gdzie poobdrapywał swój wychuchany motocykl i lansiarski kask...
Zamiast tego zobaczyłem niepokojący uśmiech i zupełnie niezrozumiałe dla mnie samozadowolenie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czy to skutki traumy pourazowej, czy cholera wie czego, ale teraz wszystko jest już jasne. Gość tamtego dnia połknął haczyk i to tak łapczywie, jak czasem przynętę chwyta sandacz, któremu twistera trzeba wyciągać już nie z pyska, ale głęboko z przełyku. No i zaczęło się. Hefron uderzył do szkoły doskonalenia techniki jazdy, zaczął trenować gdzie się da - tory, lotniska, place, nawet kibel we własnym mieszkaniu. Letnimi wieczorami spotykany najczęściej na wielkich parkingach przed centrami handlowymi. Hamowanie, zejście i pachnięcie. Pozycja w złożeniu, ustawienia motocykla, hamowanie w zakręcie... I tak do znudzenia.
Efekt? Gdy byliśmy pierwszy raz na torze, objeżdżałem go pisząc jednocześnie SMSa. Dziś mam poważny problem, aby utrzymać Hefrona tempo. Oczywiście nie chodzi o samo tempo, ale przede wszystkim o zrozumienie motocykla, tego co samemu się robi za jego kierownicą i umiejętności samodoskonalenia. Niesamowity progres i to w czasie zaledwie półtora roku, bardzo inspirujący przykład, jak wiele można osiągnąć pracą nad samym sobą. Słowem klasyczny przykład historii „from zero to hero".
Nie ma sensu zresztą wypominać Hubertowi kaskaderskich początków, bo ja sam wiele lepszy nie byłem. Pierwsza wizyta na torze, to totalnie unicestwiony GSX-R750. Później było już jednak znacznie lepiej. Coraz częstsze amatorskie wizyty na torach wyścigowych, w tym poza naszymi granicami, za każdym razem mocniej skłaniały mnie do coraz głębszego zainteresowania wyścigami.
Wbrew moim wstępnym traumatycznym doświadczeniom, kiedy to przejechałem na plecach dobre dwieście metrów, okazało się że szybka jazda motocyklem może być przewidywalna i bezpieczna. Ubiegły rok to były poszukiwania większych ilości informacji na temat techniki jazdy oraz początki systematycznego treningu. Gdy jednak człowiek chce zbyt wiele na raz, życie często studzi gorącą głowę. Moim prysznicem była jesienna gleba i poważna kontuzja. Na szczęście wszystko jest już odbudowane, dlatego z niecierpliwością czekam na zbliżający się sezon.
Czemu startujemy?
Powody są dwa i każdy z osobna jest szalenie ważny. Pierwszy to chęć podniesienia własnych umiejętności. W ostatnim czasie obaj zabraliśmy się za trenowanie jazdy na motocyklu w nieco bardziej uporządkowany sposób, a starty w pucharze po prostu wpisują się w ten uporządkowany plan. Z pewnością usystematyzowany kalendarz startów oraz nuta współzawodnictwa będą czynnikami stymulującymi do pracy nad sobą. No i oczywiście nad rywalami... ;)
Drugi powód jest bardzo prozaiczny, ale jakże ludzki. Chcielibyśmy po prostu zaznać dobrej zabawy, choć nie jestem do końca przekonany, czy słowo „zabawa" dobrze oddaje nasze potrzeby i oczekiwania. Przy tak dużej ilości pracy nad sobą i maszyną trudno mówić tutaj o zabawie w takim rozumieniu, jak rozumie się wypad z kumplami na piwko. Pewnie lepiej nasze nastawienie opisałyby takie określenia, jak doświadczanie wielkiej pasji i chęć samorealizacji.
Jak pewnie zwróciliście uwagę, nigdzie nie ma tutaj mowy o wynikach sportowych. Dla nas obu ten sezon to będzie zupełny debiut w sportach motorowych. O ile wcześniej bywaliśmy amatorsko na torze, to teraz mamy nadzieję na pierwsze poważne starty. I właściwie tutaj zamykają się nasze oczekiwania. Nie mamy narzędzi, ani tym bardziej doświadczenia, aby mierzyć gdzieś wyżej, więc już sama możliwość uczestnictwa w wyścigach będzie dla nas przygodą, niezależnie od tego gdzie wylądujemy w tabeli. Oczywiście fajnie byłoby przyjechać na jakimś sensownym miejscu, nie na szarym końcu, ale to progres umiejętności będzie naszym priorytetem.
Nasze konie
Dobre wychowanie nakazuje, aby zaczynać od starszych. Dlatego tez na pierwszy ogień idzie litrowy Gixxer Hefrona. Model 2003 będzie prawdziwym oldtimerem w stawce, natomiast wiek nie ma tutaj akurat specjalnego znaczenia. Moja 750-tka jest nieco młodsza, pochodzi z roku 2007. Obie maszyny nie przeszły i nie przejdą praktycznie żadnego tuningu. Wymagane regulaminem owiewki, sety podnóżków i stalowe przewody hamulcowe. Może do tego coś z ochraniaczy i crash-padów. To wszystko. Nawet w seryjnej konfiguracji i tak nie będziemy na razie w stanie wykorzystać w pełni możliwości tych maszyn, dlatego koncentrować się zamierzamy głównie na poprawianiu własnej jazdy, a nie na niepotrzebnym topieniu pieniędzy w nieprzydatne jak na razie gadżety.
Pożytek z nas?
Pewnie nie zapiszemy się w historii sportów motorowych złotymi zgłoskami, prawdę mówiąc wątpię aby były one chociaż pozłacane. Nie oznacza to jednak, że zamierzamy być jedynie obciążaniem dla imponującego zaplecza sanitarnego poznańskiego toru.
Z naszych osobistych obserwacji wiemy, że wśród motocyklistów jest wielu, którzy chętnie spróbowaliby swoich sił na torze, ale ... no właśnie. Ale zawsze jest coś, co ich do tego zniechęca. Koszty, krok w nieznane, niepewność swoich sił i możliwości, może nawet zwykła ludzka trema? Chcemy pokazać, że zwykli ludzie, tacy jak większość przeciętnych motocyklistów są w stanie przy pomocy relatywnie łatwo dostępnych środków pobawić się w amatorskie wyścigi. O ile celem naszych startów będzie chęć samodoskonalenia, a przy tym zaznania godziwej rozrywki, o tyle dzielenie się z wami naszymi wrażeniami ma na celu przekonanie do zabawy w wyścigi właśnie tych nieprzekonanych. Tych, którzy już spróbowali nie trzeba przekonywać, że warto.
Krok po kroku postaramy się opowiedzieć wam jak przygotowujemy się mentalnie, kondycyjnie, technicznie i organizacyjnie do tego sezonu, aby udowodnić, że nie musi to być ani horrendalnie drogie, ani kosmicznie skomplikowane. Liczymy po cichu, że wiosenne przygotowania obejdą się bez kontuzji i strat w sprzęcie, które mogłoby pokrzyżować te plany już w zarodku.
Komentarze 7
Pokaż wszystkie komentarze"wychuchany motocykl i lansiarski kask"... hmm... to już wolę "from zero to hero" :D i oby wysiłki wszystkich początkujących zostały w tym sezonie nagrodzone podobnymi komentarzami ;) ...
OdpowiedzNo ja obstawiałem że to żart na 1.04 - jak nie to się nabrałem :P
Odpowiedzhttp://www.gsxr-cup.eu/klasa1000.php - i wszystko jasne;). Powodzenia chłopaki
OdpowiedzSuper sprawa, trzymam kciuki i z niecierpliwością czekam na pierwsze starty :)
OdpowiedzLożę szyderców to urządzę Wam ja na poznańskim paddocku hihi :D A tak już całkiem serio trzymam kciuki za Wasz projekt a przede wszystkim za jak najlepsze czasy, jak najmniejsze (oby żadne) straty ...
Odpowiedz"Zwykli ludzie" zazdroszczą entuzjazmu, podziwiają ambicję i trzymają kciuki za kolejne starty! ;)
OdpowiedzHehe. Niezły pierwszokwietniowy żart :-)
OdpowiedzSam jesteś jak żart ;>
Odpowiedz