I runda WMMP 2009 w Poznaniu - podsumowanie
Mamy już za sobą pierwszą rundę Mistrzostw Polski w wyścigach motocyklowych. Zgodnie z oczekiwaniami najwięcej emocji dostarczyła klasa Superstock 600.
Emocje w Superstockach 600
Oba wyścig tej klasy zapewniły zgromadzonym kibicom masę emocji, ale szczególnie ten drugi mógł doprowadzić do palpitacji serca. Prowadzenie zmieniało się niczym w kalejdoskopie. Najpierw fantastycznym startem popisał się Daniel Bukowski i przez kilka okrążeń prowadził stawkę. Za jego plecami co chwilę pozycjami wymieniali się Kenny Foray i Paweł Szkopek. Marcin Kałdowski jakoś niemrawo się tylko temu przyglądał zza ich pleców, wyraźnie nie miał pomysłu na włączenie się do walki i utrzymanie tempa. Widać to było w momencie, gdy Szkopek i Foray wyprzedzili Bukowskiego i rozpoczęli swoją ucieczkę. Z początku ten ostatni miał ochotę trzymać się z nimi, ale zły dobór opon spowodował, że utrzymanie trzeciego miejsca było wszystkim, co mógł osiągnąć w tę słoneczną niedzielę.
Za to prowadząca dwójka urządziła sobie ściganie na światowym poziomie. Co chwila się wyprzedzali, każdy po objęciu prowadzenia próbował odjechać rywalowi. Mimo, że taka walka i blokowanie nie sprzyja zwykle biciu rekordów w czternastym kółku Paweł Szkopek ustanowił nowy rekord toru dla motocykla tej klasy (1:37.005). Zawodnicy walczyli z taką pasją, że nawet doszło do kontaktu miedzy nimi, na szczęście bez większych konsekwencji. Ostatnie okrążenie mogłoby być jeszcze ciekawsze, gdyby nie błąd w wyliczeniach Francuza, który był przekonany, że ma jeszcze jedno okrążenie i dopiero szykował atak.
Dzięki podziałowi punktów w pierwszej podwójnej rundzie Szkopek i Foray są liderami klasy Superstock 600. Za nimi z taką samą liczbą punktów duety Bukowski - Kałdowski (po 29 punktów) i Tomek Kędzior- Marek Szkopek (po 21). Ten ostatni spędził oba wyścigi pierwszej rundy na pogoni za Kędziorem. W pierwszym wyścigu upadł już na początku i później musiał nadrabiać straty w trudnych warunkach. Opłaciło się, ponieważ był ostatnim nie zdublowanym zawodnikiem tego wyścigu. W niedzielnej odsłonie Mikroszkopek też gonił Kędziora przez cały wyścig i wyprzedził go dopiero na ostatnim okrążeniu w zamieszaniu z „dublem".
Już przed sezonem spodziewaliśmy się, że „małe" Stocki będą najciekawszą klasą, ale i najliczniej obsadzoną. Dwudziestu dwóch zawodników to jak na nasze warunki liczba imponująca. Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno w pewnych głowach tliła się myśl likwidacji tej klasy z powodu niskiej frekwencji. Dziś mamy w niej walkę do ostatnich metrów praktycznie o każdą pozycję, a samo doturlanie się do mety nie gwarantuje punktów. Teraz pozostaje z niecierpliwością czekać na czeskie rundy, bo tam nastąpi prawdziwy test umiejętności i formy. Możliwe też, że wyjazd do naszych południowych sąsiadów może wybitnie namieszać w klasyfikacji generalnej i to we wszystkich klasach. Od dawna wiadomo, że można tam przy „użyciu" zagranicznych zawodników zwiększyć przewagę nad polskimi rywalami. Miejmy też nadzieję, że po czeskich rundach nie usłyszymy, że to już koniec tego sezonu.
Gorąco w „litrach"
Wyścig połączonych klas Superbike i Superstock 1000 czyli formuła X-Treme też miał swoją dramaturgię, choć może nie aż taką, jak poprzednie zmagania. Tutaj atomowym startem popisał się Ken Jensen i niespodziewanie zaczął szybko uciekać rywalom. Za nim jechał Guillaume Dietrich. Dopiero z tyłu toczyła się zacięta walka o pozycje, szybko wypadł z niej Hubert Tomaszewski. Zdobywca pierwszego pola startowego zepsuł start i chciał bardzo szybko nadrabiać straty, jednak już na drugim kółku w dużej patelni okazało się, że jest za szybko. Doskonale jechał Bartek Wiczyński, który prowadził w klasyfikacji klasy Superstock 1000. Była nawet szansa na wygranie klasy, ale „Wilku" nie wytrzymał kondycyjnie. Odbił się tu brak przygotowania do sezonu i miejmy nadzieję, że Bartek teraz chodząc na siłownię będzie ćwiczył, a nie tylko konsumował przepyszne zapiekanki w bufecie. Taką sytuację najlepiej wykorzystał Gwen Giabbani i mimo kontuzji ręki wygrał klasę.
Trzeci w tej klasyfikacji był obrońca mistrzowskiego tytułu Marcin Walkowiak, który po słabym starcie musiał gonić czołówkę. Na czele wyścigu zaczęło się dziać dopiero na cztery kółka do końca, gdy wydawało się, że wszystko jest już poukładane. Wtedy to Dietrich narzucił ostre i równe tępo i w zastraszającym tempie dogonił Duńczyka. Losy zwycięstwa rozegrały się na ostatnim okrążeniu. Tuż za „Sławińskim" Francuz lepiej przyśpieszył i w drugim lewym był już liderem wyścigu. Trzeci na mecie w Superbike był Janusz Oskaldowicz. Widać, że w silnej konkurencji doświadczenie procentuje, a opanowanie tym razem popłacało. Tak, więc na podium połączonych klas Superbike i Superstock 1000 nie było żadnego Polaka. Patrząc na wyniki pierwszej rundy można też zauważyć nowy trend jeśli chodzi o motocykle. Jeszcze w zeszłym roku Yamaha dominowała praktycznie w każdej klasie, dziś na piętnaście miejsc na podium w klasach mistrzowskich wzięła tylko trzy i to te ostatnie. W formule X-Treme całe podium należało do Suzuki, w Superstock 600 za sprawą Pawła Szkopka liczy się u nas wreszcie Triumph. To dobrze, że importerzy zauważają ten sport i paddock robi się coraz bardziej urozmaicony.
Puchary coraz szybsze
W Pucharze Polski do 600 wygrał Marcin Kondratowicz, ale miał on ułatwione zadanie, ponieważ zwycięzca kwalifikacji, Piotr Passek odpadł z rywalizacji z powodu urwanej kierownicy. Drugi na mecie był Artur Wielebski, a trzeci Stanisław Assamann.
W klasie „litrów" Adam Rajek minimalnie wyprzedził Piotra Betleja i Jarosława Pogwizda.
W pucharach markowych działo się mniej. W Suzuki Cup już tradycją tego weekendu były kary przejazdu przez depo czy czarne flagi, za nie odbycie takowej. Widać, że egzamin na licencję B i szkolenia odbywają się chyba na „odczep się", bo zawodnicy łamią podstawowe zasady jak zakaz wyprzedzania na żółtej fladze czy ignorują wezwanie do odbycia kary. Tak czy inaczej wyścigi wygrali Arkadiusz Michalski w klasie powyżej 600 i Sławomir Maszczak w 1000.
W niedzielą zadebiutowały też oficjalnie Hornety. Po odwołaniu sobotniego wyścigu tym razem siedem „szerszeni" stanęło już na starcie. Najlepszy był ubiegłoroczny zwycięzca CBR 125R Cup Jakub Sudoł, który szybko zapomniał o imponującej wywrotce z treningów i pokonał Jakuba Tupajka.
Puchar Yamahy . W niedzielę był już mniej „krwawy" niż w sobotę, a jego bohaterem (tym razem pozytywnym) był znów Waldek Chełkowski. Mimo, że poobijany po sobotnich uziemieniach od startu narzucił mocne tempo i na mecie był osiem sekund przed Wojtkiem Mańczakiem. Podium dopełnił zwycięzca sobotniego „pływania" Andrzej Sztuder. W R6 lider klasyfikacji generalnej Mateusz Korobacz (bardzo przepraszamy za wcześniejsze przekręcanie nazwiska) musiał tym razem zadowolić drugą pozycją. Drugi wyścig w sezonie wygrał Marcin Małecki, a trzeci był zdyskwalifikowany w sobotę Igor Piasecki.
AW kontra reszta świata
Na spotkaniu z władzami AW w niedzielę zawodnicy usłyszeli co prawda zapewnienie o woli kontynuowania wyścigów w Poznaniu ze strony organizatorów, ale jednocześnie przewinęło się stwierdzenie, że żeby MP były uznane za zaliczone musi się odbyć ponad połowa cyklu. Według niektórych „matematyków" trzy rundy to ponad połowa z sześciu. Kreatywna księgowość na każdym kroku? Na niedzielne spotkanie Pan Prezes Werle nie życzył sobie mediów i te uszanowały tą sugestię dla dobra sprawy, żeby nie dać Prezesowi argumentów do wszczęcia awantury i przekierowania dyskusji na boczny tor. Był to chyba jednak błąd z naszej strony, bo nieobecni nie mogą się bronić i skorzystał z tego gospodarz. Na spotkaniu nie obyło się bez zapisu audio-video. Urządził go sam klub ustawiając kamerę w kierunku sali i nagrywając tylko przybyłych. Trochę to mało eleganckie i miejmy nadzieję, że zarejestrowani nie będą teraz w jakiś sposób prześladowani na zawodach w Poznaniu. Mam nadzieję, że miało to tylko charakter maszynki do tremowania i zastraszania.
Co z promocją wyścigów?
Na spotkaniu wyszło też na jaw, że organizacją WMMP (na wzór dawnej Polonia Cup, kiedy to MP były naprawdę dobrze wypromowane) była zainteresowana prywatna firma. We władzach AW wzbudziło to święte oburzenie. Szkoda, że klub zachowuje się jak pies ogrodnika i samemu nic nie robiąc nie da spróbować innym, a w dodatku kara swoich członków, którzy odważą się poprzeć konstruktywne propozycje z zewnątrz. Wcześniej podczas otwarcia zawodów do zgromadzonych zawodników i kibiców padło też zapewnienie o chęci bronienia toru i kontynuowania tam wyścigów. Bardzo nas to cieszy, szkoda tylko, że te słowa nie padły z ust samego Prezesa Werle.
Prawie jak reprezentacja narodowa
Wcześniej podczas samego otwarcia zawodów urządzono szopkę, uroczyste wręczanie nominacji do kadry narodowej. Cokolwiek ten tytuł oznacza było miło, z oklaskami. Dopiero później miny nominowanych straciły swój radosny wyraz, gdy przeczytali umowy, jakie mają podpisać będąc członkami kadry. Ścigacz.pl dotarł do tego dokumentu. Oprócz lekko zabawnych stwierdzeń o dbałości o strój reprezentacji Polski na zawodach międzynarodowych są też punkty, pod którymi nikt normalny się nie podpisze. Bo kto rozsądny, ścigający się za swoje odda swój wizerunek związkowi? „Członek kadry narodowej nie będzie korzystał ze swoich praw osobistych, w tym w szczególności z praw wizerunku, nazwiska, pseudonimu....." ; „Członek kadry narodowej ma obowiązek uzyskania pisemnej zgody Polskiego Związku Motorowego na zawarcie umowy ze sponsorem" ; „PZM może nie wyrazić zgody na zawarcie przez członka kadry narodowej umowy ze sponsorem indywidualnym...." A co w zamian? Kilka darmowych treningów w Poznaniu? Rozumiem, że w dzisiejszych czasach PZM nie ma pieniędzy na finansowanie zawodników, ale w tym wypadku po co powoływać kadrę, stawiać zawodnikom takie głupie warunki i to jeszcze z takimi fanfarami?
Chłodnym okiem
Pierwsza tegoroczna runda pokazała, że polscy zawodnicy mogą ścigać się z tymi zza granicy jak równy z równym. Wystarczy trochę chęci i zaangażowania. Wilk nie taki straszny jak go malują, ale jednak jak trzeba to ugryźć potrafi. Wybitnie pokazał to Dietrich w końcówce wyścigu klasy Superbike. Pierwsza runda w Poznaniu pokazała też inną udrękę polskich zawodników, czyli jeżdżenie ciągle na jednym torze. Gdy jedziemy gdzieś zagranicę ciągle słychać usprawiedliwienie o nieznajomości toru. Giabbani pokazał nam, że wystarczy pięćdziesiąt minut na obiekcie, żeby być najszybszym w Superstock 1000. Teraz WMMP wyjeżdżają na tourne po Czechach i tam okaże się, kto naprawdę ma szansę na walkę o mistrzowskie tytuły, powstaną kolejne pytania. Czy Irek Sikora po przesiadce na BMW będzie w stanie walczyć o zwycięstwa? Czy Ken Jensen z nowym modelem motocykla dalej będzie taki szybki i czy poradzi sobie z silna stawką Alpe Adria? Czy „polscy" Francuzi w Czechach będą szybsi od naszych? Niestety na odpowiedzi musimy poczekać ponad miesiąc.
Film
Pozostałe filmy: |
|
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeWidzę tu magiczną rękę Wioli czyżby nowa redaktorka w Ścigaczu...:) 'Nie każdy może jak nie orze...' ;)
OdpowiedzPięknie, pięknie to wygląda. Ciekawe kiedy prezes Robert W. (bo chyba powoli możemy zacząć przyzwyczajać się do tego skrótu, który pojawi się w końcu w mediach) zamknie piaskownicę i nie będzie się...
Odpowiedzwygrali Arkadiusz Michalski w klasie powyżej 600 i Sławomir Maszczak w 1000. z tego co wiem to są dwie klasy: do 600, oraz powyżej 600
Odpowiedz