Był sobie kiedyś tor...
Była nitka toru, była wieża. Obiekt budowany nakładem wspólnym rodaków, na wspólnej ziemi naszej przed Niemcem bronionej
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce.... A to nie ta bajka. To jeszcze raz. Dawno, dawno temu, w roku 2050 było sobie miasteczko w regionie słynącym z uprawy kukurydzy. Ktoś ważny wtedy wymyślił, że zbuduje tam tor wyścigowy i zrobi z niego perełkę i symbol sukcesu. Miała być Formuła 1, miały być wielkie imprezy. Obiekt zbudowano, cały Naród pomagał. Niestety nasz Ktoś od władzy został odsunięty i perełka została tylko kamyczkiem. Ale kamyczkiem, na którym przez lat sto ścigały się pojazdy różnej maści, te na dwóch i czterech kołach. Była nitka toru, była wieża. Nawet prąd i kibelek na zadawalającym poziomie. Obiekt budowany nakładem wspólnym rodaków, na wspólnej ziemi naszej przed Niemcem bronionej w nowych czasach miał trochę problemów z tym, kto jego właścicielem. Każdy jednak sądził, że własność to klubu, który przez lata miłością i troską go otaczał. Prawie na równi z giełdą kukurydzy położoną nieopodal, która własnością klubu była niesporną i kokosy spore przynosiła.
Po latach wielu szczęścia i idylli w klubie, który obiektem tym się opiekował pojawił się nowy szef, Krzysiu J. rodem ze Szczecina. Mąż stanu i opatrzności niewątpliwy. Przystojny i męski jak bohater filmów akcji o maklerach. Na początku swoich rządów wszystkich kochał i nagradzał. Jednak był to gracz sprytny i przebiegły, choć i wspaniałomyślny. Wiedział, że ludzi pamięta się tym dłużej, czym większą posiadłość mają na emeryturze. Tak, więc powoli zaczął swoją pracę o dobro „wspólne" i chwałę dla wiekowego obiektu. Skontaktował się ze znanym w okolicy biznesmenem, Panem Zameczkiem i ugadali jak spożytkować tak wspaniały teren koło lotniska, gdzie znajdowała się giełda kukurydzy i wspomniany już tor wyścigowy. Wszystko oczywiście dla dobra i chwały sportu. Pan Krzysiu po miesiącach spokoju rozpoczął działania. Pozwalniał z roboty wszystkich, którzy w pas się nie kłaniali i zdanie odrębne mieli, bo przecież dla celów wielkich armia lojalna potrzebna. Później na ich miejsce zatrudnił swego przyjaciela, Pana Remigiusza z Suwałk. Pan Remigiusz postać wybitna w materii nieruchomości. Na koncie miał już sprzedaż Pałacu Kultury w Warszawie i jakiegoś zamku na Wawelu. Teraz dla dobra społecznego zrezygnował z lukratywnej pracy i za głodową pasję postanowił pracować dla dobra klubu, w którym jego przyjaciel Krzysio był prezesem. To, że na sporcie się nie znał nikomu nie przeszkadzało, chęci się przecież liczą. By jednak zrealizować cele wielkie i wspaniałe, przejść do historii jako wybitny wojownik każdy rycerz potrzebuje rywali. Sobieski miał Turków, Jagiełło Krzyżaków. Nasz wybitny wizjoner i bohater sportu motorowego też doczekał się swoich. Do walki stanęło z nim kilku okolicznych tubylców, tak charyzmatycznych, że wkrótce zgromadzili armię swoich ziomków do walki z torem, który ponoć im hałasował i nie pozwalał wypoczywać na działkach kupionych za pół ceny. Działki, gdy je kupowali były tanie, ponieważ leżały opodal wiekowego toru i lotniska. Gdy kupowali nie przeszkadzało im to, dziś, gdy prezesem został Pan Krzysio, wadzi im to znacznie. Pikiety zaczęli, strajki i okupacje. Media ich wspierały, politycy przyklaskiwali. W walce nierównej Prezes stanąć musiał. Jednak wybitnym strategiem był i cofając się wygrać wojnę chciał. Niczym Car Aleksander I i Stalin, którzy wpuścili Napoleona i Hitlera do Rosji, by wyczekać zimy i ich wykończyć Prezes nasz miał plan przebiegły. Ustępował pieniaczom na każdym kroku, murem z ziemi wysokim tor swój ogrodził. Fosę wykopał, wodą z piraniami wypełnił. Cofał się po trochu, dla misterium planu swego imprez głośnych na torze zakazał. Jednak tubylcy, poganie zwykli za wygraną dać nie chcieli. Wspierani przez siły różne, finansowane przez Pana Zameczka cisnęli naszego Prezesa. Pan Krzysiu jednak gracz wytrawny, wspierany przez armię oddanych mu gwardzistów twardo cofał się czekając na zimę. Cofał się tak i cofał. Imprez komercyjnych nie urządzał straty tor mu przynosił. Prezes salomonowo zarobione pieniążki na giełdzie kukurydzy przeznaczał na obiekt sportowy jak statut klubu mu nakazywał. Jednak i to źródełko schnąć zaczęło. Dzielny nasz Krzysio J. ze Szczecina musiał podjąć decyzję męską. Tor, którego grunty ciągle nieuregulowane były oddał we władanie potężnego Namiestnika miasta, który z prawem miał problemy po interesach z siostrą Pana Zameczka. Namiestnik, który tor przyjąć musiał widząc słabe wyniki finansowe i marnotę obiektu postanowił go szybko sprzedać. Kupił go oczywiście Pan Zameczek, który sport uwielbiał i z kamyczka perełkę znów zrobić chciał. Prezes nasz wspaniały w walce z pogańskimi tubylcami miał jeszcze jeden pomysł wspaniały. Dzięki kontaktom i zdolnościom przyjaciela swego, Remigiusza sprzedał też giełdę kukurydzy. Ruch to był wybitnie strategiczny i wspaniały. Za atrakcyjną działkę zainkasował dla klubu na tyle dużo, żeby móc odkupić od innego swojego przyjaciela, Marcela odłogi rolne po uprawie kukurydzy po tej samej cenie. Tam też przeniósł giełdę tego złocistego warzywa.
Mijały lata spokoju i tryumfu Prezesa Krzysztofa. Dziś na werandzie swojego tarasu, ciesząc się z ciężko zapracowanej emerytury popala kubańskie cygara i wraz ze swym druhem Remigiuszem popijając trzydziestoletnią rudą wódkę na myszach ze Szkocji oglądając telewizję. A tam w wiadomościach pokazują, jak Pan Zameczek z kamyczka robi perełkę. Tam gdzie był pierwszy zakręt toru, paddock z wieżą i kibelkiem powstaje imponujące Cargo i centrum logistyczne. Tam gdzie kiedyś brzęczały skuterki i karting centrum handlowe o kilku poziomach i parkingu podziemnym. Ale największy podziw u naszych bohaterów budzi ekskluzywne osiedle, które zajęło resztę terenu po wielowiekowym torze i giełdzie kukurydzy. Aż miło patrzeć, w jakich wspaniałych warunkach wychowają się wnuczęta obu panów, gdyż córka Prezesa i syn Remigiusza potomstwa się spodziewają. A, że ma być to milionowy mieszkaniec regionu z kukurydzy słynnego pan Zameczek apartament na swoim osiedlu im ufundował.
Historia to była zmyślona, na faktach nie oparta, ale tak trochę buja jak niegdyś piwa bezalkoholowe. Dla strachu opowiedziana, by nikt nigdy pomysłów nie miał, by na szkodę ogółu dla własnej korzyści nie działał.
Komentarze 6
Pokaż wszystkie komentarzeten co to pisał musi być pokręcony, ale jak kiedyś tak wyjdzie do koleś ma pulicera
Odpowiedzjeśli znasz angielski i procedurę to zgłaszaj ;-)
OdpowiedzJak kupie motocykl typowo na tor i zamkną tor poznań, żeby wybudować jakieś centrum handole to sprzedam motor i wynajme jakiegoś terroryste z Al-Kaidy...
Odpowiedza myślicie po co te kłopoty z torem w pewnym mieście ? Grunt, grunt i jeszcze raz grunt. W takiej lokalizacji to aż dziw, że jeszcze jest tam tor. Mądrzy ludzie by sprzedali go i zrobili tor...
OdpowiedzNie wiem co paliłeś na chwilkę przed napisaniem tego tekstu ale daj namiary na dealera :) A tekst-cała prawda z jajem napisana :) Tyle, że jeżeli cała ta prawda na prawdę okaże się prawdą, to ...
OdpowiedzPanie Łukaszu, choć to smune i łezka w oku mym się kręci to pięknie napisane są od Ciebie wieści
OdpowiedzŚwiderrek mistrzowski tekst!!!
Odpowiedz