Kupiłem litra - zderzenie z rzeczywistością
Od redakcji Ścigacz.pl: Nieważne, czy kupisz litra w osiedlowym sklepie, czy w salonie motocyklowym. Od tego momentu twój aktualny stan ulegnie zmianie. Kupno litra i spożycie go zbyt szybko niesie ze sobą pewne konsekwencje. Słyszeliśmy już zapewnienia, że "Kupuję litra i nie będę odwijał, czyli pier***nie o Szopenie". Czytaliśmy o rodzicach, którzy kupują swoim dzieciom sportowe motocykle po ukończeniu gimnazjum. Analizowaliśmy też wypadki motocyklowe, o które niektórzy motocykliści sami się proszą. Jeden z naszych czytelników przysłał nam list, który uznaliśmy za tak sensowny, że postanowiliśmy się nim podzielić z Wami. Roześlijcie ten tekst wszystkim znajomym, którzy zastanawiają się nad zakupieniem magicznego tysiąca. Nie chodzi nawet o potencjalne uszkodzenie się. Chodzi o to, że kupując litra automatycznie wkraczasz do nowej szkoły, w której klasówki są znacznie trudniejsze. Gorąco zachęcamy Was do lektury!
Magiczny „litr”. Ten Święty Graal do którego należy dążyć, którego trzeba mieć, aby być spełnionym motocyklistą i mieć tyle między kolanami, żeby nikt, ale to ABSOLUTNIE NIKT cię nie objechał. No więc mam i ja. I mam coś do powiedzenia w tym temacie. Dwa sezony na 600-centymetrowym nakedzie, który jakoś niespecjalnie mi się zdążył znudzić to nie była najgorsza wprawka do kupna „litra”, ale jak się okazuje też nienajlepsza. Pytanie zatem – po co? Jak ze wszystkim co w życiu kupiłem – zrządzenie losu i splot dziwnych okoliczności. Mój serdeczny kumpel posiadał R1, ale nie taką znowu zwykłą – lekko torowy spec z grubymi fruktami i pewna przeszłość - czego chcieć więcej? No i pech chciał, że kumpel, jak to w większości ogłoszeń bywa – z powodu sytuacji rodzinnej – musiał tą swoją od 4 lat pieszczoną R-ke szybko sprzedać. No i jakoś tak na mojego konia znalazł się kupiec, cena za R-ke rzekłbym promocyjna no i stało się... Mam swojego litrowego Świętego Graala. I okazało się, że „jeździć”, a jeździć, to różnica. Że moje nowe dzieciątko jest mocarne to się spodziewałem. Tego się nie bałem – manetka dla mnie ma więcej pozycji niż 0 i 1. Ale skręcanie, hamowanie i redukcje zaczęły nagle ode mnie wymagać też innego poziomu zaangażowania. Krótko mówiąc – po kilku przejażdżkach należało powiedzieć sobie jasno: „Stary, nie umiesz tym jeździć”. Spora część z Was pewnie pomyślała: „No tak, kolejny gówniarz, który dopadł litra i będzie mistrzem prostych do odcinki”. Ostatnio przeczytałem, że każdy kto kupi 1000ccm opakowanego w niecałe 200kg wagi, będzie odkręcał „ile wlezie”. No cóż – jestem żywym (i oby jak najdłużej) dowodem że, nie zawsze. Nie ma się co oszukiwać – R1 na tytanowym Akrapie kusi, ale scenariusz w stylu: zatłoczone miasto, motocykl którego dopiero się uczysz i masa ludzi, która lusterek używa do malowania ust albo poszukiwania świeżych pryszczy na twarzy nie ma prawa się skończyć szczęśliwie. Jeśli masz do kogo wracać i masz jeszcze jakiś plan do zrealizowania na tym ziemskim padole – to musisz sobie wbić do głowy, że z gazem trzeba ostrożnie. Chcąc nie chcąc, należało zabrać swojego nowego najlepszego kumpla na lotnisko. I pewnie – pierwsze co zrobiłem to dałem ostry wycisk każdemu z koni na których siedziałem. Ale od początku wiedziałem, że czeka mnie sporo nauki i pracy nad nowym motocyklem. I tak żmudnie zacząłem uczyć się nowego sprzętu. Po kilku godzinach spędzonych na wypadach na lotnisku okazało się, że na gumie 200/55 też da się skręcać, że potorowy Dunlop D211 to fajna rzecz, o ile ją porządnie nagrzejesz, że kevlarowe sprzęgło za nic w świecie nie puści, ale trzeba umieć nim jeździć etc. Żebym mógł powiedzieć, że potrafię jeździć, tak aby czuć się absolutnie pewnie, to brakuje jeszcze wielu kilometrów. Ale cóż – przestałem być zagrożeniem dla siebie i innych a to już sukces. Czemu zatem nie sprzedam R1 i nie kupie sobie 600 albo chociaż 750tki? Problem polega na tym, że polubiłem tego narwańca i byłoby mi cholernie smutno bez niego. Nie pozostaje zatem nic innego, jak szlifować swoje umiejętności, wyciskać coraz więcej z siebie, sprzętu i przesuwać granicę dalej i dalej. Swoją, bo do granic motocykla zapewne jeszcze się nawet nie zbliżyłem… Jaki wniosek? Na początek ten najprostszy – każdym sprzętem da się jeździć w miarę rozsądnie i da się poginać. Jak masz trociny zamiast mózgu, to niezależnie ile sprzęt będzie miał pojemności czy koni – i tak łupniesz. Drugi, chyba ważniejszy, to odpowiedź czy warto? Bo to, że być może nie zrobisz sobie krzywdy to jedno. Ale nauczenie się odpowiedniej jazdy na takim motocyklu jest zwyczajnie trudniejsze, żmudniejsze i po prostu mniej przyjemne, niż na mniejszym „sporcie”. 600tka daje komfort nauczenia się podstawowych zachowań, pozycji, skręcania, redukcji z międzygazem na mniej wymagającym sprzęcie z którego na pewno będzie sporo radości. No i po trzecie – nie będzie Ci wstyd jak jakiś gość na winklach wjeżdzony w swoją 600-tke objedzie Cię, mimo że masz lepszy, szybszy, mocniejszy sprzęt, którego nie potrafisz wykorzystać w stu procentach. Z drugiej strony - chyba lepiej tak, niż próbować na siłę udowodnić, że jest inaczej i finalnie potwierdzić regułę połamanego właściciela „litra”. Pozdrawiam.
Być może zainteresuje Cię również:
Komentarze 49
Pokaż wszystkie komentarzeAlbo się rodzisz z czymś albo nie...takie jest moje zdanie nie ważne że fura gwizda jak kierowca Pi... .. Jako pierwszy motocykl kupiłem sc33 a 6 lat wczeniej tylko ujechałem 100metrów na simson...
OdpowiedzKupując litra jako pierwszy motocykl masz niewielkie szanse, zeby nauczyc sie jezdzic. Nie chodzi tu umiejetnosc poruszania sie nim jakkolwiek, ale umiejetnosc wykorzystania ogromnego potencjalu. ...
OdpowiedzKupiłem 939 po 125 i żyje mam się dobrze, miałem mniej niebezpiecznych sytuacji niż na 125, chodzby dlatego ze litry są idioto odporne i są napakowane elektronika. Co do nauki na litrze ze ludzie piszą ze się nie da nauczyc jeździć, nie wiem kwestia podejścia ja po 4 treningach napierdlaam na kolanie na każdym winklu wiec to chyba nie tu jest problem.
OdpowiedzJak kolega wyżej pisze, masz 900-setke a nie litra. Poza tym - mniej niebezpiecznych sytuacji niz na 125cc? To od kiedy masz ten motocykl? Pewnie niedawno kupiłeś. Jazda na kolanie niz nie oznacza. Kazda pierwsza małpa może wystawić pokracznie kolano i mówić, że na kazdym zakrecie jedzie na kolanie. Z takim nastawieniem niedługo będą Cię sprzątać z drogi szufelką.
Odpowiedz939 to nie litr😂😂😂
OdpowiedzJa polecam litra w ciezkim turystyku i zabawe w sportowa jazde. To jest loterio-fun:p ciezkie, slabe, pozycja nie sportowa a jak sie przytrze butem (nie lokciem,glowa,owiewka) radochy co nie miara
OdpowiedzJa polecam litra w ciezkim turystyku i zabawe w sportowa jazde. To jest loterio-fun:p ciezkie, slabe, pozycja nie sportowa a jak sie przytrze butem (nie lokciem,glowa,owiewka) radochy co nie miara
OdpowiedzA ja uwielbiam mojego litra jego moc bardzo często mi się przydaje, mimo że dla niektórych mógłbym być dziadkiem.
OdpowiedzTo chyba ja tu będę inny niż większość bo ja jeżdżę tylko litrami, mam 185cm wzrostu i 600tki są dla mnie zbyt małe i nie widzę powodu dla którego aż tak miałbym odstraszać od ów "strasznych" ...
Odpowiedzpoprzeglądaj sobie wymiary motocykli, 1000, 750, 600 a zobaczysz że w większości wypadków gabarytowo 600 jest większa od 1000, lub są one do siebie tak podobne, że należało by je suwmiarką mierzyć, porostu różnice są MINIMALNE wręcz niezauważalne gołym okiem. Ale tu wkrada sie cos o czym sam piszesz "wszystko siedzi w głowie" bo skoro 1000 liczbowo jest więcej niż 600 to i sam motocykl musi być większy gabarytowo ... :P błędne myślenie, odsyłam do serwisówek ;)
Odpowiedz