tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Honeymoon Moto Trip, czyli zakochani na Bałkanach
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Honeymoon Moto Trip, czyli zakochani na Bałkanach

Autor: Daniel Widło 2019.05.10, 10:34 2 Drukuj

Podróż poślubna na motocyklu? Czemu nie! Planowanie zaczęliśmy już w zimie. Plan zrealizowaliśmy w 100 procentach i choć nie wszystko zrobiło na nas wrażenie, przygoda była wspaniała.

Musiałem pożegnać się z moją Hondą CBR 1000 RR - nie było żadnej możliwości we dwójkę pokonać zaplanowanej trasy. Po długich poszukiwaniach i wahaniach na następcę wybraliśmy Multistradę. 150 KM i sportowe zacięcie MTS postawiły kropkę nad "i".

NAS Analytics TAG

Samo przygotowanie motocykla ograniczyło się do wymiany oleju oraz tylnej opony. Wcześniej zamontowany został tankbag oraz uchwyt na telefon z gniazdem USB.

Trasa

Pomysły na trasę były dwa. Pierwszy to pokonanie kilkunastu przełęczy alpejskich w 14 dni, tak jak zrobiłem to kiedyś z moim przyjacielem. Drugi pomysł pojawił się trochę później - Bałkany. Skoro byłem już w Alpach, czemu nie zwiedzić trochę innego regionu. Rumunia z Transalpiną i Transfogarską, Czarnogóra z Durmitorem i kanionami Tary i Piwy, egzotyczna Macedonia, Złote Piaski w Bułgarii. Dlaczego nie?

Decyzja zapadła - jedziemy na eksplorację Bałkanów. W planie było 5000 km i 11 krajów. Jak się później okazało plan został zrealizowany.

Przystąpiłem do planowania trasy. Jak to zrobić żeby uszczęśliwić też moją drugą połówkę, jak podzielić czas spędzony na motocyklu z opalaniem i moczeniem się w morzu? Długo trwało planowanie poszczególnych odcinków trasy, ale w końcu jakoś się udało.

Pakowanie

Zmieścić wszystkie potrzebne rzeczy do trzech kufrów, jednego tankbaga i dwóch drybagów nie było łatwo. W końcu jednak, po odpowiednim posortowaniu ubrań, kosmetyków daliśmy radę. Sami byliśmy w szoku że kufry Multistrady są aż tak pojemne (nie korzystaliśmy z toreb jakie wkłada się do kufrów, gdyż znacząco obniżają one możliwości załadunkowe motocykla).

Przed wyjazdem w taką podróż na pewno warto wybrać się na zakupy do Decathlona. Kilka gadżetów jakie tam nabyliśmy to między innymi: ręczniki - świetna sprawa, zajmują bardzo mało miejsca, dobrze chłoną i szybko schną), materac (długo szukaliśmy materaca dwuosobowego który po złożeniu byłby lekki i nie zajmował dużo miejsca, udało się nam taki znaleźć i choć nie był tani to swoje zadanie spełnił w 120% link), palnik podróżny, małą butlę gazową. Namiot i inne gadżety mieliśmy już z innych wyjazdów.

Słowacki deszcz

Pierwszy dzień naszej wyprawy miał doprowadzić nas do rumuńskiej miejscowości Oradea położonej blisko granicy węgierskiej. Nocleg mieliśmy już zaklepany, więc bez względu na pogodę musieliśmy wsiadać na sprzęt i jechać.

Przejazd z Polski do miejsca docelowego nie należał do najprzyjemniejszych. Tradycyjnie, jak to bywa przy takich wyprawach, musiał padać deszcz. Taka aura towarzyszyła nam przez około 160 km.

Na Słowacji mieliśmy przyjemność napić się kawy w dość osobliwej restauracji, obok której stał zaparkowany samolot pasażerski. Dopiero tam mogliśmy pozbyć się przeciwdeszczówek i do końca dnia cieszyć się suchą nawierzchnią.

Przejazd przez słowackie drogi był sprawny i, jak zwykle, bardzo przyjemny. Już nie raz mieliśmy możliwość cieszyć się z jazdy po doskonałych drogach o świetnej przyczepności. Tego samego nie można powiedzieć o Węgrzech, gdzie jakość dróg pozostawia wiele do życzenia, a koloru łat na nawierzchni nie sposób się doliczyć.

Pomimo to przejazd od granicy słowackiej do Tokaju prowadził przez pola pełne winorośli, co po części rekompensowało niedogodności występujące podczas jazdy. W Tokaju wstąpiliśmy do jednej z piwniczek i zaopatrzyliśmy się w lokalne wino. Nie mogło również zabraknąć zdjęcia z balem słomy.

Oradea i chwile grozy

Po zakwaterowaniu i małym odpoczynku udaliśmy się na mały rekonesans terenu. Okazało się, że Oradea to piękne miasto z niesamowitym centrum. Większość budynków została już odnowiona, a te które jeszcze się tego nie doczekały były dyskretnie pozasłaniane różnego rodzaju osłonami imitującymi elewację sąsiadujących budynków.

W drodze do centrum mieliśmy okazję przyjrzeć się ogromnemu aquaparkowi, którego usytuowanie oraz rozwiązania architektoniczne przykuły naszą uwagę.

Drugi dzień naszej wyprawy zaczynamy od zwiedzania zamku w Huneadoarze. Zdecydowaliśmy się wybrać akuratnie ten zamek gdyż uważany jest za jeden z najpiękniejszych w całym Siedmiogrodzie.

Parę kilometrów przed pierwszym celem dnia o mały włos nie zakończyła się nasza wyprawa. Uniknęliśmy spotkania z samochodem, który w ostatniej chwili zdecydował się przejechać przez nasz pas ruchu. Dobrze że multistrada ma trochę mocy i szybko reaguje na manetkę, tylko dzięki szybkiej reakcji udało nam się przejechać tuż przed samochodem (o hamowaniu nie było nawet mowy). Gdy emocje opadły mogliśmy spokojnie udać się na zwiedzanie zamku.

Transalpina i Transfogaraska

Po zwiedzaniu ruszyliśmy w dalszą część trasy. Naszym celem było przejechanie zachwalanej przez motocyklistów Transalpiny. Słynna trasa 67C. Prawdziwa Transalpina to jednak nie cała droga 67C tylko jeden jej odcinek prowadzący od miejscowości Obarsia Lotrului do Novaci.

Warto jednak przejechać drogę 67C od miejscowości Sebes gdyż daje ona bardzo dużo radości z jazdy. Nawierzchnia jest bardzo dobra, asfalt przyczepny i bez dziur. Po drodze można zatrzymać się na tamie, zjeść lokalny przysmak w postaci langosa oraz zaopatrzyć się w jakiś mocniejszy trunek domowej produkcji.

Zauroczeni pięknem i harmonijnością Transalpiny zdecydowaliśmy się przejechać nią jeszcze raz. Decyzja ta była jedną z najlepszych tego dnia, pogoda była wyśmienita, ruch praktycznie zerowy. Mogliśmy bez żadnych ograniczeń cieszyć się pięknem natury i doskonałą nawierzchnią na trasie.

Honeymoon Moto Trip 02

Tego dnia mieliśmy w planie przejechać trasę Transfogaraską. Po zjechaniu z Transalpiny nie wracaliśmy się z powrotem do Sebes, tylko odbiliśmy na wschód drogą 7A do Brezoi a następnie drogą E81 do ronda gdzie włączamy się na drogę E86.

Podsumowując te dwa odcinki to: droga 7A byłaby całkiem fajna, gdyby nie nawierzchnia - jedna wielka dziura i pełno piachu wszędzie, cywilizacji zero i brak stacji benzynowej. Droga E81 to jeszcze większa tragedia i nie mowa tutaj o nawierzchni, która jest niemal perfekcyjna, chodzi o ogromne natężenie ruchu. Samochodów jest tak dużo, że nawet motocyklem ciężko jest się przebić.

Zaznaczyć należy, że jest to również droga tranzytowa, gdzie jedna ciężarówka goni drugą. Straciłem w tym dniu dobrą godzinę, żeby przebić się przez dwa zatory (jeden z powodu wypadku, a drugi z powodu braku płynności jazdy na rondzie).

Pierwsza część trasy Transfogaraskiej jest bardzo widowiskowa, nawierzchnia dobrej jakości, można jechać zdecydowanie szybciej ale nie ma po co bo widoki są tak piękne, że nie warto pędzić na złamanie karku.

Druga część trasy nie należy do najprzyjemniejszych. Nawierzchnia z każdym pokonanym kilometrem wydaje się być coraz gorsza. Trasa jest wąska, zakręty ślepe, nie ma gdzie wyprzedać.

Opuszczony bułgarski świat

Tego dnia plan był prosty - jak najszybciej dostać się na bułgarskie wybrzeże do miejscowości Kavarna gdzie czekał na nas nocleg i dwa dni odpoczynku od codziennej jazdy. Początkowo mieliśmy jechać obwodnicą Bukaresztu, ale po rozmowie z kolegą który jechał tą trasą dwa dni wcześniej postanowiliśmy że pojedziemy zupełnie inaczej.

Granicę przekroczyliśmy na rzece w miejscowości Giurgiu. Motocykle są zwolnione z opłaty za przejazd mostem. Droga minęła dość szybko, ruch był niewielki i można było śmiało pędzić przed siebie.

Bułgaria niestety nie wywarła na nas takiego wrażenia jak Rumunia. Odnosi się wrażenie, że w Bułgarii czas na chwilę się zatrzymał. Wszędzie można spotkać opuszczone i zaniedbane budynki, które straszą swoją obecnością. Godne uwagi są tylko miejscowości typowo turystyczne, które swoim przepychem nie ustępują śródziemnomorskim kurortom, jednak największym problemem są wszechobecne śmieci, dzikie wysypiska śmieci i ogólnie bałagan i brud.

Najlepszym przykładem niegospodarności jest niesamowita ilość niedokończonych budów, oraz opuszczone budynki nad samym wybrzeżem. Jeden taki budynek dość skutecznie psuł krajobraz na plaży obok którego wybudowany został ogromny nowoczesny hotel z basenem.

Poświęciliśmy pół dnia odpoczynku na zwiedzenie okolicznych atrakcji. Bardzo duże wrażenie zrobiły na nas klify, jakie znajdują się w pobliżu granicy Bułgarii z Rumunią. Zdecydowanie warto wybrać w tamte rejony gdyż widoki są świetne. Od razu zaznaczam tutaj, że nie wszędzie da się dojechać samochodem osobowym, co innego na motocyklu.

Polecamy również wybrać się do farmy małż gdzie znajduje się restauracja nad samym morzem. Warto spróbować tutejszych specjałów, nawet jeśli nie przepadamy za tego typu przysmakami.

Honeymoon Moto Trip 29

Urzekająca Macedonia

Plan na ten dzień był bardzo prosty a zarazem bardzo ambitny. Do przejechania mieliśmy całą Bułgarię z zachodu na wschód następnie wjazd do Macedonii i dotarcie do Jeziora Ochrydzkiego. W sumie trasa przewidziana na 970 km. Tego dnia wstaliśmy o godzinie 4.00 czasu lokalnego (czyli o 3.00 czasu polskiego).

W Macedonii wróciliśmy do naszego czasu i tym samym zyskaliśmy godzinę.

W sumie przejazd trwał około 14h z czego ponad 11h to sama jazda bez przerw. Tego dnia nie było za bardzo czasu na zwiedzanie i fotografowanie okolicy. Zresztą sama Bułgaria jak pisałem już wcześniej niczym poza klifami nas nie urzekła. Co innego Macedonia.

Kiedy przekroczyliśmy granicę bułgarsko-macedońską droga zaczęła przyjemnie zakręcać, asfalt nowiutki, równiutki i przyczepny. Krajobrazy przypominały trochę te z Czarnogóry, ceny na stacjach benzynowych przyzwoite - proszę jakie miłe zaskoczenie.

W jednym miejscu natknęliśmy się na ogromny korek, myśleliśmy że to jakiś poważny wypadek gdyż ruch był zablokowany z dwóch stron. Co się jednak okazało - zepsuł się jakiś duży samochód ciężarowy i policja zatrzymała ruch żeby kierowca mógł go w jakiś sposób uruchomić i jechać dalej (droga była na tyle wąska że bez zatrzymania ruchu nie byłoby to możliwe). W takich sytuacjach docenia się jeszcze bardziej to że podróż odbywa się na motocyklu. Bezproblemowo mijamy wszystkich i jedziemy dalej.

Drogi w Macedonii są nadzwyczaj dobre, przynajmniej te którymi tego dnia mieliśmy przyjemność jechać. Droga A3 prowadząca od granicy z Bułgarią w głąb Macedonii o świetnej nawierzchni. Następnie droga A4 a później świetny odcinek drogi A1 któ miejscami miał 3 pasy ruchu w zależności od nachylenia terenu dwa w górę jeden w dół. Łuki długie i zaplatane prawo, lewo, prawo, lewo non stop - raj. Droga A3 od miejscowości Bitola do Ochryda jest już dużo węższa i bardziej zatłoczona, dlatego na odcinek ten najlepiej przygotować sobie więcej czasu.

Tego dnia postanowiliśmy trochę odpocząć nad Jeziorem Ochrydzkim. Plaża bardzo przyjemna, czysta, można znaleźć miejsce zarówno na kamieniach jak i na trawie, w pełnym słońcu i w cieniu też. Macedonia bardzo mile zaskoczyła nas cenami w restauracjach oraz tym że praktycznie wszędzie można było płacić kartą.

Po obiedzie postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę do Parku Narodowego Galicica. Wjazd na drogę łączącą dwa jeziora jest płatny i wynosi 2 euro. Wjazd na górę jest bardzo przyjemny, droga jednak jest wąska i trzeba uważać na zawijkach. Po drugiej stronie przełęczy asfalt jest gorszej jakości i z racji braku czasu stwierdziliśmy że nie będziemy zapuszczać się w tamte rejony. Po drodze można zatrzymać się w kilku miejscach na dłuższy postój. Można spokojnie zapalić ognisko lub rozpalić grilla - są do tego specjalnie wyznaczone miejsca. Widok z samej góry na Jezioro Ochrydzkie jest przepiękny.

Drugim miejscem które chcieliśmy zobaczyć tego dnia to miasteczko St Naum. Miejsce to okazało się bardzo urokliwe. Piękne trawniczki, kwietniki, bardzo zadbane alejki, budki z pamiątkami. Dodatkowo przejście przez centrum do zabytkowej monastery sprawia że można zauważyć dużo ciekawych rzeczy mi. wolno biegające pawie.

Gdzie ta nirwana?

Trasa początkowo wytyczona przez google miała wynieść około 850 km. Patrząc na ten dystans z perspektywy ostatniego długiego przejazdu stwierdziliśmy, że nie ma większego sensu zakładać że dojedziemy do wcześniej ustalonego punktu. Ile damy radę przejechać i gdzie dojedziemy to tam będziemy szukać noclegu.

Początek trasy przebiegał przez Macedonię, drogą R1201 zmierzaliśmy do granicy z Albanią. Przejazd przez Macedonię znowu dostarczył nam wielu wrażeń. Nawierzchnia w doskonałej jakości, zakręty płynne - nic tylko jechać jak najdłużej taką trasą.

Specjalnie wybraliśmy odcinek trasy biegnący przez Albanię sugerując się artykułem znalezionym na popularnej stronie internetowej motovoyager.net

Szczerze mówiąc to szukaliśmy tej motocyklowej "nirwany" przez całe długie 70 km i niestety się nie znaleźliśmy. Droga może kilka lat temu była nowa i płaska jak stół, jednak teraz to droga przez mękę. Co kawałek wyrwa w asfalcie, zapadliska, brak asfaltu, kamienie i wiele innych ciekawych rzeczy. Generalnie nie polecamy tego odcinka!!! Może widokowo całkiem fajna trasa, ale przejazd nią w upale ponad 34 stopni to średnia przyjemność.

Dodatkowo w Albanii ciężko w sklepie zapłacić kartą MasterCard co znacząco utrudniło nam zrobienie podstawowych zakupów. Jak najszybciej chcieliśmy opuścić ten "dziki" kraj i wjechać do jakiejś cywilizacji.

Zdziwione Kosowo

Droga zaprowadziła nas do granicy z Kosowem, na której to musieliśmy wykupić dodatkowe ubezpieczenie na motocykl (10 euro). Najwidoczniej mało turystów zapuszcza się w to miejsce zwłaszcza na motocyklach gdyż pogranicznik był dość mocno zdziwiony dlaczego nie kontynuowaliśmy jazdy przez Albanię ale nie trasami górskimi tylko wybrzeżem. Większość osób odradzało nam wizytę w Kosowie, ale pomimo to zdecydowaliśmy się je odwiedzić.

Jakież było nasze ogromne zdziwienie gdy po przejechaniu kilu kilometrów dość mocno zużytą drogą dojechaliśmy do pierwszej miejscowości gdzie jeden dom był piękniejszy od drugiego. Samochody z górnej półki i to same nowe modele, wszystkie na niemieckich i szwajcarskich blachach. Ejjj o co chodzi? Co tutaj robią Niemcy i Szwajcarzy? W Kosowie?

Nic dziwnego że mapy Google podczas kreślenia trasy przejazdu zwariowały, sama nawigacja podczas jazdy po Kosowie przełączyła się w tryb podglądu i nie było mowy o normalnym rutingu. Oczywiście przez te anomalie z nawigacją trochę zboczyliśmy z właściwej trasy i zapuściliśmy się w głąb kraju. W miejscowości Peje zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie. Po drodze minęliśmy polskich żołnierzy.

Po obiedzie ruszamy dalej w kierunku Czarnogóry. Na górskiej drodze R106 miłe zaskoczenie, na poboczu kilkunastu motocyklistów urządziło sobie ognisko i małą imprezkę. Ich gesty jednoznacznie wskazywały na to żebyśmy do nich dołączyli. Postanowiliśmy zatrzymać się na chwilę i pogadać i odpocząć przed 200 km górską trasą do Żabljaka.

Jak się później okazało była to grupa motocyklowa Free WolVes Kosova. Chłopaki bardzo ciepło nas powitali, wręczyli Agnieszce zimne piweczko a mnie poczęstowali arbuzem. Chwilę pogadaliśmy o tym jak to Kosowo się rozwija, dlaczego tyle super samochodów na obcych blachach itd.

Niestety musieliśmy się pożegnać z naszymi nowymi znajomymi gdyż trochę gonił nas czas. Przejazd przez granicę odbył się bardzo sprawnie. Dalsza droga to można powiedzieć motocyklowa bajka. Przejazd, który każdy motocyklista powinien w swoim życiu zaliczyć. Kanion rzeki Tary, dobrej jakości nawierzchnia, harmonijne, dynamiczne łuki oraz piękne widoki.

Góra św. Jerzego

W Żabljaku spędziliśmy jedną noc, plan był inny ale niestety pogoda miała się popsuć na kilka dni w przód więc podjęliśmy decyzję o kontynuowaniu jazdy w kierunku Chorwacji.

Tego dnia mieliśmy bardzo dużo frajdy z przejazdu przez Narodowy Park Durmitor drogą P14 - 45 km trasy z dobrą nawierzchnią, wspaniałymi krajobrazami i tunelami wykutymi w skałach.

Następnie ruszyliśmy w kierunku Bośni i Hercegowiny. Pierwsze kilometry drogi M18 pokonujemy w deszczu, jednak nie przeszkadza nam to w podziwianiu wspaniałych widoków. Woda w jeziorze ma niespotykany kolor, a nawierzchnia drogi jest w bardzo dobrej kondycji.

Wszystko zmienia się po przejechaniu przez granicę. Po stronie Bośni i Hercegowiny droga M18 to jedno wielki pobojowisko, wąsko, wyrwy w asfalcie, momentami całkowity brak nawierzchni tylko wysypane kamienie z wielkimi kałużami. Aż ciężko uwierzyć, że to ta sama droga która w Czarnogórze była idealna.

Niestety cały czas goni nas potężna chmura więc wprowadzamy małe korekty w nawigacji żeby jak najszybciej znaleźć się na wybrzeżu Chorwackim.

Honeymoon Moto Trip 06

W połowie Bośni pogoda się załamała. Dopadła nas burza w jakiej jeszcze nigdy nie jechaliśmy. Wiatr spokojnie przekraczał 120-130 km/h a może i więcej bo jazda z prędkością 50 km/h była nie lada wyzwaniem (motocyklem miotało we wszystkie strony, a zatrzymanie się czy próba zawrócenia mogłaby się skończyć wywrotką przy pierwszym lepszym podmuchu).

Na szczęście przy pierwszym napotkanym domu otwarty był pusty garaż, który zapewnił nam schronienie. Przy okazji poznaliśmy też Rosjan podróżujących na GS-ie.

Kiedy opady trochę odpuściły ruszyliśmy dalej. Deszcz towarzyszył nam praktycznie do granicy z Chorwacją.

Będąc w Chorwacji, w okolicy Makarskiej ponoć grzechem byłoby nie odwiedzić trasy na górę Sveti Jure. Choć tego dnia mieliśmy inny plan to skuszeni namowami znajomych postanowiliśmy sprawdzić jak to rzeczywiście jest z tą trasą.

Trasa o długości 22 km, niestety przejazd jest płatny 50 kun od osoby. Sama droga nie jest w najlepszej kondycji, co kawałek pojawiają się nierówności i wyboje. Na niektórych odcinkach brakuje barier, której jakby nie patrzeć byłyby bardzo przydatne gdyż droga jest bardzo wąska i czasami przeciskanie się między samochodami jadącymi z naprzeciwka było dość ryzykowne.

Sam podjazd trwa dość długo, trzeba bardzo uważać gdyż dużo jest ślepych wąskich zakrętów gdzie łatwo o spotkanie z autem z naprzeciwka.

Po przejechaniu całej trasy w dwie strony wspólnie stwierdziliśmy, że trasa na Sveti Jure jakiegoś większego wrażenia na nas nie zrobiła. Mając w pamięci przejazd Transalpiną, Transfogarską, Durmiotrem czy kanionem Tary Sveti Jure niestety wypadł słabo.

Ruszyliśmy w dalszą trasę do Starigradu na znany nam już Camping. Planując przejazd stwierdziłem że można by przejechać tę trasę wzdłuż autostrady A1 zamiast ciągnąc się razem z kamperami po Jadrance. Jak się później okazało to nie był dobry pomysł. Nawierzchnia na drodze D62 to jakaś masakra, raz szeroko, raz wąsko, raz dziurawo i cały czas piekielnie gorąco.

Tego dnia nie mieliśmy żadnej przyjemności z jazdy. Niby trasa dość krótka bo 300 km, ale upał i tragiczna droga dały się nam we znaki.

Mając pewien niedosyt po ostatnim przejeździe postanowiłem tym razem solo przejechać się chyba jednym z najlepszych odcinków popularnej Jadranki. Odcinek o długości 45 km w dwie strony 90 km. Nawierzchni z początku nie najlepsza ale za to łuki dobrze wyprofilowane i rytmiczne (lewo, prawo itd.).

Żeby spokojnie i bezstresowo przejechać ten odcinek warto wstać rano gdyż ruch po godzinie 9 zaczyna robić się dość duży i przyjemność z jazdy nie jest już tak duża jak np. o 7 rano.

Przyjemnie jedzie się też dalej na północ aż do Kraljevica ale im bliżej i później tym ruch jest coraz większy i z dynamicznej jazdy kaszana.

Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy, nasz urlop też dobiegał końca więc ruszyliśmy w przedostatnią trasę z Starigradu nad Jezioro Balaton.

Pierwsza część trasy przebiegała klasycznie drogą E65 gdzie zakrętów jest cała masa a asfalt pierwszej jakości. Następnie odbijamy na drogę numer 23, która też jest bardzo przyjemna.

Balaton

Następnie dojazd nad Balaton odbywał się już bez jakiś większych fajerwerków, trasa obrana była w ten sposób żeby minąć autostradę i jechać obok niej. W międzyczasie udało się nam nabyć domowej roboty rakiję i znaleźć fajne miejsce na chwilę odpoczynku.

Samo jezioro Balaton nie zrobiło na nas praktycznie żadnego wrażenia. Owszem duże to ono jest, ciepła woda też jest, ale strasznie brudna i zamulona. Po wypłynięciu w głąb jeziora jakieś 100 m dalej woda po połowę klatki piersiowej i muł po kolana nic przyjemnego pływać w takiej kałuży. Dobrze, że pole kempingowe na jakim postanowiliśmy spędzić noc miało własny basen.

NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia
Honeymoon Moto Trip 04
NAS Analytics TAG
Honeymoon Moto Trip 21
Honeymoon Moto Trip 47
Honeymoon Moto Trip 05
Honeymoon Moto Trip 40
Honeymoon Moto Trip 19
Honeymoon Moto Trip 20
Honeymoon Moto Trip 16
Honeymoon Moto Trip 28
Honeymoon Moto Trip 22
Honeymoon Moto Trip 23
Honeymoon Moto Trip 24
Honeymoon Moto Trip 26
Honeymoon Moto Trip 27
Honeymoon Moto Trip 30
Honeymoon Moto Trip 31
Honeymoon Moto Trip 32
Honeymoon Moto Trip 33
Honeymoon Moto Trip 34
Honeymoon Moto Trip 36
Honeymoon Moto Trip 37
Honeymoon Moto Trip 38
Honeymoon Moto Trip 39
Honeymoon Moto Trip 41
Honeymoon Moto Trip 42
Honeymoon Moto Trip 43
Honeymoon Moto Trip 44
Honeymoon Moto Trip 45
Honeymoon Moto Trip 48
Honeymoon Moto Trip 49
Honeymoon Moto Trip 50
Honeymoon Moto Trip 51
Honeymoon Moto Trip 03
Honeymoon Moto Trip 07
Honeymoon Moto Trip 08
Honeymoon Moto Trip 09
Honeymoon Moto Trip 10
Honeymoon Moto Trip 11
Honeymoon Moto Trip 12
Honeymoon Moto Trip 13
Honeymoon Moto Trip 14
Honeymoon Moto Trip 15
Honeymoon Moto Trip 17
Honeymoon Moto Trip 18
Honeymoon Moto Trip 01
Honeymoon Moto Trip 25
Honeymoon Moto Trip 46
Honeymoon Moto Trip 35
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górę