Harley-Davidson Road King. Motocykl, który zafundowa³ mi najlepsz± przeja¿d¿kê w ¿yciu
Podobno przynajmniej raz powinieneś wybrać się w długą podróż motocyklem. Najlepiej na inny kontynent, a już całkowicie najlepiej dookoła świata. Wtedy wspomnienia z tej podróży staną się nieśmiertelne i będziesz je przywoływał z uśmiechem na ustach, kiedy właśnie będzie zapadać ostatnia kurtyna w twoim życiu. Aparatura podtrzymująca puls powoli będzie zmieniała swój ton w ciągły, ale ciebie ogarnie ciepła fala szczęścia, bo tuż przed skasowaniem swojego biletu do nieba będziesz miał przed oczami świt na Mongolskich stepach albo słońce znikające za górami w Montanie w różowopomarańczowym majestacie wieczornego nieba. Tak przynajmniej powinniśmy myśleć, prawda? Oglądaliśmy Charliego i Ewana w"Long Way Round" i wszyscy chcieliśmy wziąć rok urlopu i kupić GS’a. Ja przynajmniej chciałem. Ale czasami te najbardziej zapadające w pamięć przejażdżki, które wgryzają się w mózg na lata nie wymagają wyrobienia sobie paszportu.
Mi najlepszą przejażdżkę życia zafundował motocykl ze Stanów, a dokładniej z Milwaukee. O tak, Harley-Davidson. I to jego wysokość Road King. Kiedy go budowali - z całą pewnością w kuźni, przy pomocy kowadła i paleniska - wyobrażali sobie, że lekarze z sektora prywatnego raz w roku zabiorą go w podróż po Stanach. To zrozumiałe, a jego nazwa wręcz do tego zobowiązuje. Patrzysz na niego i wyobrażasz sobie jak leci z Missouri w stronę Arizony, dowiedzieć się jakie jest prawdziwe znaczenia słowa "wolność". No cóż, ja Road Kingiem nie opuściłem Europy. Nie opuściłem nim nawet Polski, a prawdę mówiąc, nie opuściłem nim swojego miasta, żeby dowiedzieć się, co to słowo znaczy.
Czerwiec, 2010. Fala upałów zalała cały kraj i wszyscy ci, którzy rozważnie wzięli urlop na tenże miesiąc wygrali los na loterii, zwłaszcza, że kilka miesięcy wcześniej istniało realne zagrożenie powtórki z roku 1997. Niemniej jednak temperatura przez dobry tydzień była tak wysoka, że mogłeś ugrillować kiełbasę trzymając ją na patyku za oknem. Wbrew staraniom producentów kasków i odzieży motocyklowej, kiedy na zewnątrz jest 40 stopni, wszelkie wloty i materiały o zwiększonej przewiewności na niewiele się zdają. Jadąc w takich warunkach motocyklem w zasadzie jedziesz w saunie. A jeśli jedziesz Harleyem, to cóż… jajka sadzone. Wieczorem Road King poszedł do garażu, a ja spać, nastawiając sobie budzik na 2:00 w nocy.
Temperatura się trochę ulitowała i spadła do rozsądnych 26 stopni, więc przy sprzyjającej aurze letniej, czerwcowej nocy ten potężny TwinCam 96 się obudził. Kolejną rzeczą, którą przyjęło się uważać za właściwą jest fakt, że do tak zwanej "nocnej jazdy" powinieneś mieć coś szybkiego, ostrego, najlepiej w nakedzie, który częściej nie idzie na koło niż idzie. Bzdura. Jeśli sprawia ci to radochę, to możesz na miasto w nocy wyjechać skuterem z Tesco i nikt nie powinien myśleć o tym czegokolwiek. Tym niemniej, tuż obok mojego, już miejmy nadzieję nie narażonego na poparzenia krocza bulgotał leniwie amerykański sen. Road King nie jest motocyklem szczególnie zwinnym, z płynami waży dokładnie połowę tego, co Daewoo Matiz, ale bardzo sprawnie zdaje się tą gabarytową szczodrość ukrywać. Przyjemnie kładzie się w zakrętach, posłusznie reagując na twoją pracę ciała, zresztą, na szaleństwa i tak nie ma co liczyć, podnóżki są tutaj czujnikiem pochylenia. No więc to była jedna z tych chwil, kiedy mózg ci się wyłącza, a w zasadzie wchodzi w tryb medytacji. Dajesz mu po prostu coś do roboty, w tym przypadku prowadzenie niemal półtonowego motocykla - a on skupia się na tym i regeneruje swoje pozostałe obszary. Ci, którzy tego doświadczyli, wiedzą o czym mówię. Zresztą, medytacja właśnie na tym polega, na skupieniu się na jakiejś czynności, żeby reszta umysłu mogła sobie odpocząć i się naprawić.
Takie jeżdżenie bez celu, dla samego poruszania się jest wspaniałe, a dla mnie realizowanie go w nocy stanowi niemal religię. Zawsze może wtedy spotkać cię coś zachwycającego. Dla mnie tym momentem "och!" było przejechanie nad ranem obok piekarni. Przyłbica w kasku pozostawała podniesiona, przecież i tak przez ostatnie półtora godziny nie przekroczyłem 45 km/h. Już dojeżdżając dało się wyczuć zapach pieczywa jeszcze w piecu, i tego, które właśnie wylądowało w koszu. Myślę o tym zdecydowanie częściej niż powinienem. Włóczysz się tak po okolicy, zwracasz uwagę na rzeczy, które za dnia są nieoczywiste. Wszystko przyjmujesz z pokorą, wdzięcznością i spokojem. Nie chcę, żeby ten felieton był jak poradnik jogi i akceptacji siebie, ale tak to właśnie się odczuwa. Kiedy już wracałem do domu, w mieście nagle padła cała sieć elektryczna i zgasły wszystkie możliwe źródła światła. Latarnie uliczne, światła w domach, sklepach. Wszystko ogarnęła całkowita ciemność, przerywana jedynie przez wiązkę światła z reflektora Road Kinga. Zwolniłem do 30 km/h i spojrzałem w górę, a tam granatowe niebo upstrzyło się ilością gwiazd niemożliwą do objęcia ludzkim umysłem. Czy to było z dala od cywilizacji, na obrzeżach Azji albo w Ameryce Środkowej? Nie, to było 7 kilometrów od mojego domu.
Komentarze 3
Poka¿ wszystkie komentarze"Wszystko przyjmujesz z pokor±, wdziêczno¶ci± i spokojem" - ¶wietnie powiedziane. Wspania³y road king. Pozdrawiam
OdpowiedzTakie doznania mamy z ka¿dym innym motocyklem, nie jest to zas³uga marki ale zobowi±zania wobec sponsora daj± takie wypociny. Trochê ¿enuj±ce i tyle.
OdpowiedzCo za bzdury. Banalny, przereklamowany, ledwo przyspieszaj±cy ciê¿ki klamot dla ludzi z wielk± potrzeb± oparcia swojej warto¶ci o znan± markê
Odpowiedznapisz proszê co wzamian za HD Road King ?
OdpowiedzBzdury to ty piszesz. Mia³em kilkana¶cie moto w ¿yciu ale HD jeszcze nie, i w³a¶nie dzisiaj jadê kupiæ mojego wymazonego HD Road Kinga. Marzenia trzeba spe³niaæ nawet wtedy gdy nie s± do koñca racjonalne. Pozdrawiam
OdpowiedzW takim razie szerokiej drogi i zawsze piêknej pogody. Kawasaki eliminator 125 te¿ swego czasu dawa³ niez³e wra¿enia z jazdy,pozdrawiam :)
Odpowiedz