Chyba nikt się nie spodziewał takiego killera. Kawasaki dopiero co zaprezentowało modele elektryczne i hybrydowe (którym należy bezwzględnie poświęcić osobny felieton) i wszyscy myśleli, że najbliższa przyszłość odbędzie się pod hasłem eko-propagandy, a ten rok nie zapowiada się na lepszy od poprzedniego, z zielonego rękawa wychyliło się największe działo ostatniej dekady.

Przede wszystkim, o Ninjy ZX-4R niewiele wiadomo. I w zasadzie moglibyśmy tutaj zakończyć, ale jedna rzecz jest wiadoma - będzie miała silnik czterocylindrowy. Pozwólcie drodzy milenialsi, że wyjaśnię wam, dlaczego to istotne. Otóż, od dłuższego czasu eurodeputowani o bardzo ostrożnym podejściu do czerpania radości z życia (i pewnie używania antyperspirantu) próbują wszystkim innym popsuć zabawę i sprawić, żeby wszyscy byli jednakowo smutni. Dzieje się tak przede wszystkim przez wprowadzanie coraz to bardziej rygorystycznych norm emisji spalin i pchaniu gdzie się tylko da elektromobilności. Ona wcale nie jest taka zła, ale sposób w jaki UE i nie tylko przymusza resztę świata do dzielenia tej samej ideologii bardzo przypomina praktyki pewnego Austriaka z krótkim wąsem. Idea silnika, który rozkręca się do 15000 obr./min kiepsko wpisuje się w zasady ekologii i niskiego poziomu emisji spalin. Koncerny robią, co mogą, żeby te niedorzeczne dyrektywy jakoś ominąć i albo produkują jedno lub dwu cylindrowe motocykle małolitrażowe, albo montują układy wydechowe wielkości rury kanalizacyjnej. W Azji oczywiście Unii Europejskiej nie ma i tam młodzi od dawna latają na przykład na Ninjy ZX-25R, w której obrotomierz kończy się na 20000 obr./min.

Aż tu nagle, na starym kontynencie pojawia się informacja, że jesienią 2023 do salonów trafi czterocylindrowa czterysetka. Z dotychczasową Ninją 400 ten motocykl ma wspólne tylko to, ze leje się do niego paliwo. Wszystko pozostałe jest całkowicie inne i moim zdaniem za bazę silnika posłużyło tutaj ZX-6R. Projektowanie całego silnika od nowa było by ekonomicznie wysoce nie opłacalne i pewnie wywindowałoby cenę do stratosfery (do tego jeszcze niestety wrócimy), więc naturalnym się wydaje, żeby skorzystać z tego, co się zna i ma. Pełnych danych technicznych jeszcze nie ma, ale wiadomo, że ZX-4R będzie miało - w zależności od rynku i RAM Air - około 80 KM, a to sporo jak na drogową klasę 400cc. Nie jest jasne, przy jakich obrotach ta moc będzie, ale obstawiam, że mówimy o liczbach pięciocyfrowych. Wiadomo też, że "Czwórka" będzie miała wszystkie możliwe rozwiązania technologiczne z klasy wyższej, czyli quickshifter, wyświetlacz TFT, kontrolę trakcji czy zmienne tryby pracy silnika. Słowem - grubo. I dobrze by było, żeby twój portfel też taki był, bo za oceanem cena wyniesie 10 tysięcy dolców. To nie będzie motocykl budżetowy, tym bardziej, że pojawi się w wersji "RR", która do tego wszystkiego będzie wyposażona w zawieszenie z Ninjy ZX-10RR kosztującej dolców trzydzieści tysięcy. To jak? Znalazłeś już te pieniądze z pierwszej komunii?

Bardzo chciałbym wierzyć, że to jakieś światło w tunelu. Że motoryzacja jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa i nie wszyscy poddali się ekologicznemu wariactwu. Ci urzędnicy, na których biurko trafi wniosek homologacyjny Ninjy ZX-4R (w chwili pisania tego felietonu proces ten trwa) i którzy potrafią liczyć do czterech, zobaczą w danych silnika liczbę cylindrów i pewnie zemdleją. Dla kogo ten motocykl jest przeznaczony? Dlaczego będzie drogi? Czy do pokrycia siedziska użyto wegańskiej skóry? Czy każdemu zarejestrowanemu bezrobotnemu będzie automatycznie wydany w ramach zasiłku? Kogo to obchodzi? 400cc w czterech garach!