Yamaha V-Max na torze
V-Max na torze powinna się czuć jak Mariusz Kamiński w programie Kamila Durczoka, ale okazuje się, że jest zupełnie inaczej.
Aby zrozumieć, dlaczego film, który za chwilę zobaczycie jest bardzo niesamowity, trzeba przypomnieć sobie, czym była pierwsza Yamaha V-Max, która światło dzienne ujrzała 30 lat temu. Ktoś stwierdził, że będzie super fajnym pomysłem zrobić choppera, z chopperową ramą, chopperowymi zawieszeniami, chopperowymi hamulcami i wsadzić do niego najmocniejszy w obym czasie silnikV4. Efekt był taki, że dostaliśmy w gruncie rzeczy Yamahę Virago z silnikiem, który w zupełności wystarczyłby do napędzania rodzinnego kombi. Och, ależ to był ekscytujący sprzęt. Jeśli kierowca miał problemy z układem pokarmowym i cierpiał na zatwardzenia, to mógł ten problem rozwiązać bardzo szybko decydując się na jazdę starym V-Maxem w deszczu. Przez kilkanaście lat produkcji stosowano modyfikacje, ale i tak nie sprawiły one, że V-Maxem po zakrętach jeździło się sprawnie. Było tak aż do 2009 roku.
Reklama
Wtedy świat oszalał, bo Yamaha postanowiła reaktywować projekt "V-Max", ale to, co zaprezentowała było szokiem. Motocykl był całkowicie nowy i z poprzednim miał wspólną jedynie nazwę i charakterystykę silnika. To znaczy, że nadal było to V4, ale tym razem o pojemności 1700cc i mocy 200 KM. Dzięki silnikowi w układzie V4 oddawanie było liniowe i płynne, ale powiedzieć, że motocykl przyspieszał słabo to jak powiedzieć, że Usain Bolt biega powoli. Producent podaje, że V-Max do pierwszej setki przyspiesza w 2,9 sekundy i możecie w to wierzyć bez sprawdzania. No dobrze, ale gdzie w tym wszystkim tor? Yamaha odrobiła zadanie domowe i dobrze wiedziała, że starego V-Maxa wszyscy kochali za silnik ale nienawidzili za podwozie. Dlatego też nowy model dostał całkowicie nową ramę, kolosalne zawieszenie USD o średnicy goleni 50mm i hamulce prosto z R1 z zaciskami 6-tłoczkowymi. To sprawiło, że prowadzenie motocykla stało się szokujące. V-Max nie tylko prowadził się jak motocykl, ale prowadził się jak sportowy motocykl. Działo się tak dzięki świetnej kolaboracji zawieszenia z wysokim środkiem ciężkości, co ułatwiało wprowadzanie motocykla w zakręt. Dobre hamulce, dobre zawieszenie, 200 KM? Gdzie by się udać motocyklem, który spełnia wszystkie te warunki? Zgadza się, na tor!
Zachęcamy Was też do zapoznanie się z testem dwóch V-Maxów, ojca i syna, które udało się nam zorganizować. I możecie nam wierzyć, że ustawienie starego i nowego V-Maxa wcale nie należało do łatwych rzeczy.
Komentarze 6
Pokaż wszystkie komentarzehmm , paru ziomków jakby w dresach się na ten tor wybrało... ;) jak widać V-max jest szybki i majestatyczny - cieżko nawet b. dobremu jeźdźcowi przejść szybko z jednego złożenia w drugie
OdpowiedzDobry i szybki to jest kierowca V-maxa , który umie jeździć po winklach .W PL na ścigach to przynajmniej 80% kierowników nie umie skręcać. Sa to przeważnie mistrzowie prostych.....
Odpowiedzpo prostu goście na ścigaczach nie umieją jeździć w porównaniu do kierownika z V-maxa.
OdpowiedzNowy jak i stary v-max ma zwykłe zawieszenie a nie USD .
OdpowiedzPetarda
OdpowiedzRewelacja, koleś daje rade i wcale nie widać że sprzęt go ogranicza, a pewnie i słabszym rajdowcom na sportach pokazał jak się jeździ.
Odpowiedzna prostej eska robi miazge z tego motocykl jak widać na filmiku , pozatym predkosc na okręgu o średnicy 46 metrow vmaxa w ciemno wynosi w granicy 50 km/h gdzie sporty 600 i 1000 osiagaja około 60...
Odpowiedzale vmax to criuser...
Odpowiedz