To ju¿ nie s± wy¶cigi. Kontrowersje wokó³ tytu³u Jaume Masii w Moto3 2023
Teoretycznie 23-letni Jaume Masia sięgnął po mistrzostwo Moto3 w wymarzonym stylu, po ostrej walce wygrywając wyścig o Grand Prix Kataru i zapewniając sobie wystarczająco dużą przewagę punktową przed ostatnią rundą sezonu. W praktyce nie było jednak tak różowo. Masia na torze Lusail walczył ostro, owszem, dwa razy wywożąc szeroko swojego głównego rywala, Ayumu Sasakiego, w szóstym zakręcie, za co dostał zresztą od sędziów zasłużone upomnienie.
Z tym nie mam jednak absolutnie żadnego problemu. Jak mawiał Max Biaggi, "to wyścigi motocyklowe, a nie balet", dlatego nie mam nic przeciwko ostrej walce; czasami na łokcie, czasami na granicy żółtej kartki, a czasami na zewnętrznej krawędzi toru. Tak, Masia dwa razy zagrał w szóstym zakręcie na granicy faulu, ale w końcu takie incydenty widzieliśmy wielokrotnie w przeszłości.
Czy powinien dostać za to karę? Moim zdaniem nie. Dostał upomnienie od sędziów i choć później zarzekał się, że nic ono nie zmieniło, to jednak od tego momentu ani razu nie zagrał już na granicy faulu. Nie miało to zresztą większego wpływu na losy wyścigu i tytułu. Tym bardziej, że raz czy dwa ostro zaatakował także Sasaki, a w międzyczasie Hiszpan dostał też łokciem w żebra - absolutnie nieprzypadkowo - od zespołowego kolegi Japończyka, Holendra Colina Veijera.
Umówmy się, na tym etapie wynik wynosi 2:2, nie ma tematu i można się rozejść. Problem pojawił się jednak później, gdy przed Sasakim znalazł się zespołowy kolega lidera tabeli z ekipy Leopard Racing, Hiszpan Adrian Fernandez, młodszy brat startującego w MotoGP Raula.
No i tutaj wybaczcie, ale nie będę przebierał w słowach. Fernandez zachował się jak skończony idiota, oglądając się za siebie w poszukiwaniu Japończyka, atakując go bardzo agresywnie i wreszcie zamykając gaz w środku zakrętu, aby spowolnić grupę i pozwolić koledze z zespołu na ucieczkę.
Niektórzy powołują się na niepisaną zasadę motorsportu; "nie powinieneś mieszać się w walkę o tytuł innych zawodników", ale to bzdura, bo przecież "pomóż koledze z zespołu" to pierwsza zasada teamowego motorsportu, czasami wręcz jasno wpisana w kontrakt zawodnika. Nie mam więc żadnego problemu z tym, że Fernandez chciał pomóc koledze z ekipy.
Mam jednak problem z tym, jak to zrobił i jak potraktowali to sędziowie. Bo to, że było to oczywiste, to jedno, ale inna sprawa, że było to już dość mocno nie fair i moim zdaniem powinno zakończyć się przynajmniej symboliczną karą. Fakt, że Hiszpanowi i jego zespołowi uszło to płazem, daje bardzo, bardzo zły przykład całemu padokowi. Kiedyś wydarzenia z tamtego dnia wszystkim odbiją się czkawką.
Skoro takie zagrywki są tolerowane, w przyszłości pojawią się ponownie w jeszcze bardziej perfidnym wykonaniu i z uzasadnieniem "przecież Fernandeza nie ukaraliście". Hiszpan ustanowił precedens, który bardzo mi się nie podoba. Tak samo, jak nie podobało mi się przed laty zamykanie gazu w drugim zakręcie przez walczącego o tytuł w Walencji Jorge Lorenzo. Tylko czy ktoś to jeszcze pamięta? No właśnie…
Długa historia Adriana Fernandeza
Jestem jednak w stanie po części zrozumieć Adriana, który pamiętajmy, ma zaledwie 19 lat. Nie bronię go. Nadal uważam, że zachował się jak głupek, ale chciałbym dać Wam trochę kontekstu, o którym wielu zapomina. Po pierwsze, jak już wspomniałem, Adrian to młodszy brat Raula, którego mimo, kontroferty Yamahy, KTM niemal siłą wciągnął do MotoGP w barwach zespołu Tech 3 na sezon 2022, umowę komunikując w trakcie treningu wolnego na Red Bull Ringu w połowie 2021 roku.
Jeszcze zanim przerzucił nogę przez RC16, Raul robił więc wszystko, aby wykręcić się z niekorzystnej dla niego opcji w kontrakcie (na którą wcześniej nieco nierozważnie się zgodził). Ostatecznie nie był w stanie tego zrobić i po frustrującym sezonie w barwach Tech 3 uciekł na Aprilię ekipy RNF (na której, swoją drogą, mimo ogromnego talentu także w tym roku nie błyszczał).
Podczas negocjacji Raul był jednak w stanie namówić Austriaków, aby na KTM-ie ekipy Tech 3 posadzili w Moto3 jego młodszego brata. Adrian ścigał się więc tam w ubiegłym roku, ale kiedy Raul odszedł z Tech 3 w MotoGP, młodszy brat automatycznie wyleciał nie tylko z zespołu, ale i w ogóle szeroko rozumianej rodziny KTM. Nic więc dziwnego, że bracia z Madrytu nie żywią do Austriaków specjalnej sympatii, chociaż trzeba przyznać, że młody Fernandez nie pokazał zbyt wiele.
Adrian, który na końcówkę sezonu wsiadł na Hondę Leoparda za rozczarowującego i kontuzjowanego Tatsukiego Suzukiego (co swoją drogą też było nieco kontrowersyjnym transferem) mógł mieć więc osobistą motywację w tym, aby uniemożliwić zawodnikowi dosiadającemu motocykla grupy KTM sięgnięcie po tytuł. Nie wykluczam, że taka motywacja mogła również skłonić ekipę Leopard do zatrudnienia go na końcówkę sezonu, ale to już tylko moje domysły.
Tym bardziej, że przecież Fernandez startował w zespole Husqvarny, wtedy jeszcze prowadzonym przez Maxa Biaggiego, w 2021 roku. Sezon później jego miejsce w ekipie zajął… Ayumu Sasaki. Być może pamiętacie też incydent sprzed roku, kiedy to Fernandez startował dla Tech 3 i w Aragonii próbował wyjechać z garażu "na holu" za Japończykiem. Bardzo kontrowersyjnie "zablokowali" go wtedy mechanicy ekipy Biaggiego, którzy zresztą później z hukiem wylecieli za to z zespołu. Tamtego dnia w padoku doszło podobno nawet do przepychanek pomiędzy dwoma "obozami".
Jak widzicie, Fernandez ma więc osobiście na pieńku zarówno z KTM-em, jak i z zespołem, dla którego jeździ główny rywal jego zespołowego kolegi. Ale czy to go usprawiedliwia? Absolutnie nie. Co więcej, po wyścigu w Katarze Masia zdradził więcej kulisów tej niezdrowej rywalizacji.
Brudne ustalenia zespołu Leoparda?
Okazuje się, że podczas wcześniejszej rundy w Malezji Dyrekcja Wyścigu odwiedziła zespół Leoparda i upomniała ekipę oraz jej zawodników. Za co? Chodziło o wielokrotną jazdę właśnie Fernandeza za Sasakim. Jeśli obejrzycie sobie ostatnie minuty drugiej kwalifikacji Moto3 na torze Sepang zobaczycie, jak Sasaki przejeżdża przez "długie okrążenie" w przedostatnim zakręcie aby oderwać się od Hiszpana, a ten jadąc bardzo powoli czeka na niego na krawędzi toru. Takich sytuacji było więcej.
Masia był poirytowany interwencją sędziów, podkreślając, że przecież Marc Marquez nieustannie holuje się za innymi zawodnikami w MotoGP i nikt nie robi z tego większego problemu. Co więcej, mistrz świata przyznał, że razem z Fernandezem mieli taką taktykę, aby jeździć za Sasakim i próbować wybić go z rytmu. To tylko potwierdza, że zachowanie Adriana w Katarze nie było oportunistycznym przypadkiem, tylko perfidnie zaplanowaną strategią, zrealizowaną ze zbyt dużym moim zdaniem zaangażowaniem.
Uważam, że cała sprawa powinna dostać potraktowana poważnie i poruszona z zespołami na publicznym forum, bo takie obrazki nie służą nikomu i psują wizerunek sportu, który wszyscy tak kochamy. Jeśli już musisz pomagać koledze z zespołu - co jest zrozumiałe - rób to w białych rękawiczkach i nawet nie próbuj zbliżać się do granicy faulu.
Jeśli ją przekroczysz, tak jak zrobił to Fernandez - powinieneś dostać czerwoną kartę, przynajmniej na jeden wyścig. A jeśli przyznajesz, że robiłeś to w ramach przygotowanego wcześniej planu, beknąć powinni wszyscy; z twoim zespołem włącznie.
Oczywiście nie znamy kulisów rozmów pomiędzy ekipą, Masią i Fernandezem. Wiemy tylko, że zawodnicy mieli plan na jazdę za Japończykiem i "wkur*ianie" go, jak powiedział Masia.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że takie brudne zagrywki praktycznie wcale nie były potrzebne, bo dwa tygodnie wcześniej kluczowych pięciu punktów pozbawił Sasakiego kolega z zespołu, Colin Veijer, który o włos wygrał Grand Prix Malezji (tutaj totalnie nawalił zespół Petera Oettla). Nawet więc gdyby losy tytułu nie rozstrzygnęły się w Katarze, Masia miałby w Walencji ogromną przewagę.
Jak już pisałem, nie mam żadnych problemów z jazdą Jaume w Katarze, czy przez cały ten sezon w ogóle, ale już jego zachowanie i wypowiedzi po wyścigu były mało "mistrzowskie". Z jednej strony trochę go rozumiem. Raptem kilka tygodni wcześniej Hiszpan mówił; "nie jestem ani specjalnie młody, ani specjalnie bogaty" - obawiając się, że mimo świetnych wyników zabraknie dla niego miejsca w mistrzostwach świata na sezon 2024.
Masia ma worki pełne talentu, ale jak wiemy nawet to nie wystarcza często w padoku Grand Prix, dlatego łatwo zrozumieć jego rozgoryczenie. Jaume po wyścigu w Katarze mógł jednak ugryźć się w język i po prostu świętować tytuł. Zamiast tego mówił o tym, jak to mistrzostwa próbowały go "wydymać", bo jest Hiszpanem, jak źle traktował go wcześniej KTM, jak to wsparcia nie dawała w tym roku Honda i jak to on zaplanował razem z Fernandezem zagrywki względem Sasakiego. Co prawda zrobił to w rozmowie z hiszpańskimi dziennikarzami, za kulisami, a nie podczas oficjalnej konferencji po wyścigu, podczas której rzeczywiście ugryzł się w język, ale jednak…
Było to trochę niepotrzebne i trochę słabe, ale z drugiej strony tu znów wracamy do słów Biaggiego; "to wyścigi, a nie balet". Przecież wszyscy lubimy silne, czy nawet kontrowersyjne charaktery i mamy już dość bezbarwnych sportowców, którzy w swoich wypowiedziach ograniczają się do dziękowania zespołowi i sponsorom. Lubimy gości, takich jak Biaggi, Gibernau, Lorenzo, Stoner czy nieodżałowany Marco Simoncelli. Sęk w tym, że kontrowersyjne wypowiedzi czy zachowania uchodziły im płazem dlatego, że byli po prostu piekielnie szybcy i swoją rację potrafili udowodnić na torze.
Granica pomiędzy na przykład Stonerem, który często walił prosto z mostu, ale zazwyczaj miał jednak rację, a Romano Fenatim czy Andreą Iannone, którzy potrafili zachować się na torze jak skończeni idioci i jeszcze uparcie obstawać przy swoim, jest jednak dość cienka. Pytanie, po której stronie powinniśmy postawić Masię i Fernandeza?
Na to pytanie musicie już odpowiedzieć sobie sami, a może z czasem odpowiedź przyniosą kolejne wyścigi. Póki co sponsorzy być może nie będą walić do Jaumę oraz Adriana drzwiami i oknami, ale historia na zawsze zapamięta tego pierwszego jako mistrza świata niezależnie od kontrowersji z Kataru. A teraz dajcie mu motocykl Moto2 i niech pokaże, na co go stać w pośredniej kategorii. Musi tylko pamiętać (podobnie jak Fernandez), że taki numer drugi raz nie przejdzie. A może jednak przejdzie, jeśli pójdzie za nim tempo podobne do tego, jakie w przeszłości pokazali inni najsłynniejsi "bad boye" wyścigów Grand Prix?
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze