Test motocykla od kuchni - nowe czasy, nowe spojrzenie
Zastanawialiście się kiedyś na pewno, jak w praktyce wygląda testowanie motocykli, które później opisujemy w naszym serwisie. Widać przecież sporo różnic w stosunku do testów w klasycznych magazynach motocyklowych sprzed lat. Co się zmieniło przez ten czas i z czego to wynika?
Złoty okres motocyklizmu, który umownie można zawrzeć pomiędzy latami 70, a końcówką XX wieku to nie tylko wysyp oryginalnych i często ekstremalnych konstrukcji, którymi wielcy producenci walczyli o prymat w różnych kategoriach. Był to również czas żniw dla wydawców prasy motocyklowej, w której można było znaleźć drobiazgowe testy maszyn, przeprowadzane często przez profesjonalnych zawodników. Ukazywały się one później w formie wielostronnych tekstów pisanych drobnym maczkiem, okraszonych profesjonalnymi zdjęciami robionymi na lotnisku o zachodzie słońca. Ten sposób prezentowania motocykli nie przeniósł się jednak do internetu, choć wielu z nas za nim tęskni.
Dzieci sieci
Dzieje się tak z kilku przyczyn. Pierwszą z nich jest sam charakter publikacji internetowych, które z założenia mają być krótkie i konkretne, z ciągłą rotacją nowych treści. Tekst w papierowym miesięczniku żyje miesiąc, po czym ląduje w koszu lub w kominku, jeśli akurat nie trafi do namiętnego kolekcjonera. W internecie działa to trochę inaczej. Artykuł internetowy ozdabia główną stronę serwisu od kilku godzin do kilku dni i w tym czasie zbiera największą liczbę czytelników. Później, dzięki tzw. słowom kluczowym i odpowiedniemu pozycjonowaniu, może funkcjonować już "na zawsze", ale wyłania się z czeluści sieci dopiero wywołany odpowiednią frazą, np. "Honda CBR600R", wpisaną w wyszukiwarkę. Ostateczny kres długich tekstów przyszedł wraz z upowszechnieniem się przeglądania internetu w urządzeniach mobilnych. Mało kto zechce ślęczeć nad smartfonem, w którym przez długi czas przewijają się tylko litery. Czytelnik oczekuje dziś strzału informacyjnego, który będzie w stanie przyjąć w czasie jednej podróży tramwajem, ewentualnie jednej sesji zadumy w odosobnionym pomieszczeniu wyłożonym kafelkami.
Presja rynku
Kolejna kwestia jest bardzo przyziemna. Przygotowanie kompleksowego testu motocykla, wielostronnych opinii, części warsztatowej, filmowo-fotograficznej to ogromna ilość czasu, wielu zaangażowanych ludzi i co za tym idzie - pokaźne budżety, których w dzisiejszych realiach po prostu nie ma. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak mały jest polski rynek nowych motocykli. Definitywnie skończył się czas wielkich tytułów i wielkich pieniędzy na reklamę, a gotowość importerów na współpracę z mediami musi być podzielona na wiele małych podmiotów. Mówiąc krótko - jeden motocykl testowy na wiele małych redakcji nie daje cienia możliwości na sprawdzenie każdej śrubki. Są jeszcze jazdy testowe organizowane przez producentów dla dziennikarzy z całego świata. Jest to zazwyczaj jeden-kilka dni w jakimś cieplejszym kraju, w czasie których przejeżdża się naprawdę niewielki dystans i trzeba zdążyć ze zrobieniem zdjęć i filmów. Można by to było oczywiście rozciągnąć w czasie, ale zwiększyłoby to koszty całej akcji i finalnie pewnie samych motocykli.
Jakość prawie w ciemno
Zresztą, nie ma większej potrzeby zaglądania w każdy wstydliwy zakątek motocykla. Uznani producenci wypuszczają dziś produkty dopracowane pod każdym względem, również mechanicznie. Możemy przyczepiać się do stylistyki, funkcjonalności itp., ale w 99% przypadków co ma działać - działa. Co ma przylegać - przylega, co odstawać - sterczy dumnie jak radziecka flaga nad Reichstagiem. Nowy model na rynku to zbyt duża inwestycja, by nie sprawdzić jej wcześniej z każdej strony. W praktyce jedyne pojazdy, w których wciąż zwracamy uwagę na jakość wykonania i ewidentną awaryjność w pierwszych kilometrach jazdy, to wyroby chińskie, które ciągle mają wiele do udowodnienia. Typowe usterki modelu wychodzą po dłuższym okresie użytkowania, zazwyczaj nie sprawdzamy ich jednak w testach długodystansowych, z powodów wymienionych w pozostałych akapitach tego tekstu.
Klęska urodzaju
Przyjrzyjmy się jeszcze rynkowi motocyklowemu jako całości i spróbujmy porównać z tym sprzed lat. Zmieniło się bardzo wiele, przede wszystkim ilościowo. Niemal każdy producent upycha maksymalnie dużo modeli w każdy segment. Chociażby same turystyczne enduro: lekkie, ciężkie, dla początkujących, premium, nowoczesne, scramblery, tanie, drogie, w cięższy teren, w lekki teren. Mrowie skuterów w pełnym przekroju pojemności. Klasyki i customy walczące w segmentach rynku, których nazwy nawet ciężko zapamiętać. Cały ten tłum maszyn jest dziś zwyczajnie nie do przerobienia. Jeszcze kilkanaście lat temu mieliśmy kilka wiodących modeli od każdego producenta, starannie przydzielonych do swoich szufladek. Samych rodzajów motocykli też było mniej - model sportowy często był w praktyce sportowo-turystycznym, a we wcześniejszych latach był równocześnie nakedem i dało się nim jeździć w lekkim terenie. Rozbicie i specjalizacja zaszły bardzo daleko.
Sportowcom, co sportowe
Wciąż są oczywiście produkowane motocykle stricte sportowe, czy to na szosę, czy w teren. Wciąż testują je i piszą o nich czynni zawodnicy wyścigowi, którzy zwracają uwagę na aspekty zupełnie pomijane przez zwykłych użytkowników. I tak naprawdę, żyłowanie sprzętu do granic możliwości i wyciskanie z niego ostatnich płynów eksploatacyjnych ma dziś sens wyłącznie w przypadku maszyn stworzonych jako wyczynowe. Nikt nie porównuje przyśpieszeń miejskich skuterów patrząc na ułamki sekundy w sprincie do setki, nikt też nie sprawdza, jak nisko można zejść Gold Wingiem na kolano (zdarza się to oczywiście, ale w formie żartu), ani czy chromowany klasyk wygrzebie się sam z bagna, w którym zakopiemy go po siodło.
Perspektywa Kowalskiego
Staramy się dziś patrzeć na motocykle oczami potencjalnego klienta i w ocenach kierować tym, co będzie dla niego ważne w codziennym kontakcie z maszyną. Próbujemy odgadnąć pytania, jakie będzie chciał zadać sprzedawcy w salonie. Motocykl jest dziś zwykłym elementem codziennego życia i oczekujemy od niego czegoś więcej, niż tylko osiągów. Ciężko to nawet nazwać… klimat, charakter, przyjazność? Coraz większa liczba motocyklistów wyrasta z młodzieńczych marzeń i odkrywa, że litrowy sport nie jest jednak najlepszą opcją na codzienne dojazdy do pracy. My staramy się znaleźć i ewentualnie wytknąć rzeczy, o których z góry wiadomo, że będą dużym minusem w codziennym użytkowaniu. Tak samo podchodzimy do plusów, którymi nie zawsze muszą być najwyższe wartości momentu obrotowego. Czasem to po prostu fakt, że przy zawracaniu kierownica nie wbija się w nogę, a schowek w przedniej części owiewki idealnie mieści strój przeciwdeszczowy. Rynek motocyklowy w ostatnich latach bardzo się urealnił.
Rotacja dobytku
Jeszcze trochę marketingowo-biznesowego spojrzenia na obecną sytuację. Kiedyś motocykl, zwłaszcza nowy, był ogromnym wydatkiem, przewidzianym na wiele lat użytkowania. Nie dziwi więc, że potencjalny przyszły właściciel chciał o nim wiedzieć absolutnie wszystko - w końcu nierzadko lokował w nim oszczędności życia. Dziś jest trochę inaczej. Nie chcę pisać o tym, że teraz wszystkim żyje się lepiej i mamy więcej waluty do wydania, bo to nieprawda, przynajmniej częściowa. Zmienił się natomiast model robienia poważnych zakupów, do dyspozycji są chociażby krótkoterminowe leasingi, które pozwalają na regularną wymianę pojazdów w naszym garażu. Łatwiej więc podążać za modą. Przecież w przeciwnym wypadku nie sprzedawałyby się modele ewidentnie bardziej skrojone pod wizerunek i aktualne trendy, niż pod wartość użytkową. Chcąc nie chcąc, musimy jako redaktorzy brać to pod uwagę. Motocykle to dziś nie tylko technika i sport, ale także tzw. lajfstajl.
Unboxing nowej ery
Na koniec nieco gorzka refleksja. Być może jesteśmy właśnie w ostatnich latach jakiegokolwiek słowa pisanego, które nie jest czystą literaturą. Newsy, testy, porady, wszystko dąży do maksymalnego uproszczenia formy. Wystarczy spojrzeć na lawinowy wzrost popularności jutuberów - przekaz w formie krótkiego, efektownego filmu, trafia do obecnych odbiorców dużo lepiej. Dziś w zasadzie każdy może na gorąco zrobić relację na żywo z jakiegoś ciekawego miejsca lub wydarzenia, używając do tego własnego telefonu. Jak na pewno zauważyliście, coraz więcej materiałów na Ścigaczu to również filmy, relacje live na naszym Facebooku, jak i obszerne testy video na naszym kanale Youtube. Nie kopiemy się z koniem, staramy się nadążać za odbiorcą i wkładać w naszą pracę maksimum jakości. Wszyscy wracamy do epoki obrazków - całostronicowy elaborat można dziś przecież podsumować jednym memem. Spróbuję więc opisać ten temat ponownie za kilka lat, a już dziś jestem bardzo ciekawy, w jakiej formie przyjdzie mi to zrobić.
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeRecenzje motocykli u ścigacza są zawsze bardzo ciekawe i kompletne. Dla mnie im więcej tekstu w internecie tym obszerniejsza i pełniejsza recenzja. Decyzję o tym czy to się utrzyma w takiej czy w ...
OdpowiedzTen tekst to jasna deklaracja odnosnie pozycjonowania Scigacza i odbiorcy docelowego, do ktorego kieruje swoj przekaz: czlowieka mlodego, lub bardzo mlodego. Jak dla mnie OK, i dobrze, ze ...
OdpowiedzKenLee, muszę Cię zmartwić. To nie pójdzie w kierunku który byś chciał. Ścigacz żyje z reklam. Musi więc dotrzeć do jak największej ilości odbiorców. Wysoka oglądalność jest też konieczna aby wyrwać nowe motocykle do testów, najlepiej jako pierwsi. Oprócz tego muszą patrzeć w przyszłość, czyli rosnąć wraz z nowym pokoleniem. Ci motocykliści o których wspomniałeś, raz - nie są tak podatni na sugestie redaktorów, ponieważ mają w miarę wyrobiony gust. Więc raczej nie podbijają statystyk dotarcia. Dwa - niedługo po prostu przestaną jeździć, a już na pewno jazdę ograniczą. Tak więc przyszłością są młodzi. A młodzi są, o zgrozo, coraz słabiej wyedukowani oraz, dzięki Bogu, coraz bogatsi. Tacy ludzie kupują Bika aby mieć Mega WOW podczas każdej jazdy. Nie ważne na jakim zestawie śrubek siedzą. A jak im coś nie podpasuje, kupią następnego, a Ścigacz już im w tym pomoże ;)
OdpowiedzRozumiem punkt widzenia, z tym ze na dzien dzisiejszy mlodzi na dorobku w Polsce moga w wiekszosci kupowac jedynie nowa chinszczyzne, albo uzywki a, jutro presiada sie w najlepszym wypadku na elektryki, a w najgorszym do autonomicznych pudełek od Apple/Google, czy innego Muska. Na dzien dzisiejszy to wlasnie ludzie 40+ maja srodki finansowe, mozliwosci rodzinne i motywacje do kupowania nowych motocykli z wyzszej polki wprost z salonu. Biznes w pierwszej kolejnosci robi sie tu i teraz...
Odpowiedz