Subiektywnie o: KTM 690 Enduro R
Wywróżyłem niedawno z płatków śniadaniowych, że Duke dostanie swoje wcielenie “hardcore” i wszyscy karłowaci krzykacze mojego pokroju na nowo będą mogli moczyć bokserki ze Snoop Dogiem.
Widzę sens w maszynach dualsportowych. Taka Yamaha DT to najlepsza offroadówka świata, nie przesadzam. WR 250 R nie dużo gorsze, tak samo jak Kawasaki KLX czy mała Honda CRFka. KTM też chciał mieć swojego dualsporta, dlatego parę lat temu stworzył 690 Enduro, którym tak mocno podniecał się redaktor Łowicki. I było czym - uniwersalny charakter motocykla nie tylko pasował do tatusiowatych panów po trzydziestce, sprawdzał się także w roli allroundera dla mniej doświadczonych czy lekkiego motocykla offroadowo-turystycznego.
W międzyczasie włodaże z Mattighofen postanowili zaprezentować światu usportowionego 690 Enduro R. To były czasy gdy większość szosowych i pseudoszosowych modeli KTMa dostawało swoją dopasioną wersję z dopiskiem R. W offroadowej nomenklaturze to taka wersja Six Days. Oprócz lanserskich kolorów, różniły się one wyposażeniem i charakterystyką. Mały Duke R to najlepszy szosowy sprzęt jakim do tej pory jeździłem, co zresztą odbiło się niechęcią do nowego wcielenia przy okazji naszego testu modelu 2012. W takim razie 690 Enduro R powinien być spełnieniem moich mokrych snów o ostrym dualsporcie? Zwłaszcza, że w ofercie została tylko i wyłącznie wersja R? Otóż, jest totalnie inaczej.
Po co?
Mimo sporych gabarytów i wadze dochodzącej do 150kg, nie czuć specjalnej ociężałości. Ergonomia to bez wątpienia jeden z plusów motocykla - idealnie przycięte linie boczków endurówki oplatają 12-litrowy zbiornik paliwa. Jest wygodnie i przestronnie. Kierownica ma odpowiednią, offroadową szerokość, choć upstrzona jest przełącznikami świateł i kierunkowskazów. Prosty i mały ekran dostarcza najważniejszych informacji. Bez zbędnych luksusów, tylko to co potrzebne.
Jeden z mocniejszych seryjnie produkowanych jednocylindrowców to jednostka na bazie której oparty jest 690 Duke czy SMC R. Generuje blisko 70 KM, a to bardzo dużo nawet jak na dualsporta. W przypadku jazdy pod asfalcie wszystko gra, silnik pracuje z miękkością podobną do nowego Duka, skrzynia biegów pracuje bez zarzutów. Ostre hamulce Brembo dają dozować się w sposób wystarczalny. Odbiór psują offroadowe opony dające złudne poczucie przyczepności (niestety nie tylko na asfalcie) i nurkujące zawieszenie o przyzwoitym skoku sięgającym 250mm. Niestety kombinacja którą dają duża moc, wysoka waga i pseudo-offroadowe opony jest po prostu słaba. Jeszcze w przypadku szybszych przelotów po szutrówkach można Enduro R ogarnąć, jednak gdy tylko próbujemy zapuścić się w minimalnie cięższy teren pojawiają się problemy. Na szosie wtrysk paliwa skonfigurowany jest idealnie, energicznie reagując na odkręcenie manetki gazu. W terenie albo zerwiesz przyczepność, a przy niższej prędkości zadusisz maszynę. Może ma na to wpływ seryjnie wrzucane do 690 sprzęgło antyhoppingowe potrzebne w terenie jak gwóźdź sami wiecie gdzie? Nie wiem.
Dlaczego?
Mimo mojego marudzenia przy okazji nowego Duka 690, platforma jaką jest jednocylindrowa jednostka napędowa daje szereg możliwość. W przeszłości wykorzystaniem tych możliwości był bezkompromisowy naked bike Duke, rewelacyjny dual sport 690 Enduro i miejskie supermoto 690 Supermoto/SMC. Teraz zostaliśmy z bezpłciowym 690 Dukiem i Enduro R. Enduro R, które ma pokłady źle ulokowanego potencjału. Silnik rwie się do łojenia po szosowych winklach, wyprzedzania puszkarzy w korkach i zawijania połaci asfaltu. Zawieszenie chciałoby być offroadowe, ale brakuje mu twardości i przede wszystkim skoku. Oponom brakuje wysokości i agresywności bieżnika. To wszystko sprawia, że motocykl równie słabo nadaje się do jazdy po szosie i do śmigania w terenie. Kto pozwolił na zaprzestanie sprzedaży 690 Enduro bez R?!
Ale widzę światło w tunelu dla całej gamy motocykli opartej na mocnym jednocylindrowcu. Wywróżyłem niedawno z płatków śniadaniowych, że Duke dostanie swoje wcielenie “hardcore” i wszyscy karłowaci krzykacze mojego pokroju na nowo będą mogli moczyć bokserki ze Snoop Dogiem. Na szosie już teraz można poganiać genialnie prezentującym się 690 SMC R (jeśli ktoś z odpowiednią siłą przebicia to słucha, z chęcią spędziłbym z nim kilka tygodni - z SMC, nie z tą osobą), a honoru dualsportowego turystyka będzie bronić nowiutki konkurent dla małych GSów, KTM 690 w wersji Adventure. Nie wierzycie? Wpiszcie w internetową wyszukiwarkę KTM 690 Adventure. Coś jest na rzeczy...
Foto: M. Petkowicz
|
Komentarze 4
Pokaż wszystkie komentarzeWróżenie spoko. Chętnie kupiłbym 690 Adventure ale wpisałem w wyszukiwarkę nie wiem co jest na rzeczy i czy coś jest w ogóle, bo 690 Enduro w zasadzie nie ma subframe-a i przez to odpowiedniej ...
OdpowiedzKupując motocykl zadaj sobie pytanie co chesz nim robić. MAm 690 Enduro R. I jest bajeczny. Testowałem przez trzy dni 660 Tenere ale to inna bajka. Poprostu bardziej touringowo szosowo szutrowa. Mam zestaw od angoli i sprawuje się wspaniale. Nie zgadzam się z autorem artykułu który wspomniał że zawieszenie jest słabe. Jesli w Enduro jest słabe to co jest wyznacznikiem dobrego? Zawieszenie z pełna regulacją = bajka. Nie jeżdżę z kuframi i mam oponu Pirelli Scorpion jak w LC 8. W zakrętach bajka. Chętnie podyskutuje z amatorami tego motocykla. Jest wspaniały. Wadą jest myszkowanie ramy przy prędkościach powyżej 165-170 km/h. z pozdrowieniami Afrykaner. AFRICATWIN@poczta.fm
Odpowiedzraczej nie przyszlosciowa konstrukcja, w turystyke jeden cylinder sie slabo nadaje, a w teren przy exc500 to nie bedzie mial czego szukac wiec raczej 690r to taki ostatni mochikanin
OdpowiedzStereotyp, polecam film "mondo enduro". Relacja kolesi którzy objechali pół świata na suzuki dr 350.
OdpowiedzTakie motocykle to najlepsze wykorzystanie dobrego, jednocylindowego silnika. Natomoast Duke - zdecydowanie nie, na asfalcie brakuje mocy i obrotów, które możemy znależć w Street Triple albo GSX-R ...
Odpowiedznie zgadzam sie. Jak dla mnie singiel klasy 600 jest najlepszy na miasto, i na kręte dziurawe drogi poza miastem jakich u nas nie brakuje. R3, R4 nei maja takiej manewrowości w mieście, zdecydowanie gorsze odejście 0-80, oraz z zasady nie maja zawieszenie pozwalającego na odrobinę więcej finezji na krętych dziurawych drogach.
OdpowiedzSprzęt nie jest zły ... nie ma co narzekać. Jest pomiędzy transalpem a crf 450 tzn da się zrobić trasę 300 km i można zapuścić się w las. Ale powiem tylko tyle, że dual z niego taki se. Na torze ...
OdpowiedzDT125 i tor? Masz kolego 15 lat?:)
OdpowiedzA i jeszcze jedno bo się zbulwersowałem :) Jak widać chłopaki na tor (1 min) zostali wpuszczeni. Pokaż mi proszę film MX z udziałem 690 ... http://youtu.be/pj_bdcT0894 Nie dam obrażać DT 125 ja się na tym wychowałem !!!! :) A teraz żona jeździ i też chwali
OdpowiedzNie nadaje się, ale wzbudzi mniejszy szok niż jak byś na tor wparował tym 690. Ej TY chyba straszne kompleksy masz jeśli myślisz, że jak w teren to tylko KX 500 albo YZ 450 a 125 tylko dla dzieci. Są odcinki techniczne z dużą liczba zakrętów gdzie nie trzeba mieć 70 Km tylko lekki motocykl z niskim środkiem ciężkości. TAK zgadzam się DT to nie SX 125 czy YZ 125 i nie nada się na tor.Chyba ze masz 50 KG, ale w terenie zrobisz z nią dużo więcej niż tym 150 kg KTM w 4t z wysoko umieszczonym środkiem ciężkości.
Odpowiedzmylisz kolego pojęcia, żadne enduro nie nadaje się do skoków na torze. jeździłem na tym modelu kumpla (sam mam exc 450) i zapewniam cię, że w żadnym terenie nie jesteś w stanie mu odjechać crf czy innym krosem. błoto/piach/polne drogi/czołgowiska nie ma możliwości żeby gdzieś był za ciężki lub nie do opanowania, o mocy nie wspominam. na poligonie praktycznie tak samo się jeżdzi jak exc. no ale jeżeli ktoś jeździ na torze motocrossowym endurakiem typu dt 125 to tylko pozazdrościć fantazji.
OdpowiedzSprzęt jak dla mnie do turystyki enduro. Ja to definiuję w ten sposób że motocykl ma pozwolić na trasy rzędu 800km i dać radę przejechać trudne odcinki. Nie znaczy to że ma przejść je szybciej niż DT'ek. Ma je po prostu przejść w miarę bezproblemowo. Różnicę zrozumiałem niedawno w trasie na Murmańsk. Ja jechałem na XR650L, kumple na Transalpach. Robiąc po asfalcie po 800km nie byłem zauważalnie bardziej zmęczony. Na szutrach czy kiepskich drogach tam gdzie dla mnie zaczynała się zabawa, dla trampków zaczynała się męczarnia.
Odpowiedz