tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Motocyklem ze Szkocji do Nepalu - magiczne Persepolis - strona 2
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Motocyklem ze Szkocji do Nepalu - magiczne Persepolis - strona 2

Autor: Marcin Filas 2009.01.15, 16:01 2 Drukuj

Pojawił się problem, bo na kilku stacjach nie chciano mu dać paliwa. Irańczycy meli limit 3 litrów na dzień, więc załatwienie 40 graniczyło z cudem. Odwiedziliśmy może 5 stacji, wszędzie to samo. Chłopak był bardziej zawiedziony, niż my. Naprawdę chciał nam to paliwo załatwić i to za każdą cenę. Zadzwonił do swojego ojca i wytłumaczył sytuację. W drodze powrotnej wjechaliśmy na jeszcze jedna stację. Udało się nalać 20 litrów. Zaproszono nas do wielkiego domu, z którego rozpościerała się panorama miasta. Wypiliśmy herbatę i zjedliśmy irańskie przysmaki. Odwieziono nas do hotelu i te 20 litrów wlaliśmy do Richa Hondy. Ja jeszcze miałem kartę paliwową, więc byłem spokojny.

Zdecydowaliśmy, że nie pojedziemy do Kerman. „Inne drogi niż przez Kerman są niebezpieczne!" - mówiono nam z każdej strony.„Wybieramy niebezpieczne, ale ciekawe. Jasne" - odparłem. Następnego dnia wyruszyliśmy do Bam wybierając drogę 86 przez Sarvestan, Runiz i Neyriz. Nie dojechaliśmy tam jednak tego samego dnia. Droga okazała się ciężka i dużo wolniejsza, niż wygodne autostrady. Zatrzymaliśmy się w Sirjan, który wydawał się zupełnie inny niż pozostałe miasta Iranu. To było pierwsze miejsce, w którym czuliśmy się jak dziwacy. Pokazywano nas palcami, śmiano się z nas. To nie było miłe i jakże inne od tego, czego doświadczyliśmy do tej pory. Przez chwilę tylko przeszło mi przez myśl, że może jestem bardzo zmęczony i wszystko zaczyna mnie denerwować?

NAS Analytics TAG

Zatrzymaliśmy się na pierwszej stacji benzynowej i przynajmniej tutaj nie zawiedliśmy się na gościnności. Po 5 minutach obaj mieliśmy pełne baki benzyny. Mężczyzna, który nam pomógł dogadać się na stacji, był nauczycielem w lokalnej szkole i władał świetnie językiem angielskim. Teraz postanowił nam pomoc znaleźć hotel na noc. W Sirjan były tylko 2 hotele. Wybór był oczywisty - jedźmy do tego najtańszego! Niestety ten nie miał wolnych miejsc. Drugi miał podziemny parking, gdzie mogliśmy bezpiecznie pozostawić swoje motocykle, ale był droższy. Uzgodniliśmy, że zapłacimy 250 000 riali za pokój. To daje w przeliczeniu jakieś $24. To było bardzo dużo, jak na naszą kieszeń, ale nie mieliśmy wyboru. Nie czuliśmy się na ulicach zbyt pewnie, więc zdecydowaliśmy się zapłacić. Nasz przewodnik uprzedził nas jednak, że zarząd hotelu może spróbować żadąć większych pieniędzy następnego dnia.

Zabraliśmy z motocykli najbardziej potrzebne rzeczy. Nie czułem potrzeby ściągania kufrów. Irański kolega czekał na nas 40 minut. Zdążyliśmy w tym czasie zrzucić z siebie przepocone motocyklowe ciuchy, wziąć kąpiel. Richard nawet uciął sobie krótką drzemkę. Miasto nie było ciekawe. Nie było zbyt wielu zabytków, właściwie żadnych zabytków oprócz starego spichlerza, który według naszego Irańczyka potrafił wytwarzać temperatury poniżej zera i je utrzymywać. Podobno dzięki swojej niezwykłej konstrukcji i dzięki tęgim mózgom dawnej Persji.

Jeszcze tylko coś na kolację i śniadanie. Ciepły chleb prosto z piekarni przy ulicy, trochę owoców i warzyw ze straganów. Zanim weszliśmy do hotelu, Irańczyk prosił nas żebyśmy jechali najpierw do Kerman, a później do Bam. „Niebezpiecznie" - powtarzał.

Nazajutrz okazało się, że rzeczywiście chcą nam policzyć więcej. Cena wzrosła do 340 000 rialów. To tylko zaostrzyło naszą niechęć do tego miasta. Próbowano nam doliczyć opłatę za parking, (który był i tak pusty) i śniadanie, którego nie mieliśmy. Wszystko było napisane w Farsi, a nasz znajomy nie mógł przyjechać, żeby wyjaśnić całą sytuację. Problem największy tkwił w tym, że recepcja miała nasze paszporty i nie chciała ich oddać przed uregulowaniem rachunku.. Kazaliśmy recepcjoniście dzwonić na policję. Ewidentnie przestraszony boy wziął wcześniej umówione pieniądze i oddał nam paszporty. Bez słowa zeszliśmy do garażu, sprawdziliśmy czy na motocyklach nic nie brakuje i odjechaliśmy w kierunku Bam, omijając Kerman szerokim lukiem.

Minęliśmy Baft i Jiroft i w końcu dotarliśmy do Bam. Droga była fantastyczna, ale było zimno! Przebijaliśmy się przez kilka pasm górskich, ze szczytami dochodzącymi do 3500 m n.p.m. Asfalt był gładki jak stół, a doliny zapierały dech w piersiach. Gdy wjeżdżaliśmy do  jednej z nich, zatrzymał nas patrol policyjny i poproszono nas o dokumenty. Była to tylko formalność, bo większą frajdę sprawiała im rozmowa z nami i oglądanie motocykli.

Dotarliśmy do Bam przed 14.00 po południu, stając jeszcze tylko na jednym posterunku policyjnym. Zjechaliśmy z gór, więc momentalnie zaczęło robić się gorąco, a ja poczułem się okrutnie zmęczony.

Była 1:30 po południu (właśnie sprawdziłem dziennik). Wjechaliśmy do centrum miasta i zaczęliśmy rozglądać się za Akhbar Guest House. Akhbar senior miał kiedyś w Bam mały hotelik. Tak, jak i inne budynki i ten zawalił się podczas trzęsienia ziemi w 2003 roku.

Jest 26. grudnia 2003 roku, gdzieś około 5.30 rano. Jest zimno. Miastem zatrzęsło. To, co wydawało się tylko małymi wstrząsami, przekształciło się w potężne trzęsienie ziemi o sile 6,8 w skali Richtera. W Bam zostaje pogrzebanych żywcem ponad 26 tysięcy ludzi. 2,5 tysiąca dzieci traci rodziców. To, co kiedyś było zachwycającą twierdzą Arg-e Bam, zmienia się w górę piasku. Jeszcze przez kilka następnych dni ocalali mieszkańcy gołymi rękami będą starali się odkopać swoich bliskich. Nad miastem zawisł demon śmierci.

Akhbar's Guest House zawalił się w czasie trzęsienia. Syn właściciela znajdował się w budynku razem z kilkoma przyjaciółmi. On wydostał się po kilku godzinach, ale żaden z jego kolegów i narzeczona nie przeżyli. Akhbar sam gołymi rękami wydostał ze zgliszcz siedem osób. Następnego dnia postawił przed ruinami wielki namiot, w którym mogli znaleźć schronienie Ci, którzy ucierpieli w wyniku katastrofy. Należy dodać, że miasto nadal podnosi się z tej katastrofy. Ani jeden dom nie wygląda na skończony, droga jest w bardzo złym stanie, wszędzie dziury, bród, kurz, góry gruzu.

Szukamy właśnie tego namiotu. Ale jeździmy w kółko. W Yazd poznaliśmy Mika i Lotte. Dostaliśmy od nich bardzo dokładne namiary, ale i tak nie mogliśmy tego miejsca znaleźć. Zapytaliśmy kilku miejscowych. Jeden z nich skierował nas w wąską uliczkę. Nic, żadnego śladu, żadnego szyldu. Następni znowu pokazywali czynność podcinania gardła wierzchem dłoni, dodając coś kiepska angielszczyzną. ,,O czym oni mówią Rich? Niby zamknięty?" - spytałem trochę z niedowierzaniem. ,,Też tak zrozumiałem'' -odparł Richard.

Policja tylko potwierdziła nasze przypuszczenia. ,,Tydzień temu z Akhbara zniknął japoński turysta. Nie odnaleźliśmy go do tej pory. Nikt nic nie wie. Hotel został zamknięty''- wzruszył ramionami oficer. Pode mną ugięły się nogi. Wyraz twarzy Richarda się nie zmienił, ale wiedziałem, że myśli. ,,A poza tym skąd się tutaj znaleźliście? I to bez eskorty?". Nie chciało nam się tłumaczyć, jak to wystawialiśmy policję do wiatru przez kilka ostatnich dni, więc tylko z uśmiechem powiedzieliśmy, że odkąd jesteśmy w Iranie, nie zaoferowano nam eskorty. Jedyny otwarty hotel w mieście -Azadi był niedaleko posterunku. Słyszałem o nim jeszcze w Edynburgu od znajomych. „Marcin to jest 60 Euro od osoby za noc. Trzymaj się od niego z daleka"- mówili. „Rich, cholera ja takich pieniędzy nie wydałem przez ostatnie 2 tygodnie!"- odparłem z żalem w głosie.„Raczej nie mamy wyboru. Kamping odpada" - Rich wzruszył ramionami.

Policjanci wskazali nam żebyśmy za nimi jechali. Jeden z oficerów zdjął karabin z ramienia, wsiadł do samochodu i odłożył broń na siedzenie obok.  5 minut później byliśmy przed głównym wejściem. Hotel był 4 gwiazdkowy i wyglądał, jak jeden w wielkich odstrzelonych, europejskich hoteli z bogatą klientelą. Nie pasowaliśmy tam w brudnych, zakurzonych, śmierdzących potem ciuchach motocyklowych. Udało nam się jednak zredukować cenę do 311.000 rialow za noc, co daje około 47 Euro za naszą dwójkę. To było przynajmniej cztery razy więcej, niż zwykliśmy płacić, ale nie mieliśmy wyjścia. Nasz pokój był w porządku, czysty i wygodny, z obszerną łazienką. Nasze motocykle widzieliśmy z okna. Miła pani w recepcji spytała nas, czy mamy ochotę iść zwiedzać i jeśli tak to, o której, bo musi zadzwonić po eskortę dla nas. Nie mieliśmy ochoty na eskortę. Dlatego wymknęliśmy się z hotelu po kryjomu. To była przyjemna jazda, aczkolwiek czuliśmy się obserwowani. Rzucaliśmy się  bardzo w oczy - dwa duże, głośne motocykle pędzące miedzy ciężarówkami.

Dotarliśmy do ruin twierdzy Arg-e Bam, najpierw gubiąc się w centrum i manewrując między sklepikami. Arg-e Bam to zachwycająca budowla, zajmująca ponad 180.000 metrów kwadratowych. Wybudowana na Jedwabnym Szlaku 500 lat p.n.e., używana była aż do 1850 roku. Do dzisiaj jest uważana za największą i najpiękniejszą glinianą konstrukcję na świecie, która jeszcze do czasu trzęsienia była najlepiej zakonserwowana. Kilka dni po trzęsieniu prezydent Iranu Mohammad Khatami ogłosił, że kompleks będzie odbudowany. Zaczęły napływać pieniądze z Japonii, Włoch, Francji. Z pomocą zaoferował się również Bank Światowy. Rekonstrukcje mogą potrwać nawet 50 lat!

Na miejscu spotkaliśmy niemieckiego archeologa, który pomagał przy rekonstrukcji. Nie mógł się nam nadziwić, że tak swobodnie się poruszamy po Bam. "Ja nawet po owoce do sklepu 50 metrów stąd muszę iść z kolesiem z karabinem!". Jak do tej pory nie przydarzyło nam się nic przykrego i nawet przez myśl nam nie przechodziło, że coś się w końcu może stać. „Ten japoński turysta zniknął, i nie został znaleziony, prawda?" - odpowiedział nam, kiedy zapytaliśmy, czy to nie propaganda. Wróciliśmy do hotelu, kiedy już było bardzo ciemno. Wchodząc do hallu, trafiliśmy na australijską parę podróżującą już kilka miesięcy z plecakami. Starsza para planowała, tak jak i my, nazajutrz wjechać do Pakistanu. „Mogą być problemy...w Pakistanie władzę przejęła Armia i został ogłoszony Stan Wyjątkowy. Obawiamy się, że granica może zostać zamknięta. Właśnie skończyliśmy oglądać BBC. I jeszcze jedno. Czy to nie was miała zabrać policja, która przyjechała tutaj o 4 -ej?. Wyraźnie nie robiło im różnicy, z kim pojadą, bo zabrali nas nie robiąc problemów."

Natychmiast udaliśmy się do pokoju. Program na BBC był poświęcony aktualnej sytuacji w Pakistanie. Zaczęliśmy wysyłać smsy do swoich bliskich z prośbami o informację. Richa znajomy pracował na lotnisku Heathrow w Londynie, w terminalu, z którego odlatują samoloty do Islamabadu. Okazało się, że pasażerowie każdej narodowości są wpuszczani na pokład. To trochę nas uspokoiło, ale nadal nie wiedzieliśmy, czy lądowe przejście będzie otwarte. Jeśli nie, to zawrócimy i pojedziemy do Bandar-e Abbas i weźmiemy prom do Omanu, a stamtąd do Indii.  Do granicy Pakistanu z Bam jest około 400 km. Poproszono nas, żeby nigdzie się nie zatrzymywać i zwracać szczególną uwagę na nadjeżdżające samochody, szczególnie te nie poruszające się drogą asfaltową.

Powiedzieliśmy recepcjonistce, że chcemy jechać około 7 rano. Wymknęliśmy się o 6-tej, żeby nie trafić na eskortę. Droga była długa, nudna i męcząca. Stanęliśmy tylko, żeby zrzucić z siebie trochę ciuchów. Raz trafiliśmy na burzę piaskowa, podczas której czułem, jakby ktoś obrzucał mnie rozpalonymi do białości podkowami. Dojechaliśmy do ostatniego miasteczka przed granicą i wykorzystaliśmy ostatnie litry na mojej karcie paliwowej. Próbowaliśmy również znaleźć ambasadę Indii, ale to nam się nie udało. Oznaczało to, że Rich kończy w Pakistanie. Wyjeżdżaliśmy już z Zahedan, kiedy na rondzie jeden idiota zajeżdża nam drogę. Rich natychmiast zaciska hamulce, ja jeszcze jestem przechylony składając się w wyjazd z ronda. Dystans miedzy nami szybko się zmniejszył. Nadepnąłem na hamulec, ale moje przednie koło uderza w tylne jego Hondy. Obaj zaczynamy tańczyć na ulicy. Rich podskakuje na siedzeniu, a ja walczę żeby nie stracić frontu. W myślach już przygotowuję się na twarde lądowanie. Udało się jednak zostać na motocyklach. Oprócz adrenaliny i kilku obtartych częściach, nic się nie stało. W górę powędrowały pięści! W końcu dotarliśmy do Mir-Javeh, gdzie znajduje się przejście do Pakistanu. Za chwilę wszystko będzie jasne.

plakorzezby
promenada nad brzegiem
przerwa w drodze
ruiny
rzezby w skale
sklepiki w Esfahan
stopka
ulica Yazd
uliczka w Yazd
widoki w drodze
widok na Yazd
widok z gory na ruiny miasta
wszyscy jezdza na jednosladach
wszystko sie zmiesci
wycieczka do Bam Bam
Yazd
zwiedzanie
zwiedzanie Persepolis
kiedys to byla brama motocykle sa parkowane wszedzie ogromne rzezby
NAS Analytics TAG

Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG
Zobacz równie¿

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    na górê