Dzień 7 i 8. - Getynga Mimo kilku lat nieobecności nie zauważyłem żadnych zmian w Getyndze. Uliczki wyglądają tak samo, te same sklepy w tych samych miejscach. Jedno, co mnie uderzyło, to wrażenie pustki. Jest zdecydowanie mniej ludzi na ulicach. Nie jestem pewny, czy byłbym gotowy tu ponownie zamieszkać.
Nie poszedłem do Mensy, bo do tej pory uważam, że obiad o 12.00 w południe to jakaś pomyłka. Wyszedłem z domu koło 15.00 w kierunku Instytutu, gdzie wypiłem kawę z Jezusem i zabrałem Kazika na miasto. Jako mój guru od fotografii miał za zadanie pokazać mi kilka sztuczek. Pstrykaliśmy może przez godzinę. Później Karstadt i Media Markt, ponieważ uparłem się, że warto mieć przenośny twardy dysk do przechowywania zdjęć. Pobyt w Getyndze był udany i minął pod znakiem spotkań z przyjaciółmi zaprawionych alkoholem i dobrą zabawą. Berlin wzywa. Dzień 9. - Getynga - Berlin Oczywiście nie wyjechałem tak wcześnie, jak planowałem. Kusiły mnie boczne drogi, szczególnie przez krajobrazowy park Harz. Piękne wzgórza i jeziora - polecam! Już kilka kilometrów za miastem zaczęło dość mocno padać. Na moje szczęście parking pod Lidlem nie był zapełniony. Zatrzymałem się i postawiłem motocykl na bocznej nóżce. Wygrzebałem wodoodporny strój i po 10 minutach miałem go na sobie. Co za zmora do ubrania!! Rozpadało się na dobre. Wjechałem w góry Harzu w strugach deszczu i mgle. Nie widziałem dalej, niż na 20 metrów. Kilka razy zarzuciło mi tyłem na pasach. Posuwałem się ślimaczym tempem. Po godzinie jazdy z zaparowaną szybą skręciłem na zjazd na autostradę. W Berlinie byłem po 17. Do domu brata trafiłem bez problemów. Dzień 10 i 11. - Berlin Wczoraj wypiłem trochę za dużo. Nic nie jest tak dobre, jak wyjątkowo dobra przepalanka. Przypomniał mi się tata i jego rytuał przyrządzania tego wybornego trunku. Wpadł też Arek, co momentalnie poprawiło mi nastrój. Nie gadałem z nim wieki. Nie widziałem brata i jego żony od marca, miesiąca, który dla naszej rodziny był szczególnie trudny. Mieliśmy dużo do wspominania. Potem Berlin nocą - spacer po oświetlonych nadrzecznych bulwarach przyniósł kilka dobrych zdjęć. Arek pokazał mi Berlin z zupełnie innej strony - dokładnie mówiąc z siodła roweru. Ja z aparatem, on z trójnogiem pod pachą, mknęliśmy wzdłuż muru berlińskiego. Przyglądając się murowi, starałem się wyobrazić sobie, co musieli czuć mieszkańcy wschodniego Berlina, budząc się rano i widząc cale masy żołnierzy strzegących zachodniego raju. Mur nie jest wysoki, ale trudny do pokonania bez pomocy. Dzisiaj zdobią go tysiące graffiti, niektóre całkiem przyzwoite. Dzień 12. - Berlin - Wrocław Zebrałem się w drogę koło 11.00. Oczywiście trafiłem na korek, który po raz kolejny przypomniał mi, że jestem teraz szerokością zbliżony do malucha, co mówiąc delikatnie, utrudnia przemykanie miedzy samochodami. Maciek i Marta odprowadzili mnie samochodem do autostrady. Parę uścisków, machnięć białą chusteczką i ruszyłem w kierunku Dresden. Do Wrocławia zajechałem po prawie pięciu godzinach. Dzień 13. - Wrocław - Kraków Jazda do Krakowa, to była czysta przyjemność. Nie mogłem się doczekać, dlatego nieustannie przekraczałem dozwoloną prędkość. Kocham Kraków i chciałem się tam znaleźć jak najszybciej. Droga była super. Od samego Wrocławia do obwodnicy krakowskiej płaska jak stół, szybka i czasami nawet trzypasmowa. Po niespełna czterech godzinach zameldowałem się u Maćka, rozładowałem motocykl i wstawiłem go do magazynu. To by było tyle z jazdy na następne kilka dni - czas nacieszyć się Krakowem. Jutro czeka mnie pociąg do Warszawy i stres w ambasadzie Pakistanu. Dzień 14-16. - Warszawa Brrrr......tak zawsze myślałem o stolicy. Bywałem w niej w przeszłości, starając się jak najszybciej wracać do Grodu Kraka. Coś w tym mieście działa na mnie odpychająco. Zgadzam się, że ciężko wymagać od zniszczonego w 100 % miasta, żeby nagle dorównywało Krakowowi ilością zabytków, atmosferą, czy kolorytem. Jest oczywiście stara część Warszawy, która przyznaje jest bardzo ciekawa. Ale to wciąż nie TO... Tym razem miałem kilka osób do odwiedzenia. Zacznijmy od początku. Wysiadłem z pociągu i od razu udałem się do pakistańskiej ambasady. To niecałe 3 kilometry marszu. W ambasadzie pusto. Wychodząc z windy wpada się na białe zamknięte drzwi z małym okienkiem. Jak za starych czasów w aptekach, albo w sklepach na wsi. Brakuje tylko krat. Czego pan sobie życzy? Wizy? "To trzy stówki i tydzień psze pana". Kurde, pomyślałem. Tydzień!! Nie chciałem czekać tak długo, a już na pewno nie w stolicy. Spod ambasady dotarłem do Rekwizytorni, firmy, którą prowadzi Magda. Magda zajmuje się wypożyczaniem rekwizytów do filmów. Fajna sprawa. W magazynie znajdują się stare aparaty fotograficzne, adaptery, krzesła, mundury milicji, żupany, kredensy, wszelkiego rodzaju butelki, globusy itd. Mógłbym wymieniać bez końca. Magda wspólnie z Michałem, Moniką i ich wiecznie uśmiechniętym Maurycym zabrali mnie do muzeum Powstania Warszawskiego. Jedno z ciekawszych muzeów, w jakich zdarzyło mi się być. To był udany pobyt. Ostatecznie nie czekałem siedmiu dni. Pojechałem do Krakowa w niedzielę, a Michał po odebraniu paszportu z ambasady wysłał go do mnie UPS-em. Git.... Dzień 17. - Warszawa - Kraków To była niedziela. Dzień GP Formuły 1 na moim ulubionym torze, Spa-Francorchamps. To był udany wyścig. Wygrał Kimi Raikkonen po raz czwarty w tym sezonie, co ucieszyło mnie bardzo. Poza tym Robert Kubica pokazał się z dobrej strony - obiecując polskim kibicom więcej wrażeń w przyszłości. O 17.00 miałem pociąg do Krakowa. Stałem na peronie wlepiając gały w pociąg, ale nie wsiadłem. No, bo przecież ja chcę do Krakowa, a nie do Przemyśla. Po 20 minutach stania, gdy pociąg już dawno odjechał, dotarło do mnie. To była moja ciuchcia!!! Musiałem iść do kas nabyć nową miejscówkę i tym razem wsiąść w pociąg relacji Warszawa - Kraków. Dojechałem, z godzinnym opóźnieniem, ale dojechałem. Dzień 18 - 21. Te cztery dni spędziłem przemieszczając się między Krakowem, a Rabką, gdzie mieszka moja mama. Parę dni tutaj, parę dni tam. Uwielbiam Kraków i wiem, że kiedyś tutaj wrócę. Nie wyobrażam sobie innego miejsca do spędzenia spokojnej starości. To miasto się zmienia. Widać inwestycje, poprawia się stan dróg, budują się nowe obwodnice. Najbardziej zakorkowane ulice zmieniły status na najmniej zakorkowane, oddając prym ulicom w centrum. Jak grzyby po deszczu rosną nowe budynki. Kamienice krakowskiego rynku i okolic są pieczołowicie odrestaurowywane. Po prostu pięknie. Odwiedziłem kilku moich przyjaciół - Maćka i Magdę, Monikę. Dodzwonił się do mnie Dorian, reporter z TVP, który już wcześniej ze mną rozmawiał podczas pobytu w Warszawie. Dorian był zainteresowany zrobieniem krótkiego reportażu, coś w ramach newsa do Kroniki Krakowskiej. Nie odmówiłem - oczywiście. Telewizja ma moc!! Zdjęcia skończyliśmy w środę 19. września około 13.00. Film ukazał się w KK tego samego wieczoru o 18.00 i w Teleexpresie Nocą o 22:45. Dziwne jest zobaczyć siebie na szklanym ekranie, jeszcze dziwniej usłyszeć w stereo. Strasznie zaciągam po góralsku! Dotarło do mnie, że już niedługo moja wyprawa zacznie się na poważnie. Nie będę miał już znajomych w każdym miejscu, do którego się udam, kampingi każdego dnia, gotowanie, planowanie następnego dnia itd. Pozostało mi tylko 5 tygodni do upływu ważności irańskiej wizy. Muszę przyspieszyć. Dzień 22. - Rabka - kierunek Rumunia Jest 7: 54 rano. Rabka. Pogoda zapowiada się słoneczna. Jak na razie rosa pokrywa trawę. Jest chłodno. Pisze te słowa, popijając przesłodzoną kawę z kubka. Jeszcze tylko zjem śniadanie i zacznę składać mój dobytek do kupy i pakować na motocykl. Za kilka godzin wyruszam w kierunku Rumunii. Ponieważ autostrady się skończyły, nie będzie już dużych prędkości. Wjadę na Słowację przez Łysą Polanę, następnie ominę Miszkolci udam się w kierunku Debreczyna. Stamtąd już tylko parę kilometrów do Oradea w Rumunii. Trzymajcie kciuki. |
Komentarze 6
Poka¿ wszystkie komentarzeNo fajnie tak podró¿owaæ na moto:) chyba nie ma nic lepszego od d³ugiej trasy na moto:)) Ja aktualnie jestem w trakcie robienia prawka na motocykl i ju¿ nie mogê siê doczekaæ swojej maszyny:) W ...
OdpowiedzHej Marcin ! Wypiard! Motocykle rulez! Super trasa! I jeszcze tyle zostalo swiata do zjechania. pozdro!
OdpowiedzWielki SZACUN !!! w tym roku zrobi³em prawko kupilem moto i po tygodniu ruszylem do holandii z Bia³egostoku(1000 mil) takiej trasy bym sie nie odwzy³ jeszcze pokonac jak TY ale znam to uczucie!!!" ...
OdpowiedzPodziwiam za wytrzyma³o¶æ :)
OdpowiedzPrzekozackie
OdpowiedzFajna wyprawa, naprawdê zazdroszczê - ka¿demu nale¿± siê od ¿ycia takie przygody! Mam tyko jedno "ale"... Gdzie zdjêcie z Kovalainenem?! ;]
Odpowiedzdziekuje wszystkim za komentarze i zapraszam do sledzenia dlaszych epizodow. Co do zdjecia...widocznie redakcji sie nie spodobalo;)
OdpowiedzJako osoba zwi±zana z redakcj± dopytam, co siê sta³o z tym zdjêciem. Fajnie, ¿e spisali¶cie to i opublikowali¶cie. Inspirujecie w ten sposób innych i pomagacie znale¼æ pomys³y na zrobienie ¿ycia bardziej szczê¶liwym.
Odpowiedz