tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Motocykle elektryczne - czy frajda z jazdy jest zagrożona?
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG

Motocykle elektryczne - czy frajda z jazdy jest zagrożona?

Autor: Łukasz "Boczo" Tomanek 2013.10.24, 11:30 27 Drukuj

Kupujesz motocykl, bo chcesz mieć frajdę. Dopiero później dochodzi kwestia oszczędności czasu, paliwa, możliwości przeciskania się w korkach i parkowania w dowolnym miejscu. Decydując się na dwa kółka zależy ci tylko i wyłącznie na tym bardzo przyjemnym mrowieniu. No chyba że jesteś naprawdę nudnym księgowym. Za każdym razem kiedy mówi się o motocyklach elektrycznych, ludzie reagują podobnie jak w momencie, kiedy dziewczyna informuje cię, że bez prezerwatywy nie masz na co liczyć. Sama idea motocykli elektrycznych jest dobra. Paliwo kiedyś się skończy, ale zanim się tak stanie, to albo go zabronią albo nałożą takie ceny, że nie będziesz mógł zatankować do pełna o ile nie wymyśliłeś Google. I to wcale nie tego się wszyscy boimy. Boimy się, że wraz z odstawieniem silników spalinowych do lamusa koncerny motocyklowe zakopią radość z jazdy w zbiorowej mogile, a motocykle przestaną być fajne.

Fizyka, którą kochamy

Moment obrotowy to coś, co powoduje, że motocykl ma "odejście". I generalnie chcemy tego czegoś mieć jak najwięcej. Zawsze i wszędzie. Rzecz w tym, że moment obrotowy to główna zaleta pojazdów elektrycznych. W ich przypadku nie trzeba czekać na konkretne obroty, aby mieć maksimum momentu. Po prostu odkręcasz gaz i bez względu na okoliczności moment obrotowy tam jest. Cały i zawsze w gotowości do wprawienia motocykla w ruch. Posłużmy się prostym przykładem. Jeśli pojedziesz Yamahą R6 i zapragniesz przyspieszyć na szóstym biegu z 30 km/h, silnik da ci do zrozumienia, że tylko się zbierze, zawiąże buty, zrobi kilka przysiadów i zacznie przyspieszać. W motocyklach elektrycznych działa to zupełnie inaczej, a na efekt ruchu nadgarstka nie trzeba czekać, zwłaszcza w elektrykach typu High Performance. Mission R ma np. 155 Nm przy 0 obr/min. Taka wartość generalnie zrywa z nas spodnie w motocyklach, w których jest osiągana wysoko na skali obrotów, a tutaj odkręcamy i mamy. A to nie koniec możliwości bateryjek. Już dziś mówi się o bezproblemowym generowaniu momentu obrotowego rzędu 500 Nm w motocyklach elektrycznych. Jeśli to nie jest szaleństwo, to co nim jest?

Concerto d'Voltage

Dźwięk będący wynikiem spalania wewnętrznego jest jedną z tych rzeczy, które wzmacniają działanie danego zmysłu. Coś jak amplituner lub tabasco w drinku. Harley-Davidson na dźwięku silnika oparł cały swój marketing. Ducati poszło o krok dalej i nie chwali się tylko śpiewem Testastretta, ale także grzechotaniem suchego sprzęgła. A wiemy doskonale, że to grzechotane zostało wzniesione przez Ducatisti na piedestał kultu. Moto Guzzi szczyci się grzmotem wielkich, poprzecznych widlaków z popychaczami i ponoć nie są to pierwsze symptomy zatarcia. Triumph śpiewa mezzosopranem dramatycznym. Można by wyliczać bez końca jak istotną rolę w odbiorze motocykla ma dźwięk. Tutaj robi się problem jeśli chodzi o motocykle elektryczne, bo one po prosto nie brzmią. Oczywiście, nie są to sprzęty absolutnie bezszelestne, tzn. kiedy obok przejedzie elektryczny jednoślad, to go usłyszysz. Ale ten dźwięk będzie po prostu efektem mechaniki, ruchu danych elementów, przełożenia napędu, pracy opon. Czasami możesz też usłyszeć charakterystyczny świst, ale to wszystko. Żadnych wybuchów. Każdy kto kiedykolwiek jechał motocyklem, puścił sprzęgło, dodał gazu i zobaczył, że jego akcje powodują nie tylko ruch ale też jakiś efekt dźwiękowy, wie jak zacne to jest. Umówmy się też, że wrażenia z jazdy motocyklem potęgują się wielokrotnie, kiedy obrotomierz pokazuje 13 tys. obr/min, a ty masz przed sobą tunel. Pokręcone, motocyklowe dziwaki, np. ja, lubią w czasie jazdy rozkładać dźwięk motocykla na czynniki pierwsze. Wyłapywać pracę poszczególnych elementów napędu, sprawdzać przy jakich obrotach silnik brzmi najlepiej. To po prostu coś, czego brak totalnie zmienia całą istotę motocyklizmu.

Koncerny motoryzacyjne mają jednak to do siebie, że wbrew pozorom niewiele wiemy o tym, co dzieje się w ich halach projektowych i o czym rozmawiają na zebraniach. Elektryczne samochody są w znacznie bardziej zaawansowanym stadium, niż motocykle. Już dzisiaj można znaleźć w samochodach systemy audio, które pozwalają na to, aby Twoja Fiesta brzmiała jak Ferrari. W nowym BMW M5 mamy opcję "puszczenia" dźwięku wydechu przez głośniki. Audi pokazało prototypowy model R8 zasilany elektrycznie, który może zmieniać swój dźwięk. A to dopiero początek. I bądźmy pewni, że ta technologia jest już od dawna na biurku inżynierów, którzy zajmują się motocyklami elektrycznymi. Skoro można połączyć telefon komórkowy poprzez Bluetooth z kaskiem, to dlaczego nie dałoby się tego zrobić z odtwarzaczem dźwięku w motocyklu, który jest połączony z manetką? Dlaczego miałoby się nie udać zamontowanie silnego głośnika w miejscu, gdzie teraz znajduje się układ wydechowy? W chwili obecnej naturalną reakcją każdego motocyklisty na takie prognozy będzie odraza. Syntetyczny dźwięk motocykla, który nie jest efektem spalania i wybuchu benzyny jest jak kotlet sojowy zamiast wołowiny Kobe.

Czy frajda z jazdy wkrótce umrze?

Na chwilę obecną motocykli elektrycznych nie można brać do końca na poważnie. To raczej sposób na obnoszenie się z pewną ideą. Zupełnie jak wegetarianizm albo islam. Technologia i tak zrobiła bardzo duży krok do przodu, bo już dziś buduje się jednoślady, które potrafią na jednym ładowaniu przejechać 150-200 km. Jasne, inżynieria rozwinie się na tyle, że na przestrzeni kilkudziesięciu następnych lat bateryjki na dobre wejdą do krajobrazu. Być może nawet uda się ocalić planetę, a wszyscy eko-radykaliści o niepokojąco bladej cerze będą zadowoleni. Osobiście uważam, że frajda z jazdy motocyklem nigdy nie umrze. To po prostu jest zapisane od samego początku w DNA jednośladów. Sam zamysł się nie zmieni, bo to by było jak próba ponownego wynalezienia koła. Na szczęście na świecie jest zbyt dużo pasjonatów, którzy nie pozwolą na śmierć radości z jazdy motocyklem nawet jeśli w ich żyłach będzie płynął prąd zamiast benzyny. Nie tak dawno wszyscy obawiali się telefonów z dotykowym wyświetlaczem. Bo będą drogie, bo będą się psuły, bo to, bo tamto. Dziś okazało się, że w większości kieszeni jest telefon dotykowy, na którym można przeglądać internet, filmy, maile i zdjęcia, przy czym technologia w swoim postępie sprawiła, że wyświetlacze są coraz lepsze i coraz przyjemniej się na nie patrzy. Z motocyklami będzie dokładnie tak samo. Teraz obawiamy się, że postęp technologiczny i maniakalna pogoń za byciem w zgodzie z ekologią sprawią, że frajda z jazdy zostanie stłumiona do zera. Nie, możemy być tego pewni, że tak się nie stanie. Fun z jazdy motocyklem jest po prostu czymś zbyt silnym, aby dało się to ot tak zabić.

NAS Analytics TAG


NAS Analytics TAG
Zdjęcia
NAS Analytics TAG
Komentarze 13
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    NAS Analytics TAG
    na górę