Mandaty z zagranicznych fotoradarów. Trzeba płacić czy można sobie darować?
50 euro za przekroczenie o 5 km/h, 100 euro za brak opłaty za tunel - mandaty z wielu krajów europejskich potrafią wzbudzić grozę. Ale czy na pewno zawsze trzeba je płacić?
Z punktu widzenia uczciwości i odpowiedzialności za własne czyny każdy mandat wypadałoby zapłacić. Tyle teoria. W praktyce często zdarza się, że to, co zwiemy mandatem, jest w rzeczywistości jedynie wezwaniem, które ma na celu wyjaśnienie wątpliwości. W Polsce wiele takich "mandatów" to niezgodne z prawem wezwania wysyłane na podstawie zdjęć z fotoradarów lub odcinkowego pomiaru prędkości, których wiarygodność dowodowa jest tak samo wątpliwa jak na przykład wideorejestratorów.
Odpowiada właściciel
Jak działa to za granicą? Bardzo podobnie, z tą jednak różnicą, że w wielu krajach (na przykład w Norwegii czy we Francji) za wykroczenie odpowiada właściciel pojazdu. Jest to zapisane w prawie i nie ma sposobu, aby się z tym kłócić. Tam nie potrzebna jest zatem na zdjęciu wyraźna twarz kierowcy - wystarczy numer rejestracyjny, dlatego fotoradary często łapią motocyklistów także z tyłu.
A zagraniczne mandaty potrafią być naprawdę dotkliwe. Po naszej niedawnej wyprawie do Francji otrzymaliśmy pamiątkę w postaci wezwania do zapłaty 40 euro za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o… 5 km/h. Tylko 40 euro - w Szwajcarii mogłoby to być znacznie więcej.
Płacić czy nie?
Wezwanie z zagranicy nie jest mandatem. Staje się nim dopiero, kiedy zostanie uprawomocnione przez polski sąd. Aby tak się jednak stało, wystawca wezwania musi wykonać sporą pracę - przetłumaczyć dokumenty na język polski, dostarczyć wezwanie do domniemanego sprawcy (nie właściciela pojazdu!), przedstawić dowody i dopiero na końcu złożyć wniosek do polskiego sądu. W przypadku mniejszych mandatów jest to całkowicie nieopłacalne.
Dlatego w przypadku wezwań o niższej wartości można zastanowić się nad zignorowaniem ich. Istnieje niezwykle małe prawdopodobieństwo, że zagraniczna instytucja zdecyduje się rozpoczynać czasochłonną i kosztowną procedurę dla 50 czy 100 euro. Do tego dochodzi przedawnienie, które w przypadku większości wykroczeń wynosi dwa lata.
Jest haczyk
Niestety, jest haczyk. Nawet dwa haczyki. Zignorowanie wykroczenia popełnionego za granicą nie oznacza, że się ono kasuje. Jeśli ponownie wybierzesz się do kraju, w którym je popełniłeś, policja szybko zidentyfikuje twój motocykl na podstawie numerów rejestracyjnych i - w najlepszym razie - zażąda natychmiastowej zapłaty. Jeśli często podróżujesz do danego kraju, lepiej wezwanie opłacić.
Drugi haczyk wiąże się z progresem opłaty. W skrócie chodzi o to, że w niektórych przypadkach wezwanie do zapłaty opiewa na znacznie obniżoną kwotę. Jeśli nie opłacisz jej w określonym terminie, może ona wzrosnąć dwu-, a nawet trzykrotnie. Może się wówczas okazać, że zagranicznej instytucji będzie się opłacało wszcząć postępowanie.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeJest legalny sposób aby nie płacić mandatów z fotoradarów, wystarczy nieprzerejestrowywać motocykla/samochodu na siebie tylko jeździć z 'kompletem' umów kupna/sprzedaży. W przypadku mandatu ...
Odpowiedz