Czy elektroniczne wspomagacze to zbędny bajer, czy realna pomoc?
Szum, jaki w branżowych mediach wywołała prezentacja Harleya-Davidsona Pan America skłonił mnie do przemyśleń na temat reakcji ludzi na nowoczesną technikę. Z reguły jest tak i to z zupełnie dla mnie niezrozumiałych przyczyn, że nowości, szczególnie te dotyczące wspomagającej kierowcę elektroniki, budzą sprzeciw. Żeby daleko nie szukać, pamiętam powszechnie lansowany opór przed wprowadzeniem do motocykli ABS-u.
Ileż to było utyskiwania, że dobry motocyklista poradzi sobie lepiej bez ABS, więc po co go wprowadzać. Codzienna praktyka na drogach wskazywała jednak na coś zupełnie przeciwnego. By umieć utrzymywać koła na granicy przyczepności trzeba być naprawdę wyśmienicie wytrenowanym, a i to nie zawsze pomaga. Wystarczy obejrzeć pierwszy z brzegu wyścig MotoGP, by przekonać się, że nawet najlepsi zawodowi jeźdźcy popełniają błędy i to wcale nie rzadko, a co dopiero przeciętny Kowalski. Przez lata systemy elektroniczne stale się rozwijały i są coraz doskonalsze. Dziś nikt już nie kwestionuje ich sensowności. Żeby być zupełnie ścisłym powiem, że nie kwestionują ich ci, którzy mieli sposobność obycia się z nimi w praktyce. Największymi oponentami są ci, którzy nigdy z tego nie korzystali. Ludzie, którzy nigdy nie jeździli BMW R 1250 GS czy KTM 1290 Super Adventure, będą do upadłego twierdzić, że cała ta elektronika jest tam niepotrzebna i że starsze motocykle, które nie mają tych wspomagaczy, są lepsze. Tymczasem właściciele tych maszyn nie poddają w wątpliwość sensu stosowania elektroniki, raczej będą się ze sobą spierać, w której te systemy działają lepiej. Kiedy czytam negatywne komentarze, to śmieszy mnie, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy na dany temat tak naprawdę nic nie wiedzą. Dla przykładu, w środowisku samochodowym pełno jest takich, którzy do upadłego bronią tezy o wyższości manualnych skrzyń biegów nad automatycznymi, podczas gdy większość z nich nie potrafi prawidłowo przeprowadzić redukcji w trakcie jednoczesnego hamowania, nie mówiąc już o tym, że nie zauważają faktu, iż nawet bolidy Formuły 1 mają zautomatyzowane skrzynie biegów. Wracając do motocykli - prawda jest taka, że nie można porównywać motocykli starych i współczesnych. Starsze modele obywały się bez elektroniki, bo miały znacznie mniejszą moc. Współczesny KTM 1290 Super Adventure S ma więcej mocy niż miały najszybsze motocykle wyścigowe w latach 80., więc o czym my w ogóle mówimy. Bez elektronicznej asysty najmocniejsze motocykle, jakie możemy dziś dostać w salonach, byłyby zupełnie nie do ogarnięcia. Mówiąc ściślej jazda byłaby możliwa, tyle tylko, że trzeba byłoby się wstrzymać od odkręcania gazu, a przecież nie po to wsiada się na motocykl, by nie odkręcać gazu.
Druga rzecz, to wcale nie jest tak, że systemy elektroniczne nas upośledzają, powodując, że możemy jeździć motocyklem bez umiejętności. Wprost przeciwnie, jeśli chcemy w pełni wykorzystać dobrodziejstwo elektroniki, musimy się tego nauczyć i wcale nie chodzi mi to naukę obsługi pokładowej gałkologii, tylko o naukę wykorzystania działania systemów.
Miałem kiedyś okazję odbycia przejażdżki po torze ponad pięćsetkonnym Mercedesem AMG. Jazda odbywała się w towarzystwie instruktora, a wsiadając do auta, byłem przekonany, zupełnie tak jak ci co powątpiewają w sensowność instalowania systemów w motocyklach, że taki samochód jest idioto odporny i że wystarczy tylko trzymać kierownicę i wrzucić gaz, a resztę zrobi za mnie elektronika. Otóż nie zrobi. Na ostrym nawrocie wykonałem widowiskowy piruet i systemy okazały się bezradne. Musiałem z pomocą instruktora przeanalizować co zrobiłem nie tak, że auto nie dało się opanować. Kiedy już lepiej wczułem się w Mercedesa, w połowie zakrętu instruktor polecił mi wcisnąć pełny gaz i nie kontrować kierownicą. Jednak kiedy poczułem, że tył zamierza uciec na zewnątrz, odruchowo odkręciłem kierownicę. Efekt był taki, że systemy zdławiły silnik tak skutecznie, że Mercedes prawie stanął. Przy następnej próbie skupiłem się na tym, by dokładnie wykonać polecenia instruktora. W efekcie, po dodaniu gazu zaraz za szczytem zakrętu samochód opuścił wiraż delikatnym slajdem, wyraźnie wychylając się w bok, mimo że nie ruszałem kierownicą. Właśnie tak to działało - kiedy nie ruszałem kierownicą i trzymałem gaz, kontrola trakcji zadbała o to, by uślizg tylnej osi utrzymać na optymalnym poziomie, natomiast gdybym wykonał kontrujący ruch kierownicą, komputer uznałby, że "jest grubsza afera" i trzeba całkowicie wyhamować samochód, by zminimalizować skutki niechybnego dzwona. Ta lekcja nauczyła mnie, że uzbrojone w systemy samochody wcale nie są idioto odporne, że elektronika nigdy wszystkiego za nas nie załatwi, że jest bardzo pomocna, ale trzeba zrozumieć, jak działa i nauczyć się ją wykorzystywać. Tak samo jest w motocyklach, tylko jeszcze trudniej, bo przecież żaden samochód nie wymaga utrzymywania równowagi.
Na koniec wrócę jeszcze do wspomnianego na początku Harleya Pan America. Nie brak w sieci opinii, że taki Harley jest zupełnie bez sensu. Ja się z tym zupełnie nie zgadzam, ale byłem ciekaw, co o nim sądzi mój syn, który jeździ KTM-em Super Adventure i jego kolega od BMW GS-a. I wiecie co? Oni są kompletnie zajarani, może nie na to, żeby go od razu kupować, choć przy zmianie motocykla, kto wie? Są zajarani na to, by wypróbować ten motocykl w praktyce, bo z tego co już o nim wiemy, jest on całkiem fachowy. Osobiście nie sądzę, by Harley mógł być lepszy od KTM-a czy BMW, po prostu dlatego, że te firmy rozwijały swe modele przez lata. Wystarczy, że Harley będzie na zbliżonym poziomie. Jego atutem będzie to, że w tym towarzystwie jest zupełnie inny. I jeszcze jedno, wprowadzenie na rynek Harleya Pan America będzie dużym wyzwaniem dla dilerów. Będą oni musieli po pierwsze zrozumieć, na czym polega specyfika tego motocykla i dlaczego nie jest on wcale w opozycji do tradycji tej marki. Bardzo przejrzyście tłumaczy to fabryczny film, który można zobaczyć w sieci. Harleyami od zarania dziejów jeździło się na przełaj. Odwrót od tej tradycji nastąpił kiedy Amerykę pokryła sieć wygodnych autostrad i ludzie zapragnęli dłuższych podróży w bardziej komfortowych warunkach, do czego najlepiej nadaje się Electra Glide. Teraz przyszedł czas na powrót do korzeni, na prawdziwą przygodę, a narzędziem do odkrywania uroków jazdy z dala od utartych szlaków ma być nowoczesny motocykl klasy Adventure.
Komentarze 5
Pokaż wszystkie komentarzeto nie musi być wielka moc. ostatnio kupiłem użytkowo Yamahe nmax 125 - 12,5 konika. nic wielkiego niby. ale już z abs i kontrolą trakcji. i nikt już mi nie powie, że to nie robi różnicy ... przy...
OdpowiedzElektronika (poprawnie działająca) jest powtarzalna, nie męczy się, nie ma kaca czy gorszego dnia. Tym samym można delektować się jazdą, nie męcząc się nadmiernie. Równie cenię sobie opcje ...
OdpowiedzCiemny lud zawsze tak miał, że bał się tego co nowe i nieznane. Ja czekam na Pana Amerykę aby się nim przejechać. Jeśli kiedyś zechciałbym kupić turystyka, to na pewno byłby to Harley. Chociaż ...
OdpowiedzO tak wojenke o słusznosc ABSu pamietam jakby to było wczoraj. Sam byłem częsciowo sceptycznie nastawiony ale raczej w takim sensie, że owe pierwsze systemy raczej beda dalekie od doskonały a co ...
OdpowiedzKtm 1200 Super Adventure??? Chyba Ktm 1290 Super Adventure ...
OdpowiedzPoprawione
OdpowiedzNo faktycznie.
Odpowiedz