Bałagan w systemach bezpieczeństwa. Eksperci żądają zmian
Nowoczesne samochody i motocykle są coraz bardziej naszpikowane elektroniką. Zadaniem konstruktorów jest sprawienie, że będziemy bezpieczniejsi na drodze, a zadaniem marketingowców - sprawienie, że nazwy i opisy systemów przyciągną klientów do produktów danej marki. Tutaj właśnie pojawia się problem.
Jak podaje amerykański Consumer Reports, zdarza się, że jedno rozwiązanie potrafi mieć dwadzieścia różnych nazw. To z kolei może wprowadzać klientów w błąd. Jako przykład podano nazewnictwo samochodowych systemów monitorowania martwego pola. Marketingowcy z Hondy wymyślili nazwę "Blind Spot Information System", Toyota określa system nazwą "Blind Spot Monitor", a dział marketingu General Motors wpadł na "Lane Change Alert". Oczywiście opisy w prospektach są podobne, ale będąc niewolnikami czasu i gońcami kont bankowych niewiele osób ma czas na lekturę opisu danego systemu. Niektóre nazwy sugerują wręcz, że pojazd nie tylko pomyśli za kierowcę, ale również zareaguje za niego, a to prowadzi do wypadków.
Członkowie American Automobile Association chcą ujednolicenia nazewnictwa systemów bezpieczeństwa i opracowanie nazw w sposób, który nie będzie wprowadzał klienta w błąd. Weźmy chociażby autopilot Tesli. Już samo słowo "autopilot" sugeruje, ze wystarczy wcisnąć przycisk i można spokojnie przespać całą drogę. Oczywiście warto wziąć poprawkę na to, że Stany Zjednoczone to kraj, w którym na skuterowych "kubełkach" pod siedzeniem umieszcza się naklejkę z ostrzeżeniem, że nie jest to najlepsze miejsce do przewozu zwierząt.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze