Alex Rins w zespole LCR Honda. Czemu nie Yamaha? Gdzie tu logika?
Honda potrzebuje nowego Cala Crutchlowa, dlatego… sięgnęła po Alexa Rinsa, który po wycofaniu się Suzuki z MotoGP byłby wymarzonym kandydatem dla… Yamahy. Mick wyjaśnia, gdzie w tym wszystkim logika, której jest więcej, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.
Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko wskazywało na to, że zarówno Alex Rins, jak i mistrz świata sprzed dwóch lat, Joan Mir, przedłużą swoje fabryczne kontrakty z Suzuki. Wtedy jednak padokiem wstrząsnęła informacja o wycofaniu się marki z Hamamatsu z królewskiej kategorii razem z końcem tego sezonu.
Poza całą masą innych konsekwencji, decyzja Suzuki zostawiła na lodzie dwóch świetnych zawodników, którzy musieli znaleźć sobie nowego pracodawcę. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku obaj dosiądą motocykli marki Honda, dysponując fabrycznymi kontraktami, choć startując w innych zespołach.
O dołączeniu Mira do Repsol Hondy i zastąpieniu rozczarowującego Pola Espargaro mówiło się od dawna, jeszcze zanim Suzuki postanowiło wycofać się z MotoGP. Co prawda nie zostało to jeszcze oficjalnie potwierdzone, ale wydaje się kwestią tygodni, jeśli nie dni.
Nie ma tutaj także żadnego zaskoczenia, bo dość agresywny styl jazdy Mira ma potencjał, aby dobrze współgrać z wymagającą ostrego traktowania Hondą RC213V.
Przyszłość Rinsa wydawała się jeszcze do niedawna stać pod dużo większym znakiem zapytania, choć ostatecznie to on potwierdził swoje plany oficjalnie jako pierwszy. 26-latek z Barcelony nie miał w negocjacjach tak mocnych kart, jak Joan, który może pochwalić się tytułem mistrza świata MotoGP. Rins ma także za sobą trudny, pełen wywrotek i niewymuszonych błędów sezon 2021, co stawiało go w jeszcze gorszej sytuacji negocjacyjnej.
Lepszy niż myślisz
Nie można jednak zapominać, że ubiegły rok wydaje się dla Alexa jedynie wypadkiem przy pracy. Ten sezon jest jego szóstym w królewskiej klasie MotoGP, w której od samego początku 26-latek dosiada fabrycznego motocykla Suzuki. W tym czasie 15 razy stanął na podium, w tym trzy na jego najwyższym stopniu i choć ani razu nie startował z pole position, to jednak trzy z pięciu dotychczasowych sezonów kończył w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej. W 2020 roku, gdy Mir sięgnął po mistrzostwo, Alex był trzeci, zapewniając sobie tytuł drugiego wicemistrza świata.
Warto przypomnieć, że Rins w MotoGP nie wziął się znikąd. Już w swoim debiutanckim sezonie w MŚ Moto3 (gdzie trafił jako mistrz hiszpańskiej serii FIM CEV), równą dekadę temu, wywalczył piąte miejsce w generalce. Rok później sięgnął po wicemistrzostwo, ustępując tylko Maverickowi Vinalesowi i zostawiając za sobą zespołowego kolegę, Alexa Marqueza.
W kolejnym sezonie Marquez był górą, ale Rins sięgnął po tytuł drugiego wicemistrza i czując, że jego team-partner jest faworyzowany, postanowił rozstać się z Emilio Alzamorą i dołączyć do zespołu Sito Ponsa w Moto2. Już w debiutanckim sezonie wywalczył wicemistrzostwo, ustępując tylko Johannowi Zarco. Rok później był trzeci, w międzyczasie podpisując kontrakt z Suzuki na awans do MotoGP na sezon 2017.
Rok temu Rins był w tabeli dopiero trzynasty, z zaledwie jednym podium, ale świetny początek tego sezonu sprawił, że jego akcje nieco się odbiły, a wielu zastanawiało się, gdzie ostatecznie Hiszpan wyląduje w przyszłym roku. Jego płynny styl jazdy - przynajmniej w teorii - idealnie pasowałby do Yamahy, ale w przyszłym roku w stawce zobaczymy tylko dwie M1-ki.
Szkoda, że nie Yamaha
Jednej z nich dosiądzie jadący obecnie po drugi tytuł Fabio Quartararo, drugiej Franco Morbidelli, który choć jeździ w tym roku ekstremalnie rozczarowująco, ma ważny kontrakt także na sezon 2023. Yamaha, dla której ubiegłoroczne, burzliwe rozstanie z Maverickiem Vinalesem, było bardzo bolesne wizerunkowo, nie zamierza zostawiać Włocha na lodzie i najprawdopodobniej w ogóle nie próbowała rozmawiać z Rinsem.
Szkoda, bo Morbidelli zawodzi na całej linii, a Rins ma doświadczenie w jeździe rzędowym czwórkami i mógłby całkiem nieźle odnaleźć się na M1-ce.
Zostawmy jednak Yamahę, bo ostatecznie Rins zasili szeregi jej największej konkurencji, czyli Hondy. Hiszpan podpisał dwuletnią umowę i to nie tyle z zespołem LCR, co bezpośrednio z HRC, dlatego może liczyć na dokładnie taki sam status, jak Cal Crutchlow w czasach swoich startów w ekipie Lucio Cecchinello.
Honda bardzo potrzebowała kogoś takiego, jak Crutchlow, bo pod przedłużającą się nieobecność Marca Marqueza nie miała wystarczającego oparcia ani w jego mocno rozczarowującym, młodszym bracie Alexie, ani w Polu Espargaro, który po świetnych zimowych testach nagle w niewytłumaczalny sposób kompletnie przepadł. O Nakagamim czy kierowcy testowym, Stefanie Bradlu, nawet nie wspomnę…
Tutaj Rins ma ewidentną przewagę nad Mirem. Rok temu szef mechaników Joana opowiadał dziennikarzom o tym, jak to Joan przez większą część swojego debiutanckiego sezonu w ogóle nie ruszał ustawień motocykla, nie mówiąc już o pracach rozwojowych. Po prostu potrzebował czasu na torze i okrążeń.
W tym czasie większość brudnej roboty i to ze świetnymi efektami, wykonywał za niego właśnie Rins. Tak samo było przez dwa lata, zanim Mir zastąpił w zespole Suzuki Andreę Iannone, którego zresztą Alex w swoim drugim sezonie w MotoGP zostawił w tabeli bardzo daleko z tyłu.
Rins jak Crutchlow?
Styl jazdy Rinsa teoretycznie nie jest zbyt dobrze dopasowany do nerwowej RC213V, ale jego doświadczenie i umiejętność rozwoju motocykla mogą okazać się dla Hondy bezcenne. W końcu to właśnie taką pracę wykonywał dla niej przez kilka lat Cal Crutchlow, który testował wiele nowych rozwiązań, zanim ręce położyli na nich zawodnicy ekipy Repsol Honda.
Brytyjczyk także potrzebował czasu, aby po kilku sezonach na Monster Yamasze, a później Ducati, znaleźć wspólny język z Hondą, ale gdy już to zrobił, często stawał na podium, w tym na jego najwyższym stopniu.
Bardzo podobnie może być z Rinsem. Nie wykluczam, że początkowo górą może być Mir, ale nawet jeśli tak się stanie, paradoksalnie może to być zasługą Rinsa, który w obliczu mniejszej presji, związanej ze starami w ekipie prywatnej, będzie mógł skupić się na rozwoju motocykla i jego poprawie.
Z czasem Alex może znów zacząć deptać po piętach swojemu team-partnerowi z Suzuki, a kto wie, może i nawet od pierwszych wyścigów zaskoczy wszystkich i zostawi Mira w tyle? Póki co trudno prognozować, co się wydarzy, ale jedno jest dla mnie pewne; Alex Rins w połączeniu z ekipą LCR i fabrycznym wsparciem HRC, to mieszanka, na którą będę miał w przyszłym roku bardzo baczne oko. Ten nieco zaskakujący transfer może okazać się strzałem w dziesiątkę! Też tak myślicie?
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeStyl jazdy Rinsa jest bardzo p³ynny, trochê kwadratowy ale w sumie efektywny i ciekawy. Nie zwiesza siê tak agresywnie w zakretach ale ¶wietnie wchodzi po wewnêtrznej pod ³okieæ i niemal skreca w ...
Odpowiedz