Ósme miejsce na wagê mistrzostwa? Oto prawdziwi zwyciêzcy i wielcy przegrani MotoGP Japonii
Jack Miller wygrał wyścig MotoGP o Grand Prix Japonii, ale Australijczyk nie był jedynym zwycięzcą na torze Motegi. Kto jeszcze wygrał, a kim są trzej wielcy przegrani niedzielnych zmagań?
Miller pojechał w Japonii perfekcyjnie, z siódmego pola startowego szybko przebijając się na prowadzenie i kontrolując sytuację do samej mety. Fabryczny zawodnik Ducati sięgnął po czwarte zwycięstwo w MotoGP w swojej karierze i to tuż przed domowymi zmaganiami na Phillip Island i poprzedzającym je ślubem. Co tu dużo mówić; Viva Miller!
Co się stało z Marquezem?
Jack nie był jednak jedynym zwycięzcą japońskich zmagań. Dużym wygranym był także wracający po kontuzji Marc Marquez, choć akurat w nagłówku wcale nie jego miałem na myśli.
Hiszpan sięgnął w sobotę po pole position podczas deszczowych kwalifikacji, swoje pierwsze od ponad tysiąca dni, ale wieczorem podkreślał, że nie ma tempa, aby walczyć o zwycięstwo. Tempa, a raczej siły i wytrzymałości. Czy aby na pewno?
W niedzielę, już na suchym torze, Marquez faktycznie nie był w stanie pokazać pazura, szybko spadając na piątą pozycję, choć na finiszu pokonał Miguela Oliveirę i ukończył zmagania na bardzo dobrym, czwartym miejscu.
Warto pamiętać, że Motegi to tor, który skutecznie maskuje słabe strony Hondy, a jednocześnie idealnie pasuje do stylu jazdy Marqueza. Wszystko z powodu wielu ostrych hamowań na wprost i wolnych łuków. Z drugiej strony takie hamowania mocno obciążają też wciąż osłabione mięśnie prawego ramienia Hiszpana.
Wszystko to sprawia, że Marc może i potrafi pojechać tam jedno bardzo szybkie kółko (nieco ośmieszając pozostałych zawodników Hondy), ale nie jest w stanie utrzymać go od startu do mety wyścigu. Tak było w Japonii, ale jak się okazuje, problemem w tym konkretnym wyścigu nie było wcale zdrowie.
Marquez ustawił się na polach startowych na twardej tylnej oponie, ale postanowił zmienić ją najpierw na pośrednią, a ostatecznie na miękką. Hiszpan powiedział później, że chciał dzięki temu utrzymać prowadzenie przez przynajmniej dziesięć kółek, bo nie wiedział, co będzie później.
Patrząc na jego tempo w drugiej połowie wyścigu jest duża szansa, że stanąłby na podium, gdyby nie problem na pierwszych okrążeniach. Okazuje się, że po starcie Honda Marqueza nie pracowała tak, jak powinna, przez co Hiszpan w pierwszych zakrętach stracił aż pięć pozycji.
Sześciokrotny mistrz MotoGP wkrótce zmienił jednak mapowania silnika i sytuacja wróciła do normy, ale na tym etapie nie był w stanie już zbyt wiele ugrać. Po wyścigu powiedział, że MotoGP jest dzisiaj zupełnie inne, niż jeszcze trzy lata temu.
Aerodynamika sprawia, że wyprzedzanie jest dużo trudniejsze i wymaga podejmowania ryzyka, na które on w Japonii nie chciał się zdecydować.
Bardzo możliwe, że gdyby nie stracił tylu pozycji po starcie, Marquez byłby w stanie skuteczniej kontrolować sytuację i bronić wyższej pozycji na finiszu. Ważniejsze jest jednak coś innego.
Skoro zawodnik Repsol Hondy był w stanie ukończyć japońskie zmagania, choć w piątek obawiał się, że może nie dać rady tego zrobić, to podejrzewam, że nie będzie miał w tym roku większych problemów, aby przejechać pozostałe wyścigi.
Patrząc też na jego tempo na mającym zupełnie inną charakterystykę torze Motorland Aragon nie mam wątpliwości, że zobaczymy go w tym roku na podium.
Największy zwycięzca
Choć minął linię mety dopiero na ósmej pozycji, a przez cały weekend był bardzo niezadowolony z zachowania motocykla, największym zwycięzcą Grand Prix Japonii jest bez wątpienia Fabio Quartararo.
Co prawda Francuz znów nie był w stanie atakować i wyprzedzać, co jest największą bolączką Yamahy, ale dowiózł do mety ósme miejsce, podczas gdy jego główni rywale roztrwonili w Japonii mnóstwo punktów.
Dzięki temu przewaga Fabio w tabeli wzrosła z 10 do 18 oczek na już tylko 100 możliwych do zdobycia, co może być zmianą na wagę złota.
Może i był to krok trochę niezdarny, ale nie zmienia to faktu, że w Japonii Quartararo zrobił duży krok w kierunku drugiego tytułu.
Wrócił stary Pecco
Pomogli mu w tym także główni rywale w walce o tytuł, choć w całkowicie różnych okolicznościach. Pecco Bagnaia po kwalifikacjach był równie wściekły co Quartararo, a w wyścigu siedział mu na ogonie.
Gdyby dojechał do mety pozycję za nim, straciłby w tabeli tylko jeden punkt. Zamiast tego postanowił zaatakować Francuza w trzecim zakręcie na ostatnim okrążeniu, ale jego zdecydowanie zbyt optymistyczny manewr zakończył się wywrotką, a niemal i kontaktem z zawodnikiem Yamahy.
Gdy już podniósł się na równe nogi na poboczu, Włoch zaczął klaskać. O co chodziło? "To były oklaski dla mnie, bo ten manewr był… po prostu głupi" - powiedział po wszystkim zawodnik Ducati.
Gdy już wydawało nam się, że Pecco przestał popełniać pod presją niewymuszone błędy, ten nagle zalicza piątą wywrotkę w tym sezonie. Do tej pory nikt nigdy nie wywalczył w MotoGP mistrzowskiego tytułu mając na koncie aż pięć nieukończonych Grand Prix.
Owszem, Pecco nadal może jeszcze wygrać ostatnie cztery wyścigi i jeśli Quartararo będzie drugi, zawodnik Ducati zgarnie tytuł z przewagą dwóch punktów. Jeśli jednak w Tajlandii Włoch dojedzie do mety za Francuzem, ten będzie mógł kontrolować sytuację podczas trzech ostatnich wyścigów i po prostu dojeżdżać do mety tuż za nim, bez podejmowania walki. Grand Prix Tajlandii będzie więc pod tym względem kluczowym punktem sezonu.
Aleix wybacza ekipie błąd
Trzeci w tabeli Aleix Espargaro także nie wykorzystał w Japonii okazji, aby odrobić do Quartararo sporo punktów, choć miał na to tempo. On sam mówi, że mógłby wygrać i choć to pewnie trochę naciągane, to jednak z pewnością miał tempo na podium.
Tor Motegi zawodnik Aprilii opuszczał jednak z pustymi rękoma i to nie z własnej winy. Ponieważ japoński obiekt jest bardzo paliwożerny, zawodnicy zaliczają tam zawsze bardzo wolne okrążenia wyjazdowe na pola startowe i korzystają wówczas ze specjalnej mapy silnika "eco", która - przynajmniej w przypadku Aprilii - dostępna jest tylko po podpięciu motocykla pod zewnętrzny komputer.
Człowiek odpowiedzialny za elektronikę zapomniał wyłączyć tę mapę po dojechaniu Aleixa na pola startowe i Hiszpan nic nie mógł już zrobić. Espargaro zorientował się w sytuacji dopiero, gdy ruszyło okrążenie rozgrzewkowe, ale żaden reset elektroniki nie byłby w stanie wyłączyć trybu eco. Aleix musiał więc zjechać do alei serwisowej po drugi motocykl, a na nim, mimo miękkiej tylnej opony, miał świetne tempo. Niestety, ukończył wyścig tuż za punktowaną piętnastką.
Zawiódł czynnik ludzki i procedury, ale po wyścigu Hiszpan pokazał klasę, bo nie cisnął gromów w stronę swojej ekipy, choć wielu tak by właśnie zrobiło. "Jesteśmy zespołem" - mówił po wszystkim zazwyczaj przecież bardzo emocjonalny Hiszpan. Trzeba jednak pamiętać, że Aleix nie może za bardzo mieć pretensji do zespołu. W końcu w Barcelonie to on popełnił "błąd ludzki", kiedy pomylił liczbę okrążeń i stracił pewne podium. Tak czy inaczej punkty z Barcelony i Motegi mogą być dla niego bardzo kosztowne na finiszu sezonu.
Grzeczna Bestia
Trzecim przegranym Grand Prix Japonii jest Enea Bastianini, który nie był w stanie wykorzystać problemów rywali i odrobić mnóstwa punktów. Jeszcze niedawno pisałem, że Włoch jest co prawda czwarty w tabeli, ale może szybko odrobić stratę, tak jak zrobił to w środku sezonu Pecco. Obawiam się jednak, że takie okazje, jak ta w Japonii, mogą się już w tym roku nie powtórzyć.
Warto zauważyć, że na początku wyścigu Bastianini wyprzedził Bagnaię, doprowadzając do wściekłości managera fabrycznej ekipy, Davide Tardozziego, który poszedł nawet wtedy na stanowisko ekipy Gresini Racing, aby "zwrócić uwagę" jej członkom. Czy to właśnie dlatego Bestia nie kontrował już na finiszu, gdy trzy kółka przed metą wyprzedził go Bagnaia? "Na finiszu nie byłem go już w stanie zaatakować, bo był za mocny" - powiedział Enea, który narzekał też na tradycyjne w tym roku dla wielu problemy z ciśnieniem przedniem opony podczas jazdą za innym motocyklem.
Tak czy inaczej jego strata w tabeli może być już za duża, aby można było faktycznie mówić o szansach na tytuł. Czy to sprawi, że Bestia zacznie teraz pomagać Pecco i zamiast do swojej, grać do jego bramki? To może być kluczem do losów tytułu. Przynajmniej dla Ducati. Włosi musieliby jednak wprowadzić wyraźne team orders, a na to chyba jeszcze za wcześnie.
Na koniec warto wspomnieć o cichych bohaterach Grand Prix Japonii. Na podium, po trudnej środkowej części sezonu, wrócił Jorge Martin, który cały czas narzeka na to, jak trudne do ustawienia i opanowania jest Ducati w specyfikacji 2022.
Na finiszu wyprzedził go jeszcze Brad Binder, który zaufał swoim mechanikom, którzy w ciemno zasugerowali mu założenie na wyścig twardego tyłu. Czy to oznacza, że KTM wrócił do gry? Przekonamy się w Tajlandii już w ten weekend!
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeSuper s± te analizy Mick! Jak jeszcze przestaniesz spaæ po nocach i wrócisz do podcastów to masz u mnie flaszkê.
Odpowiedz