Skandal w MotoGP. Mechanicy przeciwnej drużyny ciałem blokowali wyjazd zawodnika
Kiedy myślisz, że śledząc wyścigi motocyklowych mistrzostw świata Grand Prix od połowy lat 90-tych widziałeś absolutnie wszystko, nagle wchodzą oni, niekoniecznie cali na biało, za to robiąc coś tak skandalicznie idiotycznego, że brakuje dla tego skali głupoty!
Aleja serwisowa podczas weekendów MotoGP to miejsce, na które wstęp ma tylko absolutnie kluczowy personel. Nawet liczba dziennikarzy i fotoreporterów jest tam bardzo mocno ograniczona, nie mówiąc już o osobach postronnych.
Reklama
Organizatorzy mistrzostw świata są na tym punkcie wręcz przewrażliwieni, ponieważ w 1993 roku w alei serwisowej toru w Jerez de la Frontera doszło podczas Grand Prix Hiszpanii do tragicznego wypadku, gdy japoński zawodnik klasy 250 zginął po uderzeniu w niefrasobliwego kibica, który w ogóle nie powinien był się tam znaleźć.
25-letni Nobuyuki Wakai uderzył we włoskiego fana, spadł z motocykla i uderzył w betonowy podest, na którym mieszczą się stanowiska zespołów przy prostej startu i mety. Siła uderzenia była tak duża, że doprowadziła do pęknięcia kasku i ostatecznie śmiertelnych obrażeń głowy.
Nic więc dziwnego, że organizatorzy nie mają żadnej taryfy ulgowej dla wszystkich, którzy choć trochę przesuwają w pit lane granice bezpieczeństwa.
Tak właśnie stało się w sobotę podczas Grand Prix Aragonii, ale mam wrażenie, dla kara powinna być zdecydowanie surowsza.
Co dokładnie się wydarzyło? Gdy podczas decydującej, drugiej części kwalifikacji Moto3 do wyjazdu na tor szykował się Adrian Fernandez, mechanicy innej ekipy nagle weszli mu pod koła. Nie było to jednak zachowanie przypadkowe czy wynikające z roztargnienia.
Całe zajście możecie zobaczyć tutaj:
Próby "złapania się na hol" za szybszym zawodnikiem to od lat plaga kwalifikacji podczas Grand Prix. Organizatorzy dość skutecznie z nią walczą. Za wolną jazdę po torze i czekanie na szybszego rywala od dawna grożą kary.
Jedyne co mogą więc zrobić zespoły, to wypuszczać swoich zawodników z garażu w tym samym momencie, w którym ze swojego boksu wyjeżdża ktoś z czołówki. Takie zagrywki od lat są nieodłączną częścią kwalifikacji i treningów. Często także zawodnicy robią zmyłki i udają, że za chwilę wyjadą z garażu, tylko po to, aby sprowokować rywali do wcześniejszego wyjazdu.
Reklama
Najwidoczniej zespół Maxa Biaggiego postanowił wejść z takimi zagrywkami na zupełnie nowy, kompletnie idiotyczny poziom. Gdy Fernandez stał przed garażem, czekając na informację, kiedy wyjechać za jednym z rywali z zespołu Biaggiego, dwóch mechaników pracujących dla tego ostatniego stanęło tuż obok niego.
Gdy Fernandez wrzucił bieg, obaj mechanicy po prostu weszli mu pod koła, aby go zatrzymać. Jego ekipa szybko przegoniła intruzów, a wkrótce sędziowie obu ukarali; grzywną finansową, po dwa tysiące euro na głowę oraz wykluczeniem z wyścigów w Australii i Malezji.
Dlaczego nie z najbliższych rund w Japonii i Tajlandii? Wszystko przez przepisy wizowe, które uniemożliwiają zastąpienie mechaników w tak krótkim czasie. To akurat zrozumiałe.
Kara była absolutnie niezbędna, ale moim zdaniem zdecydowanie zbyt pobłażliwa i nieadekwatna do winy. Przecież wyprawa dwóch mechaników na drugi koniec padoku nie była ich własną inicjatywą, a z całą pewnością efektem polecenia kogoś z góry. Kogo? Tego nie wiemy.
Wiemy natomiast, że intencją nie było wejście zawodnikowi pod koła, a wciśnięcie tzw. "kill switcha", czyli przycisku awaryjnie gaszącego silnik. To akurat się udało.
To samo zajeście z innej perspektywy
This is what happened in #Moto3 Q2 today. @31AdriFernandez was denied to leave in the good group for the QP time, by another team. Unacceptable. @MotoGP @Max_Racing_Team 👍🏻#AragonGP pic.twitter.com/BgfRAMfu2S
— Tech3 Racing (@Tech3Racing) September 17, 2022
Zespół Maxa Biaggiego przeprosił za zachowanie swoich mechaników i zapowiedział "odpowiedni kroki". To samo zrobił Włoch. Biaggi podkreślał także, że ich zachowanie było ich własną inicjatywą, ale jakoś trudno mi w to uwierzyć. Tym bardziej, że Max sam ma na swoim koncie kilka niesportowych zagrywek, jak np. wypchnięcie poza tor Valentino Rossiego na torze Suzuka ponad 20 lat temu.
Reklama
Ja z kolei nie mam wątpliwości, że ukarany powinien być cały zespół, bo w świat musi iść bardzo jazdy przekaz; na takie idiotyzmy na poziomie mistrzostw świata nie ma miejsca. Bo skoro można tak, to co będzie kolejne? Zaczniemy przebijać sobie opony? A może zrzucać zawodników z motocykli podczas jazdy?
Tak, łapanie się "na hol" jest bardzo frustrujące, ale na takie zachowania na poziomie mistrzostw świata nie ma absolutnie miejsca.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzezachowanie mechaników-żenujące :( ale wskazywanie maxa jako zlecającego, uzasadniając tym, że 20 lat temu wypchnął łokciem vale..... też nieco słabe :(
Odpowiedz