Najgorsi zawodnicy MotoGP w sezonie 2022. Kto najbardziej rozczarowa³?
Każdy producent ma niestety w swoich szeregach takiego zawodnika; miał być mistrzem, a zamyka tyły i nikt nie jest w stanie nic z tym zrobić. Kim byli najwięksi przegrani tego sezonu w barwach każdego producenta i jak wypadli na tle innych?
Na samym początku trzeba zaznaczyć, że skala "porażki" różni się w zależności od okoliczności, zawodnika i pakietu jakim dysponuje, ale nie zmienia to fakt, że na każdym z motocykli siedział w tym roku ktoś, kto powinien być w tabeli dużo wyżej. Kto to taki? Zaczynamy:
KTM nie wyciągnął wniosków
Tutaj sprawa jest jasna i choć trudno wskazać palcem jednego zawodnika, to jednak… bardzo łatwo wskazać dwóch! Obaj podopieczni drugiej ekipy KTM-a, francuskiego zespołu Tech 3, zawiedli na całej linii.
Remy Gardner i Raul Fernandez rok temu stoczyli kapitalny pojedynek o mistrzostwo świata w klasie Moto2. Górą był ten pierwszy, ale na wschodzącą gwiazdę, a wręcz "kolejnego Marqueza" typowano tego drugiego.
Wydawałoby się więc, że po przesiadce na identyczne motocykle w MotoGP, Fernandez zostawi Gardnera daleko w tyle, ale tak się nie stało, a w tabeli rozdzielił ich tylko jeden ze zdobytych raptem kilkunastu punktów.
Ostatecznie obaj musieli pożegnać się z zespołem Herve Poncharala, do którego w przyszłym roku wróci sprawdzony i szybki na KTM-ie Pol Espargaro. To akurat dobra decyzja dla wszystkich, bo widać ewidentnie, że KTM nie jest motocyklem dobrym dla debiutanta.
Nie jest to oczywiście dobra wiadomość dla przyszłorocznego "rookie", czyli aktualnego mistrza Moto2, Augusto Fernandeza, ani dla szykowanego na kolejną gwiazdę Pedro Acosty, ale nie jest to także niespodzianką. Rok temu przekonał się o tym Iker Lecuona, a jeszcze wcześniej Johann Zarco.
W 2019 roku Francuz miał możliwość dołączenia do Repsol Hondy, co zataił przed nim jego ówczesny manager (oczywiście stracił za to posadę), ale ostatecznie trafił do fabrycznej ekipy KTM. Nie na długo, bo już na półmetku sezonu Austriacy zwolnili dwukrotnego mistrza Moto2, nie tylko za brak wyników, ale także za publiczne i niewybredne komentarze na temat motocykla, które w Jerez zarejestrowały kamery francuskiego Canal+.
O wszystkim tym wiedział także Raul Fernandez, który robił wszystko, aby jeszcze w połowie sezonu 2021 zerwać wieloletnią umowę z KTM-em. Nie udało się. Austriacy niemalże "zmusili" go to awansu do MotoGP w ich szeregach, choć jego kontrakt gotowa była wykupić Yamaha.
Skończyło się fatalnie, bo Hiszpan nie dość, że nie miał motywacji, to jeszcze przed sezonem zaliczył potężny wypadek podczas testów w Indonezji i długo dochodził do siebie, zarówno fizycznie, jak i mentalnie.
Co prawda podobnie jak Zarco, Fernandez otrzymał w MotoGP jeszcze jedną szansę, ale póki co nie pokazał zbyt wiele podczas testów na Aprilii satelickiej ekipy RNF.
Na początku napisałem, że trudno wytypować w przypadku KTM-a jednego zawodnika, który był największym przegranym, ale po dłuższym zastanowieniu to chyba Fernandez.
Tak rozstanie Garndera, jako mistrza Moto2, z austriacką marką było dużo głośniejsze i bardziej kontrowersyjne (znów, z uwagi na kolejnego managera), ale to w młodszym Fernandezie upatrywano zdecydowanie większej gwiazdy. Czy jednak to katastrofa większa niż ta w przypadku współpracy KTM-a i Zarco? Oceńcie sami, ale ciekaw jestem Waszego zdania.
Miejmy tylko nadzieję, że KTM wyciągnie wnioski z kolejnej serii sportowych i wizerunkowych porażek swoich młodych wilków. Tak jak w Moto3 i Moto2 Aki Ajo kapitalnie prowadzi fabryczny projekt Austriaków, tak w MotoGP ich działania często pozostawiają nieco do życzenia.
Klęska urodzaju w Ducati?
To kolejny trudny przypadek, bo Ducati wystawiało w tym roku aż ośmiu zawodników na bardzo dobrych motocyklach i z jednej strony praktycznie wszyscy poradzili sobie bardzo dobrze, ale z drugiej przy takiej przewadze i problemach konkurencji powinni zająć wszystkie miejsca w pierwszej ósemce, albo przynajmniej pierwszej dziesiątce.
Właściwie w Top 10 sezonu znalazło się aż pięciu zawodników na Desmosedici, ale choć trzech w niej zabrakło, na pewno nie można nazwać ich przegranymi. Fabio Di Giannantonio dopiero debiutuje, do tego na najstarszym motocyklu w stawce, debiutant Marco Bezzecchi poradził sobie rewelacyjnie bo stanął na podiun i pole position, a jadący drugi sezon Luca Marini może nie błyszczał, ale nie był też specjalnym rozczarowaniem.
Kogo więc za takie uznać? Bo przecież nie mistrza Bagnaię, ani rewelacyjnego Bastianiniego. W sumie nawet Miller, choć powinien walczyć o tytuł, przejechał solidny sezon.
Cóż, moim zdaniem najbardziej zawiódł Jorge Martin, który przecież jeszcze w połowie sezonu walczył z Eneą Bastianinim o miejsce Millera w fabrycznej ekipie. Ostatecznie Włoch zajął trzecie miejsce w tabeli i regularnie stawał na podium, także na jego najwyższym stopniu, podczas gdy Martin był w generalce dopiero dziewiąty, przegrywając nawet z zespołowym kolegą, Johannem Zarco.
Co prawda często sięgał po pole postion, ale popełnił zbyt dużo błędów i ewidentnie nie trzymał ciśnienia, nawet gdy losy posady na 2023 były już rozstrzygnięte. Zobaczcie tylko na wyścig w Malezji.
Na jego obronę trzeba dodać, że razem z Zarco i Marinim dosiadał motocykla z najbardziej nerwowym silnikiem podczas gdy fabryczna ekipa wróciła do płynniejszych jednostek napędowych z 2021 roku. Także Bastianini korzystał ze starszego, sprawdzonego motocykla i miał zwyczajnie nieco łatwej.
Mimo wszystko Jorge popełnił zbyt wiele błędów. Uważam go za rozczarowanie nie dlatego, że zawiódł jakoś przesadnie, ale tylko dlatego, że ma ogromny potencjał i w jego przypadku poprzeczka postawiona jest naprawdę wysoko.
Dla Ducati nie była to jednak żadna katastrofa, a już na pewno nie taka klapa, jak pamiętne ściągnięcie w swoje szeregi Valentino Rossiego aż dekadę temu. Włoch miał powtórzyć sukces Caseya Stonera, ale dwa lata na Desmosedici zaowocowały tylko trzema podiami i zakończyły się dość gorzkim rozstaniem.
Nieco lepiej poradził sobie Jorge Lorenzo, który zaczął wygrywać wyścigi, ale zanim dogadał się z Desmosedici zdążył już podpisać kontrakt na przesiadkę na Repsol Hondę.
W tym roku w Ducati było więc naprawdę kolorowo i o klęsce urodzaju na pewno nie ma mowy. Potencjalną katastrofę marka z Bolonii ma jednak dopiero przed sobą, bo w przyszłym roku w fabrycznym garażu wystawi dwóch mocno zmotywowanych, zupełnie innych od siebie i chyba mało chętnych do współpracy Włochów. Czy czeka nas powtórka z lat konfliktów Lorenzo i Dovizioso?
Jedna wielka, czarno-niebieska owca
Właściwie największym rozczarowaniem, jeśli chodzi o Suzuki było jego japońskie kierownictwo, które na początku roku podjęło decyzję o zerwaniu kontraktu z organizatorami i wycofaniu się z MotoGP.
To odbiło się nie tylko na rozwoju motocykla, ale także morale całej ekipy, w tym zawodników. O ile jednak Alex Rins radził sobie całkiem nieźle, o tyle piętnaste miejsce Joana Mira w tabeli to spore rozczarowanie.
Trzeba pamiętać, że mistrz MotoGP z 2020 roku rozpoczął sezon całkiem nieźle i w tabeli był szósty, gdy w Jerez dowiedzieliśmy się o wycofaniu się Japończyków. Druga połowa sezonu upłynęła z kolei pod znakiem problemów z kontuzją nogi z Austrii i serii opuszczonych wyścigów.
Cała sytuacja przypomina wcześniejsze wycofanie się Suzuki z MotoGP bodaj po 2012 roku. Wtedy za wystawianie japońskiej struktury odpowiadał brytyjski diler marki, Paul Denning, który od tego czasu świetnie odnalazł się w nowych realiach i dzisiaj wystawia fabryczny zespół Yamahy w World Superbike.
Jak poradzą sobie z kolei wszyscy zostawieni na lodzie tym razem? Podobno znaleźli już posady w nowych ekipach i to jedyna pozytywna nuta tej historii.
Jak jest; "jaka piękna katastrofa" po japońsku? *
Właściwie to, co działo się w Hondzie i Yamasze można opisać krótko, "jaka piękna katastrofa", bo zawieli niemal wszyscy, zarówno zawodnicy, jak i inżynierowie, i to na całej linii, ale po kolei.
Jeśli chodzi o Hondę to nie spodziewałem się wiele po duecie LCR, a także brałem poprawkę na Marca Marqueza z uwagi na jego kontuzję. Wszystko to jednak sprawiało, że liderem HRC mógł zostać Pol Espargaro.
Mógł, ale nie został, choć po przedsezonowych testach aż skakał z radości. Skończyło się tylko na jednym podium - i to wywalczonym w pierwszym wyścigu sezonu - i odległym, szesnastym miejscu w tabeli, z dorobkiem o połowę mniejszym, niż rok temu.
Co więcej, Honda zmieniła przecież praktycznie cały motocykl właśnie zgodnie z życzeniami Pola, ale nic z tego nie wyszło; choć trzeba przyznać, że zmiany okazały się zbyt ekstremalne w drugą stronę.
Dla Pola to był fatalny rok nie tylko sportowo, ale także psychicznie, co najlepiej pokazała przesiadka na KTM-a w Walencji. Trzeba mu to jednak oddać; w jego przypadku przyczyna braku wyników leży jednak po równo pomiędzy zawodnikiem, a motocyklem. Potwierdza to Marquez, który już między wierszami zaczyna straszyć Hondę odejściem. Czas brać się do pracy!
To zresztą nie pierwsza taka klapa w HRC, bo przecież podobnie było w przypadku Jorge Lorenzo. Pol przynajmniej kosztował Japończyków zapewne zdecydowanie mniej.
Najwięksi przegrani na koniec. Franco Morbidelli miał być kolejną gwiazdą pokroju Rossiego, czego zapowiedzią było wicemistrzostwo MotoGP w 2020 roku. Mimo kontuzji kolana z Le Mans, w połowie 2021 roku Włoch dołączył do fabrycznego zespołu… a raczej ktoś, kto tylko wygląda jak on.
Morbidelli od dwóch lat jest cieniem nie tylko samego siebie, ale w ogóle cieniem nawet przeciętnego zawodnika MotoGP. Dlaczego? Tego nie wiemy, a Yamaha nie bardzo chce otwarcie o tym mówić, ale Włoch kompletnie nie dogaduje się z M1-ką, niezależnie o tego, czy to maszyna w specyfikacji 2022 czy 2021.
Co gorsza, brakiem tempa Włoch ciągnie w dół cały zespół i markę, którą kosztuje to mnóstwo punktów w klasyfikacjach producentów i ekip.
Co prawda robi to z pokerową miną i zupełnie inaczej niż Vinales dwa lata temu, ale to podobna skala katastrofy. Hiszpan za brak wyników winił zespół, sugerując nawet, że ten działa przeciwko niemu i próbując celowo "przekręcić" silnik w Austrii celem zerwania kontraktu.
Dopiął swego i choć niesmak pozostał, Vinales dostał drugą szansę. Franco na taką też zasługuje, ale wydaje mi się, że nie w szeregach Yamahy, a przynajmniej nie w MotoGP. Marzę o tym, aby zamienił się miejscami w Toprakiem Razgatlioglu, ale to nie stanie się raczej w nadchodzącym sezonie.
Yamaha musi więc uzbroić się w cierpliwość, ale w sezonie 2022 Morbidelli nie był jej jedynym problemem. Katastrofalny sezon zaliczył Andrea Dovizioso, który zakończył karierę na pięć wyścigów przed końcem rywalizacji, a problemy mieli także inni, w tym wicemistrz, Fabio Quartararo.
O ile w przypadku obu japońskich marek rozczarowujący zawodnicy byli w tym roku bardzo dużym problemem, o tyle największym były mocno rozczarowujące motocykle i nad tym powinni skupić się inżynierowie. W końcu liderów swoich projektów mają od dawna. Marc i Fabio coraz mocniej tracą cierpliwość.
* - przynajmniej według google’a: Nante utsukushī dai sanji
Same pozytywy, no prawie…
W przypadku Aprilii trudno z jednej strony mówić o rozczarowaniach, bo cały projekt spisał się dużo lepiej niż wszyscy zakładali. Z drugiej strony…
Skoro już Aleix Espargaro - choć mocno niespodziewanie, ale jednak - walczył o tytuł na półmetku sezonu, to dlaczego w samej końcówce spadł na czwarte miejsce w tabeli?
Aprilia pokazała, że potrafi i może robić szybki progres, ale nie jest jeszcze gotowa do walki o tytuł. A przynajmniej nie była w tym roku. Czy w 2023 razem z Aleixem dostanie kolejną szansę?
Nieźle spisał się także Vinales, choć i w jego przypadku mogło być lepiej, bo potrzebował sporo czasu, aby zrozumieć nowy motocykl w kontekście wyciśnięcia na nim wszystkiego z opon, zarówno w kwalifikacjach, jak i pod koniec wyścigu.
Tak czy inaczej Aprilia, mimo najciemniejszych barw, zdecydowanie nie była w tym roku czarną owcą!
A kto Waszym zdaniem zawiódł najbardziej?
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze