Ken Kawauchi w Hondzie. Czy dziêki niemu HRC wróci na szczyt w MotoGP?
Zamiast ewolucji, Honda postawiła na rewolucję, jeśli chodzi o pion techniczny swojego projektu MotoGP. Kluczową zmianą personalną i bardzo nietypowym jak na Japończyków ruchem, jest ściągnięcie szefa technicznego od… konkurencji.
O tym, że Honda jest w poważnym kryzysie, wiemy od dawna i nie jest to tylko kwestia kontuzji Marca Marqueza. Niestety, ostatnie testy w Walencji pokazały, że mimo zasypania zawodników nowymi częściami, model RC213V nadal jest nerwowy, trudny w prowadzeniu, zbyt wolny i - zdaniem sześciokrotnego mistrza MotoGP - absolutnie nie daje szans na walkę o tytuł w sezonie 2023.
Kierownictwo HRC doskonale zdaje sobie sprawę, że kolejna delikatna "ewolucja" nic nie da i potrzebne są duże zmiany, ale nie takie, które oderwani od wyścigowej rzeczywistości inżynierowie w Japonii wprowadzają po omacku z dala od torów MotoGP. Teraz, zamiast zmieniać podzespoły, postanowiono więc zmienić ludzi, ale nie chodzi o kolejną rotację zawodników, po tym jak na RCV nie mogli odnaleźć się Jorge Lorenzo, Alex Marquez czy ostatnio Pol Espargaro.
Gdy w Walencji na Hondę wsiedli Alex Rins i Joan Mir, którzy zostali bez pracy po wycofaniu się z MotoGP marki Suzuki, ich komentarze były podobno dokładnie takie same, jak ich poprzedników oraz Marca Marqueza. Problemu trzeba więc szukać gdzie indziej i wygląda na to, że Honda właśnie to zrobiła.
O tym, że nad szefem technicznym projektu Hondy, młodym, ambitnym i zdolnym Takeo Yokoyamą, zbierały się czarne chmury, wiadomo było już od jakiegoś czasu, choć winą za brak wyników trudno obarczać wyłącznie jego. Yokoyama po sezonie 2022 został przez Hondę ściągnięty z powrotem do Japonii, gdzie będzie miał pracować z kolejnymi pokoleniem młodych inżynierów.
Nie można patrzeć na to jednak tylko jako swojego rodzaju karę czy też degradację, bo Honda i inne japońskie przedsiębiorstwa - nie tylko z branży motoryzacyjnej - strategię rotacji pracowników co mniej więcej pięć lat, stosują praktycznie od zawsze.
Zamiast jednak dać wykazać się komuś nowemu i awansować z Japonii kogoś ze struktur HRC, szefostwo postanowiło zrobić krok w zupełnie innym, nietypowym dla japońskich firm kierunku. Trudno jednak dziwić się takiej decyzji, bo taka okazja nie zdarza się często.
Wycofanie się z MotoGP marki Suzuki oznacza, że bez pracy została cała masa świetnych fachowców, nie tylko zawodnicy. Jedną z takich osób jest Ken Kawauchi, czyli szef techniczny projektu MotoGP.
Manager zespołu Repsol Honda, Alberto Puig, w wywiadzie dla Motorsport.com potwierdził dziś to, o czym plotkowano od dawna. Kawauchi dołączył do HRC jako nowy manager ds. technicznych, zastępując wspomnianego Yokoyamę.
Wbrew pozorom to prawdziwa rewolucja, która może odmienić losy Hondy, ale po kolei: Kawauchi odgrywał w ostatnich latach kluczową rolę w zespole Suzuki, szczególnie w czasach covidowych restrykcji, połączonych z odejściem z zespołu Davide Brivio. Lider projektu, inżynier Shichini Sahara, musiał wówczas pełnić podwójną rolę i często rezygnował z bycia na torze, kosztem doglądania prac rozwojowych w japońskiej centrali Suzuki.
Tym sposobem to na Kawauchim spoczywał ciężar pilnowania Suzuki na torze od strony technicznej, a przecież marka z Hamamatsu wykonała w tym czasie kawał dobrej roboty. Tym bardziej biorąc pod uwagę jej spore ograniczenia organizacyjne i budżetowe.
Moim zdaniem teraz, mając do dyspozycji nieporównywalnie większe zasoby ludzkie i finansowe, Kawauchi może osiągnąć zdecydowanie więcej, ale nie sądzę, aby doprowadził do rewolucji w wynikach na torze jeszcze w tym sezonie.
Poza tym nie oszukujmy się; trudno oczekiwać, aby jeden człowiek zrobił tak dużą różnicę. Na szczęście Honda także zdaje sobie z tego sprawę, dlatego zmiany w jej szeregach nie kończą się na zatrudnieniu Kawauchiego.
Ekipę Repsol Honda opuszcza doświadczony szef mechaników, Ramon Aurin, który pracował m.in. z Danim Pedrosą czy Andreą Dovizioso. Hiszpan nie udaje się jednak na emeryturę, a będzie kierował zespołem testowym, którym wcześniej opiekował się były zawodnik klasy 250, Klaus Noehles. Niemiec zostanie z kolei szefem mechaników Taki Nakagamiego, bo jego dotychczasowy crew chief, Giacomo Guidotti (brat managera ekipy KTM, Francesco Guidottiego), będzie teraz pracował z Joanem Mirem.
Wszystkie te zmiany mają sprawić, że feedback płynący z toru MotoGP do Japonii będzie jeszcze lepszy, a następnie będzie lepiej analizowany i zamieniany na lepsze części przez inżynierów pracujących pod okiem Yokoyamy, który bez presji weekendów Grand Prix będzie mógł skupić się na pracy technicznej w centrali.
Nie ma się co oszukiwać, Kawauchi to dla Hondy ostatnia deska ratunku. Po odejściu Nakamoto-sana fabryczny zespół popadał w coraz większe tarapaty, co skutecznie maskowała świetna forma genialnego Marca Marqueza. Jego kontuzja z 2020 roku obnażyła jednak wiele niedociągnięć, które trzeba teraz wyeliminować. W przeciwnym razie Hiszpan może zdecydować się zmienić barwy po tym, jak jego kontrakt dobiegnie końca razem z końcem sezonu 2024. Na szczęście dwa lata powinny wystarczyć Kawauchiemu, aby odnaleźć się w nowym miejscu pracy.
Na koniec trzeba jeszcze dodać, że wielka wygrana Hondy, jaką jest ściągnięcie jednej z kluczowych od strony technicznej postaci z Suzuki, to także spory cios dla innej japońskiej marki. Tak, przejście Kawauchiego właśnie do Hondy ma sens, bo w końcu to właśnie tam trafili także jego podopieczni z ostatnich lat, czyli Mir i Rins.
Sęk w tym, że Yamaha, podobnie jak Suzuki, to motocykl napędzany silnikiem rzędowym (teraz już jedyny taki w stawce) i pod tym względem wiedza Kena mogła by być dla Yamahy dużo bardziej przydatna, niż dla Hondy. Jemu samemu być może także łatwiej byłoby odnaleźć się w mniejszej i bardziej zbliżonej do Suzuki organizacji, niż w molochu, jakim jest HRC.
Tak czy inaczej transfer Kawauchiego z Suzuki do Hondy to ruch równie odważny i zaskakujący, co transfery Valentino Rossiego i Jorge Lorenzo z Yamahy do Ducati. Miejmy nadzieję, że będzie bardziej udany, niż one.
Jeśli macie wątpliwości, czy to faktycznie możliwe, to przypomnę Wam tylko, że ostatni podobny transfer miał miejsce 2014 roku, gdy z Aprilii do Ducati przeszedł niejaki Gigi Dall’Igna. Wszyscy wiemy, jaki skok wykonała dzięki temu marka z Bolonii. Jestem daleki od porównywania Kawauchiego do Dall’Igny, ale kto wie, być może jego transfer zaskoczy wszystkich tak samo, jak przejście Fabio Quartararo do MotoGP ze środka stawki Moto2 w 2019 roku. W Hondzie liczą z pewnością, że tak się właśnie stanie.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze