Suzuki wycofuje siê z MotoGP. Dlaczego i jakie bêd± skutki? Analiza
Choć nadal nie ma jeszcze oficjalnego potwierdzenia, to jednak od poniedziałku jest to praktycznie pewne; Suzuki planuje wycofać się z MotoGP razem z końcem tego sezonu. Nie jest to jednak takie proste i wiąże się z szeregiem konsekwencji, zarówno dla japońskiej marki, jej zawodników i personelu, jak i mistrzostw świata. Mick analizuje sytuację.
O planowanym wycofaniu się z MotoGP Suzuki poinformowało członków zespołu w połowie poniedziałkowych testów w Jerez po Grand Prix Hiszpanii. Od tego czasu nikt z ekipy nie komentuje sytuacji, a japońska marka nie wydała także oficjalnego oświadczenia, ani nie zdementowała informacji, które natychmiast obiegły padok.
Do nietypowej sytuacji doszło dzień później, gdy oficjalny komunikat wystosowali organizatorzy mistrzostw świata, przypominając, że Suzuki jest związane z MotoGP podpisaną rok temu umową aż do sezonu 2026 i nie może jej tak po prostu jednostronnie zerwać.
Muszę przyznać, że wizerunkowo i PR-owo Suzuki rozegrało to naprawdę słabo. Poinformowanie zespołu w pierwszej kolejności - nie na pięć minut przed wystosowaniem oficjalnego komunikatu - jest oczywiście zrozumiałe i jak najbardziej prawidłowe, ale dwa ostatnie dni pokazują, z jak dużym bałaganem mamy do czynienia.
Brak oficjalnego potwierdzenia i dialogu z Dorną pokazuje, jak bardzo oderwane od padokowej rzeczywistości jest japońskie kierownictwo marki, albo jak szybko i znienacka podjęło decyzję o wycofaniu się z MotoGP.
Suzuki kończy z MotoGP? To nie ma sensu…
Z jednej strony wydaje się ona całkowicie nieracjonalna. Przecież zaledwie dwa lata temu Suzuki i Joan Mir wywalczyli mistrzowski tytuł, a ten sezon rozpoczął się dla marki z Hamamatsu wyjątkowo solidnie. Suzuki nie jest brzydkim kaczątkiem padoku i nie zamyka stawki. Regularnie walczy w czołówce.
Co więcej, po chwilowej zapaści spowodowanej odejściem Davide Brivio po sezonie 2020, w tym roku ekipa zyskała nie tylko nowego team managera, doświadczonego Livio Suppo, ale także kilku średniej wielkości sponsorów.
Z tej perspektywy nic więc nie wskazywałoby na to, aby Japończycy mogli chcieć wycofać się z MotoGP. Szczególnie w obliczu ważnej umowy z Dorną. W końcu jeszcze rok temu mówiło się, że być może Suzuki będzie chciało wystawić dwa kolejne, satelickie motocykle.
… a może jednak ma?
Na wydarzenia z ostatnich dwóch lat można też spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Tak, Suzuki i Mir wygrali mistrzostwa dwa lata temu, ale dla marki z Hamamatsu był to pierwszy tytuł w królewskiej klasie od dwudziestu lat.
Rok temu Suzuki zostało wyraźnie w tyle i nawet w tym roku, mimo wyraźnych postępów, wciąż jest kilka kroków za rywalami pod względem takich rozwiązań, jak chociażby układ blokowania przedniego i tylnego zawieszenia.
Bilans sportowy na koniec sezonu 2021 nie był dla Japończyków zbyt optymistyczny, tym bardziej, że jeden z ich zawodników, Alex Rins, ciągle się przewracał, a drugi, Joan Mir, wyraźnie podkreślał, że może zmienić barwy.
Sytuacji nie ułatwiał także bałagan organizacyjny spowodowany brakiem szefa zespołu po odejściu Davide Brivio, a do tego wszystkiego najpierw pojawił się covid, a później rosyjska inwazja na Ukrainę.
W ostatnim czasie, pod względem sportowym, wszystko zaczęło wreszcie układać się jednak w solidną całość.
Livio Suppo wprowadził w zespole upragniony porządek, inżynierowie poprawili silnik, Rins przestał się przewracać, a Mir miał już na stole nowy kontrakt, opiewający podobno na sześć milionów euro.
Wszystko to sugeruje, że decyzję o wycofaniu się z MotoGP podjęli smutni księgowi w oparciu o słupki excela, nie mając pojęcia, że nie mogą od tak skreślić projektu, bo są związani z serią wieloletnią umową.
Czy to oznacza, że Suzuki może jeszcze zmienić zdanie? Wydaje się to mało prawdopodobne, także dlatego, że trudno będzie odkręcić zamieszanie z ostatnich trzech dni.
Nawet jeśli kara za zerwanie umowy z Dorną jest astronomiczna, to chyba nie wynosi więcej, niż 120 milionów euro, a przynajmniej tyle kosztowałaby Suzuki kontynuacja startów aż do 2026 roku. Powtórzenie scenariusza z wycofania Kawasaki, które w 2009 wystawiło jeszcze jeden motocykl jako "Hayate", także wydaje się mało prawdopodobne.
Do trzech razy sztuka? Nie tym razem!
Warto pamiętać, że Suzuki wycofało się już z MotoGP w 2011 roku, choć wówczas jasno podkreślało, że robi sobie jedynie przerwę. Rzeczywiście, Japończycy dotrzymali słowa i wrócili do królewskiej klasy w 2015 roku z całkowicie nowym projektem.
Tym jednak razem o takim scenariuszu nie może być mowy. Dlaczego? Organizatorzy jasno dali bowiem do zrozumienia, że miejsce zwolnione przez Suzuki, natychmiast z chęcią przejmie ktoś inny, zamykając jednocześnie Japończykom drzwi do powrotu wcześniej niż w 2027 roku.
Zostaje smutek… i złość!
Najbardziej w tym wszystkim szkoda mi ludzi, którzy stworzyli ten świetny zespół i rodzinną atmosferę w nim panującą. Wielu z nich z pewnością znajdzie zatrudnienie w innych ekipach, ale być może nie uda się to wszystkim. Wielka szkoda.
Cała sytuacja jest także dużym problemem dla obu zawodników, dla których priorytetem było pozostanie w Suzuki na dwa kolejne lata. Na szczęście obecnie tylko czterech motocyklistów ma kontrakty na sezon 2023, dlatego Joan Mir i Alex Rins powinni szybko znaleźć dla siebie miejsce. Mówi się, że ten pierwszy już jest po słowie z Repsol Hondą, gdzie miałby zastąpić rozczarowującego Pola Espargaro. Ja z kolei widziałbym Rinsa w Yamasze. Tym bardziej, że ta wydaje się tracić cierpliwość do mocno rozczarowującego Morbidelliego.
Stracona szansa
W krótkiej perspektywie najgorsze jest jednak coś innego. Niestety wszystko wskazuje na to, że cały zespół czeka bardzo frustrujący sezon 2022. W obliczu wycofania się z MotoGP trudno sobie wyobrazić, że Suzuki będzie chciało w tym roku rozwijać motocykl, tym bardziej, że braki są kosztowne i czasochłonne.
Po świetnym początku sezonu Mir i Rins mogą więc nie mieć większych szans w walce o tegoroczny tytuł.
Przedsmak tego widzieliśmy już podczas poniedziałkowych testów w Jerez, podczas których zawodnicy nie otrzymali żadnych nowych części. Co prawda Rins wspominał o tym, że inżynierowie planują dostarczyć jakieś nowinki na testy w Barcelonie po Grand Prix Katalonii, ale trudno spodziewać się przełomu.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie są to najlepsze czasy i to nie tylko dla producentów motocykli, ale nie ukrywam, że dominującym uczuciem, gdy pomyślę sobie o wycofaniu się Suzuki, jest w moim przypadku złość.
Tak, jestem zły, bo Suzuki drugi raz w ostatnich latach wykonało kawał genialnej roboty i pokazało, że Dawid może pokonać Goliata, ale chwilę później znów postanawia spakować manatki i zostawić wszystkich na lodzie, od zawodników, po kibiców.
Szkoda, bo padok straci świetną ekipę, a mistrzostwa jednego z sześciu producentów. Organizatorzy będą też musieli wyznaczyć wyraźną, czerwoną linię i potraktować Suzuki surowo, aby przypadkiem podobne pomysły w najbliższych latach - choć na szczęście nic na to nie wskazuje - nie przyszły do głowy innym producentom.
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeWitam Nazywam siê Marina Kathez, mam 70 lat i obecnie jestem chora, a bior±c pod uwagê swój wiek i obecny stan zdrowia, pragnê przekazaæ swoj± w³asno¶æ. Mam du¿± sumê 600 000 euro, któr± ...
Odpowiedz