Czy kwalifikacje MotoGP są zbyt niebezpieczne? Zawodnicy przesadzają i czekają nas zmiany
Po mocno dyskusyjnym zachowaniu niektórych zawodników MotoGP w trakcie trzeciego treningu w Austin, jak bumerang znów powrócił temat konieczności zmiany formatu kwalifikacji, ale czy to faktycznie dobrym pomysł? Mick analizuje za i przeciw, ale ma dość stanowcze zdanie. Zgadzacie się z nim?
Kwalifikacje MotoGP przeszły rewolucję w 2013 roku, kiedy jedną długą sesję zastąpiono dwiema krótkimi. O tym, kto weźmie udział w której sesji, decydują wyniki trzech pierwszych treningów wolnych.
Najszybsza dziesiątka wchodzi bezpośrednio do drugiej czasówki. Reszta walczy w pierwszej części, z której najszybsza dwójka awansuje do Q2.
Nowy format bardzo uatrakcyjnił nie tylko kwalifikacje, ale także treningi wolne, a w 2019 roku zmiany wprowadzono również w mniejszych klasach Moto3 i Moto2.
Z jednej strony kwalifikacje są nie tylko ciekawsze i bardziej intensywne niż jedna długa sesja. Z drugiej atrakcyjniejsze są także treningi, szczególnie drugi i trzeci, których końcówka zamienia się w "małe kwalifikacje" i walkę zawodników o awans do pierwszej dziesiątki.
W czym problem?
Niestety, ma to także swoje minusy. W ostatnich minutach treningów prawdziwą plagą są maruderzy, którzy próbują przykleić się do tylnego koła któregoś z czołowych zawodników i dzięki temu wykręcić lepszy czas.
Oczywiście nie jest to niczym nowym, ale powoduje, że w kluczowych momentach tor jest pełen zawodników jadących po nim bardzo wolno i oglądających się za siebie, co jest ekstremalnie niebezpieczne.
O ile w mniejszych klasach sędziowie są dosyć surowi i chętnie karzą zawodników za wolną jazdę przez więcej niż dwa sektory (zazwyczaj karą przejazdu przez tzw. "długie okrążenie"), o tyle w MotoGP dość mocno przymykają na to oko. Zdaniem Dyrekcji Wyścigu, jeśli zawodnik znajduje się poza linią jazdy, nie stwarza zagrożenia i nie zasługuje na karę.
Część zawodników ma jednak inne zdanie i jest sfrustrowana taką postawą. Aleix Espargaro, który przewrócił się podczas trzeciego treningu w Austin po tym, jak zdekoncentrował go wolno jadący po torze Alex Marquez, po sesji był wściekły.
"Oczywiście to był mój błąd, bo nie powinienem się zdekoncentrować, ale Alex nie ma szacunku dla rywali - powiedział zwycięzca Grand Prix Argentyny. - Rozumiem zawodników, którzy są debiutantami i próbują złapać się za kimś bardziej doświadczonym, ale jeśli startujesz w MotoGP od trzech czy czterech lat, to jest to niepoważne".
Hiszpan ma absolutną rację, a Alex Marquez nie jest jedynym, którzy często "szuka przynęty". Co jednak naprawdę daje taka jazda na czyimś tylnym kole?
Co daje "hol"?
Po pierwsze pozwala podglądać zawodnikowi punkty referencyjne szybszego rywala i nieco ułatwia jazdę. Nie musisz bowiem zastanawiać się gdzie zahamować. Po prostu robisz to w tym samym miejscu, co zawodnik przed tobą.
Jazda w swojego rodzaju "tunelu aerodynamicznym" za innym motocyklem pozwala także zmniejszyć opór powietrza i wykręcić większą prędkość na prostej, a to jest szczególnie ważne na obiektach z długimi prostymi. Ta w Austin liczy aż 1200 metrów. To powoduje, że zawodnicy, szczególnie w mniejszych klasach, często jeżdżą zespołowo o "holują" się na zmianę przez kilka kółek.
Jak mówią sami motocykliści MotoGP, w obecnych czasach mniejszy opór aerodynamiczny ułatwia także złożenie się w zakręt, ponieważ aerodynamiczne skrzydełka, które pomagają niwelować wheelie na wyjściach z zakrętów, nieco utrudniają pierwszą fazę skrętu.
Motocykliści holują się jednak nie tylko dla referencji czy mniejszego oporu powietrza, ale także dlatego, że to całkiem skuteczna psychologiczna gierka, która nie tylko dekoncentruje zawodnika z przodu, ale też często prowokuje go do zrezygnowania z szybkiego kółka.
Pamiętacie zapewne doskonale, jak skutecznie Marc Marquez wybił w ten sposób z rytmu Mavericka Vinalesa podczas ubiegłorocznych kwalifikacji o Grand Prix Włoch na Mugello. Nie zawsze jednak, takie zagrywki wychodziły zawodnikowi Repsol Hondy na dobre.
Gdy w 2019 roku Marquez próbował podobnej zagrywki z Fabio Quartararo w Malezji, za bardzo wystudził opony czekając na Francuza, a następnie zaliczył widowiskową wywrotkę w drugim zakręcie. Podobnie było na Mugello w 2010 roku, gdy Valentino Rossi nie chciał "holować" za sobą Hectora Barbery, a później zaliczył potężny uślizg tyłu na wejściu w ostatnią szykanę i doznał złamania nogi, które wyeliminowało go z trzech kolejnych wyścigów.
Sama wolna jazda po torze i czekanie na rywala są także szalenie niebezpieczne. Kibice Formuły 1 na pewno zwrócą teraz uwagę, że przecież tam kierowcy podczas kwalifikacji regularnie mijają na szybkich kółkach tych, którzy jadą wolno na okrążeniach zjadowych lub wyjazdowych. Sęk w tym, że kierowcy samochodów mają łączność radiową z inżynierem, który na bieżąco przekazuje im informacje o tym, co dzieje się za ich plecami.
Motocykliści MotoGP mogą jedynie liczyć na proste informacje na wyświetlaczach, dotyczące tego, kto akurat próbuje się za nimi "holować". O wprowadzeniu łączności radiowej nie ma mowy.
Może Superpole?
W Austin pojawiły się głosy, także samych zawodników, aby zmienić oblicze kwalifikacji i pójść w stronę znanego sprzed lat formatu Superpole, którego do dzisiaj używa się podczas jednej z rund FIM EWC, Suzuka 8 Hours.
Sęk w tym, że Superpole jest nie tylko niesprawiedliwe, ale także nudne. Kwalifikacje Superpole polegają na wypuszczaniu zawodników na tor pojedynczo, na jedno okrążenie, ale taka sesja jest dość monotonna zarówno dla kibiców na torze, jak i przed telewizorami.
Nie jest także do końca sprawiedliwa, ponieważ w jej trakcie warunki mogą się mocno zmienić, albo na lepsze - gdy pod koniec na torze jest najwięcej gumy, albo na gorsze - gdy np. spadnie temperatura albo zacznie kropić.
Na szczęście o Superpole nie ma mowy, ale nie zmienia to faktu, że trzeba coś zrobić. Choć np. Pol Espargaro mówił w Austin, że takie sytuacje są po prostu częścią motorsportu, to jednak uważam, że Dyrekcja Wyścigu powinna podejść do sprawy poważniej i przestać przymykać oczy.
W końcu pokazała, że potrafi robić to w Moto3 i Moto2, czego przykładem były chociażby kary w najmniejszej klasie podczas Grand Prix Kataru. Czas na to, aby dużo uważniej przyglądać się "wolnojadom" i surowo ich karać, ale sam format kwalifikacji powinien pozostać bez nietykalny, bo to jedna z najlepszych zmian wprowadzonych w MotoGP w ostatnich dwóch dekadach.
Foto: MotoGP.com
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze