Wygrywa Bagnaia, ale cieszy siê Martin. Analiza i podsumowanie GP Malezji 2024
Co prawda niedzielny wyścig o Grand Prix Malezji wygrał broniący tytułu Pecco Bagnaia, ale drugie miejsce, w połączeniu z triumfem w sobotnim sprincie, przybliżyło Jorge Martina do pierwszego mistrzostwa w MotoGP. Jak do tego doszło? Gdzie i kiedy rozstrzygnie się walka o koronę? Co jeszcze działo się na torze Sepang?
Grand Prix Malezji rozpoczęło się od ogromnego zamieszania. Gdy padok leciał do Kuala Lumpur z Tajlandii, w hiszpańskiej Walencji rozegrał się prawdziwy koszmar. Zalane miasto do dzisiaj walczy ze skutkami potwornej powodzi, ale już w czwartek - dwa dni po jej nastąpieniu - było jasne, że o żadnym ściganiu na torze imienia Ricardo Tormo nie może być mowy.
Sam obiekt nie ucierpiał zbyt mocno, poza zalanymi parkingami i uszkodzoną drogą dojazdową, dlatego organizatorzy naciskali podobno na organizację finału zgodnie z planem.
Postawili im się jednak zawodnicy, którzy powiedzieli wprost, że w obliczu takiej tragedii nie zamierzają ścigać się z Walencji nawet, jeśli będzie to możliwe.
Najgłośniej mówił o tym broniący tytułu Bagnaia, który pokazał raz jeszcze, że jest nie tylko wielkim mistrzem, ale także wspaniałym ambasadorem naszego sportu. Nie po raz ostatni zresztą w ten weekend. Wielkie ukłony za to, panie Pecco!
Podczas gdy organizatorzy szukali alternatyw, dwójka - która pozostała już tylko w grze o tegoroczny tytuł - była pod ogromną presją. Losy mistrzostwa na swoją korzyść w Malezji rozstrzygnąć mógł tylko Jorge Martin, ale jeśli tak by się nie stało, potencjalnie w niedzielę tor Sepang główni rywale opuszczaliby nie wiedząc, gdzie i kiedy stoczą decydujący bój o koronę.
W sumie to nie wiedzą do dzisiaj. Wygląda na to, że finał sezonu odbędzie się w Barcelonie, choć nie zostało to wciąż oficjalnie potwierdzone.
Wróćmy jednak do tego, co działo się w Malezji na torze, bo działo się naprawdę sporo. Zacznijmy od najważniejszego. Już podczas treningów widzieliśmy wyjątkowo zacięty pojedynek, zakończony wywalczeniem przez Pecco pole position w Q2.
Martin był jednak w stanie znaleźć odpowiedź i po bardzo agresywnej walce na starcie, wygrać sobotni sprint. Sprint, który Bagnaia zakończył na deskach, zaliczając uślizg przodu w pełnym złożeniu w środku dziewiątego zakrętu. Który to już raz?
Ten błąd może okazać się najbardziej kosztownym w skali całego sezonu, ale w niedzielę nie przeważył o losach tytułu, ponieważ to Bagnaia sięgnął po zwycięstwo w wyścigu Grand Prix.
Zrobił to w fenomenalnym stylu, na pierwszych trzech okrążeniach walcząc z Martinem jak lew. Te kółka przejdą do historii, bo obaj postawili wszystko na jedną kartę, jadąc na absolutnym limicie.
Bagnaia wiedział jednak, że jeśli tylko wytrzyma kilka okrążeń i utrzyma za sobą Martina, zwycięstwo będzie jego i tak też się stało. Hiszpan wreszcie odpuścił i dowiózł do mety drugie miejsce.
Ogromne słowa uznania należą się obu pretendentom do tytułu; Bagnaia zrobił w niedzielę absolutnie wszystko, co mógł. Martin zrobił z kolei wszystko… co musiał. Kiedy w piątek zaliczył wywrotkę pod koniec wolnego treningu, miałem wrażenie, że na ostatniej prostej zaczyna tracić zimną krew.
W niedzielę Jorge pokazał jednak, jak ogromną drogę przeszedł przez ostatni rok i jak o wiele bardziej dojrzałym zawodnikiem jest dzisiaj. Zawodnikiem gotowym, aby dowieźć do mety mistrzostwo.
Przed ostatnią rundą Martin ma 24 punkty przewagi na już tylko 37 możliwych do zdobycia. Warto jednak pamiętać, że po ostatnim sprincie liczba ta zmniejszy się do 25, więc teoretycznie Jorge ma szansę przypieczętować tytuł już w ostatnią sobotę sezonu. Wystarczy, że wygra sprint.
Szczerze mówiąc, to po cichu liczę, że tak się jednak nie stanie, bo chyba wszyscy wolelibyśmy, żeby walka o mistrzostwo rozstrzygnęła się podczas niedzielnego wyścigu głównego, a nie sobotniego sprintu.
Martin ma co prawda dość komfortową przewagę w tabeli i nie musi wygrywać obu wyścigów za wszelką cenę, ale jednocześnie mam wrażenie, że to na nim ciąży zdecydowanie większa presja.
Dlaczego? Po pierwszego dlatego, że tegoroczny tytuł w MotoGP byłby jego pierwszym w królewskiej klasie. Po drugie dlatego, że może też być potencjalnie… ostatnim. Aprilia, której szeregi Hiszpan zasili w przyszłym roku, wydaje się coraz mocniej tracić tempo. Wątpię, aby za rok Martin był w stanie z powodzeniem bronić jedynki na modelu RS-GP.
Choć Bagnaia potrzebuje z kolei pomocy innych zawodników, to jednak ani nie może na nią liczyć, ani jej nie oczekuje. Nie może liczyć, bo chociażby Enea Bastianini mówi wprost, że nie zamierza mu pomagać, bo odchodzi z zespołu, a jednocześnie walczy z Markiem Marquezem o tytułu drugiego wicemistrza.
Także Franco Morbidelli znalazł się między młotem a kowadłem. Z jednej strony jest kolegą Martina z zespołu Pramac, ale z drugiej za rok zmienia ekipę i zostaje w szeregach Ducati, podczas gdy Pramac będzie teamem Yamahy. Pecco to jednak prywatnie jego dobry kolega, więc kto wie…
Inna sprawa, że tempo pierwszej dwójki jest tak dobre, że nikt nie ma za bardzo szansy dotrzymać jej kroku. Udowodnił to chociażby Marquez, który zaliczył w Malezji wywrotkę jadąc na trzecim miejscu. Jednocześnie na pierwszych trzech kółkach Hiszpan ewidentnie nie chciał wikłać się w pojedynek, który miał miejsce bezpośrednio przed nim.
Podczas finału Marquez będzie jednak musiał utrzymać za sobą Bestię, z którym walczy o tytuł drugiego wicemistrza, dlatego tutaj także wszystko jest możliwe.
Sam Pecco mówi z kolei, że nie będzie posuwał się do żadnych brudnych zagrywek, ani celowo spowalniać tempa. Kolejny raz; ukłony!
Niezależnie od tego, gdzie i kiedy rozegrany zostanie finał sezonu; niech tytuł wygra lepszy, ale już dzisiaj obaj pretendenci są dla mnie wygranymi. Czapki z głów!
Nie wszyscy będą jednak równie miło wspominać weekend w Malezji. Niedzielny wyścig rozpoczął się od bardzo groźnego wypadku, po którym ramieniem i głową o tylne koło Yamahy Fabio Quaratararo otarł się Jack Miller.
Australijczyk stracił nawet na chwilę przytomność i może to i dobrze, bo nie poczuł, jak po jego nogach przejeżdża przerażony tym faktem Joan Mir.
Choć wszystko wyglądało przerażająco, a służby długo zbierały Jackassa do karetki, to jednak po kilku kolejnych minutach zawodnik ekipy KTM o własnych siłach wyszedł z centrum medycznego. Przyznał przy okazji, w typowym dla siebie stylu, że potrzebował po prostu krótkiej drzemki.
Chciałbym wspomnieć jeszcze o dwóch ciekawych wątkach związanych z Grand Prix Malezji. Pierwszym z nich był powrót do MotoGP Andrei Iannone, który właśnie tutaj zafundował sobie czteroletnią dyskwalifikację z powodu dopingu.
Fajnie, że "Maniak" wrócił i pokazał się z całkiem niezłej strony, ale jednocześnie przypomniał nam o swoim polaryzującym charakterze. Po wyścigu przyznał bowiem, że "poradził sobie lepiej niż Bautista" (który startował tam z dziką kartą rok temu).
Warto pamiętać, że Alvaro Bautista startował w Malezji w 2023 mimo poważnej kontuzji barku, dlatego słowa Iannone były… idealnie w jego stylu. Tak czy inaczej, fajnie było znów zobaczyć go w stawce.
Jeszcze cudowniej było zobaczyć Jorge Navarro, który zastąpił w Moto2 kontuzjowanego Joe Roberta i w sobotę zgarnął pole position, a w niedzielę do samej mety walczył o zwycięstwo.
Warto pamiętać, że Hiszpan jeszcze kilka lat temu szedł łeb w łeb z Fabio Quartararo i moim zdaniem mógłby podzielić jego losy (to jest zrobić ogromną karierę i zarobić miliony euro w MotoGP), gdyby nie odrobina pecha po drodze.
Pecha, który kosztował go bardzo wiele. Dwa lata temu przygodę Navarro z Moto2 zakończył makabryczny wypadek w Australii, po którym Hiszpan długo siedział po poboczu ze złamaną nogą i rozciętą tętnicą udową…
Dwa ostatnie lata Jorge spędził w MŚ World Supersport (gościnnie startując także w ME Moto2), a w Malezji pokazał, nie tylko jak wysoki poziom prezentuje on sam, ale ta seria - w której ściga się też nasz rodzynek, Piotr Biesiekirski - w ogóle.
Jestem bardzo ciekawy, co w Moto2 pokaże w przyszłym roku tegoroczny mistrz świata Supersportów, Adrian Huertas, a także tego, gdzie oglądać będziemy Navarro, bo z pewnością swoimi wybrykami w Malezji Hiszpan otworzył sobie masę nowych drzwi.
Tymczasem czekamy na oficjalne potwierdzenie; gdzie i kiedy odbędzie się decydujące starcie w walce o tytuł MotoGP!
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze