Martin mistrzem MotoGP 2024. Jak Dawid pokona³ Goliata? Analiza i prognoza na 2025
Po raz pierwszy od ponad 20 lat zawodnik prywatnego zespołu pokonał fabrycznych rywali i wywalczył tytuł motocyklowego mistrza świata królewskiej kategorii Grand Prix. Tegorocznym mistrzem MotoGP został w Barcelonie 26-letni Hiszpan Jorge Martin.
To historia jak z bajki. Gdyby przed laty nie otrzymał zaproszenia do serii Red Bull Rookies, Martin swoją karierę musiałby zakończyć już jako młody nastolatek. Gdy w Hiszpanii rozszalał się kryzys gospodarczy, jego rodzice stracili pracę, a jego kariera stanęła na włosku.
Długa droga na szczyt
Martin otrzymał jednak od losu niesamowitą szansę (choć dopiero za drugim podejściem, w 2012 roku), którą w pełni wykorzystał (choć dopiero w trzecim sezonie, bo rok wcześniej w walce o tytuł pokonał go Czech Karel Hanika). Po wygraniu Cupu nadal nie miał jednak łatwo, a brak funduszy bardzo utrudnił jego debiut w mistrzostwach świata Moto3.
To właśnie wtedy z pomocą przyszedł mu starszy kolega, Aleix Espargaro, który nie tylko przygarnął go pod dwóch dach, ale także pomógł zrobić kolejny krok w barwach zespołu Jorge Martineza Aspara.
To właśnie tam młody Hiszpan dzielił garaż Mahindry z młodą nadzieją włoskiego motorsportu i podopiecznym Valentino Rossiego, starszym od niego o rok Francesco Bagnaią. Nie stali się co prawda wielkimi przyjaciółmi, ale byli dobrymi kolegami, a wzajemny szacunek pozostał pomiędzy nimi do dziś.
Gdy w 2018 Pecco sięgał po tytuł w kategorii Moto2, Martin wygrał mistrzostwo Moto3 w barwach zespołu Fausto Gresiniego.
Nieco później, w walce o tytuł Jorge przegrał rywalizację z innym Włochem; Eneą Bastianinim (po części przez to, że z powodu pozytywnego testu na koronawirusa musiał opuścić dwie kluczowe rundy sezonu 2020), który następnie w MotoGP pokonał go także w walce o fabryczny fotel w Ducati.
Wróćmy jednak do pamiątkowego zdjęcia mistrzów 2018 roku w Walencji. Martin i Bagnaia pozowali wówczas do niego wspólnie z mistrzem MotoGP, Markiem Marquezem.
W niedzielę w Barcelonie cała trójka spotkała się ponownie, najpierw na podium ostatniego wyścigu sezonu. Wyścigu, który rozstrzygnął losy tytułu. W walce, w której odegrali trzy główne role.
12 miesięcy temu, podczas finału w Walencji, Martin miał jeszcze matematyczne szanse na tytuł, ale zakończyło je uderzenie w Marqueza w czwartym zakręcie
Drugi tytuł w MotoGP przypieczętował wtedy Pecco. Dla Jorge nie był to jednak pierwszy tak trudny dzień.
Na początku swojego pierwszego sezonu w MotoGP, w 2021 roku, Martin uległ groźnemu wypadkowi w Portimao, gdzie jego dopiero rozkręcająca się kariera niemal się zakończyła.
Rok po Walencji 2023, w sezonie 2024 zmieniło się praktycznie wszystko. Po przesiadce z problematycznej Hondy na konkurencyjne, prywatne Ducati, Marquez wrócił do czołówki, ale na rocznym motocyklu nie był w stanie nawiązać walki o tytuł.
Podczas finału w Barcelonie walczył jednak o przypieczętowanie tytułu drugiego wicemistrza; dla niego niespecjalnie ważnego, ale dla prywatnej ekipy Gresiniego bardzo lukratywnego z uwagi na bonusy finansowe od organizatorów.
Tak przegrać, to jak wygrać
Tym razem do ostatniej rundy jako wicelider, wciąż z matematycznymi szansami, przystępował broniący tytułu Bagnaia, który do Martina tracił 24 punkty na 37 możliwych jeszcze do zdobycia.
Włoch pokazał, co znaczy przegrać z klasą. Zdobył pole position i wygrał zarówno sobotni sprint, jak i niedzielny wyścig główny. Po drodze nie oglądał się za siebie, nie stosował żadnych gierek i nie próbował spowalniać tempa, aby do walki włączył się ktoś jeszcze; absolutna, absolutna klasa.
Do ostatniej rundy Bagnaia przystępował jednak ze świadomością, że popełnił po drodze zbyt wiele błędów, nie tylko upadając wiele razy w sprintach z własnej winy, ale także dając się momentami ponieść, gdy dochodziło do kontaktów ze starszym Marquezem w Portimao czy młodszym w Aragonii.
Po drodze wygrał jednak rekordowo dużo niedzielnych wyścigów, choć na początku sezonu miał sporo problemów po wybraniu nowych części, innego widelca i wahacza. Tak czy inaczej; tak przegrać, to jak wygrać.
Wszystko to było jednak tłem dla głównego aktora, który do decydującej walki o tytuł przystępował, jak sam mówił; dużo bardziej dojrzały, niż rok temu. "Przegrałem tytuł już rok temu i co? Nic się nie stało, nadal tu jestem" - mówił zaraz po wyścigu pytany, czy czuł presję.
Martin musiał w Barcelonie tylko kontrolować sytuację i zrobił to, finiszując na trzeciej lokacie zarówno w sobotę, jak i w niedzielę.
Jakże symbolicznie, pierwszym zawodnikiem, który pogratulował mu po minięciu linii mety, był kończący właśnie aktywną karierę Aleix Espargaro, który dzień wcześniej żegnał się z kibicami pokonując okrążenie honorowe za sterami swojej pierwszej 125-ki zaraz po zakończeniu Sprintu.
Aleix to nie tylko przyjaciel i mentor Martina. To także zawodnik, którego Jorge zastąpi w fabrycznym zespole Aprilii. Latem szefostwo Ducati stanęło przed ogromnym dylematem.
Zaskakująca zmiana
Kiedy wspierany przez Włochów zespół Pramac Racing postanowił zakończyć tę praktycznie fabryczną współpracę i zostać ekipą Yamahy, Ducati nagle straciło dwa motocykle. To oznaczało, że Włosi - jeśli chcieliby zatrzymać Martina w swoich szeregach - musieliby awansować do go fabrycznej ekipy na sezon 2025 i pożegnać się z nieco rozczarowującym Eneą Bastianinimi.
Nie byłoby to problemem, gdyby nie fakt, że świetne wyniki Marca Marqueza postawiły Włochów pod ogromną presją. Sześciokrotny mistrz MotoGP także celował w awans do fabrycznego zespołu, mając za sobą nie tylko ogromny potencjał sportowy, ale także marketingowy.
Już w czerwcu, podczas Grand Prix Włoch, Ducati postawiło wszystko na Marqueza, jednocześnie doprowadzając Martina do wściekłości i dość zaskakującego ruchu. Zanim jeszcze Ducati ogłosiło podpisanie kontraktu z Marquezem, pozyskanie Martina zakomunikowała Aprilia. We wszystkim pomógł oczywiście przyjaciel Jorge, Aleix Espargaro.
Sytuacja stała się bardzo napięta, bowiem Ducati nie mogło w walce o tytuł faworyzować Bangaii, ale jednocześnie byłoby to dla nich problematyczne, gdyby obrońcę tytułu pokonał zawodnik z satelickiego zespołu. Zespołu, który odchodzi do Yamahy… i zawodnik, który odchodzi do Aprilii.
Finalnie tak się jednak stało i choć w powietrzu można czuć lekką nutę rozżalenia, to jednak wszystkie strony pokazały w Barcelonie ogromną klasę.
Managerowie zespołów, Gino Borsoi i Davide Tardozzi, ściskali się przed startem decydującego wyścigu, a po jego zakończeniu jednym z pierwszych, który pogratulował Martinowi, był szef Ducati, Claudio Domenicali.
W wywiadzie zaraz po wyścigu Jorge także wspominał o tym, że kończy co prawda swoją przygodę z włoską marką, ale to ona dała mu szansę awansu do MotoGP i walki o tytuł, za co jest bardzo wdzięczny.
We wtorek wszyscy obudzimy się jednak w nowej rzeczywistości. Bagnaia będzie musiał martwić się nowym rywalem. U jego boku pojawi się bowiem Marquez, który będzie teraz dysponował takim samym motocyklem, co z marszu czyni go głównym rywalem Włocha w walce o tytuł.
A co z Martinem? Przesiadka na Aprilię na pewno nie będzie łatwa, ponieważ model RS-GP nie jest równie konkurencyjny, co Ducati Desmosedici nawet w starszej, satelickiej specyfikacji.
Najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem marki z Noale w sezonie 2024 był dopiero siódmy w tabeli Maverick Vinales, który przez cały rok narzekał na to, że motocykl nie zachowywał się powtarzalnie pomiędzy weekendami.
Espargaro był z kolei dopiero jedenasty. Podczas gdy Vinales przechodzi do zespołu Tech 3 i przesiada na KTMa, Aleix dołącza do Hondy jako zawodnik testowy.
Będzie tam pracował z nowym szefem technicznym HRC, Romano Albesiano, który postanowił po latach odejść z Aprilii.
Martin ma więc przed sobą mnóstwo znaków zapytania. Nowym szefem technicznym został właśnie Fabiano Sterlacchini, który przez lata był prawą ręką Gigiego Dall’Igny w Ducati, ale ostatnio nie był w stanie pomóc KTMowi w zrobieniu większego kroku w stronę pokonania włoskiej marki, a teraz podejmuje nową rękawicę w szeregach Aprilii.
Do Martina w zespole dołączy także przesiadający się z Ducati ekipy Valentino Rossiego Marco Bezzecchi (Jorge pokonał go w 2018 roku w walce o tytuł w Moto3). Popularny Bezz ma za sobą trudny sezon, podczas którego nie był w stanie zaadaptować się do nieco innej przyczepności tylnej opony Michelin. Czy zmiana motocykla ten problem rozwiąże?
Martinowi pomóc w sezonie 2025 spróbuje Daniele Romagnoli, jego szef mechaników, który przechodzi razem z nim z Pramac Racing do teamu z Noale. Wcześniej Romagnoli przez lata pracował z Jorge Lorenzo w Yamasze, ale jednak nie zdecydował się na powrót w jej szeregi.
Aprilię czeka na pewno trudny rok zmian, ale masa przetasowań kadrowych może zakończyć się dużą niespodzianką. Pozytywną czy negatywną? Czas pokaże. "Nie chcę teraz myśleć o przyszłym roku. Teraz czas na świętowanie - powiedział w niedzielę Jorge. - Mógłbym dzisiaj zakończyć karierę i byłbym szczęśliwy, bo sięgnąłem po tytuł. Cała reszta, która jeszcze przede mną, to bonus".
Nowe wyzwanie ma przed sobą także właśnie zespół Pramac, który po latach współpracy z Ducati przesiada się na Yamahy, zatrudniając Jacka Millera i Miguela Oliveirę. Dla Yamahy będzie to zapewne rok przejściowy.
Doświadczony duet zawodników, którzy najlepsze lata mają jednak chyba za sobą, ma przede wszystkim zbierać dane, które pomogą M1-ce i byłemu mistrzowi świata, Fabio Quartararo, wrócić na szczyt. Nie nastąpi to jednak chyba aż do debiutu silnika w układzie V4, a tempo jego rozwoju, w obliczu zmian formatu MotoGP w 2027 roku, może stać pod znakiem zapytania. Wszystko to nie ma jednak dzisiaj większego znaczenia.
Dzisiaj świętują zarówno Pramac Racing, jak i przede wszystkim Jorge Martin. Dawid pokonał właśnie Goliata i wcale nie jest wykluczone, że na powtórkę takiej sytuacji znów przyjdzie nam czekać dwie dekady. Zatrzymajmy się więc na chwilę i doceńmy to, czego świadkami byliśmy w sezonie 2024. Wielkie brawa, Jorge… i Pecco!
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze