WSK-± do Berlina i Pragi. ¦mia³a podró¿ fana kultowego motocykla
Ruszam w Europę, by na leciwej WSC odwiedzić kilka stolic. Plan jest ambitny, ale czy mój sprzęt to wytrzyma? Muszę wyposażyć swój motocykl w kierunkowskazy i nowy zapłon. Wzmacniam też uchwyty bagażników i montuję gniazdo ładowania do nawigacji i telefonu. Jestem gotowy do drogi.
Wyruszam w trasę. Celem jest Berlin. Po 20 km od domu spotykam motocyklistę w potrzebie. Złapał gumę ale już ma opanowaną sytuację. Po chwili rozmowy i wyjaśnieniu dokąd jadę, koledze opadają ręce i kwituje moją opowieść słowami - To ja z ujechałem 50km od domu motocyklem za 20 tys. zł i wrócić nie mogę, a ty na WSK do Berlina jedziesz?
Rozjeżdżamy się życząc sobie wszystkiego dobrego. Pierwszym przystankiem jest Bełchatów i nocleg u Piotrka, który podróżuje po świecie na Gilerze 50 cm3. Pierwszy dzień podróży przebiega bez najmniejszych problemów, ale na koniec dnia wysiada nowo zakupiony przerywacz kierunkowskazów. Po dojechaniu na miejsce noclegu, zostaję bardzo ciepło przyjęty przez Piotrka i jego znajomych. Dają mi przerywacz kierunkowskazów wymontowany z Trabanta.
Noc na policji
Żegnam się z przyjacielem i ruszam dalej w podróż. Dostaję bardzo dużo pozytywnych komentarzy i zaproszeń na nocleg. Postanawiam skorzystać z zaproszenia w przygranicznym mieście. Docieram na miejsce około godziny 21.00. Gospodarz wyjeżdża po mnie na rogatki miasta. Po krótkim przywitaniu tłumaczy, że zaprowadzi mnie do garażu w którym zostawimy motor i pojedziemy do niego do domu.
Już mam obawy, bo nie zostawiam mojego motoru na jakiś garażach. Trudno zobaczę co to za garaż i wtedy zacznę grymasić. Jedziemy przez miasto wąskimi uliczkami. Po kilku kilometrach wjeżdżamy na... komendę policji! Zdezorientowany zatrzymuję się i nie rozumiem całej sytuacji. Mój dobroczyńca wyskakuje z samochodu otwiera garaż i każe parkować. Tłumaczy, że jest policjantem i teraz mój motor jest najpilniej strzeżonym motocyklem w całym mieście. Zabiera mnie do siebie, częstuje kolacją i udostępnia mi pokój.
Rano wracam po mój "bezpieczny" motor i ruszam dalej. Przejeżdżam przez granicę i do Berlina jadę już po niemieckiej stronie. Widoki piękne, drogi prowadzą przez las fajnymi zakrętami. Dojeżdżam do granic miasta, tankuję i ostatnia prosta. Jak zawsze mam pecha i wszystkie czerwone światła do samej Bramy Brandenburskiej zaliczam cierpliwie. Takie postoje na wolnych obrotach powodują odkładanie się mieszanki w tłumiku, co w efekcie powoduje okrutne dymienie na niebiesko.
A taki kolor spalin w zielonej strefie Berlina, do której wjeżdżam, niestety nie jest pożądany. Więc w tempie ekspresowym odwiedzam strategiczne punkty i uciekam z miasta. Dodatkowo wyciekający z wałka kopniaka olej nie ułatwia mi zadania. Mam sporo szczęścia w nieszczęściu, że udaje mi się wjechać do miasta i wyjechać bez żadnych problemów z policją.
Trabanty w Pradze
Już nawet przechodnie pokazują mi, że te spaliny "nicht gut". Wracam spokojnie do Polski uradowany że cel osiągnięty. Zatrzymuję się u znajomych, których poznałem na zlocie. Czuje niedosyt, w końcu to projekt "Stolice Europy na Wsk" więc pierwszy etap zakończyć tylko na Berlinie to trochę słabo. Decyzja zapada - Praga.
Startuję na Czechy. Poranek trochę chłodny, zachmurzone niebo nie nastraja do jazdy. Postanawiam przejechać w Zgorzelcu na niemiecką ziemię i tamtędy kontynuować jazdę do celu. Piękne podjazdy i jeszcze piękniejszy asfalt umila podróż. Przejeżdżam granice niemiecko- czeską bez przystanku i wjeżdżam na drogę nr 9 w stronę Pragi.
Szczerze polecam wszystkim motocyklistom ten odcinek drogi, ponieważ krajobrazy zapierają dech w piersiach. Chwilami zastanawiam się czy nie jestem we Włoszech - z jednej strony winiarnie, z drugiej rzeka. Mijam setki motocyklistów, z którymi się pozdrawiamy.
Do Pragi docieram około godziny 18.20. Zatrzymuję się na kempingu Drusus. Bardzo fajnie zorganizowane pole kempingowe. Dużo miejsca, natryski, kuchnia, grill, polecam. Spotykam grupę z Niemiec która podróżuje swoimi Trabantami. Zaczynamy rozmawiać o moim motocyklu i o ich samochodach.
Kiedy mówię im, że byłem w Berlinie pod Bramą Brandenburską, są zdziwieni że w ogóle wpuścili mnie do zielonej strefy, bo kiedy oni próbowali wjechać do Berlina zatrzymała ich policja i kazano im zawrócić. Na kampie zostaje na noc. Cały czas rozważam zaproszenie przez jednego z grupowiczów do Wiednia, ale obawiam się, że pokusa będzie większa, bo blisko do Bratysławy i Budapesztu. Podejmuje decyzje o powrocie na zlot do Świdnika.
Awaria na S8
Ruszam na podbój Pragi. Pogoda cudna, upał daje mi jednak mocno popalić i postanawiam jechać "na zdrapkę". Nie pochwalam tego, ale nie wytrzymam inaczej jadąc przez miasto. Praga jest tak pięknym miastem, że nie sposób objechać go motocyklem w jeden dzień. Odwiedzam strategiczne punkty i kieruję się w stronę domu, moim celem na dzisiaj jest Wrocław.
Jadę drogą krajową równoległą do autostrady nr 11 - bardzo polecam ten odcinek drogi wszystkim motocyklistom i nie tylko. Małe miasteczka, przez które się przejeżdża, mają w sobie niesamowity urok i na każdym kroku chce się zrobić zdjęcie. Rewelacyjne przydrożne bary, w których można naprawdę dobrze zjeść za nieduże pieniądze.
Na granicy czesko-polskiej tankuję i dalej naprzód. Jestem już mocno zmęczony całą podróżą i martwię się że nie dam rady dojechać do Wrocławia, jeszcze te długie i strome podjazdy mocno mnie opóźniają. Dodatkowo inni kierowcy samochodów zaczynają mnie dosłownie spychać z drogi, bo przecież ja jadę tylko 70 km/h. Zaczynam się martwić czy dam radę dojechać do celu, bo plecy i dłonie już powoli odmawiają posłuszeństwa. Około godziny 20.00 udaje się zdobyć Wrocław i wraz z kolegą który po mnie wyjechał jedziemy do miejsca mojego noclegu.
Tak trochę sobie pospałem. Tankuję na pobliskiej stacji i ogień w stronę domu. dzisiaj do przejechania jakieś 180 km, więc nie muszę się mocno spinać. Po 10 kilometrach nagle motor zaczyna przerywać i szarpać. Zatrzymuję się i próbuję zlokalizować awarię. Jest to mocno utrudnione, ponieważ stoję na drodze S8 i samochody, które mnie omijają, praktycznie zdmuchują mnie z drogi.
Postanawiam kontynuować jazdę metodą "na skoki". Przejeżdżam tak około 10 km i zajeżdżam pod wiadukt w Oleśnicy. Okazuje się że gubi się iskra. Nie zwlekam zbyt długo i wymieniam moduł. Niestety to nie pomaga. Czasu niewiele więc wymieniam cały zapłon z CDI na oryginalny i na nim kontynuuję jazdę, ale już bez kierunkowskazów i ładowania akumulatora. Przez 1,5 godziny wykonywania naprawy zatrzymały się koło mnie cztery auta z pytaniem czy potrzebuję pomocy, wody, jedzenia. Takie sytuacje poprawiają wiarę w ludzi. Docieram do domu około godziny 18.00 i zostaję na noc.
W mateczniku WSK
Rano startuje na Świdnik. Jest upalny poranek, ale trudno, nie będę ryzykował, jadę w kurtce. Po kilku kilometrach jakiś "FURMAN" przekonuje mnie, że postąpiłem słusznie spychając mnie ciężarówką na barierki. Na szczęście nie przewracam się, tylko ocieram o nie. Po przejechaniu 100 km kolejny super kierowca zajeżdża mi drogę, ale i tym razem wychodzę bez szwanku.
Kiedy stoję w korku w Kielcach, jakiś starszy pan uchyla szybę i gratuluje mi motocykla, po czym mówi że cieknie mi paliwo. Faktycznie paliwo mi się leje a nie cieknie. Zjeżdżam na chodnik, okazuje się, że odkręciła mi się śruba, która podtrzymuje komorę pływakową. Szybko usuwam usterkę i jadę na pobliską stację dotankować. Do samego Świdnika absolutnie nic się nie dzieje. Docieram na miejsce.
Na zlocie ludzie zaczynają mnie rozpoznawać i gratulują wyczynu. Pytają jak z usterkami i ogólnie jak motor znosił podróż. Podziwiam naprawdę piękne maszyny. Poznaję też kilku podróżników, którzy proponują mi, żeby wybrać się na zachód. Na pewno w przyszłości też tam wyruszę ale na razie Europa.
Wracam do domu. Jest zimno, ale to mnie nie zniechęca. Tęsknie już za dziećmi i żoną. Powitanie córki mówi samo za siebie. Udaje się zakończyć pierwszy etap wyprawy na kołach bez większych problemów. Jestem dumny z mojej perły która dzielnie pokonała dystans.
Przejechałem około 2400 km w siedem dni. Wydałem około 1000 zł na całą podróż. Większość noclegów zafundowali mi dobrzy ludzie, których spotkałem na swojej drodze. Jedyny płatny nocleg miałem w Pradze. Większość pieniędzy pochłonęło paliwo i olej do mieszanki.
W przyszłości planuję kolejny etap projektu Stolice Europy na WSK. Tym razem po Skandynawii. Marzy mi się Nordkapp i Droga Trolli, ale zobaczymy jak się to wszystko ułoży. Na razie zbieram pieniądze. Zachęcam wszystkich fanów starych motocykli by nie trzymali ich pod kocem tylko wyprowadzali na spacery. Ja staram się obalić mit awaryjności WSK-i i pokazać że można tym motocyklem normalnie podróżować. Jak na razie przejechałem już około 10 000 km bez żadnych poważnych usterek i nie zamierzam na tym poprzestać.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze