Road to Hel. Własnoręcznie odbudowaną WSK na Wybrzeże i Mazury
Podróż motocyklem WSK zawsze była jednym z moich marzeń. Po kompletnym odrestaurowaniu maszyny postanowiłem ruszyć w podróż. Cel - Półwysep Helski.
Moja miłość do motocykli zaczęła się już od najmłodszych lat. Kiedy miałem 10 lat, tato kupił mi pierwszy poważny motocykl, jakim była motorynka. Tato zawsze miał smykałkę do przeróbek i motorynka została przerobiona na choppera. Wyglądała obłędnie jak na tamte czasy. Zawsze marzyłem, by pojechać nią w jakąś podróż, nawet liczyłem ile będę potrzebował pieniędzy.
Kiedy dorosłem, postanowiłem, że zacznę spełniać swoje marzenia z dzieciństwa o podróżach. Pierwszym motocyklem, jaki kupiłem była WSK M06B3 z 1985 roku w kiepskim stanie. Postanowiłem, że odrestauruję ją sam.
Motocykl rozbieram do najmniejszej śrubki, a następnie własnoręcznie maluję. Silnik, złożony na współczesnych, niskiej jakości częściach, również został odbudowuję na oryginalnych, nowych częściach. Trudno je skompletować, ale udaje się po kilku miesiącach telefonów i przeglądania stron w internecie. Kiedy już motocykl jest gotowy postanawiam, że w dziewiczą wyprawę pojadę nad Solinę.
Cel? Hel!
Motocykle robią całą trasę bezawaryjnie. Po tej wyprawie nabieram wiatru w żagle i planuję coś większego. Moją inspiracją jest Marek Michel, który przejechał wueską cały świat. Na dzisiaj to dla mnie jednak zbyt duże wyzwanie. Wystarczy, że obalę mit o awaryjności wueski. Wyznaje zasadę - jak się dba, tak się ma.
Celem kolejnej wyprawy jest Hel. Po kilku dniach przygotowań i pakowania nadchodzi dzień wyjazdu. Po drodze zahaczam o stolicę i odwiedzam strategiczne punkty - stadion narodowy i pałac kultury. Odpoczywam chwilę i ruszam dalej przed siebie. Jazda początkowo przebiega dość spokojnie, ale pod wieczór łapie gumę na S7 w jakimś lesie. Problemem nie tylko jest brak powietrza w tylnym kole. Jak u licha mam wydostać się z ekspresówki?
W oddali widzę nieukończony MOP. Przepycham motocykl rumaka 200 metrów i wtaczam się na parking. Okazuje się, że brama serwisowa jest otwarta, korzystam z niej i już jeden problem mam z głowy. Pozostaje drugi - pcham dalej wueskę z przebitym kołem. Po jakimś kilometrze spotykam człowieka, który oferuje mi pomoc i zaprasza do garażu w celu dokonania naprawy uszkodzonego koła.
Pierwsza próba klejenia dętki nie eliminuje wszystkich nieszczelności. Po godzinie 22:30 wyjeżdżam już naprawionym motorkiem. Pech chce, że po ujechaniu zaledwie kilometra przestają świecić światła. Powodem okazuje się odłączony przewód masowy. Trzy minuty roboty i jadę dalej. Na stacji paliw pompuję koło i pytam obsługę o jakieś pole namiotowe. Proponują tył budynku, zostaję. Dość wrażeń na dziś.
Ekipa swoich
Dziś niedziela. Zimna i deszczowa noc ustępuje pięknemu porankowi, który zachęca do dalszej jazdy. Parzę prawdziwą kawę na kuchence zabranej z domu, ogarniam śniadanie. Wyruszam około godziny 9. Im bliżej celu, tym pogoda lepsza. Nie robię zbędnych przystanków, staram się jak najszybciej dojechać na Hel.
Kilometry przybywają, przejeżdżający ludzie machają i gratulują odwagi. Przyznam że dodaje to energii. Około godziny 15.30 docieram do pierwszego celu swej podróży - Trójmiasta. Po obiedzie zabieram się za szukanie jakiegoś noclegu i tu niespodzianka - wszystko zajęte. Dopiero po godzinie poszukiwań udaje się znaleźć pokój. Namiot sobie tym razem daruję - zapowiada się naprawdę zimna noc.
W poniedziałek rano tankuję, wsuwam jakiegoś hot-doga i ruszam na zwiedzanie Trójmiasta. Zaliczam kolejne punkty, zapominając że w planach mam jeszcze dojazd do Giżycka. Z internetu dowiaduję się, że w okolicy jest ekipa z Mielca, która również przyjechała na wueskach. Przyłączam się do nich na nocleg, a oni przyjmują mnie z otwartymi ramionami.
Kolanko w prezencie
We wtorek wyruszam na Mazury. Pogoda nie nastraja pozytywnie, z każdej strony otaczają mnie złowrogie chmury. Wymykam się jakoś tej pogodzie i pędzę przed siebie. Kiedy już jestem prawie w połowie drogi, w miejscowości Orneta zaczepiam o krawężnik i urywam kolanko wydechowe. Z kłopotu wybawia mnie dwóch nieznanych motocyklistów, z którymi przeprowadzam profesjonalną naprawę drutem.
Gdy mam ruszać dalej, obok mnie przejeżdża pięknie odrestaurowana SHL-ka, która kawałek dalej gaśnie. Okazuje się, że kierowca zapomniał zatankować. Pytam kierowcy czy nie ma może na sprzedaż kolanka wydechowego do WSK. Odpowiada że zna kogoś, z kim na pewno się dogadam. Po chwili spaceru docieramy do człowieka, który niebawem stanie się moim wybawcą. Po szybkim przedstawieniu problemu człowiek oferuje pomoc i pokazuje swoją kolekcję motocykli. Naprawdę imponujące zbiory.
Gdy dowiaduje się skąd przyjeżdżam, postanawia wykręcić mi kolanko ze swojej WSK i dać je w prezencie. Po szybkiej wymianie ruszam zatem w dalszą drogę i bezpiecznie dojeżdżam do Giżycka. Tam zatrzymuję się w hotelu, ponieważ noc zapowiada się burzowo.
W piękny środowy poranek ruszam na podbój Mazur. Kiedy objeżdżam okoliczne miejscowości i jeziora, daje o sobie znać tęsknota za domem. Nie namyślając się długo podejmuję więc decyzję o powrocie. Podróż przebiega spokojnie, muszę tylko wyczyścić świecę i wyciągnąć szmatę z filtra powietrza.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze