Tam, gdzie Bug jest granic± - w poszukiwaniu spokoju na sielskim wschodzie [TURYSTYKA]
Na wschodnim pograniczu raczej nie posmakujecie sportowych emocji na równych jak stół winklach. Ta kraina ma jednak do zaoferowania dużo więcej niż ślepa pogoń za prędkością. To wielka, zielona i wspaniale pachnąca ładowarka emocji, która już w kilka godzin zapewni wam spokój i równowagę na wiele dni.
Zanim spłyną pretensje za teologiczne wywody na portalu motocyklowym, jeszcze raz podkreślę, że Bug w tytule jest mocno przez "u" zwykłe i dotyczy jednej z najdzikszych i najpiękniejszych rzek w Polsce. Planując trasy motocyklowe, nawet te niezbyt odległe od domu, lubię robić to zgodnie z jakimś pomysłem. Nie musi w tym być większej logiki i głębszych uzasadnień. Tym razem przyjąłem, że przejadę, na ile to możliwe, wzdłuż Bugu na tym jego odcinku, który stanowi granicę państwową między Polską a Białorusią i częściowo Ukrainą. Trasa powiedzie z północy na południe, a więc w górę rzeki i częściowo pokryje się z opisywaną przez nas wcześniej podlaską przygodą na Triumphach Bonneville.
Patrząc właśnie od północy, graniczna rola Bugu zaczyna się w okolicach wsi Niemirów i Stary Bubel. Tablica wjazdowa do tej drugiej jest znakomitym partnerem do wspólnego zdjęcia dla motocyklistów w średnim wieku, których coraz krótszy zasięg pomiędzy przystankami na siku powoli wpędza w melancholię. Kilka kilometrów dalej leży Janów Podlaski ze słynną stadniną koni, której aktualne problemy zyskały już taki sam rozgłos, jak niegdysiejsza jakość hodowanych tam nieparzystokopytnych.
Gdzie Pazura stracił pazura
Tym razem jadę samotnie, na nowym Suzuki V-Strom 1050. Ze względu na niedawną trasę na Bonnevillach swoją nadbużańską część podróży zaczynam jednak w Terespolu, do którego od strony Warszawy dojeżdżam prostą jak drut i niemal pustą DK2. To jedno z tych miast, których położenie sprawia, że praktycznie nigdy nie jesteś tam przejazdem. O położonym nieopodal polsko-białoruskim przejściu granicznym w Kukurykach przypominają kolumny zaparkowanych na poboczu ciężarówek, oczekujących na odprawę. Kolejka zaczyna się już wiele kilometrów wcześniej i warto omijać ją jadąc sporo wolniej - kierowcy często dość niespodziewanie wychodzą zza swoich aut lub z kabin.
Ktoś kto nie był nigdy w Terespolu może luźno kojarzyć tę miejscowość z filmu "Psy 2" Pasikowskiego jako zapuszczone przygraniczne miasteczko, w którym główni bohaterowie przejmują od rosyjskiej mafii torbę pełną dolarów, a cała akcja kończy się masakrą w starej fabryce. Jest to jednak obraz zupełnie nieprawdziwy. Po pierwsze, sceny te nagrywane były zupełnie gdzie indziej - w okolicach Łodzi, a po drugie - nie wiem jak to wyglądało na początku lat 90, ale dziś Terespol jest spokojnym, czystym i poukładanym miastem, w którym świetnie odnajdą się ludzie z alergią na warszawski zgiełk.
Cisza warta miliony
Z Terespola wyjeżdżam drogą nr 816, która stanie się kręgosłupem mojej trasy. Nie będę się jej jednak sztywno trzymał, robiąc skoki w bok wszędzie tam, gdzie uda mi się wypatrzeć coś intrygującego. Pierwsza okazja czeka już kilka kilometrów dalej. We wsi Kostomłoty podjeżdżam pod piękną cerkiew unicką, której drewniane ściany zaskakująco dobrze współgrają ze złoconymi kopułami. Wyłączam silnik, a panująca wokół doskonała cisza wydaje mi się cudowna i nienaturalna wręcz. Kiedy moje uszy przyzwyczajają się do niej, zaczynam słyszeć cichutki śpiew. Początkowo podejrzewam radio na plebanii, ale po jakimś czasie dostrzegam filigranową babuleńkę siedzącą przed jedną z chat, której ubranie niemal idealnie zlewa się z kolorem płotu. I to ona nuci sobie coś, wykonując jakieś drobne prace, na które pozwala jej jeszcze zdrowie. Ten obrazek mógłby być w zasadzie pocztówką filmowo-dźwiękową z tego wyjazdu. Z pewnym wstydem ponownie odpalam V-Stroma, bo czuję, że z jego głośnym wydechem jestem tam intruzem.
Takich miejscowości, gdzie obok świątyń katolickich stoją cerkwie, podobnie cmentarze, będzie na tej trasie jeszcze wiele. Dlatego jest ona również bardzo ciekawa dla miłośników architektury sakralnej. Następny jest Kodeń, duże sanktuarium z zespołem parkowym znanym jako Kalwaria Kodeńska. W okresie wielkanocnym, kiedy odbywam podróż, to miejsce powinno tętnić życiem. Niestety, w tym roku jest upiornie puste.
Kraina wielkich przestrzeni
Po opuszczeniu Kodnia droga zaczyna prowadzić wśród rozległych krajobrazów, które mieszkańca zmasakrowanego reklamami Mazowsza wprawiają w stan głębokiego relaksu. Ta okolica oddalona jest od wielkich spraw, wielkich biznesów i wielkich ambicji. Miejscowa przestrzeń jest zapewne tańsza, ale jednocześnie ma wielką wartość, której nie da się wcisnąć w Excela. Wyobrażam sobie, jak to otoczenie wygląda o wschodzie słońca, skąpane w porannej mgle ścielącej się nisko na polach.
Póki co jadę asfaltem, ale od głównej trasy 816 odchodzą liczne, ciągnące się po horyzont polne drogi. Czasem ubite, czasem pokryte sypkim piachem. Ta okolica zachwyci więc również fanów jazdy typowo offroadowej, jeżdżących "na azymut". Wschodni rejon nadgraniczny zachęca wręcz, żeby zgubić się wśród pól, lasów, małych wiosek, a czasem wręcz samotnych chałup, stojących na kompletnym odludziu.
Skręcam w jedną z takich odnóg i korzystając z zalet zawieszenia Suzuki V-Stroma przebijam się nad brzeg Bugu, gdzie w sąsiedztwie słupa granicznego w błogiej ciszy zjadam zabrany z domu posiłek. Niestety, w tym czasie korzystanie z lokalnej gastronomii jest niemożliwe, choć dla mnie to zawsze bardzo ważny punkt każdego wyjazdu. W końcu każde miejsce ma również swoje smaki.
Ponury świadek historii w bijącym sercu puszczy
Po minięciu Włodawy, jeśli pogoda na to pozwala, a w powietrzu nie krąży akurat żaden wredny wirus, można odbić w kierunku miejscowości Okuninka i skorzystać ze znanego kąpieliska nad jeziorem Białym. Kontynuując podróż drogą nr 816 kawałek za miastem mijam punkt, w którym stykają się trzy granice: polska, białoruska i ukraińska. Ze względu na nieubłaganie mijający czas i konieczność przebicia się przez las nie podjeżdżam tam jednak, tylko jadę dalej w kierunku Sobiboru, gdzie moim celem jest muzeum niemieckiego obozu zagłady, funkcjonującego tu w latach 1942-43. Działał on obok położonej w środku lasu stacji kolejowej, do której obecnie prowadzi wspaniała i kręta wstęga nowiutkiego asfaltu. Niestety w czasie zagrożenia koronawirusem zarówno nowy budynek muzeum jak też otaczający go teren są zamknięte i otoczone płotem bez żadnej możliwości wejścia. Przy okazji nasuwa mi się myśl, związana z odwiedzinami innych historycznych miejsc nazistowskiej kaźni - Treblinki, Sztutowa (Stuthof) czy Chełmna nad Nerem. Te przesiąknięte śmiercią miejsca są zazwyczaj położone wśród eksplodującej życiem przyrody. Ponury paradoks, że w samym sercu przepięknego Sobiborskiego Parku Krajobrazowego stoi coś, co każe zastanowić się nad wątłymi granicami człowieczeństwa.
Przerwana podróż i nagroda pocieszenia
Patrząc dalej na południe, Bug jest naszą naturalną granicą z Ukrainą aż do miejscowości Gołębie za Hrubieszowem. Ja niestety tym razem tam nie dojadę, muszę kierować się w stronę domu, obiecując sobie dokończyć tę trasę w lepszych czasach. Po drodze do Warszawy czeka mnie jednak jeszcze jedna niespodzianka, jaką kryje Lubelszczyzna, czyli Poleski Park Narodowy. Naginając goniące mnie limity czasowe robię dodatkowe okrążenie miejscowymi drogami, by nasycić się tym, co jest dostępne wyłącznie wiosną w głębokich lasach - atmosferą przebudzenia i widokiem kwietnych dywanów pod czarnym baldachimem drzew. Naładowany energią najlepszej jakości wracam do domu przez Radzyń Podlaski, Łuków i Stoczek Łukowski, gdzie o dziwo nie brakuje fajnych zakrętów i dobrego asfaltu. Niech ktoś otworzy wreszcie świat…
Czym tu przyjechać?
Ta część Polski wciąż musi się zmagać z niezbyt przyjemną łatką "ściany wschodniej", kojarzoną z biedą i powszechnym zaniedbaniem. Naprawdę wiele się w ostatnich latach zmieniło i nawet mało zamożne miejscowości z blokami po byłych PGR-ach wyglądają już dużo schludniej. Drogi również są w o wiele lepszym stanie, niż można to sobie początkowo wyobrażać. Nie brakuje świeżo wyremontowanych odcinków, jednak wciąż jest to sytuacja bardzo nierówna. Po kilku kilometrach równiutkiego asfaltu czeka nas kolejne kilka pełne dziur i wybojów. Dlatego najlepszym wyborem do zwiedzania tych okolic są motocykle z segmentów enduro i adventure lub wysoko zawieszone maszyny turystyczne w stylu Yamahy Tracer czy BMW F 900 XR. Ja w podróż zabrałem motocykl wręcz stworzony dla takich miejsc, czyli nowe Suzuki V-Strom 1050. Jest to ciężki pojazd, który w terenie czy na piaszczystych drogach wymaga już pewnych umiejętności, za to na nierównym asfalcie po prostu płynie i mocno trzyma się drogi.
Jednak nawet jeśli dysponujecie tylko twardym motocyklem typowo szosowym, czy nawet skuterem, piękno wschodniego pogranicza jest warte kilku wytrzęsionych z zębów plomb. To piękna, dyskretna i w pełni ekologiczna fabryka dobrego nastroju.
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzepolecam przejazd ¶cian± wschodni± a¿ do podkarpacia. liczne kapliczki oraz zabudowa saklarna, do tego dohodz± bunkry linii Mo³otova... co¶ piêknego
OdpowiedzDaj jak±¶ trasê
Odpowiedz