Suzuki V-Strom 1050 - test, opis, opinia, cena, pierwsze wrażenia
Suzuki kolejny rok z rzędu bardzo oszczędnie gospodaruje innowacjami. Nowy V-Strom 1050 jest kolejną wariacją na temat modelu znanego od lat, ale muszę przyznać, że tym razem bardzo udaną. Moim zdaniem jest to w tej chwili jedna z najciekawszych maszyn turystycznych na rynku pod względem stosunku jakości do ceny.
Litrowy V-Twin sięgający korzeniami do końcówki lat 90 oraz kanciasta stylistyka nawiązująca do jeszcze odleglejszych czasowo modeli Suzuki. Nowego V-Stroma nie można nazwać nowością, trzeba spojrzeć na niego jak na rozwinięcie dobrze znanej koncepcji. Kilka lat temu miałem okazję pojechać w trasę poprzednią generacją tego modelu, który w niektórych aspektach mi się podobał, a w innych, zwłaszcza dotyczących charakterystyki i kultury pracy silnika mocno odrzucał.
Kanty, kwadraty i prostokąty
Tegoroczne Suzuki V-Strom 1050 zrezygnowało z miękkich linii i “ptasiej” stylistyki na rzecz grubo ciosanych kształtów. Czuć tu ewidentnie klimat lat 80, rajdu Paryż-Dakar i kultowego Dr Big. Zamiast dużej i “wyłupiastej” przedniej lampy mamy tym razem niewielką i kwadratową w technologii LED, współdzieloną z zaprezentowanym rok wcześniej modelem Katana. Element ten mógłby odnaleźć się również we współczesnej inkarnacji Fiata 126p, gdyby tylko ktoś chciał go zbudować na japońskich częściach. Pozostałe elementy, takie jak przedni błotnik z “dziobem”, zbiornik paliwa, owiewki i kanapa również narysowane są prostymi liniami. Do rajdowej przeszłości, zwłaszcza w bardziej uterenowionej wersji XT nawiązują również żywe kolory i śmiałe grafiki. Który inny “poważny” motocykl można obecnie zamówić w żółtym kolorze z fioletową kanapą?
Stylistyka nowego V-Stroma 1050 nie jest może porywająca, ale na pewno jest spójna i podkreśla użytkowy charakter maszyny, a także jej siłę i niezawodność. Naprawdę może się podobać i po raz pierwszy od dłuższego czasu jest “jakaś”, a to chyba jeden z najistotniejszych warunków w projektowaniu motocykli.
Ergonomiczny i wygodny
Można się delikatnie podśmiewać z wyraźnego zastoju koncernu Suzuki, ale w przypadku ich maszyn turystycznych bardzo doceniam to, że zatrzymano się w miejscu, gdzie kierowca i pasażer są najważniejsi. Wszystkie generacje V-Stromów, zarówno 650 jak i litrowych, mają znakomicie dopracowaną ergonomię. W nowym 1050 nic się na szczęście pod tym względem nie zmieniło. Samemu będąc słusznych rozmiarów czuję się jak na dobrze dopasowanym koniu.
Kierownica jest szeroka i świetnie leży w dłoniach, nogi zgięte są pod bardzo rozsądnym kątem, który nie powoduje bólu kolan nawet po całym dniu w trasie. Po obu stronach kierownicy wyrastają dobrze mi znane kwadratowe “łopaty” na metalowych prętach. Tak, lusterka wsteczne są te same od lat, toporne, ale niezwykle wygodne, skuteczne i niewystające poza obrys motocykla. Uwielbiam je!
Kokpit bez błysku
W poprzednich generacjach V-Stromów zawsze narzekałem na projekt kokpitu. Podobał mi się w zasadzie tylko w pierwszych modelach z tej serii, później przyszło morze plastiku, pojedynczy zegar i brzydki wyświetlacz. Tym razem projektanci Suzuki podali kufle z piwem kolegom i powiedzieli: “patrzcie teraz”. Niestety, na efekt ich pracy patrzy się z dużą niechęcią. Monochromatyczny wyświetlacz, który całkowicie zastąpił tradycyjne zegary, jest moim zdaniem najsłabszym elementem tego modelu.
Przede wszystkim jest dosyć nieczytelny, nawet po ustawieniu maksymalnej jasności. Cyfry i litery są małe i cienkie, w ostrym słońcu trzeba się w nie wpatrywać. W przypadku zegara czasowego, z którego często korzysta się przecież na wyjazdach, trzeba wręcz całkowicie oderwać uwagę od drogi i skupić na malutkich cyferkach. Poza tym wszystkim, te wyświetlacz jest zwyczajnie brzydki, wygląda jak kieszonkowa radziecka gra “Wilk i Zajec łapią jajka”. Jest to dosyć zaskakujące w dużym, wygodnym i wciąż niezbyt tanim motocyklu turystycznym z rocznika 2020. Przecież dużo tańsze modele mniej renomowanych producentów mają już na pokładzie czytelne i fajnie wyglądające kolorowe wyświetlacze TFT. Może chodziło o podkreślenie surowości i efektywności motocykla w ciężkich warunkach? Nie wiem, ale zdecydowanie w kokpit nowego Suzuki V-Stroma 1050 zaglądałem tylko z konieczności.
Na pocieszenie przełączniki na kierownicy są dokładnie tam, gdzie być powinny, a katalog fabrycznych akcesoriów obejmuje również podgrzewane manetki i tempomat, których przyciski są estetycznie wkomponowane w bloki z innymi. Fabryczne osłony dłoni dobrze spełniają swoje zadanie w zakresie ochrony przed zimnem i deszczem, a ich skuteczności przy glebie na szczęście nie dane mi było oceniać. Nie ma tu również wodotrysków w postaci systemu bezkluczykowego - jak dla mnie na szczęście. Wysokość przedniej szyby jest regulowana, ale za pomocą czterech odkręcanych kluczem śrub. Trochę szkoda, można było postawić na wygodniejsze rozwiązanie.
Silnik - w końcu mamy to!
Największą bolączką poprzedniej generacji litrowego V-Stroma był moim zdaniem silnik o wąskim jak na V-Twina zakresie użytecznych obrotów i fatalnej kulturze pracy. Do 3 tys. obr/min działo się niewiele, powyżej 6 tysięcy silnik zaczynał wyć i zgłaszać rychły zgon. Szybki przelot autostradą nie należał do zbytnich przyjemności.
W Suzuki V-Strom 1050 silnik o pojemności 1037 cm3 zyskał nieco więcej mocy - teraz ma 107 KM - i spełnia normy Euro 5. Nie to jest jednak najważniejsze. Ta jednostka w końcu jest naprawdę zdatna do użytku w każdych warunkach! Wciąż nie ma mowy o gładkiej “homogenicznej” pracy, bliższej silnikom elektrycznym, do jakiej powoli przyzwyczajają nas najnowsze konstrukcje innych producentów. W Suzuki wciąż słychać i czuć, że ta maszyneria składa się z tysięcy części, które ciężko pracują wewnątrz bloku silnika.
Za tymi mocno oldschoolowymi odczuciami poszła na szczęście zmiana w charakterystyce pracy. Motocykl znakomicie przyspiesza z każdego biegu, a utrzymywanie prędkości autostradowej nieco powyżej dozwolonych limitów nie stanowi już wyzwania dla cierpliwości kierowcy. Silnik nie wyje już potępieńczo, chociaż czuć, że najlepiej czuje się w średnim zakresie obrotów. Tradycyjnie na pochwałę w Suzuki zasługują również skrzynia i sprzęgło - ten układ działa perfekcyjnie.
Podwozie - czy to jeszcze enduro?
Standardowa wersja Suzuki V-Strom 1050, którą jeździłem, toczy się na aluminiowych kołach o średnicy 19 cali z przodu i 17 z tyłu. W wersji XT mamy szprychy. Przy masie wynoszącej 236 kg z paliwem, prześwicie 165 mm i umiarkowanym skoku obu zawieszeń wynoszącym 160 mm ciężko mówić o wybitnych zdolnościach terenowych dużego Sztormiaka. We wprawnych rękach i na uczciwych kostkach na pewno da radę na cięższych wyprawach, ale jego żywiołem wciąż pozostaje asfalt. Może byś nawet podłej jakości - V-Strom 1050 poradzi sobie na nim znakomicie. Po prostu frunie nad nierównościami.
Motocykl miałem okazję sprawdzać na nie zawsze idealnie wyasfaltowanych drogach wschodniej Polski ze sporadycznymi zjazdami na szutry i piach. O ile nie wymarzycie sobie pełnej trasy w offie, Suzuki V-Strom 1050 spełni wszystkie nadzieje pokładane w dużym i wygodnym turystyku. Po 500 km jednego dnia byłem mocno zawiedziony, że ta podróż już się skończyła.
Rozsądny wybór
Szybki rzut oka na najbliższych konkurentów V-Stroma 1050 od razu uświadamia, że jest to bardzo korzystna finansowo opcja w segmencie litrowych turystyków enduro. Bazowa wersja, której już niczego nie brakuje - ma m.in. ABS, kontrolę trakcji i tryby jazdy - kosztuje 52 tysiące zł. Dla porównania - podstawowa Africa Twin ok. 10 tysięcy więcej. Suzuki V-Strom to również konstrukcja sprawdzona i nieskomplikowana, a więc bezpieczna pod względem niespodziewanych usterek, których usunięcie będzie trudne i drogie.
Podsumowując, duży V-Strom wreszcie się Japończykom naprawdę udał! Pomijając wpadki stylistyczne, które zresztą nie wszyscy muszą odbierać tak jak ja, to kawał bardzo udanego, szybkiego i nieprzyzwoicie wygodnego motocykla. Wierny koń, choć na pewno nie nasza szkapa. Jeśli rozważacie kupno nowej maszyny z tego segmentu, to obowiązkowy punkt do rozważenia i jazdy próbnej.
Więcej informacji o motocyklach Suzuki znajdziecie na stronie www.suzuki.pl
Dane techniczne
silnik: | 2-cylindrowy, V-Twin, DOHC, 4-zaworowy |
pojemność skokowa: | 1037 cm3 |
średnica x skok tłoka: | 100 x 66 mm |
stopień sprężania | 11,5:1 |
moc: | 107 KM przy 8500 obr/min |
moment obrotowy: | 100 Nm przy 6000 obr/min |
system paliwowy: | wtrysk elektroniczny, gardziel 49 mm |
system chłodzenia: | ciecz |
rozrusznik: | elektryczny |
skrzynia biegów: | manualna, 6-biegowa |
sprzęgło: | wielotarczowe mokre |
przeniesienie napędu: | łańcuch |
rama: | aluminiowa |
zawieszenie przednie: | odwrócony widelec KYB 43 mm, skok 160 mm, pełna regulacja |
zawieszenie tylne: | centralny amortyzator regulowany, skok 160 mm |
hamulec przedni: | 2 tarcze 310 mm, 4-tłoczkowe radialnie montowane zaciski Tokico, ABS |
hamulec tylny: | tarcza 265 mm, 2-tłoczkowy zacisk Nissin, ABS |
opona przednia: | 110/80 R19 |
opona tylna: | 150/70 R17 |
systemy dodatkowe: | ABS, kontrola trakcji, 3 tryby jazdy, system Easy Start, oświetlenie LED, system ISC kontrolujący niskie obroty, |
długość/szerokość/wysokość: | 2265 x 870 x 1515 mm |
rozstaw osi: | 1554 mm |
masa z płynami | 236 kg |
wysokość siedzenia: | 855 mm |
zbiornik paliwa: | 20 l |
normy emisyjne: | Euro 5 |
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeBardzo fajny wygląd jak na SUVa. Ale jak widzę te tablety...Raczej na nastąpi moment gdy kupie moto z czymś takim. Najwyżej zakupię Hondę CB1100 i będę jeździł 40 lat;) Wracając do Vstroma - ...
OdpowiedzWiele lat jeździłem na DL'u 650 A i zawsze miło wspominam ten motocykl. W ogóle jestem fanem Sztormiaków ale ta lampa oraz kokpit w prezentowanym modelu, to chyba jakaś prowokacja. są zwyczajnie ...
OdpowiedzWersja XT ma dużo więcej elektroniki i lepszy kokpit w porównaniu do wersji bazowej która tu jest pokazana. To tylko kwestia kasy, płacisz więcej i dostajesz więcej.
OdpowiedzDwie uwagi: 1. silnik nie został rozwiercony, poprzednik też miał 1037 cm3 2. wersja XT też ma 19' przednie koło
OdpowiedzPoprawione, dzięki!
Odpowiedz