Suzuki B-King (nie)tylko na miasto
Gladius, stojący obok B-Kinga wydaje się zabawką dla dzieci do lat 8
Od redakcji: Od zawsze zachęcamy was, drodzy czytelnicy do współtworzenia serwisu Ścigacz.pl. W ostatnim czasie do redakcji spływa coraz więcej tekstów waszego autorstwa, z których najlepsze regularnie publikujemy. Oto kolejny z nich.
Na wstępie chciałbym wyjaśnić, że nie jestem typem „redaktora oblatywacza", który dosiadał tysiące maszyn i jest w stanie, zbudzony o północy, porównać każdy sprzęt z każdym. Nie jestem też typem „fachowca mechanika", który rozebrał każdy dostępny na rynku motocykl tak, że nie zostało śrubki na gwincie. Jestem zwykłym użytkownikiem jednośladów, który miał przyjemność w praktyce poznać kilka, czy kilkanaście jednośladowych urządzeń żyrosokpowych różnych typów, zwanych potocznie motocyklami i chce podzielić się wrażeniami z jazdy w mieście i poza nim Suzuki B-Kingiem.
Kiedy pojawiłem się przed salonem, gdzie na frontowej ścianie stał pięknie wyeksponowany King, przeraziła mnie jego wielkość. Gladius, który stał tuż obok, wydawał się zabawką dla dzieci do lat 8. No i ... okazało się, że wygląd idzie w parze z wagą. Kiedy dosiadłem potwora, natychmiast okazało się, że mój czterogłowy mięsień lewego uda nie spodziewał się takiego obciążenia. Dla kogoś, kto na co dzień jeździ SV 650 wyrwanie Kinga z podnóżka może być nie lada wyczynem. Na szczęście to tylko kwestia przyzwyczajenia i odrobiny techniki. Za to pierwsze uruchomienie, to raj dla ucha. Basowy pomruk akcesoryjnych tłumików Yoshimura przyprawia o migotanie przedsionków. Teraz tylko po chwili rozgrzania czekałem na wrzucenie jedynki i w drogę.
W ramach obycia się ze sprzętem miałem do pokonania całą Warszawę. Już po postawieniu nóg na setach wydarzyła się rzecz dziwna. Całe przerażenie rozmiarem i wagą motocykla znikło, bo ten prowadził się, jak mały skuter. Pojawia się w to miejsce jednak przerażenie mocą silnika Kinga, który reaguje gwałtownym wzrostem obrotów, a co za tym idzie i szybkości nawet na minimalny ruch manetki. Silnik cechuje wielka kultura pracy, idealnie i precyzyjnie pracująca skrzynia biegów oraz niepowtarzalny dźwięk wydechów. Powiem tylko tyle, że jazda nawet w zatłoczonym mieście na tym sprzęcie, to wielka frajda. Nie ma cwaniaka, który mógłby i chciał podskoczyć. Ogromna elastyczność silnika sprawia, że moto przyspiesza w zasadzie w pełnym zakresie obrotów i na każdym biegu z porównywalnym temperamentem. Nie ma mowy o żadnym zadławieniu, czy spóźnionej reakcji przy nagłym odkręcaniu, nie ma mowy o żadnym szarpaniu łańcucha lub czymś podobnym. Po prostu stabilność, pewność, prędkość i fun.
Kinga wyposażono fabrycznie w system dwóch map zapłonu, które można wybierać po zatrzymaniu motocykla z panela sterowniczego umieszczonego na zbiorniku. Dla tych, którzy chcą przyoszczędzić na paliwie, lub nie czują w sobie nuty rajdowca, przeznaczono program „B". Moto jest wtedy odczuwalnie bardziej ospałe i mniej chętnie reaguje na manetkę gazu. Program „A" czyni z Kinga prawdziwą „wściekliznę", a kierowca ma wrażenie, że dosiada iście sportowej maszyny. Na całe szczęście przy takich możliwościach jezdnych bestię wyposażono w mega wydajne hamulce - nie opóźniacze zwane tylko czasem błędnie hamulcami, ale naprawdę fantastyczny układ hamulcowy, który potrafi zatrzymać tę ogromną masę praktycznie w miejscu.
Kolejny plus, to wygodna pozycja za kierownicą. Pozwala ona na swobodne manewrowanie motocyklem i sprawia, że kierowca ma wrażenie, jakby siedział na wysokości lusterek mijanych w korku samochodów, co dodaje pewności w pokonywaniu zatłoczonych ulic. Do tego w miarę kompromisowo zestrojone zawieszenie, które z jednej strony daje możliwości pseudosportowej jazdy, z drugiej zaś nieźle tłumi nierówności miejskich ulic. Nie należy jednak spodziewać się komfortu porównywalnego do tego choćby z turystycznych enduro. Przy pokonywaniu szczególnie poprzecznych nierówności można stracić wszystkie plomby, a dolegliwości nerek na pewno się odezwą. Jak wynika z mojego skromnego opisu, do użytkowania B Kinga w mieście nie mam żadnych zastrzeżeń, a wręcz przeciwnie na usta cisną się jedynie superlatywy.
Po przygodach miejskich postanowiłem wybrać się potworem w trasę. Wiele sobie obiecywałem: te przyspieszenia, długie proste i ciasne winkle... Sprzęt spisywał się pierwszorzędnie. Wszystkie zalety z miasta na trasie też oczywiście dało się odczuć, ale przytłaczała je nieco jedna wada: naked! Już od prędkości 140 km/h (a chyba nie muszę dodawać, że to nie jest max możliwości tego sprzętu) wiatr tworzy potworny opór i dokucza na tyle, że kierowca myśli jedynie o tym, jak nie uszkodzić sobie karku i pozostać w siodle. Do tego po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów moja tekstylna kurtka nie miała już widocznych żadnych kolorów i przypominała raczej klatę Tarzana, którą imitowały miliony zabitych na niej insektów. Psychicznie byłem na to przygotowany, bo wcześniej miałem przyjemność dosiadać BMW K1300R i Tryumpha SpeedTriple, w których efekt ten również występuje. Zawsze w takich przypadkach nasuwa mi się jedno pytanie: jaki cel przyświeca tak znamienitym producentom motocykli przy tworzeniu maszyn z ogromnymi mocami, osiągami i przyspieszeniami w nadwoziach typu naked? W moim odczuciu poza miastem ciężko jest z tych zalet korzystać w pełni, przy maksymalnym funie. Być może wyjściem z sytuacji są akcesoryjne owiewki, które jak twierdzą zagorzali zwolennicy nakedów, niwelują tego typu niedogodności. W ujeżdżanym motocyklu takich udogodnień niestety nie było, więc trudno mi się w tym zakresie wypowiadać.
Reasumując moją przygodę z Suzuki B-King, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to bardzo ciekawa propozycja stajni Suzuki dedykowana głównie do użytku w dużych aglomeracjach miejskich i sporadycznych podróży. Moto idealne dla rosłych i obytych z motocyklami osobników, lubiących gwałtowne przyrosty adrenaliny spowodowane zawrotnymi przyspieszeniami.
Komentarze 9
Pokaż wszystkie komentarzeJeżdżę fz1 po wlkp 200km/h i więcej, szału nie ma oczywiście z wiatrem,ale jak zwolnię do 140km/h to szybę w kasku podnoszę ;)
Odpowiedzb-kinga kocham za jego brutalnosc i uczucie towarzyszace jezdzie 260 bez owiewki. owiewka i pozycja embrionalna jest dla mieczkakow,dlatego power nakedy to klasa sama w sobie,bez kompromisow. mam ...
Odpowiedzz calym szacunkiem, ale nie powinno sie pisac opinii nt. sprzetu, ktorym sie nie jezdzi - tylko sie przejechalo... poza tym nie powinno sie pisac nt. B-Kinga jak kogos raczki bola przy 140 km/h ...
OdpowiedzWitam. W swoim BK mam akcesoryjną szybkę Puiga,leciałem z nią 270 i da się wytrzymać.Mam zamontowane XTre co powoduje że na wszystkich biegach ustawiona jest najmocniejsza mapa z 5-go biegu-duża ...
Odpowiedzsiema ja na swoim b-k bez szyby lecę 300 i tylko serce mnie boli że nie mam jak zapiąć 6,bo rozum chociaż krótki nie daje.zamiast paskudzić moto owiewką zainwestuj w Yoshimure warto.od kiedy je założyłem wolniej jeżdżę bo przy 2800 pięknie ryczą to akurat ok 50 na 2,ale nie ma to jak 11000. sprzęt rewelka mimo że tylny laczek starcza na 5000,i chleje 12/100.
OdpowiedzKolego a powiedz mi jak wyciskasz te 300? przeprogramowana mapa czy zdjeta blokada? dlaczego pytam, mialem kupic kinga od kumpla ktory wzial nowke w salonie i po 4kkm sprzedawal, nie kupilem tylko i wylacznie dlatego ze niechcial pojechac wiecej niz 270/h, no to mowie masakra kumple na 600ccm beda mnie wyprzedzac. Pzdr
OdpowiedzKup sobie tą Hayke z turbo! Ja już idę sobie strzelić w łeb, bo mój Fazer tylko 250 wyciąga i mnie 600 wyprzedzają... o boshe!
OdpowiedzStrzel sobie strzel, tylko skutecznie bo fazer jest dla ciot, a hayka jest poprostu paskudna, pozdrawiam!
OdpowiedzStrzel sobie strzel, tylko skutecznie bo fazer jest dla ciot, a hayka jest poprostu paskudna, pozdrawiam!
OdpowiedzNa pewno nie jest dla idiotów!
OdpowiedzMiałem okazje pojeździć B-Kingiem dzięki Salonowi Suzuki w Piasecznie. Na początku byłem przerażony mocą tego motocykla, zwłaszcza, że nigdy nie jeździłem niczym (z wyjątkiem półkilometrowych ...
Odpowiedz"Już od prędkości 140 km/h (...) wiatr tworzy potworny opór i dokucza na tyle, że kierowca myśli jedynie o tym, jak nie uszkodzić sobie karku i pozostać w siodle." HAHAHAHA, no i nakedzie mozna ...
Odpowiedz