Quartararo wie co¶, czego nie wiemy my! Czemu wybiera znów Yamahê?
Zaskoczeni faktem, że Fabio Quartararo przedłużył umowę z Yamahą na dwa kolejne lata? Tak, ja też, ale jestem jednocześnie pewien, że Francuz wie coś, czego my nie wiemy. Co to takiego? Spróbujmy poczytać między wierszami, bo jest tutaj naprawdę ciekawie.
Zacznijmy od rzeczy najbardziej oczywistej i być może najważniejszej, choć niekoniecznie, czyli pieniędzy. Tutaj akurat nie trzeba czytać między wierszami, bo z przecieków wiemy praktycznie wszystko. Yamaha zapłaci Fabio aż 12 milionów euro za każdy z dwóch sezonów, na które mistrz świata z roku 2021 przedłużył swoją umowę (nie licząc bonusów za ewentualne zwycięstwa czy tytuł).
To nie tylko dużo więcej niż Francuz otrzymywał do tej pory, ale podobno także dwa razy więcej, niż wynosić będzie nowe wynagrodzenie aktualnego mistrza, Pecco Bagnaii, który także dopiero co przedłużył swoją umowę z Ducati.
Uczyni to z Quartararo najlepiej zarabiającego zawodnika w stawce MotoGP, bo w ostatnich latach więcej otrzymywał jedynie Marc Marquez. Hiszpan zrezygnował jednak z gwiazdorskiego kontraktu z Hondą i przesiadł się na satelickie, roczne Ducati w barwach Gresini Racing.
Jednocześnie Fabio będzie zarabiał mniej więcej tyle samo, ile największe gwiazdy Yamahy ostatnich dwóch dekad, czyli Jorge Lorenzo i Valentino Rossi, choć przecież ma na swoim koncie tylko jeden mistrzowski tytuł.
Dlaczego w ogóle Yamaha zdecydowała się sięgnąć aż tak głęboko do swojego japońskiego portfela? Po pierwsze utrata Fabio byłaby dla niej wizerunkową katastrofą i swojego rodzaju wotum nieufności, które utrudniłoby jej działanie na wielu frontach; zarówno w relacjach (głównie finansowych) ze sponsorami, jak i potencjalnym "numerem dwa".
Po drugie tutaj właśnie dochodzimy do pierwszej kwestii z cyklu "ktoś tu wie więcej niż my". Musimy pamiętać, że Yamaha dysponuje całymi gigabajtami danych, porównującymi Fabio nie tylko z aktualnym czy poprzednim team-partnerem, ale także właśnie swoimi największymi legendami, jak Lorenzo czy Rossi.
Skoro Japończycy zdecydowali się zapłacić Francuzowi aż tyle, widocznie są przekonani, że jest tego wart i nie jest to tylko kwestia podejścia; "skoro nie mamy dobrego motocykla, to przynajmniej zapłaćmy naszemu najlepszemu zawodnikowi, aby z nami został".
Quartararo ma nie tylko talent, umiejętności i szybkość, ale też odpowiedni styl jazdy i wartościowy feedback, który jest w stanie pchać Yamahę do przodu. Mam wrażenie, że takiego feedbacku nie daje Alex Rins, który otwarcie mówi o tym, że używa znacznie mniej elektroniki, niż ktokolwiek inny, bo woli czuć motocykl w prawym nadgarstku. Jak taki ktoś ma pchać do przodu rozwój motocykla skupiony właśnie wokół elektroniki, skoro woli jej nie używać. Absolutnie nie ujmuję tutaj Rinsowi i jestem pewien, że rozumiecie, co mam na myśli.
Nie mam złudzeń. Quartararo na pewno zebrał z rynku oferty i finalnie wybrał tę najwyższą, nawet jeśli budżet miał tutaj drugorzędne znaczenie, ale w nieco innym kontekście jest on moim zdaniem kluczowy.
Skoro bowiem Yamaha jest gotowa zapłacić mu aż tyle, to jednocześnie musi być gotowa na wyskoczenie z równie dużej kasy, aby pchnąć do przodu rozwój motocykla. O tym więcej za chwilę. Tymczasem w tym miejscu dochodzimy do największego ograniczenia głównej kontroferty.
Spójrzmy bowiem na alternatywy, jakie miał Fabio. W Ducati musiałby - tak jak Marquez - startować za frytki, a jednocześnie nie byłby w szeregach włoskiej marki ani numerem jeden, ani dwa, ani nawet trzy czy cztery, dlatego podejrzewam, że nie było tutaj nawet specjalnie długich rozmów.
KTM zwyczajnie Francuza nie potrzebuje, a Honda - nawet jeśli miałaby porównywalne środki, to jednak wydaje się być w dużo większym kryzysie technicznym niż Yamaha.
Tym sposobem dochodzimy do jedynej realnej alternatywy, czyli Aprilii, która z jednej strony mogła zaoferować Fabio status wyraźnego lidera ekipy i motocykl dużo bardziej konkurencyjny, niż Yamaha. Sęk w tym, że nadal nie jest to maszyna, na której można dzisiaj walczyć o tytuł, a jednocześnie Aprilia dysponuje dużo mniejszym zapleczem technicznym.
No i ostatecznie proponowała tylko 4 miliony euro, a nie 12. Tutaj raz jeszcze dochodzimy do sedna kwestii finansowej, którą moim zdaniem nie jest tylko samo wynagrodzenie.
Chodzi o cały pakiet. Skoro Aprilia może zapłacić Fabio zaledwie jedną trzecią tego, co Yamaha, to jednocześnie zapewne może też przeznaczyć na rozwój motocykla adekwatnie mniejszy budżet. Krótko mówiąc, to się nie spina.
Ale może i spinałoby się - dokładnie tak samo, jak spięło się Marquezowi przejście do Gresiniego. Dlaczego Fabio postąpił więc inaczej? Moim zdaniem wcale nie chodzi o to, że postanowił napchać sobie kieszenie przed nieuchronnie zbliżającą się za kilka lat emeryturą.
Yamaha zrobiła bowiem to, czego nie udało się zrobić Hondzie w przypadku Marqueza. Pokazała Francuzowi, że jest gotowa wywrócić swój projekt do góry nogami, aby tylko wrócić do gry. I nie są to jedynie puste słowa.
"Zimą Yamaha udowodniła mi, że ma nowe podejście i agresywne nastawienie" - powiedział Quartararo przy okazji ogłoszenia nowej umowy.
Z kolei ze słów szefa Yamaha Motor Racing, Lina Jarvia, wyczytać można całą masę ciekawostek: "Utrzymanie Fabio było kluczowe dla naszego projektu. To wyjątkowy talent, który pracuje bardzo ciężko i jest graczem zespołowym, a do tego ma przed sobą długą karierę".
Mało? "Stawiamy na nowe, agresywne podejście w rozwoju motocykla. Wprowadziliśmy dużo zmian do naszej struktury organizacyjnej, zatrudniliśmy wiele utalentowanych osób, nawiązaliśmy nowe partnerstwa zewnętrzne, zwiększyliśmy budżet na rozwój i program testowy".
Właściwie na temat tego cytatu można napisać cały artykuł, bo Yamaha naprawdę zrobiła w ostatnich miesiącach bardzo dużo, a to jeszcze nie koniec. Za kulisami trwają bardzo intensywne rozmowy na temat zakontraktowania zespołu satelickiego, którym może zostać ekipa VR46.
Skoro Japończycy zapłacili aż tyle Fabio, to jestem pewien, że równie agresywnie podejdą do obsady drugiego fabrycznego fotela. Idealnym kandydatem wydaje się dla nich Jorge Martin, który jest mocno rozczarowany podejściem Ducati, które nie tylko traktuje go jak "tego trzeciego", ale też płaci mu równie niskie wynagrodzenie.
Martin w boku Quartararo byłby cennym skalpem zarówno dla Yamahy, jak i dla Monstera, ale wiele zależeć będzie do wyników Hiszpana oraz… Marca Marqueza. Jeśli Jorge utrzyma się na czele tabeli, a Marquez nie będzie w stanie dotrzymać mu kroku, wówczas Ducati zrobi wszystko, aby awansować go do głównej ekipy u boku Pecco.
Szczerze mówiąc wydaje mi się to jednak mało prawdopodobne. Marquez będzie coraz szybszy i jeśli będzie tylko trochę wolniejszy niż Jorge, Ducati może woleć jego. Wówczas Yamaha będzie musiał stoczyć pojedynek o Martina z Aprilią, której oferta może być dla niego wystarczająco dobra.
Jeśli więc nie Jorge, to kto? Ciekaw jestem, czy w tej kwestii Fabio także wie już coś więcej niż my, ale z drugiej strony pewnie nie bardzo go to interesuje. Kluczem jest dla Francuza powrót na szczyt.
Tak jak jeszcze do niedawna byłem przekonany, że Fabio odejdzie, a to może na dobre zniechęcić Yamahę do MotoGP, tak dzisiaj wierzę jak nigdy w to, że M1-ka może wkrótce wrócić na szczyt.
Nie wiem co prawda, czy będzie to jeszcze przed zmianą przepisów i sezonem 2027, ale jeśli chodzi o Yamahę, zaczynam wreszcie znów czuć ekscytację. Teraz czas, abyśmy wszyscy to samo poczuli względem Hondy, prawda?
No i przede wszystkim czas, aby nowe inwestycje w ludzi i stronę techniczną zaczęły przynosić efekty.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze