Zawodnicy nie walczą tylko o zwycięstwo. O co chodzi w bratobójczej wojnie Ducati?
Weekend Grand Prix Portugalii pokazał, że stawka jest obecnie o wiele większa niż tylko 25 punktów za zwycięstwo w niedzielnym wyścigu. Za kulisami toczy się bowiem dużo ważniejsza gra, a wydarzenia z Portimao mocno namieszały w układzie sił.
O co chodzi? Mam na myśli oczywiście kontraktowe roszady na sezon 2025, bo tylko kilku zawodników może być obecnie pewnych swojej przyszłości. Ci, którzy nie mogą jeszcze spać spokojnie, są pod ogromną presją, a sytuacja zmienia się niemal z okrążenia na okrążenie. Dla kogo na lepsze, a dla kogo na gorsze? Zobaczmy.
Przebudzenie Bestii w Portimao
Rok temu debiutancki sezon Enei Bastianiniego w barwach fabrycznego zespołu Ducati w Portugalii zakończył się jeszcze zanim na dobre się rozpoczął. Po storpedowaniu przez Lucę Mariniego, Włoch długo dochodził do siebie z powodu kontuzji łopatki, chociaż wrócił w widowiskowym stylu wygrywając w Malezji.
To jednak za mało, aby być pewnym przedłużenia kontraktu na sezon 2025. Tym bardziej, że do szeregów Ducati awansuje z Moto2 Fermin Aldeguer. Bastianini w miniony weekend zrobił niemal wszystko, co musiał. Sięgając po pole position nieco wzruszająco zatoczył koło po ubiegłorocznej kontuzji. Tym bardziej, że kwalifikacje nigdy nie były jego mocną stroną.
Niestety, kilka godzin później wydawało się, że najlepszy wynik w czasówce nie będzie miał żadnego znaczenia. Bestia ukończył sprint na szóstej pozycji, za Marquezem i Martinem (a także oczywiście, za Bagnaią), czyli swoimi głównymi rywalami do fabrycznego fotela.
Włoch odbił to sobie nieco w niedzielę, sięgając po solidne, drugie miejsce. Wygląda jednak na to, że to znów nieco za mało, bo tuż przed nim na metę wpadł Jorge Martin, obejmując jednocześnie prowadzenie w klasyfikacji generalnej.
Patrząc na to stricte pod kątem osiągów, Martin wydaje się dzisiaj o niebo lepszym kandydatem na miejscu u boku Pecco, niż Enea. Włoch ma jednak jeszcze trochę czasu, aby udowodnić swoją wartość.
Bagnaia i Marquez w Portimao pokazali, że walka w tym roku będzie bezpardonowa.
Niecierpliwy Jorge w GP Portugalii 2024
Tymczasem Martin, choć mówi, że nie spieszy się z podejmowaniem żadnych decyzji, jednocześnie otwarcie przyznaje, że jego czas w zespole Pramac Racing "dobiega końca". Hiszpan nie zamierza zostawać w ekipie satelickiej na kolejny rok i stawia Ducati pod ścianą. Jeśli nie dostanie fabrycznej posady, odejdzie do innego fabrycznego teamu.
Jakiego? Jedyną choćby w połowie sensowną opcją jest Aprilia, bo przecież Honda i Yamaha są w totalnym kryzysie (choć Martina łączono już z tą ostatnią w przeszłości). Z drugiej strony Ducati jest dzisiaj zdecydowanie bardziej konkurencyjnym pakietem, nawet jeśli dosiadasz go w barwach satelickiego teamu.
Inna sprawa, że to, czego dokonał w niedzielę Martin, sprawia, że historia Bastianiniego wcale nie jest specjalnie wzruszająca. Przypomnę tylko, że trzy lata temu Jorge połamał w Portimao długą listę kości podczas wypadku w siódmym zakręcie, po czym przez kilka miesięcy dochodził do siebie. Teraz wrócił tam i stanął na szczycie podium. Coś pięknego.
The King is Back?
Bastianini jest zresztą w tej chwili dla Martina najmniejszym zmartwieniem, choć to właśnie z nim Hiszpan walczył o fabryczny fotel dwa lata temu. Teraz Jorge staje do walki z przysłowiowym "bossem", który blokuje mu wejście na kolejny poziom gry.
Owym bossem jest oczywiście Marc Marquez, który w Portugalii pokazał jedno; że wrócił. Jeśli po Grand Prix Kataru mieliście jakiekolwiek obawy, że sześciokrotny mistrz MotoGP może nie być w stanie nawiązać walki o czołowe pozycje, to Portugalia wszystkie je rozwiała.
Powiem więcej; będę bardzo, bardzo zdziwiony, jeśli to nie Marc Marquez wygra Grand Prix Ameryk w Austin i Grand Prix Niemiec na Sachsenringu. Będzie szybko i… kontrowersyjnie.
Tak, jak jeszcze kilka lat temu zderzał się z Valentino Rossim, tak w niedzielę Hiszpan zderzył się z jego najbardziej utytułowanym podopiecznym, dwukrotnym mistrzem świata, Pecco Bagnaią.
Kto jest winien kolizji w piątym zakręcie? Sędziowie podsumowali krótko; incydent wyścigowy, z czym zgadzają się obaj zawodnicy (choć każdy miał swoje "ale") i ja również. Takie ściganie chcemy oglądać. Za wszystkie pieniądze!
Sęk w tym, że dla Ducati niedzielne wydarzenia są ogromnym problemem. Skoro pomiędzy Marquezem i Bagnaią już iskrzy, to ściągnięcie Hiszpana do fabrycznej ekipy na sezon 2025 jest jak proszenie się o kłopoty; wyśpiewane barytonem ze szczytu krzywej wieży w Pizzie!
Z drugiej strony, choć Bastianini pojechał solidnie i wydaje się idealnym skrzydłowym dla Pecco, a Martin sprawia wrażenie najbardziej konkurencyjnego i kompletnego, to jednak kto nie chciałby mieć Marqueza w swoim składzie? A może rozwiązaniem będzie "awansowanie" go do Pramaca?
No bo umówmy się; patrząc na to, co wyprawia, a raczej czego nie wyprawia, Honda, trudno mi uwierzyć, że Marc może za rok wrócić w jej szeregi. Co z tego, że Stefan Bradl testował niedawno w Jerez masę nowych części, z których wiele dotarło nawet do Portimao, skoro zamiast powoli piąć się w górę, zawodnicy HRC z każdym okrążeniem wydają się tracić coraz więcej czasu?
Wrócił Król? Król jest nagi, a na tronie siedzi już nowy!
Tak, Marc Marquez ponownie zrobił w ten weekend show, ale umówmy się, na torze ponownie - podobnie jak w Katarze, wyprzedził go młody Pedro Acosta, który tym razem był w stanie zaopiekować się oponami i dowieźć do mety podium. Co prawda trochę w prezencie, ale jednak.
19-latek z Murcji raz jeszcze pokazał, że jest talentem na miarę "kosmitów" i już niedługo będzie regularnie walczył o zwycięstwa. Przy okazji zostawił w tyle nie tylko Jacka Millera, ale także Brada Bindera.
Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, że w sezonie 2025 to Pedro będzie liderem KTM-a? Tak, piszę to z pełną świadomością faktu, że Hiszpan nie ma jeszcze umowy na przyszły rok. Tym lepiej dla niego, bo lewar w negocjacjach jest bardzo mocno po jego stronie!
A z innej beczki; czy KTM potrzebuje w tej sytuacji takiego zawodnika, jak Marc Marquez albo nawet Jorge Martin? Mają przecież genialnego Pedro i wystarczająco solidnego Bindera, a na dwa pozostałe miejsca mogą sadzać za "grosze" zawodników awansujących w ich barwach z Moto3 i Moto2.
To jeszcze nie koniec
Wróćmy jednak do Aprilii, której temat poruszyłem przy okazji Martina. Jeśli ktoś będzie musiał zrobić tam dla niego miejsce, to być może wcale nie będzie to Maverick Vinales. Hiszpan wygrał sobotni sprint, a niedzielę jechał po drugie miejsce, zanim na finiszu zatrzymała go awaria skrzyni biegów.
Po nieco rozczarowującym sezonie 2023 były mistrz świata Moto3 złapał wiatr w żagle i wygląda na to, że to on będzie rozdawał karty we włoskim garażu. A wszystko to mimo tego, że nie zdecydował się na nowy pakiet aero i dyfuzor pod siedzeniem. Tymczasem już drugi weekend z rzędu rozczarowuje Aleix Espargaro. Czyżby faktycznie jego 5 minut już minęło?
Tego samego obawiałem się po Grand Prix Kataru w przypadku Marco Bezzecchiego, ale Włoch zaczął w Portugalii powoli odnajdywać drogę. Co prawda przed nim jeszcze kawałek, ale może ten sezon wcale nie będzie taki katastrofalny, jak zapowiadały to zimowe testy.
Niestety, tego samego nie można powiedzieć o Fabio Quartararo, który w Portugalii przyznał, że decyzja na temat jego przyszłości zapadnie już za chwilę i Francuz nie zamierza czekać "miesiąc".
Moim zdaniem to jasny sygnał, że, mistrz świata nie tyle zamierza zmieniać barwy, co wręcz podpisał już nową umowę. Z kim? Co po jego odejściu zrobi Yamaha? Jeśli tak faktycznie się stanie, to karuzela kontraktowa wkręci się w Austin na jeszcze wyższe obroty!
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze