Prawo jazdy po nowemu - wnioski z sezonu 2013
Właśnie minął rok od wprowadzenia nowelizacji prawa dotyczącego praw jazdy. Rok ubiegły był przełomowy w kwestiach związanych ze szkoleniem i egzaminowaniem na nowe kategorie, uprawniające do kierowania motorowerami i motocyklami. Doczekaliśmy się całkowicie zmodernizowanej formy przeprowadzania egzaminów, zarówno części teoretycznej jak i praktycznej. Większość zmian szczególnie mocno dotknęła młodych motocyklistów, którzy w chwili wprowadzania nowych regulacji, byli o krok od uzyskania upragnionego dokumentu. Rozmawiamy z Tomkiem Kulikiem, instruktorem motocyklowym, w celu podsumowania wprowadzonych zmian. Zapraszamy do lektury.
Ścigacz.pl: W jaki sposób podsumowałbyś rok 2013 pod kątem zmian jakie zaszły w prawie jazdy?
Tomasz Kulik: Rok 2013 to był dziwny rok, w którym nasza władza przeszła samą siebie uchwalając ustawę o kierujących pojazdami. Skutkiem wejścia w życie wspomnianej ustawy mamy nowe kategorie prawa jazdy na jednoślady, ale mamy też brak przepisów przejściowych chroniących osoby będące w trakcie szkolenia bądź egzaminowania. Skandalem jest sytuacja, gdzie młody człowiek zdaje egzamin skutecznie przed zmianami, a decyzja o nadaniu uprawnień zapada po zmianach, więc proponuje się osiemnastolatkowi prawo jazdy kategorii A2, gdy ten zdawał na kategorię A.
Co do zdawalności egzaminów państwowych, to mniejszy odsetek abiturientów zalicza pierwszy egzamin z wynikiem pozytywnym. Nie chodzi tu tylko o teorię, gdzie mamy niektóre pytania stworzone przez osoby niekompetentne, ale o praktykę, gdzie egzamin jest znacznie bardziej wymagający niż przed zmianami. Muszę pochwalić resort za nową formę egzaminu praktycznego, który jest pierwszym w historii polskiego ruchu drogowego egzaminem motocyklowym, na którym trzeba się wykazać podstawami prawidłowej techniki jazdy. Mamy na egzaminie elementy dynamiczne, nawiązujące do realnych zagrożeń na drodze. Mamy zadania polegające na manewrowaniu w ciasnej przestrzeni, nawiązujące do jazdy w korku, której nikt nie zabroni – ludzie jeździli w korku między samochodami, jeżdżą, będą jeździć. Jednak nadal mamy nikomu niepotrzebną procedurę omówienia wylosowanych podzespołów motocykla – w tym obowiązkowo łańcucha – gdzie za złą kolejność omówienia zagadnień, egzamin kończył się z wynikiem negatywnym. Bzdur dotyczących procedury egzaminacyjnej jest więcej: buty wiązane (nawet nie sznurowane, lecz wiązane), zakaz poinformowania kursanta jaki błąd popełnił, tajne pytania egzaminu teoretycznego i wiele, wiele innych.
Co do opinii kursantów, to najbardziej odczuły zmiany te osoby, które szkoliły się przed zmianami, zaś egzamin zdawały po zmianach. Jeśli kursant odbywał kurs w normalnym ośrodku, gdzie uczy się jeździć, gdzie instruktorzy sami jeżdżą na motocyklach na co dzień, gdzie szkolenie w ruchu drogowym odbywa się z instruktorem na tylnym siedzeniu, to pół biedy – pozostało jedynie zapoznać się z nowymi zadaniami egzaminacyjnymi, gdyż delikwent ma podstawy wpojone od początku szkolenia. Kłopot polega na tym, że w Polsce instruktor nie musi umieć jeździć – wystarczy, że pokona zadania na placu manewrowym, takie same jak dla kursantów! Co prawda, kandydat na instruktora ma w trakcie kursu instruktorskiego obowiązek wziąć udział w szkoleniu w Ośrodku Doskonalenia Techniki Jazdy, ale u większości kandydatów nie ma czego doskonalić.
Wracając do egzaminu, to muszę pochwalić dyrekcję WORD Warszawa, gdzie od dawna nie ma już stałej trasy egzaminacyjnej dla motocyklistów, a jedynie wyznaczony na mapie obszar po którym poruszają się egzaminatorzy z abiturientami. Czyli trzeba umieć zachować się na drodze, bo nie ma możliwości wkuwania trasy na pamięć, jak było niegdyś.
Ścigacz.pl: Jakie są obecnie największe problemy związane z nowymi przepisami?
Tomasz Kulik: Przede wszystkim, program szkolenia podaje godzina za godziną, co należy realizować podczas szkolenia kursanta, tak jakby wszyscy uczyli się w tym samym tempie, mieli takie samo doświadczenie motoryzacyjne, percepcję i predyspozycje fizyczne. Taki program przygotowuje się do szkolenia grupowego (wykłady), gdzie pewne parametry trzeba uśrednić. Na jazdach to się nie sprawdza – podczas pracy z indywidualnym podopiecznym trzeba dostosować metodykę do możliwości kursanta. Ponadto program szkolenia stworzony przez pracowników resortu, zawiera takie genialne pomysły jak zajęcia w kopnym piachu czy muldach, wciskanie sprzęgła przed hamulcem, czy stosowanie przeciwskrętu nogą i skrętu szosowego.
Kolejny wyczyn to nakaz szkolenia – dla kategorii A – tylko na motocyklach o pojemności silnika nie mniejszej niż 600 cm3 i mocy maksymalnej nie mniejszej niż 40 kW (ok. 54 KM). Jak można zmuszać do korzystania z takiej maszyny od pierwszej lekcji? Jak resort wyobraża sobie szkolenie w terenie na motocyklu spełniającym powyższe wymagania? Na czym szkolić? Na Hondzie XR650? Można, bo spełnia wymagania, ale to raczej źle się skończy. Niejeden doświadczony motocyklista przetrącił sobie gnaty na motocyklu mniejszym i słabszym niż wspomniana Honda, ale resort każe na takim szkolić. W sprawach biurowych stworzono wymóg zgłaszania zajęć kursanta do urzędu – data, godzina, miejsce - najdalej dzień po rozpoczęciu kursu. Ustawa nakazuje zgłaszać wszystkie zajęcia, teoretyczne i praktyczne, gdzie kurs trwa czasem dwa miesiące, a urzędnik życzy sobie by już dzień po rozpoczęciu kursu, co do godziny zadeklarować wszystkie spotkania. Jednak resort przewalczył ustawę rozporządzeniem (sic!) i nakazuje deklarowanie tylko pierwszych wykładów i pierwszej jazdy – też paranoja, co prawda niezgodna z ustawą, ale mniej uciążliwa. Najlepsze jest to, że ustawę przygotowywali urzędnicy Ministra Transportu, a prawnicy w Parlamencie przepuścili to dalej.
Byłbym zapomniał! Uprawnienia instruktorskie! To jest wisienka na torcie. Otóż instruktorzy posiadający uprawnienia motocyklowe przed 19 stycznia 2013 nie mogą szkolić kursantów w zakresie kategorii A2 i AM. Mogą szkolić kursantów w zakresie kategorii A1 i A, ale dla nowych kategorii nie mają uprawnień – jest to stanowisko warszawskiego magistratu, niestety zgodne z przepisami. Urzędnicy samorządowi nadzorujący szkolenie kandydatów na kierowców, mają związane ręce, gdyż zapisy w ustawie i rozporządzeniach są dość niefortunnie sporządzone, wręcz idiotycznie. Mamy zapis expressis verbis, że egzaminator z uprawnieniami kategorii A ma uprawnienia do egzaminowania w zakresie kategorii: A, A1, A2, AM, zaś analogicznego zapisu o instruktorach brakuje. Czyli kto może szkolić w zakresie nowych kategorii? Instruktor, który uzyskał uprawnienia po 19 stycznia 2013. Tak by się wydawało. Jednak mam dla czytelników niespodziankę: otóż ustawa mówi, że ośrodek może szkolić w zakresie danej kategorii jeśli zatrudnia instruktora posiadającego trzyletnią praktykę w tej kategorii. Skoro kategoria A2 jest nowa, to nie ma instruktorów legitymujących się trzyletnim stażem. Brak przepisów przejściowych spowodował, że mamy przypadki zaliczenia egzaminu praktycznego kategorii A i C przez osoby w wieku 18 lat, ale dokumenty trafiły na biurko po 19 stycznia, więc prawa jazdy nie wydano – egzamin zdany, ale prawka niet! Natomiast osoby, które ukończyły 18 lat przed zmianami nadal mogą prowadzić motorowery bez uprawnień – w imię praw nabytych. Jeśli tak, to czemu osoby mające ukończony odpowiedni wiek przed zmianami, są szykanowane i tymi zmianami objęte? Paranoja goni paranoję, a wszystko za nasze podatki.
Ścigacz.pl: Co sądzisz o tzw. deregulacji Gowina w aspekcie instrukorów i egzaminatorów prawa jazdy?
Tomasz Kulik: Pan Jarosław Gowin chciał dobrze, ale podjął działania bez zgłębienia wiedzy o specyfice niektórych deregulowanych zawodów. Ja wolę, by moje dziecko było pod opieką trenerów i instruktorów sportu z kwalifikacjami sprzed zmian. Co do instruktorów nauki jazdy, to kiedyś wymagano stażu pięcioletniego, potem skrócono wymagany czas posiadania uprawnień do trzech lat, a obecnie mamy dwa lata. Zgroza. Nie dość, że dwa pierwsze lata to okres, gdy młody kierowca powoduje statystycznie najwięcej wypadków, to jeszcze znika wymóg posiadania średniego wykształcenia dla kandydata na instruktora. Deregulacja nie na tym powinna polegać. Deregulacja powinna zdjąć z branży szkoleniowej całą niepotrzebną biurokrację, która zabiera czas i energię, zaś kompletnie nie poprawia jakości szkolenia. Masa papierów w jakiej toną biura ośrodków szkoleniowych jest zmorą, od której trzeba się uwolnić jak najszybciej. Sam fakt, że instruktorami nauki jazdy zostają – zgodnie z przepisami – osoby, które nigdy nie posiadały własnego auta, nawet służbowego, jest godny potępienia.
Ścigacz.pl: Czy jest coś, co należałoby zmienić, aby usprawnić obowiązujące przepisy o prawie jazdy?
Tomasz Kulik: Przede wszystkim należy uchylić Ustawę o kierujących pojazdami, która sprzyja korupcji, pogarsza bezpieczeństwo na drodze, przeegzaminować egzaminatorów z jazdy na motocyklu, najlepiej w Ośrodku Doskonalenia Techniki Jazdy, gdzie są ku temu warunki, zdjąć niepotrzebną biurokrację z ośrodków szkoleniowych, wprowadzić zwyczaj zdawania egzaminu praktycznego na pojeździe szkoleniowym – tak jak zdają niepełnostrytni na pojazdach z automatyczną skrzynią biegów: skoro ci mogą zdawać na maszynie szkoleniowej z automatem, i takie ograniczenie będą mieli w prawie jazdy, to czemu pozostałe osoby, potrafiące posługiwać się manualną skrzynią biegów i sprzęgłem, mają być poszkodowane? Należy wprowadzić zapis o szkoleniu motocyklistów z instruktorem na tylnym siedzeniu motocykla prowadzonego przez kursanta. Kontrola poczynań kursanta przez radio jest zerowa, nie da się zahamować, skręcić, etc.
Bardzo ważne jest uporządkowanie spraw związanych w procedurą wydawania uprawnień, by akcje ze wstrzymaniem wydania dokumentu z uwagi na winę urzędników nie powtórzyły się. Zniesienie wadliwego programu szkolenia i przywrócenie „charakterystyki absolwenta kursu” – dokumentu określającego, co ma umieć osoba dopuszczana przez instruktora do egzaminu państwowego. Ponadto egzamin praktyczny powinien mieć formę realnego sprawdzania umiejętności abiturienta, a nie szukania okazji do „oblania” za błahe, nieistotne dla bezpieczeństwa na drodze sprawy. Wymóg „butów wiązanych” zmieniłbym na wymóg posiadania na egzaminie kompletnego stroju ochronnego z atestem/homologacją do wglądu dla egzaminatora w razie wątpliwości. A skoro mamy kilka kategorii prawa jazdy na motocykl, to zadania egzaminacyjne powinny być zróżnicowane, bo obecnie posiadacz prawa jazdy kategorii A2 zalicza takie same zadania na egzaminie kategorii A, na – praktycznie – takim samym motocyklu w większości ośrodków egzaminacyjnych. Jeśli mamy dwa egzemplarze Gladiusa – jeden o pełniej mocy maksymalnej, zaś drugi zdławiony na potrzeby kategorii A2, to na placu manewrowym i w ruchu miejskim są to dwie identyczne dla zdającego maszyny. Mają taką samą masę, taką samą dynamikę w realiach ruchu miejskiego, takie same kłopoty sprawiają osobom o drobnej posturze i grubych udach. Cóż, wiele rzeczy jest do poprawki bądź likwidacji w branży szkoleniowej i egzaminowaniu kierowców.
Ścigacz.pl: Jaki trend panuje wśród kursantów jeśli chodzi o wybór motocykla?
Tomasz Kulik: Coraz więcej osób realnie ocenia swoje możliwości i wybiera maszyny klasy 250-500 cm. Mimo, że na kursie spotkali się z takimi maszynami jak NTV650, ER-6, Gladius, to jednak rozsądek podpowiada im, że do samodzielnej jazdy pięćsetka będzie na początek lepsza. To cieszy, bo oznacza poprawę bezpieczeństwa na drogach. Taki nowicjusz pojeździ na maszynie adekwatnej do swoich możliwości, by przesiąść się później odpowiedzialnie na motocykl większy i silniejszy. Na pewno spory wpływ ma oferta salonów sprzedaży, gdzie do niedawna maszyn klasy średniej nie było. Obecnie oferta „ćwiartek” i pięćsetek poprawia się z korzyścią dla obu stron. Jeśli inni importerzy pójdą w ślady marki Honda, której klientami opiekowałem się podczas pikników szkoleniowych na torach kartingowych, gdzie klasa 250 i 500 stanowi połowę uczestników, będziemy mieli coraz więcej bezpiecznych i świadomych motocyklistów na drogach, poruszających się bez kompleksów na maszynach średniej klasy. A niejeden użytkownik „litra” zdziwi się, gdy w górach lub na Mazurach zobaczy w lusterku mały motocykl, skutecznie dotrzymujący kroku na zakrętach.
Ścigacz.pl: Dziękujemy za rozmowę.
Tomasz Kulik: Dziękuję.
Komentarze 31
Pokaż wszystkie komentarzeMoje zdanie jest takie, że ustawodawca zbytnio skupia się na zmienianiu wymogów egzaminacyjnych i niepotrzebnie je komplikuje poprzez mnożenie coraz to nowych trudności jak: zwiększanie ilości ...
OdpowiedzMoje zdanie jest takie, że ustawodawca zbytnio skupia się na zmienianiu wymogów egzaminacyjnych i niepotrzebnie je komplikuje poprzez mnożenie coraz to nowych trudności jak: zwiększanie ilości ...
Odpowiedznie przesadzajcie, nie jest tak źle. ja zdałam egzamin na nowych zasadach bez trudnosci. Najwieksza bariere miałam w głowie- nigdy nie jeżdziłam nawet na komarku. i jeszcze jak koledzy- wyjadacze ...
Odpowiedznie przesadzajcie, nie jest tak źle. ja zdałam egzamin na nowych zasadach bez trudnosci. Najwieksza bariere miałam w głowie- nigdy nie jeżdziłam nawet na komarku. i jeszcze jak koledzy- wyjadacze ...
Odpowiedznie przesadzajcie, nie jest tak źle. ja zdałam egzamin na nowych zasadach bez trudnosci. Najwieksza bariere miałam w głowie- nigdy nie jeżdziłam nawet na komarku. i jeszcze jak koledzy- wyjadacze ...
OdpowiedzNiedługo podchodzę do egzaminu A1. Niektóre z tych zasad mają sens, ale czytając niektóre głowa boli od głupoty ustawodawcy.
Odpowiedz