Pięć motocykli, których nigdy nie zapomnę i uzasadnienie, dlaczego właśnie te!
Zaraz urwie mi głowę. Dosłownie mam wrażenie, że mięśnie szyi przegrają walkę i moja dynia oddzieli się od tułowia. Resztkami siły zerkam na kokpit i nie mogę uwierzyć, że prędkościomierz nie nadąża z wyświetlaniem poprawnych liczb, pokazując tylko migające 100, 140, 175, 230. Dalej nie wiem, bo skupiam się na tym, żeby nie oderwać się od asfaltu, co i tak się dzieje. Przód motocykla robi się luźny i chwilę później dziób celuje w niebo. Zaraz, zaraz, na piątym biegu?!
Nie ma czegoś takiego jak najlepszy motocykl, podobnie zresztą jak nie ma czegoś takiego jak najlepszy ser albo najlepsze drzewo. Wszyscy mają inną definicję i interpretację najlepszości i guzik nam do tego, bo to, co dla jednego jest sufitem, dla innego jest podłogą. To, co za chwilę napiszę to luźna lista motocykli, które wryły mi się w mózg na tyle mocno, że nie zapomnę ich i jazdy nimi choćbym bardzo chciał.
Kawasaki Ninja H2
Krótko mówiąc - kartkówka z sprawności zaczepów mięśniowych i szczelności zwieraczy. Na tym motocyklu czułem przede wszystkim koktajl podniecenia i strachu, bo po pierwsze, niewielu cywili mogło nią w tamtym czasie jeździć po ulicy, a po drugie nie mogłem uwierzyć, że motocykl może być taki szybki. Wyobraź sobie typowego litra, a potem dodaj do niego jeszcze jednego litra. Naprawdę wydaje się, że jak kompresor się rozkręcił, motocykl jakimś cudem odpalił jeszcze jeden silnik. R1 mogła minąć na pełnym gazie stojące na poboczu H2 zi została by wyprzedzona za jakieś 9 sekund. Absurdalne dzieło inżynierii. Najszybszy, najbardziej przerażająco-ekscytujący motocykl drogowy jakim jeździłem.
Elektryczne Suzuki GS500
GS500 na prąd https://www.scigacz.pl/Elektryczne,Suzuki,GS500,Polak,potrafi,16962.html było czymś w rodzaju internetowej sensacji i jestem dumny, że ją odkryłem przez zupełny przypadek przeglądając portal ogłoszeniowy. Mechanik z Bytomia zbudował ten motocykl sam, wybebeszając rzędową dwójkę i w jej miejsce wstawiając przemysłowy silnik i wielkie akumulatory o łącznej pojemności 100 Ah. Niezwykłość tego projektu polegała na tym, że był tylko jeden taki motocykl na świecie. W niewielkim warsztacie niedaleko dworca w Bytomiu. Motocykl był ciężki, umiarkowanie dynamiczny, ale działał i jeździł, co udowodniło, że do zbudowania jednośladu z alternatywnym źródłem zasilania nie jest potrzeby miliardowy budżet i batalion inżynierów. Trochę zakłóciliśmy spokojne życie Pana Marka, bo do chwili, kiedy do niego nie pojechaliśmy, żył sobie spokojnie i prowadził swój warsztat, ale po naszej publikacji odwiedzili go ludzie z większości lokalnych mediów, portale i gazety motoryzacyjne, a nawet ekipa z TVN Turbo. Sorki…
Suzuki Bandit 1200
Nie robi się już dziś motocykli, do których możesz wlać płyn do naczyń, a i tak odpalą i takich, które będą jechać z dziurą w bloku silnika. Duży Bandzior pozostaje dla mnie niezapomniany, bo to był mój pierwszy duży motocykl, ale przede wszystkim dlatego, że nawet 25 lat później niewiele sprzętu jeżdżącego po drodze potrafi być tak elastycznym. To być może niewiele wyjaśnia, więc pozwolę sobie wyklarować - Bandziorem można było ruszyć spod świateł na czwartym biegu i w 9 sekund rozpędzić się do 200 km/h. Po każdej takiej akcji wymieniałeś tarcze sprzęgła, ale kupując B12 najlepiej załatwić sobie ich prenumeratę, będziesz je palił raz na trzy tygodnie. Bandit mało tego, że umiał wyrwać powalony buk i holować do do tartaku posiadał silnik z kodem na nieśmiertelność. Mogłeś zrobić w nim dziurę (wiem, bo zrobiłem), a on i tak odpalił i pracował.
Honda Goldwing
Ktoś mi powiedział kiedyś, że gdyby mógł jeździć tylko jednym motocyklem do końca życia, to byłby to 1.8 litrowy Goldas. Jest w tym więcej sensu niż się wydaje. Nigdy nie zapomnę pierwszej jazdy testowym Goldwingiem. Na światłach w Magdalence śniady dżentelmen chciał mi umyć szybę, bo myślał, że to samochód. Majestatyczny - właśnie taki był ten motocykl. Pieścił cię sześciocylindrowym boxerem, który nic sobie nie robił z prawie pół tony, które musi wozić. Pojechałem Goldwingiem na moje pierwsze motocyklowe wakacje w głąb Zachodnio-Pomorskiego, w miejsce, gdzie jest tylko jeden sklep czynny do 13:00 i godzinę po tym jak dostałem mandat, wszyscy we wsi wiedzieli kim jestem, skąd jadę i gdzie się zatrzymuję. Tyłek usadzony na siedzeniu jak fotel Joey’ego i Chandlera z "Przyjaciół", AC/DC z pokładowego stereo i puste drogi w środku niczego. Życie było takie dobre przed pandemią i TikTokiem.
Yamaha V-Max 1700
200 KM, kiedy nic nie miało 200 KM, pojemność Opla Vectry w dieslu, żadnej kontroli trakcji, którą i tak gubił nawet na piątym biegu. Bałem się tego motocykla, bo po pierwsze, kiedy mi dano kluczyki, był to najdroższy motocykl drogowy na rynku i trzeba było wpłacić 20 tysiaków kaucji, żeby w ogóle nim się przejechać. Po drugie, że wszyscy, w tym ja, pozwolili się omamić i oczarować żywym ogniem, którym miał pluć ten sprzęt i owszem, była to haubica, kiedy naprawdę odkręciłeś jej gwizdek, ale kiedy nie, V-Max był po prostu dudniącym, potulnym przytulasem. Lansował się spokojnie i komfortowo na mieście, aby okazyjnie spalić jakiegoś litra na światłach. Nie wiem, czy kiedykolwiek był motocykl, który palił więcej. Cztery kufle w układzie V4 musiały się przecież jakoś napełnić, a że każdy z nich miał niemal pół litra pojemności, było gdzie wlewać. Piętnaście litrów na setkę spalałeś w dobry dzień, a i dwadzieścia się czasami wydarzyło, co było szczególnym problemem przy 15-litrowym baku. Przypadkowo podczas sobotniego polowania na kierowców sportowych litrów trafiłem na wesele przy jakimś lokalu. Młodzi machali i poprosili o wspólne foto. W jakimś albumie jest jeszcze pewnie zdjęcie, jak tylna opona 200-konnego V-Maxa zmienia się w dym z młoda parą w tle. Mam nadzieję, że do dziś są razem i się nie rozwiedli.
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeSubiektywna prezentacja 4 zacnych Moto i jednej spawarki każdy motocyklista ma swoją historię powiedziałbym wręcz motocyklowa DTR-ke ale rozebrał mnie urlop goldasem w zachodniopomorskie gdyby mi ...
OdpowiedzArtykul od Bocza! Dlugo na scigacza nie wchodzilem ale teksty od Bocza zawsze chetnie czytalem i ten nie jest wyjatkiem. Co do listy to sie w 100% zgadzam, wszystkie te maszyny sa wyjatkowe. Sam...
Odpowiedz