tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Motocyklem ze Szkocji do Nepalu - czê¶æ II
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Motocyklem ze Szkocji do Nepalu - czê¶æ II

Autor: Marcin Filas 2008.11.21, 16:12 3 Drukuj

Pierwsza część wyprawy za nami. Teraz czas na przejechanie przez Rumunię i Bułgarię

25 września - Rumunia

NAS Analytics TAG

Nie dotarłem do Rumuni pierwszego dnia, taka jak planowałem. Dystans okazał się być nie do pokonania w jeden dzień. Gdy dojeżdżałem do słowackiej granicy, nie mogłem się powstrzymać od fotografowania. Widok gór zawsze mnie wzrusza. Tatry są tak piękne, a i pogoda sprzyjała, wiec można je było podziwiać w całej okazałości. Biorąc pod uwagę, że miałem jeszcze kilka kilometrów do przejechania, postanowiłem już więcej się nie zatrzymywać. W miejscowości, której nazwy nie pamiętam, trochę się pogubiłem. Po raz pierwszy przewróciłem motocykl. Koło bankomatu. Głupia sprawa. Posadziłem tyłek na siedzeniu, złożyłem nóżkę, przekręciłem kluczyk i nacisnąłem guzik rozrusznika. Motocykl był na pierwszym biegu. Reszty się domyślacie - wstyd na całego. Gapiów mnóstwo, ale nikogo do pomocy. Ileż się napociłem, żeby tego grata podnieść. Dopiero wtedy poczułem ile waży. Na szczęście obyło się bez szkód. Gmole i kufry w takich przypadkach pomagają. Jeszcze tylko tankowanie i kilka godzin później przekroczyłem granicę Węgier. Za miejscowością Miskolc rozbiłem namiot nad jakimś stawem. Byłem zupełnie wykończony, zresztą robiło się coraz ciemniej. Ugotowałem sobie zupę i herbatę. Wbiłem się w dwa śpiwory i zasnąłem jak dziecko. Do wszystkich dziwnych dźwięków nocą będę musiał się przyzwyczaić.

Następnego dnia dostałem się do Rumunii i momentalnie zmienił się ruch. Każdy, kto nie ma Dacii, zasuwa na łeb na szyję. Wyprzedzanie na trzeciego to norma, 100 km/h przez miasto nikogo tu nie dziwi. Wioski rumuńskie to szokujący obraz. Życie koncentruje się wzdłuż głównej drogi, gdzie można sobie posiedzieć i obserwować w bezruchu, od czasu do czasu zagadując do sąsiada. Reszta dróg - odnóg to klepiska, przeważnie z ziemi i kamieni. Nawet głupio było stanąć i zrobić fotę. Wygląda na to, że tutaj nikt nie ma pieniędzy, a jednak nowoczesne telefony z cyfrowymi aparatami ma prawie każdy.

Wzbudzam zainteresowanie, gdziekolwiek się pokażę. Szczególnie motocykl przyciąga uwagę. Wczoraj nawet jakiś koleś uparł się, że musi mieć na nim zdjęcie. Cóż....

Ogólnie nie jest źle, ale nie tak, jak się spodziewałem. Chciałem trochę więcej kempingów w jakichś szczególnych sceneriach. Niestety, poza Karpatami wszędzie płasko jak na stole. Wszędzie pola i totalny brak drzew. Jedynie wspomniane Karpaty dały mi satysfakcję z jazdy pięknymi serpentynami. Zakręty, serpentyny, góry, zakręty, stół.

Tęsknie za Żabą i szkoda, że nie udało nam się jechać we dwójkę. Gadanie do samego siebie miało być fajne, ale jakoś nie jest. A jeszcze tyle przede mną!!! Czy dam rade? Nie wiem.

26 września - Constanta

Wczorajszy wieczór w Rumunii to było to, na co czekałem od dawna. Fantastycznie ciepły wieczór, lekki podmuch wiatru, pełnia księżyca i pusta plaża. Resztka Vincia w butelce, kuchenka polowa z gotującą się zupą. Ja sam na sam z natura. Czego mi trzeba więcej? Właśnie takich dni, kiedy cała mizerność życia, pogoń za snami, rozpaczliwe łapanie się brzytwy nie ma znaczenia. Wieczorem dokończyłem flaszkę z Trajanem Decebanem. W ramach podzięki dał mi obrazek z Matką Boską chroniącą podróżnych. Liczy się gest! Musowa fotografia.

26 września - Obzor - Bułgaria

Bułgaria podoba mi się i to bardzo. Kilka kilometrów na południe od rumuńskiej granicy i od razu wszystko wygląda inaczej. Mniej psów, więcej gór i lasów. Ludzie jacyś inni. Pierwsza miła niespodzianka, to starsza pani przy drodze. Zachciało mi się owoców. Zatrzymałem się w środku jakiejś małej wioski, której nazwy nie mogę wypowiedzieć, a co dopiero zapisać. Wspomniana starsza pani miała tam mały stragan z arbuzami i melonami. Pamiętam cenę arbuza - 0.40 za kilogram. Ten, który wybrałem miał może 3 kg. "Niech pan da 1 stupinkę i będzie dobrze". "To trochę mało" - zagestykulowałem. "Jest dobrze, i proszę jeszcze mały melon gratis". I tak z pięcioma kilogramami owoców udałem się dalej w stronę Varny.

Miasto okazało się większe, niż myślałem. Olbrzymi port, nawet park w centrum miasta usiany był okrętami, między którymi przechadzały się mamy z dziećmi. Chciałem się tam zatrzymać na noc, ale całe to manewrowanie po mieście, korki, światła z odliczaniem i hałas trochę mnie odrzucały. Wypatrzyłem na mapie małą mieścinę o nazwie Obzor. Nie zawiodłem się. Cudowne miejsce. Czuje się, jak na Riwierze Francuskiej, albo w Grecji nad Adriatykiem. Wszystko zaskakuje. Ludzie są weseli, jest kolorowo, morze jest piękne i zaledwie 150 metrów od mojej prywatnej kwatery, którą udało mi się wytargować za przyzwoite pieniądze.

W mieście możesz kupić wszystko "ORYGINALNE". Dolce & Gabana, Levi's, Ferrari F1 Team, Renault F1, Rey Ban, Tissot i Rolex. Raj na ziemi. A i najeść się można oryginalnym gyrosem w wersji bułgarskiej. Omlet nawinięty na smażone mięso z cebulą i dodatkami. Piwo za 2 złote plus plaża tego nic nie przebije.

27 i 28 września - Sozopol

Maciek polecał mi to miejsce, mówiąc, że jest fajne. Nie mylił się. Do tego niewielka ilość turystów sprawia, ze to idealna opcja wypoczynku przed dalszą drogą. Jest bardzo gorąco. Pewnie 30 stopni. Nie odważyłem się wejść do wody - dla mnie za zimna, poza tym nie zapakowałem gaci, znaczy stroju kąpielowego.

Wyjechałem z Obzoru tradycyjnie około 9.00 rano, po kawie z lokalnymi mieszkańcami. Po drodze odwiedziłem Nessebar, małą bardzo ładną miejscowość z pozostałościami z XIV wieku (chyba). Niestety, turyści w połączeniu z nagabywaniem przez kelnerów i sprzedawców srebra przyspieszyli mój wyjazd.

Niedługo później dojechałem do Sozopola. Znaleźć kwaterę było prościej, niż zawiązać buty. Ulica, w którą wjechałem, była opustoszała za wyjątkiem kobiety wynoszącej śmieci. Mały szczery uśmiech i już miałem pokój. Może bez widoku na morze, ale w odległości takiej, że na pewno nie zedrę zelówek. Szybko się przebrałem. Dodam, że w motocyklowych ciuchach pocę się, jak zwierz. Z głowy leje się pot, po plecach pot, po tyłku...... Zacząłem już jeździć w jeansach. Mało bezpieczne, ale jedyne do wytrzymania w 30 stopniach.

Postanowiłem zatrzymać się tu dłużej. Odpocząć. Udało się. Zostaję u tej samej babeczki. W TV jest nawet polska Viva, w której wczoraj było o wczasach w Bułgarii!!! Co za zbieg okoliczności. Ale to, co najlepsze tutaj, to Morze Czarne, skały, o które rozbija się woda, stanowiska ratowników, na które można się wspiąć i opróżnić małą rakiję.

29-30 września - Istanbuł

Dojechanie z Sozopola zajęło mi trochę ponad 7 godzin. Niby nie daleko, ale jednak. Z Sozopola do granicy tureckiej drogi wyglądały, jakby prowadziły na jakąś budowę. Dziura przykrywała dziurę. Na granicy pierwsze starcie z biurokracja, okienka po wizę, pieczątki, dokumenty ubezpieczające motocykl na miesiąc i znów okienka i pieczątki. Zajęło mi to może 40 minut. Już opuszczałem granicę, kiedy zatrzymało mnie dwóch mundurowych. Jeden mówił po angielsku, drugi się nie odzywa. Zostałem zaproszony „do kiosku" przez ‘niemowę'. Ogląda dokumenty i nagle mówi - „10 Euro". Mówię, że nie dam, bo już wszystko opłaciłem. Ponownie słyszę „10 euro!" Wychodzę zapytać tamtego, za co w ogóle mam płacić. „Już wszystko OK „ -krzyczy tamten z budki. Ciekawe prawda?

Teraz do Istambułu przede mną tylko 250 km. Początkowe 80 km było spoko. Prawie żadnego ruchu. Dopiero później zaczęło się zagęszczać. Ruch przerodził się w zupę samochodów. Na trzech pasach po pięć samochodów. Te włączające się do ruchu po prostu włączają się bez zatrzymywania, bez oglądania się - krótkie „bıp!" klaksonem i wszyscy mają się dostosować. Totalny bajzel, który wbrew pozorom wydaje się działać. Wyprzedzanie z prawej, z lewej, środkiem, betoniarki jadące 100 km/h środkiem, wielkie tiry o pół metra ode mnie!! Zgroza. Zapłaciłem na bramce 4.5 Lira ı oto byłem w Istambule. Ogrom tego miasta odczułem dopiero wtedy, kiedy stanąłem na jakimś moście, rozglądając się i przy okazji pytając policjanta, gdzie mam jechać. Michał dał mi namiary na hotel, który koniecznie chciałem znaleźć. Upał mnie wykańczał, wodę miałem już na wyczerpaniu, motocykl zaczął gotować olej, bo co 210 metrów stałem w korkach. Każdy trąbi, smród spalin ze starych autobusów, pot leje się po moim tyłku. Błądziłem 2.5 godziny zanim dostałem się do hotelu - drogą przez mękę. Okazało się, że nie mają już sypialni na dachu i tylko jeden wolny pokój. Trochę drogo, ale wtedy miałem to gdzieś. W Stambule spędziłem jeden cały dzień i dwie noce. Pierwszego wieczoru wyszedłem pozwiedzać. Trafiłem na wielki plac zaraz obok Sultanahmet. Tysiące ludzi. Tysiące!! Jedzą, bawią się, dyskutują, kupują... Karuzele, samochodziki - wielki festyn. Posiedziałem trochę na ławce, poplątałem się chwilę i poszedłem spać. Miasto jest ogromne. Nieoficjalnie mieszka tu ponad 20 milionów ludzi. Do tego dochodzą turyści, mnóstwo Polaków, Rosjan i Chińczyków.

1 październik - Sımlav

Wyjechałem przed 10.00 do portu w Istambule, który był może 10 min od motelu Sinbad. Kupiłem bilet na prom do Yalovy. Za 30 Lira nawet się opłacało. W ten sposób oszczędziłem drogi dookoła zatoki. Na promie poznałem Mustafę, który mieszka w Bursie, może godzinę jazdy z Yalovy. Mustafa okazał się porządnym kompanem na czas trwania rejsu. Kupił mi nawet herbatę. Sam nie pił, wiadomo - Ramadan.

Z Yalovy w stronę Antalyi w sumie około 700 km. Nie do zrobienia tymi drogami. Wiedziałem, że będę musiał zatrzymać się gdzieś na noc. Widoki były super i zapowiadało się, że będzie w końcu camping, herbata własnoręcznie przygotowana i zupa chińska z torebki, którą kupiłem jeszcze w Rabce. Na przedmieściach Bursy trafiłem na salon BMW. Zajechałem na chwilę i tak musiałem odpocząć. Zostałem przywitany, jak prawdziwy podróżnik przez facetów w garniturach. Standardowy zestaw pytań: gdzie jedziesz, po co, i musowa fotografia. Według nich niedaleko jest fajne jezioro, nad którym mógłbym się rozbić. Mówię „Super!". Pokazali mi mapy i opisali drogę. Oczywiście nigdy tam nie dotarłem. Dotarłem natomiast do miejscowości Simav. Tam stanąłem na stacji benzynowej - najlepsze miejsce informacyjne. Motocykl wzbudził tyle zainteresowania, że wszyscy wybiegli i każdy chciał pomóc. Pytam o to jezioro, oni że nie ma. Pokazuje na migi, że jestem zmęczony i chce lulu i najlepiej camping. Jeden mówi, że mogę się rozbić na stacji. Szukamy miejsca, ale nie ma wystarczająco. Na łące za stacją podobno są węże. Jeden z mężczyzn mówi, żebym za nim pojechał. Ma na imię Mustafa. Dokładnie - drugi poznany koleś i takie samo imię. Po drugiej stronie ulicy, dokładnie naprzeciwko stał budynek. Dosyć spory, trochę odrapany i zaniedbany. Przed domem rozciągało się pole dopiero, co skoszone. "Tutaj" - mówi Mustafa i pokazuje mi pole. Git. „Ale najpierw kolacja" - mówi. Zaprosił mnie do środka. Środek okazał się być fabryką oleju słonecznikowego. Wszędzie worki ze słonecznikiem, puszki oleju, wielkie zbiorniki. Hałas maszyn i zapach prażonego słonecznika tworzył bombę doznań. Zjedliśmy i napiliśmy się czaju. Później zostałem zabrany do łaźni tureckiej. Kiedy zbierałem się do rozbicia namiotu, Mustafa złapał mnie za rękę i zaprosił na nocleg w jego domu. Kolejna mila niespodzianka.

NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjêcia
jest okRumonia widok na gory
NAS Analytics TAG
Rumunia plasko jak na stoleRumunia postoj na drodze
w strone TurcjiRumunia motocykl
postoj Turcjasalon BMW Turcja
Constanat wyjazd w dalsza drogedroga do Simav
Bulgaria Sozopol statkiBulgaria Nessebar
Constanta plazaConstanta nowe znajomosci
Istambul w tledo Simav
Nessebar uliczkadroga przez Turcje
fabryka oleju kolacjagdzies miedzy Istambulem i Simav
IstambulIstambul most
Istambul widokistambul widok na miasto
Istambul wieczorem fontannaNessebar
jedzonkojestem w Turcji
panorama na miastoRumonia ruiny
Rumunia Constantabank transylwania
Sozopol BulgariaSozopol nad morzem
Turcja IstambulTurcja panorama
ulica miasta wieczoremwaluta Turecka
widok na Sozopolw Istambule
wedkarze Istambulwidok na Istambul
Nessebar bulgariaConstanta na plazy noca
Rumunia
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górê