Motocyklami po Australii - pierwszy tydzień Orlen Australia Tour
Działo się w tym pierwszym tygodniu na australijskiej ziemi! Chyba tylu przygód nie spodziewali się uczestnicy wyprawy – Przemek Saleta, Adam Badziak i Jarek Stec.
Motocykliści mają za sobą już pierwszy z ponad sześciu tysięcy kilometrów podróży. Nie zabrakło na nim niesamowitych widoków, ogromnych wrażeń i ekscytujących atrakcji, a także z początku groźnie wyglądającej przygody.
Po odebraniu motocykli, w środę 29. września w Cairns, przyjaciele udali się do Port Douglas. Kolejną dobę spędzili już w Tully. Początkowe kilometry wyprawy wzdłuż wschodniego wybrzeża prowadziły idealnymi drogami. Towarzyszyły im zapierające dech w piersiach widoki, a także pierwszy kontakt z lokalną fauną i florą. Nie obyło się też bez rejsu po błękitnej lagunie.
Adam Badziak:
„Niesamowity krajobraz w połączeniu z gładkimi jak stół drogami już pierwszego dnia wyprawy zrobił na nas ogromne wrażenie. Na nadmorskich serpentynach motocyklem sportowym można byłoby schodzić na kolano jak na wyścigach, ale jednak wygodna Yamaha Super Tenere okazała się być najlepszym pojazdem na tę podróż.”
Z uwagi na niespodziewaną ilość australijskich atrakcji już w pierwszych dniach poszedł w odstawkę ułożony przed wyprawą plan podróży, a motocykliści złamali swoje postanowienie.
Przemek Saleta:
„Nie mieliśmy czasu i musieliśmy przejechać kilkadziesiąt kilometrów w nocy. Wcześniej umówiliśmy się, że nie będziemy tego robić, ponieważ ostrzegano nas przed kangurami, które potrafią znikąd pojawić się nagle na środku drogi. Jechaliśmy więc powoli i bardzo ostrożnie, a pierwsze kangury zobaczyliśmy dopiero kilka dni później.”
Podczas dwóch dni spędzonych w Tully, Przemek, Adam i Jarek zeszli ze swoich maszyn, by zwiedzić gigantyczne plantacje bananów i trzciny cukrowej. W Tully mieli też okazję zobaczyć ogromne krokodyle i misie Koala, spędzili chwilę na pięknej plaży i wzięli udział w raftingu rwącą rzeką.
Po powrocie na trasę, kierowców czekał test umiejętności na szutrowym odcinku, tym trudniejszy, że pokonywany w strugach ulewnego deszczu.
„Dzięki systemom kontroli trakcji i ABS w motocyklach, mogliśmy skupić się na podziwianiu spektakularnych widoków, zamiast wciąż patrzeć pod koła.” – dodał Jarek Stec
W niedzielę motocykliści przeżyli chwile grozy. Przemek Saleta, zamyślony, przy niewielkiej prędkości nie zmieścił się w zakręcie i wpadł do rowu. Początkowo wywrotka wyglądała bardzo groźnie, ponieważ rów okalał drut kolczasty. Jednak kurtka z protektorami ochroniła Przemka, a i motocykl zbytnio nie ucierpiał, więc przyjaciele mogli kontynuować podróż.
„Ta sytuacja potwierdziła dwie rzeczy. Po pierwsze, dobry motocyklowy ubiór to podstawa, bez niego mogło się to różnie skończyć, a po drugie, przy niewielkich prędkościach trzeba być jeszcze bardziej skoncentrowanym, bo łatwiej o błąd.” – skomentował Saleta
W poniedziałek podróżnicy dotarli do Airlie Beach, gdzie spotkali się z Wojtkiem, Polakiem od trzech lat mieszkającym w Australii. Razem podziwiali wyspy Zielonych Świątek, nurkowali na rafie koralowej i relaksowali się na śnieżnobiałych plażach.
Dzień później wizyta w miejscowości Mackay wyznaczyła pierwszy tysiąc kilometrów wyprawy. Po obowiązkowym przeglądzie motocykli przyjaciele ruszyli dalej.
„Teraz musimy przyspieszyć tempo i przejeżdżać po 300, 400 kilometrów dziennie, aby za dziesięć dni dotrzeć na samo południe Australii, na wyspę Filipa, gdzie odbędzie się runda motocyklowych mistrzostw świata MotoGP.” – powiedział Adam Badziak
Więcej informacji o wyprawie znaleźć można na stronie Orlen Australia Tour.
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeLudzie-opamietajcie sie! czy dlatego Przemek Saleta wypadl z zakretu-ze jest Przemkiem Saleta? Czy znane nazwisko zabezpieczy go przed wypadkiem?Nie-cos poszlo nie tak-popelnil jakis bład i jest ...
Odpowiedzhaha Saleta Ty ośle :D
Odpowiedzhehe, wszystko jest na sprzedaz. Nawet marzenia. Dla wiekszosci osob bylaby to przygoda zycia a dla nich przede wszystkim zabiegi marketingowe.
Odpowiedz"pełno zawistnych ****, całe grono judaszy..."
Odpowiedz