Marc Marquez wygrywa dwa Grand Prix z rzêdu! Powrót Króla?
Na wygraną w Grand Prix czekał równe 1042 dni, a następnie sięgnął po dwa zwycięstwa w odstępie tygodnia. Czy to oznacza, że Marc Marquez na dobre wrócił w MotoGP do walki o najwyższą stawkę?
Nie będę trzymał Was w niepewności. Sam zainteresowany powiedział po zwycięstwie w Aragonii, że już podczas pierwszych testów w Walencji wiedział, że będzie miał szansę, aby powalczyć w tym roku o wygraną. Zresztą wszyscy chyba pamiętacie jego uśmiech po tym, jak w garażu Gresini Racing zdjął kask po pierwszych kilku kółkach na Desmosedici.
Mimo tego obiecującego początku Hiszpan nie był jednak w stanie przebić się na szczyt podium aż do niedawna. Problemy miała zarówno jego satelicka ekipa, jak i on sam.
Najpierw adaptacja do Desmosedici nie przychodziła mu łatwo. Później Ducati zrobiło wyraźny krok do przodu z modelem GP24 i zawodnicy dosiadający wersji GP23 zostali nieco z tyłu.
Po drodze przydarzyło się też kilka błędów i wywrotek wynikających z nieco desperackich prób dotrzymania kroku fabrycznym rywalom, jak na przykład w Austrii.
Kiedy już wydawało się, że na zwycięstwo za sterami Ducati Marquez będzie musiał poczekać aż do przesiadki do fabrycznej ekipy, Hiszpan najpierw zdominował weekend w Aragonii, a następnie nieco niespodziewanie triumfował w Misano.
Warto jednak rozbić te zwycięstwa na czynniki pierwsze. Na dominację w Aragonii złożyło się kilka czynników; przewaga lewych zakrętów, w których Marquez jest poza zasięgiem, niska przyczepność nowego asfaltu, która odebrała modelowi GP24 przewagę na hamowaniach, a finalnie także problemy Pecco Bagnaii na starcie zarówno sprintu, jak i wyścigu głównego. No i oczywiście fakt, że "domowy" Motorland Aragon zawsze był jednym z najmocniejszych torów Marca.
Tak, Hiszpan był tam przez cały weekend poza zasięgiem, ale wielu zastanawiało się, czy nie był to klasyczny "wyjątek potwierdzający regułę" i coś w stylu jednorazowego wybryku.
Kilka dni później, na zupełnie innym torze, Marquez ponownie był jednak w czołówce podczas treningów. Błąd i wywrotka w Q2 sugerowały jednak, że tym razem, mimo świetnego tempa, nie będzie w stanie nawiązać walki o zwycięstwo.
Potwierdził to sobotni sprint, w którym Hiszpan mozolnie przebijał się z dziewiątego na piąte miejsce. Przy takich problemach z wyprzedzeniem trzech zawodników KTM-a Marc nie miał więc prawa walczyć w niedzielę o wygraną. Tym bardziej że z pierwszego rzędu startowała trójka włoskich zawodników na modelu GP24, którzy w dodatku doskonale znają Misano, bo trenują tam praktycznie non-stop.
Wtedy jednak stało się coś niespodziewanego. Opady deszczu na siódmym okrążeniu sprawiły, że zawodnik Gresini Racing na dystansie pięciu kilometrów zyskał aż pięć pozycji, przebijając się na czoło stawki.
Jak tego dokonał? Podczas gdy Jorge Martin popełnił katastrofalny błąd, zagrał defensywnie i zjechał po deszczówki, a Pecco Bagnaia pojechał nieco zbyt zachowawczo, Marquez - który zawsze bryluje w takich warunkach - nie tylko idealnie wyczuł przyczepność, ale też zaryzykował bardziej, niż inni.
Później wystarczyło już "tylko" kontrolować obrońcę tytułu, który na cztery kółka przed metą i tak postanowił odpuścić, tym bardziej że we znaki dawało mu się obolałe po wypadku w Aragonii ciało.
Nie ma się jednak co oszukiwać. Gdyby nie deszcz, Marquezowi trudno byłoby tak spektakularnie przebić się przez stawkę i walczyć o wygraną. Gdyby jednak nie wywrotka w kwalifikacjach, z lepszego pola startowego miałby szansę bić się na czele nawet bez deszczu.
Czy to więc oznacza, że sześciokrotny mistrz MotoGP wrócił do walki o najwyższą stawkę?
W tabeli Hiszpan jest trzeci, a jego strata do prowadzącego Martina zmalała do zaledwie 53 punktów na 259 możliwych do zdobycia w ostatnich siedmiu Grand Prix.
Przed nami już tylko dwie rundy w Europie, dodatkowo na torach, na których Marc na pewno będzie mocny (szczególnie w Walencji). Poza tym będziemy ścigać się już tylko poza starym kontynentem, a to zawsze wyrównuje szanse i może prowadzić do zaskakujących rozstrzygnięć.
Spodziewam się, że Marc będzie mocny w Japonii, Australii i Tajlandii, a to może oznaczać, że do finału w Walencji sytuacja w tabeli wyrówna się na tyle, że wszystko będzie tam możliwe.
Tym bardziej że błędy zaczyna ostatnio popełniać nie tylko prywatna ekipa Marqueza, ale również fabryczny zespół Bagnaii, który miał spore problemy podczas obu startów w Aragonii. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze Jorge Martin, który jest drugi w tabeli i sam ma apetyt na tytuł. W końcu to właśnie on wygrał w Misano sobotni Sprint.
O ile jeszcze całkiem niedawno byłem przekonany, że jest już po zabawie, Bagnaia ma wyraźną przewagę, a Marquez wypadł z walki o tytuł, o tyle ostatnie dwie rundy zmusiły mnie do mocnej zmiany zdania.
Możecie teraz powiedzieć, że zmieniam je jak chorągiewka w zależności od tego, kto wygra ostatni wyścig - w końcu po Silverstone to samo pisałem o Bastianinim.
Ja jednak patrzę na to zupełnie inaczej. Skoro każdy weekend MotoGP przynosi tak dramatyczne zwroty akcji, to możemy się tylko cieszyć, że jesteśmy kibicami jednego z najbardziej ekscytujących i nieprzewidywalnych sportów.
A także cieszyć, że na jego czele znów oglądać możemy jednego z najlepszych zawodników w jego historii… Witaj z powrotem, Marc!
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze