Bagnaia i Marquez zderzaj± siê w MotoGP Aragonii. Czyja to wina?
Wyścig o Grand Prix Aragonii upłynął nie tylko pod znakiem pierwszego od 1043 dni zwycięstwa Marca Marqueza w MotoGP, ale także groźnego zderzenia jego brata, Alexa, obrońcą tytułu, Pecco Bagnaią. Kto ponosi za nie winę? Mick ma na ten temat jasne zdanie.
Zacznijmy od starszego z Marquezów, który w Aragonii kradł show przez cały weekend, na mało przyczepnym asfalcie wykręcając najlepsze czasy we wszystkich sesjach, a następnie wygrywając sprint i wyścig główny, prowadząc od startu do mety.
Takiej dominacji nie widzieliśmy od czasów sięgania przez Hiszpana po kolejne tytuły w barwach Repsol Hondy, ale podejrzewam, że zobaczymy ją częściej w przyszłym roku. Tak czy inaczej fajnie, że po 1043 dniach Marc przełamał swoją pechową serię.
Przejdźmy jednak do tego, co do dzisiaj rozpala dyskusje kibiców. Pod koniec wyścigu przebijający się po fatalnym starcie Pecco Bagnaia dogonił jadącego na trzeciej pozycji Alexa Marqueza, którego opony ewidentnie miały już dość.
Alex przestrzelił hamowanie do dwunastego zakrętu, wyjechał w nim szeroko aż na zewnętrzny krawężnik, a później, jak gdyby nigdy nic, próbował wrócić na wyścigową linię.
Sęk w tym, że był tam już Bagnaia, który złożył się na Hiszpana od zewnętrznej, ale gdy był już z przodu, ten wpakował się z impetem w tył jego Ducati, wysyłając obu na deski.
Po wszystkim obaj byli wściekli. Bagnaia nie tylko uważa, że winę za kontakt ponosi Marquez, ale że Hiszpan celowo doprowadził do kontaktu, co według Włocha potwierdzają także odczyty z telemetrii (do których w Ducati wszyscy zawodnicy mają wzajemny dostęp).
Obrońca tytułu podkreśla, że zamiast zamknąć gaz, aby uniknąć kontaktu, gdy widział już Włocha przed sobą, Marquez aż do samego uderzenia trzymał gaz otwarty na 40-60 procent.
Marquez broni się, mówiąc, że nie widział Bagnaii do ostatniej chwili, a co więcej nigdy nie doprowadziłby do takiej sytuacji i celowo uderzył w rywala.
Inni zawodnicy, podobnie jak kibice, są podzieleni, ale Dyrekcja Wyścigu nie zdecydowała się na nałożenie kary na żadnego z uczestniczących w kraksie rywali.
Czy sami zainteresowani mogli zrobić cokolwiek inaczej? Moim zdaniem absolutnie tak. Po pierwsze całkowicie nie kupuję tej części tłumaczeń Marqueza, w której mówi on, że nie wiedział kto jedzie za nim, bo takich informacji na tablicy nigdy nie pokazuje mu zespół.
Hiszpan wiedział jednak, że "ktoś" się zbliża i to szybko, a na telebimach wokół toru widział z pewnością doskonale, że tym kimś jest Bagnaia. Moim zdaniem Alex był po prostu zdesperowany, aby nie stracić podium tak blisko mety, niezależnie od tego, kto jechał za nim.
Uważam jednak, że popełnił jeden, znaczący błąd, bo wracając na wyścigową linię nie obejrzał się przez lewe ramię, aby upewnić się, że jest tam "czysto", a to mogło doprowadzić do bardzo groźnej sytuacji. Co prawda w takiej sytuacji uważać musi także ten drugi, ale tutaj Pecco wykonał czysty manewr i do tego momentu nie powinien mieć sobie niczego do zarzucenia.
Nie mam wątpliwości, że obaj zawodnicy chcieli zmusić rywala do reakcji. Marquez liczył, że Pecco zamknie gaz, odpuści i odda pozycję. Marquez liczył na to, że dokładnie to samo zrobi Bagnaia i zostawi mu miejsce na wejściu w kolejny zakręt.
Sęk w tym, że na linia wyścigowa na bardzo mało przyczepnym, nowym asfalcie w Aragonii, jest bardzo wąska, a wejście w trzynastkę jest bardzo szybkie. Tutaj Bagnaia nie mógł już zbyt wiele zrobić, ale jednocześnie zamykając drzwi - nawet jeśli nie miał innego wyjścia - nie mógł oczekiwać, że Marquez magicznie zniknie i stanie na hamulcu.
Na tym etapie Alex także niewiele mógł już zrobić, bo zwyczajnie przekalkulował kilka sekund wcześniej. Skutkiem była groźnie wyglądająca kraksa, która dla obu okazała się bardzo kosztowna pod względem punktów do klasyfikacji generalnej. Pod tym względem więcej stracił jednak walczący o tytuł Bagnaia.
Trzeba pamiętać, że to już trzeci taki incydent Włocha w ostatnim czasie. W Portugalii zawodnik Ducati zderzył się w podobnych okolicznościach ze starszym z Marquezów, a rok temu we Francji to samo zrobił z Vinalesem.
Wtedy obyło się bez kar, podobnie jak teraz i wiecie co… ? Bardzo dobrze! Nie ma znaczenia, kto z tej dwójki zawinił "bardziej". Obaj zawodnicy popełnili mniejsze lub większe błędy, ale obaj walczyli po prostu o ten sam kawałek asfaltu i żaden moim zdaniem nie popełnił "faulu".
Ot, po prostu klasyczny incydent wyścigowy, podczas którego "ambicja przerosła talent", czy raczej ego przerosło zdrowy rozsądek, ale przecież o to do diaska chodzi w motorsporcie, prawda?
Jak mawiał klasyk; stało się, to się stało i nie ma co drążyć tematu (czy jakoś tak). Tym bardziej że nie ma na to również za bardzo czasu. Już w najbliższy weekend zawodnicy MotoGP ścigają się w Misano. Czy Bagnaia i Marquez zakopią tam wojenny topór?
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze