Easy rider po USA na pó³metku - Ania Jackowska i Death Valley
Ania Jackowska, która od 10. sierpnia przemierza Stany Zjednoczone w ramach swojej podróży „Nie tylko Road 66 – czyli easy rider po USA 2011”, przejechała już Death Valley. Pisarka i laureatka prestiżowej nagrody National Geographic przejechała już niemalże 4000 km. Jest to kolejna podróż z cyklu „Jedna kobieta, jeden motocykl, wiele kultur”, o którym mówiła też w swoim wywiadzie, który przeprowadziliśmy z Anią tuż przed wylotem do USA. Dwa tygodnie temu na naszych stronach znaleźć mogliście pierwsze dzienniki z podróży, a teraz zapraszamy was na drugą część, gdy Ania ze swoim pomarańczowym F650GS są już na półmetku.
2011-08-29
Dzisiaj fotograficzny dzień poświęcony mojej pomarańczowej petardzie. Niech ma! Mgliste wybrzeże już za nami. Malowniczą "299" wjechaliśmy w piękne, ale gorące tereny, a niebiańska "3", doprowadziła nas do miejscowości McCloud. Zapowiadało się spokojnie. Ale roztańczeni emeryci wciągnęli nas w swój szalony taniec. I tylko ośnieżona Mt. Shasta patrzyła na to zamieszanie z dystansem.
2011-08-31
"89" coraz piękniejsza. Dzisiaj przeprowadziła nas przez Lassen Volcanic Park. Miejscami bywało zimno... O 20.30 padłam w Quincy. Na stacji "Chevron" szukam czegoś do jedzenia. Kierowca Tir-a zabiera ostanią porcję ciepłych nachos. Został jeden spring-roll. „Poproszę” i patrzę na pełną tackę, która właśnie "wychodzi" z budynku. 5 minut wcześniej i byłaby moja. „A martwiłeś się, że tego jednego nikt już nie kupi!” - krzyczy do sprzedawcy znajoma klientka. Spring roll przegryzany beef jerky... Niezła kolacja :)
2011-09-01
Zaczęło się od przymusowej wizyty w toalecie CowGirls. Już kilka minut później już znałam resztę CowRodziny. Zaproszenie na Maddalena Ranch. „Cindy, jej mąż Tony, Joe. Jedź za nami!” Moto ciuchy zamienione na koszulę w kratę, GS na żółtego quada... I w pole. Szkoda, że nie miałam Wranglerów. „Na ślubie mojej córki, połowa gości miała na sobie Wranglery. To Nasz strój. Chociaż facet, który siedział obok mnie, miał Levisy” - dodaje po chwili namysłu. Dziwny jakiś...:)
2011-09-04
Tuż po przekroczeniu granicy Nevady przeniosłam się w inną rzeczywistość. Piękne i odważne kobiety, szarmanccy mężczyźni, kasyna. Przez chwilę zastanawiałam się co dzieje się pod "Czerwoną podwiązką" i czy mogę tam wejść. Tymczasem w "Delcie" - afternoon tea. Tylko dla ladies. "Chciałem wejść i też sobie porozmawiać, ale gdy zobaczyłem że tam same wiekowe baby, zmieniłem zdanie. Żona w środku, ja zostałem na ulicy" - żali się rzecznik miasta. Siedzimy razem na ławce podgryzając beef jerky. Dziki Zachód? Dziki, ale swoje prawa ma. Tylko skąd w tym świecie wziął się kolarz:)? Welcome to Virginia City!
2011-09-06
Czy ta droga dokądś prowadzi? Tak, do temperatury 117F (47 st. C). Death Valley przejechana bez strat w ludziach. Ostatnie 60 mil to pogoń za zachodzącym słońcem, aby nie zaszło. Zaszło. I stała się ciemność i wokół pustka. Aj, takiej pustki, w takiej ciemności jeszcze nie przerabiałam. Kolejne granice przekroczone. I nie chodzi mi wcale o to, że na chwilę z Newady, wróciłam do Kalifornii, aby pójść spać w Newadzie:) Wyjątkowy dzień.
2011-09-07
W Las Vegas przez 2 godziny bałam się wyjść z pokoju, z obawy, że potem do niego nie trafię. Zanim dotarłam do wyjścia już byłam zmęczona i nie wiedziałam, gdzie jestem. Bajkowe Vegas mnie chyba przerosło, chociaż bez wątpienia, zafascynowało. Rozmach architektury rzuca na kolana: weneccy gondolierzy, wybuchający wulkan... Tylko dlaczego Ci nowożeńcy wcale nie są jakoś wybitnie zadowoleni?:) Dzisiaj robię drugie i ostatnie podejście. I wracam w ciszę.
2011-09-09
Vegas...Nie wiem czy polubić, czy nie...Mimo paru wpadek (tym razem nie moich) chyba jednak lubię. W pokera grać nie umiem, miliona nie wygrałam, chociaż na dowód, że wygrać można, wywiesili zdjęcia uśmiechniętych wygranych. Wyglądało na prawdziwe. Trochę inaczej uśmiechali się Ci, co siedząc od kilku godzin przy stole, nadal czekali, że los sypnie im kasą. Uśmiechali się jakoś krzywo. Tak jak jeden z Elvisów, widząc, jak z tym drugim wycieczka robi sobie pamiątkowe zdjęcie. A przecież każde zdjęcie to miły dźwięk w skarbonce. Ja też się uśmiecham, bo kładę się spać. Jutro rano już mnie tu nie będzie. Chociaż wspomnienia mam dobre. I chętnie tu wrócę. Na chwilkę. Bo jak dla mnie jest tu zdecydowanie za głośno:)
2011-09-09
Kobiety... Jedna w obfitym biuście ma schowany zgrabny pistolecik, druga w kieszeni kurtki, kluczyki do motocykla. Wielkość niemalże ta sama. W sumie, to mogłyśmy się zamienić na te drobiazgi. Chociaż na jeden dzień:) Kapelusz oczywiście też bym pożyczyła... (Virginia City, Nevada)
2011-09-10
Proporcje wagi, miary i decyzyjności, są w tej podróży odwrotne niż wskazuje na to zdjęcie. Ja tu jestem tylko cieniem.
2011-09-10
Wczoraj usłyszałam: 4x2, 6 i "some REST"...Piguły, piguły... cholera, czy każdy wyjazd musi mnie przykuć do łóżka? Jeden dzień wytrzymałam. Drugiego mi szkoda. Piguły zabieram i jadę dalej. To też będzie "rest", tyle, że aktywny. Dzisiaj prowadzi GS, bo jest bardziej świadomy tego co wokół. Na dzisiaj zostało mi jeszcze 3x2 i 5...
2011-09-11
Co zdarzyło się w Newadzie...
2011-09-11
Najlepszą pigułą okazała się Route 66, a przeciągi Arizony mają moc wręcz uzdrawiającą. Swoją pomarańczową petardę zamieniłam na Corvette z 1957 - też petarda. A po południu, w Seligman miałam powtórkę z bałkańskiej gościnności... Nie nadążam za tym co się tutaj dzieje:)
Kolejne części dzienników Ani Jackowskiej z jej podróży po Stanach Zjednoczonych znajdziecie na naszych stronach już za dwa tygodnie.
|
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze