Ania Jackowska - jedna kobieta, jeden motocykl, wiele kultur
Po Syryjsko-Jordańskiej podróży w nieznane oraz 72 dniach spędzonych na Bałkanach, Ania Jackowska postanowiła wyruszyć do Stanów Zjednoczonych. Na kilka dni przed jej wylotem, siedząc już właściwie na walizkach, rozmawiamy z Anią na temat minionych podróży, rzeczywistości pomiędzy nimi, a także obecnej wyprawy do Ameryki.
Ścigacz.pl: Każda podróż czegoś uczy. Czego nauczyła Cię podróż po Bałkanach?
Ania Jackowska: Nauczyła tego, żeby walczyć z własnymi słabościami ciała nawet wtedy, kiedy wieje wiatr, jest zimno, a w butach chlupie woda. Z tą wiarą we własne siły i moc naszego ciała nie można jednak przesadzić. W trakcie zeszłorocznej podróży po Bałkanach musiałam sobie powiedzieć „Ok. Jackowska, temperatura pokazuje 3 stopnie Celsjusza, leje deszcz, a Twoja głowa powoli traci kontakt z rzeczywistością. Zjeżdżamy”. Powiedzieć sobie „dość” pomimo tego, że pierwotny plan był zupełnie inny, nie jest wcale tak łatwo. To chyba taka najważniejsza lekcja z mojej ostatniej podróży.
Ścigacz.pl: Jak wygląda Twój świat kiedy nie podróżujesz?
Ania Jackowska: Mój codzienny świat toczy się wokół tej podróżniczej rzeczywistości. Najpierw pojawia się pomysł na nowy projekt wyprawy, później rozpoczynają się poszukiwania sponsorów, jego promocja, a po wyprawie etap pisania książki. Myślę, że to właśnie pisanie jest najbardziej czasochłonne i najbardziej odrywa mnie od rzeczywistości. Po powrocie z Syrii i Jordanii, czy też z Bałkanów trafiłam w codzienność, aby po chwili, za sprawą pisania książki wpaść z powrotem do owej podróżniczej rzeczywistości. Projekt „Jedna kobieta, jeden motocykl, wiele kultur”, którego realizację zaczęłam jakiś czas temu, z każdym rokiem nieoczekiwanie nabiera rozpędu, pochłania coraz więcej czasu i absorbuje coraz więcej energii. Jeżeli chcę go rozwijać, a na tym bardzo mi zależy, to nie jestem w stanie wykonywać niczego innego. Chyba tak właśnie wygląda mój świat.
Ścigacz.pl: Rok 2011 można w pewien sposób uznać za przełomowy. Na horyzoncie pojawili się nowi partnerzy, którzy postanowili się zaangażować w Twoje podróże, zgarnęłaś Travelera, media wykazywały spore zainteresowanie Twoją osobą, a także skończyłaś pisać drugą książkę. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?
Ania Jackowska: Także myślałam o tym 2011 roku. Nie wiem czy jest przełomowy, ale na pewno jest wyjątkowy. Traveler, który został mi przyznany był dla mnie wielkim zaskoczeniem. To było coś bardzo wyjątkowego. To taka kolejna pieczątka w moim podróżniczym paszporcie, kolejny znak „Anka jedziesz dalej. Warto!”. Traveler był po prostu kolejnym motywatorem, tym razem w postaci piramidki, którą nota bene zdążyłam już uszkodzić. Tak bardzo się cieszyłam z tego, że ją mam, że chciałam ją pokazać w kilku miejscach w wyniku czego ułamał się jej czubek. Jeżeli chodzi o sponsorów rzeczywiście zainteresowanie z ich strony wzrosło i w ten oto sposób w sezonie 2011 dołączyłam do Castrol Edge Team. Cieszę się także z tego, że moja współpraca z dotychczasowymi partnerami: BMW, Canonem, PZMotem, Sinnetem rozwija się na coraz większą skalę. To, że cały czas są ze mną oznacza, że w pewien sposób doceniają to, co robię. Napisanie pierwszej książki było o wiele łatwiejsze. W momencie, w którym sobie rozmawiamy, w wydawnictwie leży już druga i czeka na moment powrotu ze Stanów, bowiem jej premiera przewidziana jest na pierwszy tydzień października. Myślę, że te wszystkie rzeczy są dowodem na to, że nie zatrzymałam się i jadę dalej.
Ścigacz.pl: Poprzednia książka opisywała właściwie początki twojego „podróżniczego życia” tym razem już z dala od korporacji. Czego można się spodziewać po nowej książce?
Ania Jackowska: Myślę, że nowa książka ma nieco bardziej refleksyjny charakter. Więcej się w niej dzieje, jest nieco mniej opisów, a akcja jest troszkę bardziej wartka. W zasadzie to ciężko mi odpowiedzieć, czego można się po niej spodziewać, bo jeszcze nie nabrałam do niej dystansu. Napisałam, przeczytałam, trudno było mi ją oddać, bo jak zwykle chciałam jeszcze coś w niej pozmieniać, ale uważam, że postać w jakiej ona obecnie się znajduje jest postacią optymalną. To czytelnicy czytając tą książkę będą mogli ją ocenić. Na pewno elementem wspólnym z „Kobietą na motocyklu” będzie człowiek, spotkania z ludźmi i to, że sporo się dzieje. Myślę, że ten, komu spodobała się poprzednia książka, nie będzie rozczarowany jej nową odsłoną, a osoby, które zaczną od przeczytania tej nowej, sięgną także i po poprzednią.
Ścigacz.pl: Czy jeszcze znajdujesz czas na te nieco krótsze podróże w nieznane?
Ania Jackowska: Coraz mniej. Z resztą tak sobie myślę, że mam gdzieś tam w sobie potrzebę dwóch żyć. Jednego takiego motocyklowego, które dzieje się wokół mojego projektu i drugiego, które troszeczkę oddzielam od motocykla, ale z otwartością na inne sprawy. Myślę, że jest to zdrowy podział. Z jednej strony jest motocykl i projekt, który de facto cały rok żyje swoim życiem, a z drugiej strony jest także czas, który świadomie przeznaczam na coś innego. Ja lubię podróże. Często podróżuję niekoniecznie na motocyklu i wcale nie uważam, że jest to gorsza podróż. Jest ona po prostu inna. Przyznam jednak, że czasami brakuje mi spontanicznego wyjazdu motocyklem w góry, czy nad morze. Na szczęście ta moja dwumiesięczna podróż czasami robi swoje i rekompensuje mi pozostałe, już nieco krótsze eskapady na dwóch kołach.
Ścigacz.pl: W podróż po Bałkanach namówił Cię Emir Kusturica. Co skłoniło Cię zatem do podróży po Stanach?
Ania Jackowska: Chciałabym zjeść prawdziwego hamburgera (śmiech). Tak naprawdę Stany były od zawsze takim moim małym marzeniem. Nigdy tam nie byłam, znam je wyłącznie z filmów i jestem bardzo ciekawa, na ile odzwierciedlają one tamtejszą rzeczywistość. Stany są tak naprawdę zaprzeczeniem tego, co jest mi bliskie. Ja lubię rzeczy, które są kameralne, małe, po prostu swojskie. Wydaje mi się, że Stany to zupełnie coś innego. Duża przestrzeń, rozmach, hałas. Chciałabym sprawdzić, jak to faktycznie jest. Czy jest tam jeszcze miejsce na kameralność, a jeżeli istnieją takie miejsca to zapewne mało osób o nich wie i chciałabym się nimi podzielić. Dowiadując się o Stanach wielu rzeczy dla siebie, chciałabym pokazać ludziom, którzy w Stanach nigdy nie byli taką rzeczywistość, codzienność, a nie tylko to, co znamy z ekranu.
Ścigacz.pl: A jest już jakiś konkretny plan?
Ania Jackowska: Tak, jest jeden – start i meta w Los Angeles. Wszystko co potoczy się w międzyczasie nie jest ubrane sztywno w jakieś ramy. Dzisiaj odebrałam namiot, a zatem mam już gdzie spać…
Ścigacz.pl: W takim przypadku szerokiej drogi! Do odlotu pozostało już całkiem niewiele czasu…
Ania Jackowska: Właściwie to już odleciałam:) Pozdrowienia z L.A.
Komentarze 13
Pokaż wszystkie komentarzeGratuluję. Taki praktycznie niejeżdżony sprzęt to złoto nie maszyna. :-)))))
Odpowiedz4 Lata temu kupiłem małego Fazera ktorego pierwszym wlascicielem w kraju byla pani A. Jackowska :-)
OdpowiedzPani Aniu, dosyć już, naprawdę. Zegnamy P. Anie i jej wyeksploatowane parcie na media. Następna proszę, byle z ikrą i z czymś ciekawszym do przekazania niż machaniem logo sponsora.
Odpowiedzmiałem okazję spędzić urlop z jej książką - ponieważ uwielbiam podróże motocyklowe ucieszyłem sie, że własnie przed wyjazdem wpadła mi w ręce. Dwa wieczory - przeczytana... Bez emocji, podejrzewam,...
OdpowiedzWsiadaj na GS'a, odbądź lepszą podróż, napisz lepszą książkę! Wszyscy będziemy Tobie wdzięczni.
OdpowiedzGnypek! Luzuj poślady i przestań się podniecać. Po jednej imprezie pt. "GS CHALLENGE" sama Jackowska przyznała w wywiadzie, że ta impreza zdecydowanie była większym wyzwaniem od jej wyprawy. Kto nie wierzy odsyłam do video relacji na "scigacz.pl". Zatem każdy uczestnik imprezy GS CHALLENGE pokonał większe wyzwanie. Natomiast czas na pisanie książki każdy motocyklista woli poświęcić na swoją pasję. Najwyraźniej Pani Ania nie pasjonuje się jazdą na motocyklu. Może wybrała motocykl bo było taniej niż samochodem - nie wiem.. i nie mam nic do tego. Ale nie lubię udawania kogoś kim się nie jest.
OdpowiedzPoślady ci u mnie wyluzowane :), a chodzi mi jedynie o to, że jeżeli ktoś nie chce, to niech nie czyta, nie ogląda, nie klika i nie wiem co tam jeszcze. Możecie mieć własne zdanie, takie każdego prawo, tylko przestańcie już z tym parciem na media itp. itd. Ania doceniła trudy GS CHALLENGE. To przecież świadczy o jej niewygórowanym mniemaniu o sobie. Mogłaby się asić: ja to, ja tamto, a tu przyznała, że było to dla niej duże wyzwanie. To jest prawdziwa skromność!!! Pamiętam, że tak samo atakowano Martynę Wojciechowską, po jej książce "Przesunąć Horyzont". Że ją wnieśli, że to, że tamto. To chyba taka nasza polska specjalność: twierdzenie, że ja wszystko zrobiłbym lepiej. No właśnie, zrobiłbym. Ja niezmiennie podziwiam Anię i czekam na dalsze relacje.
OdpowiedzPani Ani i jej wycieczkom szumnie zwanymi wyprawami już podziękuję... Jest jak natrętny kawałek muzy powtarzany "x" razy w mediach. Kobieta na motocyklu wygląda lepiej niż w najdroższej limuzynie- ...
Odpowiedzcóż chyba popre przedmówce - ale to chyba w modzie dziś przeć za wszelką cene by potomni pamietali itp itd
OdpowiedzDla chcącego nic trudnego, wiele ludzi podróżuje czy to na moto czy rowerem czy nawet auto(jachto)stopem, nie każdy pisze książki, nie każdemu się chce, nie każdy ma parcie na szukanie sponsorów, ...
OdpowiedzOczywiście masz prawo do własnego zdania, ale idąc twoim tropem myślenia nie powinno być np. National Geographic, Discovery Channnel itp. itd. Tam, to dopiero jest "parcie na media". Co w tym złego, że ktoś (Ania) chce się z nami podzielić swoimi przeżyciami, że potrafi znaleźć sposnora, że wreszcie tak zarabia na życie? Nie chcesz (nie chcecie), przecież nikt Ciebie (Was) nie zmusza. Ja osobiście jestem Ani wdzięczny i ją podziwiam. Pozdrawiam.
Odpowiedz