Bagnaia wygrywa. Czy to koniec marzeñ Quartararo? Analiza GP Malezji 2022
Nie miał łatwo, bo Enea Bastianini znów doprowadził wszystkich w Ducati do furii, ale wygrywając Grand Prix Malezji Pecco Bagnaia zbliżył się na wyciągnięcie ręki do mistrzostwa MotoGP. Jak tego dokonał i dlaczego losy tytułu wcale nie są jeszcze przesądzone? Mick analizuje wydarzenia z toru Sepang.
Emocje sięgnęły zenitu już podczas sobotnich kwalifikacji, do których Fabio Quartararo przystępował z palcem w lewej dłoni złamanym podczas jego zdaniem "głupiego" upadku w treningu. Francuz dostał się przynajmniej bezpośrednio do drugiej części czasówki.
W pierwszej walczyć musiał z kolei nie tylko Bagnaia i Jack Miller, ale również Marc Marquez. Podczas gdy wszyscy czekali, aby złapać się na hol za Włochem, Ducati rozegrało Q1 perfekcyjnie, wypuszczając z garażu Millera jako "wabik" i pozwalając Pecco, bez rywali na ogonie, wykręcić najszybsze kółko.
Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem. Drugi na tym etapie Miller w pewnym momencie za bardzo zwolnił i zaraz po rozpoczęciu ostatniego mierzonego kółka upadł w drugim zakręcie z powodu zbyt wychłodzonej tylnej opony. Sytuację wykorzystał holujący się za nim Marquez, który awansował na drugie miejsce i do Q2 razem z Bagnaią.
Po drugiej czasówce wszyscy chyba jednak zadawali sobie pytanie; "czy ktokolwiek chce w tym roku sięgnąć po mistrzostwo MotoGP?". Podczas gdy Bagnaia kolejny raz nie wytrzymał presji i upadł w czwartym zakręcie (gdy jechał za nim, tak, zgadliście; Marc Marquez), sytuacji nie potrafili wykorzystać zarówno trzeci w tabeli Aleix Espargaro, jak i Quartararo, którzy zakwalifikowali się do wyścigu odpowiednio na dziesiątym i dwunastym miejscu. W niedzielę jednak wszystko się zmieniło.
Pole position zgarnął w sobotę Jorge Martin, który po starcie wyścigu od razu wystrzelił na czoło stawki i rozpoczął ucieczkę. Na siódmym z dwudziestu okrążeń Hiszpan zakończył ją jednak uślizgiem przedniego koła w piątym zakręcie.
Martin w sobotę poprawił rekord toru o ponad pół sekundy i był bardzo pewny siebie, zapowiadając walkę o zwycięstwo. Jak się okazało; był zbyt pewny. Po wyścigu przyznał, że wjechał w zakręt o 1 km/h szybciej niż powinien, a do tego nieco zbyt wąsko, przez co stracił przyczepność przodu po najechaniu na nierówność.
Start życia z dziewiątego pola zaliczył z kolei Bagnaia, który nie tylko świetnie wystrzelił spod świateł, ale także bardzo późno zahamował do pierwszego zakrętu, dzięki czemu przebił się na drugie miejsce. Lider tabeli nie dogrzał jednak wystarczająco krawędzi opon na okrążeniu rozgrzewającym, przez co nie był w stanie utrzymać tempa Martina.
Włoch od razu zdał sobie też sprawę, że lider ciśnie zbyt ostro i postanowił nie gonić za nim za wszelką cenę, skupiając się na zarządzaniu oponami i utrzymaniu za sobą startującego z drugiej pozycji - i najszybszego w Sepang podczas przedsezonowych testów - Eneę Bastianiniego.
Bez kontekstu walki o tytuł, widowisko na tym etapie nie było specjalnie ekscytujące, ale po wywrotce Martina waga wydarzeń na czele stawki wzrosła wielokrotnie.
Podczas gdy Bagnaia i Bastianini walczyli o zwycięstwo, Fabio Quartararo, po równie świetnym starcie, przebił się na trzecią lokatę. Gonił go jednak dosiadający Ducati Marco Bezzecchi, który tydzień temu zapewnił sobie tytuł debiutanta roku.
Tutaj robi się bardzo ciekawie, bo gdyby Bezzecchi wyprzedził Quartararo, zwycięstwo w wyścigu dałoby Pecco już w niedzielę tytuł mistrza świata.
Szefowie Ducati przyznali później, że na tym etapie wyścigu wyraźnie wychodzili z siebie, bo zastanawiali się, czy w takiej sytuacji zwyczajnie nie dać ekipie Gresiniego i Bastianiniemu jasnego polecenia, aby oddał zwycięstwo Pecco.
Możecie się złościć na team orders, ale w takiej sytuacji tylko idiota nie wydałby takiej dyspozycji. Zresztą ekipa Gresiniego wystawiała nawet na tablicy Bestii informację "Pecco", jasno dając mu do zrozumienia, że nie może zrobić niczego głupiego.
Gdy stało się jasne, że Bezzecchi nie da rady wyprzedzić Quartararo, Ducati zrezygnowało - a przynajmniej tak mówią - z jakichkolwiek team orders, ale Bastianini i tak nie miał zamiaru rezygnować z walki o zwycięstwo. To żadne zaskoczenie, bo zapowiadał to już w sobotę, mówiąc po kwalifikacjach, że co prawda będzie uważał, ale chce wygrać.
Enea cisnął bardzo, bardzo ostro, prowokując pytania, jak napięta będzie relacja pomiędzy nim, a Bagnaią w fabrycznym garażu Ducati w przyszłym roku, ale po wyścigu przyznał, że na finiszu zwyczajnie nie miał już amunicji, aby zaatakować. Tym bardziej, że obaj jechali na limicie, ale Pecco miał małą przewagę na hamowaniu.
O ile w Tajlandii Johann Zarco wyraźnie nie miał zamiaru atakować jadącego po trzecie miejsce Pecco, o tyle Enea powiedział w niedzielę wprost, że jego planem był atak na ostatnim kółku.
Niestety, tylna opona w jego Ducati na finiszu miała już dość. Co prawda Bastianini świetnie zarządzał przodem, wyjeżdżając z tunelu aerodynamicznego za Pecco na dwóch długich prostych, aby nie przegrzać przedniej opony i nie dopuścić do wzrostu ciśnienia, ale tym razem nawet on nie był w stanie wystarczająco oszczędzić tyłu - choć zazwyczaj to jego mocna strona.
Przewagą Bastianiniego w pierwszej połowie wyścigu była przyczepność w szybkich zakrętach, podczas gdy Pecco zyskiwał na wyjściach z wolnych łuków i podczas hamowania. Gdy Bestia stracił przyczepność tyłu, na finiszu nie był już w stanie zaatakować, choć ewidentnie miał taki plan.
Co ciekawe, Enea przyznał także, że gdy wyprzedził Pecco w pierwszej połowie wyścigu, jadąc przed nim nie był w stanie odskoczyć i zaczął czuć, że coraz mocniej traci swoją przewagę w szybkich, szczególnie prawych łukach.
Pytany, czy brał pod uwagę odpuszczenie, bo w końcu Bagnaia walczy o tytuł, Enea wyraźnie wykręcał się od odpowiedzi, ale gdy dziennikarze postawili go pod ścianą, przyznał otwarcie; "tak, chciałem go wyprzedzić na ostatnim kółku. Wiedziałem, że muszę to zrobić ostrożnie, bo Ducati walczy o tytuł, ale ja walczę o trzecie miejsce w tabeli, a Pecco sobie poradzi".
Niektórzy zwracają uwagę, że na ostatnim kółku Bastianini prawie otarł się o tylne koło motocykla Pecco w dziewiątym zakręcie, co pokazuje, że mógł wyprzedzić, ale nie chciał. Enea przyznał, że myślał o ataku, ale był on po prostu niemożliwy, dlatego pojechał szeroko i tak bardzo zbliżył się do rywala.
Dokładnie tak samo było w drugą stronę, na siedem kółek przed metą, gdy kilka zakrętów przed powrotem na prowadzenie Pecco podjechał bardzo blisko Bestii w czternastym zakręcie.
Sęk w tym, że wyprzedzanie w MotoGP jest obecnie tak trudne, że zrobienie tego czysto jest naprawdę nie lada sztuką, niezależnie od tego, czy stawką jest tytuł, czy nie. Jakąkolwiek kolizją Enea zaszkodziłby przede wszystkim sobie i swoim szansom na podium w generalce. Moim zdaniem nie było tutaj żadnego odpuszczania z jego strony. Ostrożność, tak. Oddanie zwycięstwa? Absolutnie nie!
W zależności od tego komu kibicujecie, łatwo jest przechylić w tym przypadku języczek u wagi z "przecież on walczy o swoje" na "zachowuje się jak totalny egoista". Trzeba tylko pamiętać o jednym; Bastianini, podobnie jak Jack Miller, walczy o podium w klasyfikacji generalnej i nie chodzi tutaj tylko o tytuł wice lub drugiego wicemistrza, a przede wszystkim o bardzo duże bonusy finansowe wynikające z kontraktu.
Finiszując na drugiej pozycji Bastianini stracił już co prawda matematyczną szansę na tytuł, ale wciąż może zostać wicemistrzem. Poza tym jadąc jak cień za Bagnaią mógł po cichu liczyć na to, że sprowokuje swojego rodaka do błędu i wywrotki, a to dawałoby mu realną szansę na walkę o tytuł w Walencji.
Tak, taka zagrywka jest już nieco słaba, kiedy masz w kieszeni kontakt na starty w fabrycznym zespole Ducati w kolejnym roku, ale umówmy się; w tym sporcie każdy zawodnik walczy o swoje.
Tak czy inaczej zagrywki Bestii nie przyniosły potencjalnie oczekiwanych przez niego rozstrzygnięć. Bagnaia sięgnął po siódmą wygraną w tym sezonie, dzięki czemu ma teraz 23 punkty przewagi nad Quartararo na już tylko 25 możliwych do zdobycia.
To oznacza, że Francuz musi wygrać w Walencji i liczyć, że Pecco popełni tam jakiś kolosalny błąd. Gdyby jednak Bastianini wyprzedził Bagnaię w Malezji, Quartararo w Walencji nie musiałby wygrywać. W przypadku braku punktów na koncie Pecco, Francuzowi wystarczyłoby w Walencji drugie miejsce, a to już potencjalnie mocno zmieniałoby układ sił.
W Ducati mają więc powody do niepokoju, ale nie chodzi o ten, a kolejny sezon. Współpraca w fabrycznym zespole marki z Bolonii będzie wówczas z pewnością bardzo… widowiskowa.
Tymczasem w Walencji sprawa jest jasna; jeśli wygra tam ktokolwiek inni, niż Quartararo, wówczas Pecco nie musi nawet dojeżdżać do mety. Bastianini otwiera w tym przypadku kolejkę siedmiu chętnych. Miller będzie chciał pożegnać się z Ducati w jak najlepszym stylu i także powalczyć o podium w generale, podczas gdy Martin wystartuje przed własną publicznością. No i jeszcze Bestia. "Na finiszu wyścigu w Malezji zrezygnowaliśmy z poleceń, ale w Walencji polecenie z naszej strony będzie jasne; wygrać ma zawodnik Ducati" - powiedział pół żartem, pół serio, Dyrektor Sportowy Ducati Corse, Paolo Ciabatti.
Także szef fabrycznego zespołu Ducati, Davide Tardozzi, przyznał po wyścigu, że jedyne polecenie, jakie dostał Bastianini od włoskiej marki, to; nie walcz zbyt ostro. Choć na mecie mogli świętował mistrzostwo w klasyfikacji zespołów, w trakcie Grand Prix kierownictwo Ducati miało wątpliwości, czy może zaufać Bestii, bo wciąż ma w pamięci kontrowersyjne zderzenie Dovizioso i Iannone z Grand Prix Argentyny sprzed kilku lat. Ostatecznie wszystko rozeszło się jednak po kościach, a teraz żadne polecenia zespołowe nie są już i tak potrzebne.
Trudno wyobrazić sobie, że ostatni wyścig sezonu kończy się w jakikolwiek inny sposób, niż zwycięstwem Pecco w klasyfikacji generalnej, ale, ale… pamiętacie sezonu 2006? Wtedy też Valentino Rossi jechał w Walencji po pewny tytuł, ale wywrotka w drugim zakręcie oddała koronę w ręce Nicky’ego Haydena, który dwa tygodnie wcześniej stracił prowadzenie w tabeli po ścięciu przez własnego team-partnera, Daniego Pedrosę, w portugalskim Estoril.
Mówiąc inaczej; za dwa tygodnie w Walencji wydarzyć się może jeszcze absolutnie wszystko, mimo teoretycznie niemożliwej do roztrwonienia przewagi Pecco i liczebnej przewagi Ducati.
Jedno jest natomiast pewne; w walce pozostaje już tylko dwa dwójka; Bagnaia i Quartararo. Finiszując na dziesiątym miejscu Aleix Espargaro stracił matematyczne szanse na tytuł, ale po tym, jak karę za uderzenie w niego dostał Franco Morbidelli (który; trzeba dodać, wreszcie zrobił małe postępy), obronił - póki co - trzecie miejsce w tabeli.
Zawodnik Aprilii tylko o jeden punkt wyprzedza Bastianiniego, ale jest w mocnej defensywnie. Po opuszczeniu Europy fabryczna ekipa marki z Noale kompletnie się pogubiła. Czy w Walencji Aleix wróci na falę i będzie w stanie obronić tytuł drugiego wicemistrza przed Bestią i być może także Millerem?
W Malezji finiszowali przed nim Alex Rins, Jack Miller, Marc Marquez, Brad Binder i Johann Zarco. Ten pierwszy po zwycięstwie sprzed tygodnia był nieco rozczarowany, ale zgarnął solidne punkty. W Walencji będzie chciał zakończyć wieloletnią współpracę z Suzuki zwycięstwem i może być potencjalnie kolejnym zawodnikiem, który - niekoniecznie świadomie - będzie utrudniał zadanie Quartararo.
Tymczasem Marquez przez cały weekend podkreślał, że kompletnie nie czuje motocykla, ale jakimś cudem miał tempo, aby zakwalifikować się do wyścigu w pierwszym rzędzie. Warto jednak pamiętać, że zrobił to praktycznie przez cały dzień holując się za zawodnikami Ducati, o czym pisałem już na samym początku.
W niedzielę nie było już jednak tak różowo. Hiszpan już po kwalifikacjach podkreślał, że nie ma tempa na walkę o podium i rzeczywiście, mimo dobrego początku wyścigu, nie był w stanie dotrzymać kroku liderom oraz Quartararo.
Jak widać, nawet sześciokrotny mistrz MotoGP nie jest w stanie przeskoczyć fundamentalnych problemów, jakie Honda ma w tym roku ze swoim motocyklem. Jak sam tłumaczy; permanentna jazda za innymi to nie psychologiczne gierki, ale próba szukania czasu z uwagi na słaby silnik. Z drugiej strony… dlaczego ciągle za Pecco?
Kto wie, może w Walencji Marc znów wróci jednak do czołówki i to on okaże się czarnym koniem, który przyczyni się do rozstrzygnięcia losów tytułu? Pytanie, w którą stronę…?
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeJu¿ nawet nie "raczej", tylko "zdecydowanie" - Pecco Bagnaia mistrzem ¶wiata MotoGP w 2022.
Odpowiedz